Zwycięzca bierze wszystko?

Wspólne spotkanie Władimira Putina, Wiktora Juanukowycza i Mykoły Azarowa (fot. president.gov.ua)
Bożena Wałach / DEON.pl

Nie zdążył jeszcze wyschnąć atrament na podpisanej przez prezydentów Ukrainy i Rosji spektakularnej umowie "flota za gaz", a Ukraina znów zawrzała. Tym razem na skutek propozycji premiera Putina, by połączyć Gazprom z ukraińskim koncernem gazowym Naftohaz.

Swój pomysł Putin ogłosił po spotkaniu z premierem Ukrainy Mykołą Azarowem. - Mówiliśmy już o rosyjsko-ukraińskiej integracji w dziedzinie energii atomowej, możemy to również zrobić z gazem - zadeklarował Putin.

Naftohaz Ukraina to przedsiębiorstwo zajmujące się wydobyciem, transportem i sprzedażą nośników energii. W całości należy do państwa i od zawsze było symbolem niezależności Ukrainy. Od zawsze było także łakomym kąskiem dla Rosji, która chętnie przejęłaby kontrolę nad infrastrukturą przesyłową, którą rosyjski surowiec dociera do zachodnich klientów (w zeszłym roku gazociągami Naftohazu przetransportowano około stu miliardów sześciennych gazu).

Wiele wskazuje, że obecny ukraiński rząd (zdominowany przez prorosyjską Partię Regionów) gotów jest rozważyć propozycję Putina. Pomysł rosyjskiego premiera nie wydaje się tak zaskakujący, jeśli przypomnieć niedawną propozycję prezydenta Janukowycza – udział Rosji w modernizacji konsorcjum zarządzającego gazociągami w zamian za rezygnację z budowy gazociągu South Stream (projekt 900-kilometrowego gazociągu południowego po dnie Morza Czarnego).

Wydaje się też logiczną konsekwencją szeregu wcześniejszych decyzji ukraińskich władz: zgody na przedłużenie obecności Floty Czarnomorskiej na Krymie do 2047 roku (obecność rosyjskiej bazy przekreśla szanse Ukrainy na członkostwo w NATO), korzystnego dla Rosji ustalenia w sprawie Cieśniny Kerczeńskiej (jedyny głęboki, sztucznie pogłębiony do ośmiu metrów, tor wodny prowadzący z Morza Czarnego na Morze Azowskie) czy stwierdzenia na forum międzynarodowym iż „Wielki Głód” nie był zbrodnią przeciwko ludzkości.

Rosyjscy eksperci komentują sytuację jednoznacznie: Ukraina jest pod ścianą. - Jeśli Rosja uruchomi oba gazociągi, Nord Stream i South Stream, i zacznie transportować gaz z pominięciem infrastruktury ukraińskiej, Ukraina straci wpływy z tranzytu stanowiące 8-10 proc. budżetu. To sposób na zupełne zmarginalizowanie roli Ukrainy w tranzycie gazu – twierdzi ekspert paliwowy Rustam Tankajew. W tej chwili przez Ukrainę płynie 80 proc. rosyjskiego surowca eksportowanego do krajów Unii Europejskiej.

Może się okazać, że to ostatni moment, kiedy Ukraina ma szansę "ugrać coś", rzucając na szalę swoje gazociągi. Tym bardziej, że na rzecz inwestycji w modernizację infrastruktury ukraińskiej przemawiają liczby: budowa South Stream to koszt ok. 25 mld dolarów, podczas gdy na modernizację gazociągów ukraińskich – jak podkreślają eksperci - wystarczyłaby kwota rzędu 4 mld dolarów.

Według Tankajewa rosyjsko-ukraińska transakcja może polegać na wymianie wszystkich akcji Naftohazu na 7-8,5 % akcji Gazpromu.

Podobny projekt brany był pod uwagę przed kilkoma laty, kiedy Ukraina rozważała wejście, razem z Rosją, Białorusią i Kazachstanem do WPG czyli Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej (ros.: Jedinoje Ekonomiczeskoje Prostranstwo). Pogłębienie zależności energetycznej było jednym z elementów porozumienia. Mykoła Azarow, pełniący dziś funkcje premiera, był wówczas głównym negocjatorem warunków. Zmiana władzy pociągnęła jednak za sobą zmianę priorytetów i zwrot w stronę Zachodu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zwycięzca bierze wszystko?
Komentarze (2)
Stanisław Miłosz
6 maja 2010, 16:51
Kinga z Kresów?
K
Kresowianin
6 maja 2010, 16:49
PaniT.pierwsza by ukrainę sprzedała,gdyby tylko mogła sobie tym zapewnić władzę.