Prezydent Czadu: żandarm i nędzarz

Idriss Déby (fot. Rama / pl.wikipedia.org / CC BY-SA 2.0 FR)
PAP / mh

Dawny protegowany Muammara Kadafiego, rządzący od ćwierć wieku krajem zaliczanym do najbiedniejszych na świecie, od lat pełni rolę żandarma afrykańskiego Sahelu i wiernego sojusznika Francji i Zachodu.

Prezydent Czadu Idriss Deby, którego tajna policja udaremniła właśnie kolejny wymierzony przeciwko niemu spisek, panuje od 1990 r., kiedy wygrał błyskawiczną wojnę domową, zajął stolicę kraju - Ndżamenę i ogłosił się prezydentem.
Jego rodacy przyjęli te wieści z radością. Niespełna 40-letni wówczas Deby uchodził za znakomitego żołnierza, wyszkolony był w akademiach wojennych we Francji, dawnej metropolii kolonialnej. Wrócił właśnie z kolejnych kursów i jako szef sztabu rozgromił i wygnał z Czadu libijskie wojska, które pod koniec lat 80. najechały i okupowały przygraniczną oazę Auzou, gdzie odkryto złoża gazu ziemnego.
Bohaterska sława Deby’ego zaniepokoiła samego prezydenta Hissene'a Habre, który pod koniec 1989 r. oskarżył szefa sztabu, a także kilku innych będących jego kuzynami generałów i ministrów o zdradę. Deby uciekł do Libii, skąd przedostał się do Sudanu, gdzie skrzyknął własną, partyzancką armię.
Pomogło mu to, że wywodzi się z ludu Zaghawa, mieszkającego po obu stronach granicy między Czadem i Sudanem. Sprzyjała mu też Francja, która mając już dość brutalnych rządów Habre, zdecydowała się zastąpić go innym faworytem. Kiedy partyzanci Deby'ego szturmowali Ndżamenę, francuscy żołnierze z wojennych baz w Czadzie, zamiast zgodnie z umową bronić Habre, spokojnie przyglądali się jego upadkowi.
W ślad za upadkiem komunizmu także w Afryce nadchodziły nowe polityczne mody. Po zakończeniu zimnej wojny, odchodzono od jednopartyjnych dyktatur, a na swoich protegowanych Zachód wymuszał demokratyczne zmiany. Jeden po drugim upadali tyrani w Etiopii, Somalii, Mali.
Zgodnie z oczekiwaniami, Deby obiecał w Czadzie zgodę i wielopartyjne porządki. Do swojego rządu wziął zarówno muzułmanów z północy, jak chrześcijan z południa, stanowiących po połowie 10-milionowej ludności kraju. Czadyjczykom podobało się nawet, że rozkazał policjantom nie patyczkować się ze złodziejami i rabusiami, lecz zabijać ich na miejscu, bez sądu. Wdzięczny za pomoc Francuzom, podarował im koncesje na wydobycie gazu i innych cennych minerałów. Wypalił też fajkę pokoju z libijskim przywódcą Kadafim, z którym odtąd byli serdecznymi przyjaciółmi.
Mając tak potężnych sprzymierzeńców i spokój w kraju, Deby rozmyślił się co do politycznej emerytury. Zamiast tego wystartował w pierwszych, wolnych wyborach prezydenckich w 1996 r. i bez trudu je wygrał. Wygrał i w 2001 r., a także w 2006 r., choć obiecał po raz trzeci nie startować. Aby mu to umożliwić, posłowie wykreślili z konstytucji ograniczenie prezydenckich kadencji do dwóch. Deby nie widział więc powodu, by w 2011 r. nie wygrać wyborów po raz czwarty.
Zgoda muzułmanów z chrześcijanami, północy z południem przestała istnieć wraz z wprowadzeniem wielopartyjnej demokracji, która ostatecznie przekonała czadyjskich polityków do partykularyzmu i trybalizmu. Także Deby w ostatnich latach opiera swoje rządy wyłącznie na rodakach z ludu Zaghawa, z którego wywodzi się większość urzędników w pałacu prezydenckim, a przede wszystkim oficerów w wojsku i tajnej policji, niweczących wszelkie spiski i rebelie.
Uznawany za oświeconego tyrana i rządzący jednym z najbiedniejszych krajów świata Deby stał żandarmem i postrachem całej wschodniej części afrykańskiego Sahelu. Wspierany petrodolarami Kadafiego, któremu marzyła się rola króla całej Afryki, Deby bezceremonialnie wtrącał się w sprawy sąsiadów, by osłabić ich, podporządkować sobie i swojemu libijskiemu dobrodziejowi.
W Sudanie szantażował prezydenta Omara al-Baszira, wspierając rodaków Zaghawów, którzy podnieśli zbrojną rebelię w Darfurze. Zaprawieni w walkach na pustyni żołnierze Deby’ego bezceremonialnie zapuszczali się do Republiki Środkowoafrykańskiej, by tropić tam i wybijać ukrywających się czadyjskich dysydentów i rebeliantów. Według własnej woli i upodobania Deby ustanawiał i obalał prezydentów w Bangui.
Swojego ostatniego protegowanego, Francois Bozize, pozbył się w marcu. Uznając, że nie rokuje żadnych nadziei, Deby rozkazał swoim żołnierzom, którzy strzegli tronu Bozize przed rebeliantami, by więcej go nie bronili. Kilka dni później rebelianci wdarli się do Bangui, a Bozize musiał uciekać z kraju.
Ostatnio Deby posłał 2,5 tys. swoich doborowych wojsk, by pomogli Francuzom w wojnie z dżihadystami na północy Mali. Czadyjczycy jako jedyny z afrykańskich sojuszników wsparli francuskich spadochroniarzy i Legię Cudzoziemską w trudnym zadaniu pacyfikowania wąwozów w łańcuchu górskim Ifoghas na Saharze, gdzie wycofali się rozgromieni dżihadyści.
Pod koniec kwietnia Deby rozkazał odwrót. Czadyjczycy stracili w Mali 36 żołnierzy (Francuzi tylko 6), ale zyskali wdzięczność Francji, która już kilka lat temu postanowiła, że nie będzie, jak dawniej, wspierać w Afryce wszystkich przywódców mówiących po francusku, a jedynie tych, których przyjaźń będzie Paryżowi niezbędna.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Prezydent Czadu: żandarm i nędzarz
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.