Hanna Karp / slo
Kiedy rodzice postanawiają prowadzić dziecko do tzw. terapeuty stosującego niekonwencjonalne metody leczenia, nie zdają sobie sprawy, na jak wielkie niebezpieczeństwo je narażają. I dopiero po szkodzie zdają sobie - być może - sprawę z tego, jak wiele zła i zamieszania powodują niekonwencjonalne terapie.
Kiedy rodzice postanawiają prowadzić dziecko do tzw. terapeuty stosującego niekonwencjonalne metody leczenia, nie zdają sobie sprawy, na jak wielkie niebezpieczeństwo je narażają. I dopiero po szkodzie zdają sobie - być może - sprawę z tego, jak wiele zła i zamieszania powodują niekonwencjonalne terapie.
Hanna Karp / slo
Kiedy rodzice postanawiają prowadzić dziecko do tzw. terapeuty stosującego niekonwencjonalne metody leczenia, nie zdają sobie sprawy, na jak wielkie niebezpieczeństwo je narażają. I dopiero po szkodzie zdają sobie – być może – sprawę z tego, jak wiele zła i zamieszania powodują niekonwencjonalne terapie, wprowadzone w 1995 roku rozporządzeniem rządowym Leszka Millera, ówczesnego ministra pracy i polityki socjalnej, na tzw. rynek usług.
Kiedy rodzice postanawiają prowadzić dziecko do tzw. terapeuty stosującego niekonwencjonalne metody leczenia, nie zdają sobie sprawy, na jak wielkie niebezpieczeństwo je narażają. I dopiero po szkodzie zdają sobie – być może – sprawę z tego, jak wiele zła i zamieszania powodują niekonwencjonalne terapie, wprowadzone w 1995 roku rozporządzeniem rządowym Leszka Millera, ówczesnego ministra pracy i polityki socjalnej, na tzw. rynek usług.
{{ article.published_at }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}