Wszelkie działania, pragnienia i słowa wyrażające cielesność i seksualność są dobre. Dopiero grzech sprowadził na człowieka nieszczęście i zagrożenie w tej dziedzinie.
Człowiek jest istotą cielesną, a poprzez to także seksualną, stworzoną jako mężczyzna i kobieta uzupełniający się nawzajem i przekazujący życie. Cielesność człowieka jest elementem Bożego planu stworzenia. Jest ona przez Boga chciana, uznana za dobrą i stanowi niezbywalny moment człowieczeństwa. To właśnie poprzez cielesność wyraża się na zewnątrz seksualna odrębność kobiety i mężczyzny.
Święty Jan Paweł II w początkach pontyfikatu poświęcił wiele czasu podczas katechez środowych nauczaniu na temat głębokiego znaczenia ludzkiej cielesności i płciowości. Katechezy te powstawały w kontekście przygotowań i obrad synodu biskupów na temat zadań współczesnej rodziny. Prędko zaczęto określać te katechezy jako "Jana Pawła II teologię ciała". Była to absolutna nowość! W powszechnym bowiem mniemaniu jedyne, co Biskup Rzymu miałby do powiedzenia w tym temacie, to omówienie grzechów związanych z cielesnością i seksualnością człowieka, a wymierzonych przeciwko VI i IX przykazaniu Dekalogu. Jan Paweł prowadził jednak wykład pozytywny, starając się ukazać niezwykłą, Bożą wartość cielesności i płciowości. U początków papieskiego nauczania znajdujemy analizę pojęcia wstydu, będącą poniekąd kluczem do całości. Odwołując się do tekstu natchnionego z Księgi Rodzaju: Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali nawzajem wstydu (Rdz 2, 25), papież stwierdzał, że w przeżyciu wstydu człowiek doświadcza lęku wobec "drugiego ja" - np. kobieta wobec mężczyzny - a jest to lęk o własne "ja" (…). Można zatem powiedzieć, że wstyd jest przeżyciem wielorako złożonym także i w tym znaczeniu, że oddalając niejako człowieka od człowieka (kobietę od mężczyzny), szuka równocześnie ich osobowego zbliżenia, ustanawiając właściwą dla niego płaszczyznę i "poziom".
W dalszym ciągu analiz nasz Święty stwierdzał, że nagość oznacza to pierwotne dobro Bożego widzenia. Nagość oznacza całą prostotę i pełnię tego widzenia, poprzez które ujawnia się "czysta" wartość człowieka jako mężczyzny i kobiety, «czysta» wartość ciała i płci. Sytuacja - na którą pierwotne objawienie ciała, a w szczególności Rdz 2, 25 wskazuje tak zwięźle, a zarazem sugestywnie - nie zna wewnętrznego pęknięcia i przeciwstawienia pomiędzy tym, co duchowe, a tym, co zmysłowe, tak jak nie wykazuje pęknięcia i przeciwstawienia pomiędzy tym, co po ludzku osobowe, a tym, co w człowieku stanowi płeć: co męskie i kobiece.
Proszę Czytelnika o wybaczenie tych długich passusów papieskiego nauczania (poniżej znajdą się kolejne!), ale pozwalają one znaleźć właściwy kontekst do mówienia o grzechu w sferze seksualnej. Otóż z natury i planu Bożego wszelkie działania, pragnienia i słowa wyrażające cielesność i seksualność są dobre. Dopiero grzech sprowadził na człowieka nieszczęście i zagrożenie w tej dziedzinie. Dopiero poprzez grzech człowiek stał się zdolny do niezgodnego z planem Bożym korzystania z daru seksualności.
Człowiek wypowiada się najpełniej przez miłość. Dzięki niej rozwija się, staje się piękny, głęboki, odkrywa najwyższe poziomy własnego człowieczeństwa. Miłość pomiędzy kobietą i mężczyzną zmierza z natury ku jedności, wyrażającej się i dopełniającej także w sferze cielesnej (stają się jednym ciałem - Mt 19,5). Ludzkie zachowania w sferze seksualnej związane są więc ze swej natury z miłością. Oderwanie jednego od drugiego powoduje nieład moralny, grzech.
Tam gdzie seksualność oddzielona jest od miłości i szuka się wyłącznie zaspokojenia żądz, niszczy się sens seksualnego zjednoczenia mężczyzny i kobiety. Seksualne zjednoczenie jest najpiękniejszym, cielesno-duchowym wyrazem miłości. Ludzie, którzy szukają seksu bez miłości, oszukują, ponieważ bliskość ciał nie odpowiada bliskości ich serc (Youcat, 403).
Grzech w tej szczególnie wrażliwej sferze życia człowieka polega więc przede wszystkim na nieprawdzie zachowań, słów, myśli. Oderwanie seksualności od miłości prowadzi do wykorzystywania człowieka (drugiego lub siebie samego), a więc do uprzedmiotowienia. Gdy człowiek staje się przedmiotem, traci swą godność, wartość, poniekąd traci także samego siebie. Wtedy mówimy o poważnym, ciężkim, śmiertelnym grzechu. Kto bowiem czyni z człowieka przedmiot, nie może wymówić się od winy.
W ocenie moralnej poszczególnych czynów należy, rzecz jasna, wziąć pod uwagę także okoliczności, a w szczególności świadomość moralną odnośnie grzechu, świadomość aktualną w czasie jego popełniania oraz wolność woli i decydowania o swym zachowaniu. Okoliczności mogą wpłynąć nie tylko na zaistnienie winy lub jej niezaistnienie, ale także wpłynąć na ocenę ciężaru popełnionego grzechu. Obiektywnie ciężka materia (jaką jest w tym wypadku uprzedmiotowienie człowieka) nie zawsze sprawia subiektywne zaistnienie ciężkiego grzechu. Staje się tak jedynie wówczas, gdy czyn (myśl, słowo) zostały popełnione w sposób całkowicie dobrowolny i ze świadomością popełnianego zła.
Każdy chrześcijanin jest wezwany do miłości czystej, a więc takiej, która zawsze afirmuje drugiego (choćbym tym "drugim" był ja sam). Czystość miłości związana jest z odczuwaniem wstydu w sytuacjach, gdy moja nagość jest odsłonięta, gdy pojawia się niebezpieczeństwo uprzedmiotowienia, o którym była mowa powyżej. W rozerotyzowanej cywilizacji zachodniej wieku XXI mamy ciągły nadmiar traktowania ludzkiej nagości jako podmiotowej i nieustanny deficyt wstydu. Pomimo powszechnie panującego i promowanego bezwstydu, człowieka który nie odczuwa wstydu uznać należy za obarczonego skazą, niedorozwojem. Wstyd jest bowiem czymś głęboko ludzkim (zwierzęta się nie wstydzą!). Papieskie analizy fenomenu ludzkiej wstydliwości prowadzą do odkrycia, że to właśnie ona została dana człowiekowi, by chronić go przed uprzedmiotowieniem.
Wstydliwość chroni intymność osoby. Polega ona na odmowie odsłaniania tego, co powinno pozostać zakryte. Wstydliwość jest związana z czystością, świadczy o jej delikatności. Kieruje ona spojrzeniami i gestami, które odpowiadają godności osób i godności ich zjednoczenia. Wstydliwość strzeże tajemnicy osób i ich miłości (KKK 2521 2522). Formy, jakie przybiera wstydliwość, są różne w różnych kulturach. Wszędzie jednak jawi się ona jako dostrzeżenie duchowej godności właściwej człowiekowi. Rodzi się ona wraz z dojrzewaniem sumienia osoby. Uczyć dzieci i młodzież wstydliwości oznacza budzić w nich poszanowanie osoby ludzkiej (KKK 2524).
Katechizm mówi o wielu formach grzechów przeciwko cnocie czystości (KKK 2351-2359 i 2380-2391). Wymienia wśród nich rozwiązłość, masturbację, nierząd, pornografię, prostytucję, gwałt, czyny homoseksualne, cudzołóstwo, poligamię, kazirodztwo, nadużycia seksualne na dzieciach i młodzieży, wolne związki, życie młodych "na próbę", permisywizm obyczajów. Nie jest chyba zadaniem tego artykułu omawianie poszczególnych grzechów w tej dziedzinie. Wszystkie bowiem łączy jeden mianownik: bezwstyd (a więc uprzedmiotowienie człowieka)! Może to mocne stwierdzenie, ale każde z tych zachowań, choćby popełniane w całkowitym ukryciu, odziera ludzką seksualność z jej niemal sakralnego wymiaru, kładącego nacisk na wymiar Bożego daru seksualności. Człowiek popełniający rozmyślnie (świadomie i dobrowolnie) grzech w tej materii, podobny jest do Napoleona, który nie mogąc znieść świadomości, że władza mogłaby mu zostać dana z zewnątrz, złamał tradycję i podczas koronacji sam włożył sobie koronę cesarską na głowę.
Sfera seksualna dotyczy i interesuje każdego człowieka. Nie ma ludzi bezseksualnych (chyba, że to przejaw stanu chorobowego). Seksualność ma to do siebie, że przykuwa uwagę, absorbuje niemal całkowicie, a niekontrolowana także izoluje od otoczenia. Dlatego należy integrować swą seksualność z całością życia, nie spychać jej poza nawias, nie gasić i wypierać, ale też nie wynosić ponad miarę i nie poświęcać jej przesadnie dużo czasu i uwagi. Youcat - Katechizm Kościoła Katolickiego dla młodych, stwierdza, że w dobie masowych mediów i Internetu wielu młodych ludzi, a także dorosłych, obraca się w świecie erotycznych obrazów, filmów i seksualnych znajomości. Nawiązanie osobowej relacji miłości jest dla wielu bardzo trudne (Youcat, 409).
Jednak tylko miłość prawdziwa może uzdolnić człowieka do życia w czystości. Każde uwikłanie w grzechy przeciwko VI przykazaniu Dekalogu może zostać przełamane jedynie dzięki miłości ofiarnej. Wielu młodych, nieradzących sobie z seksualnością (np. poprzez zależność od pornografii czy masturbację) doznało oczyszczenia, gdy zaangażowali się całym sobą w działalność na rzecz innych (bezinteresowna pomoc, wolontariat), w czysty związek lub podjęli powołanie do służby Bożej i całkowicie oddali się Bogu.
Na koniec jeszcze rachunek sumienia. Gdy św. Jan Paweł II odbywał IV pielgrzymkę do Polski, nauczanie swe oparł na Dekalogu. W Łomży mówił o przykazaniu szóstym.
Od stuleci trwa Boży siew na naszej ziemi, przez pokolenia prawda ludzkiej i chrześcijańskiej moralności pada na glebę dusz. Jaka jest ta gleba? Co stało się z ziarnem Ewangelii na przestrzeni ostatnich pokoleń? Czy ziarno przykazań trafia na glebę urodzajną? Czy też jest to może gleba oporna, która nie przyjmuje słowa prawdy? Nie przyjmuje wymagań moralności, jakie stawia człowiekowi Bóg, a zarazem ludzkie sumienie, które — jeśli jest zdrowe — staje się samo Bożym głosem przemawiającym wewnątrz człowieka?
Czy podstawowe zasady moralności nie zostały "wyrwane" z naszej gleby przez Złego, który pod różnymi ukrywa się postaciami? Czy nie zostały "wydziobane" przez rozkrzyczane drapieżne ptactwo wielorakiej propagandy, publikacji, widowisk, programów, które igrają z naszą ludzką słabością?
Co stało się z przykazaniem: "Nie cudzołóż" w naszym polskim życiu? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, ażeby ich dzieci rodziły się z czystych rodziców? Czy nosimy w sobie poczucie, że ciało ludzkie jest wezwane do zmartwychwstania i że winniśmy troszczyć się o zachowanie jego godności? Czy potrafimy sobie uświadomić, że ludzka płciowość jest dowodem niesłychanego wręcz zaufania, jakie Bóg okazuje człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie, i czy staramy się tego Bożego zaufania nie zawieść? Czy pamiętamy o tym, że każdy człowiek jest osobą i że nie wolno drugiego człowieka sprowadzać do roli przedmiotu, który z pożądliwością można oglądać lub którego się po prostu używa? Czy narzeczeni budują swoją przyszłą jedność małżeńską, tak jak się to robić powinno, to znaczy zaczynając od budowania jedności ducha? Czy małżonkowie pracują nad pogłębieniem swojej małżeńskiej jedności — pomimo całego trudu, a także obiektywnych trudności, jakie niesie z sobą życie, pomimo różnych ułomności, jakimi oboje są obciążeni? Czy pamiętają o tym, że w momencie ich ślubu przed ołtarzem sam Chrystus zobowiązał się być z nimi zawsze, być ich światłem i mocą? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, aby ta Boska obecność Chrystusa napełniała ich życie małżeńskie i rodzinne? Pytania te stawiam przed Bogiem, stawiam je wszystkim rodzinom katolickim, wszystkim małżonkom, wszystkim rodzicom w całej Polsce! (św. Jan Paweł II, Łomża, 4 czerwca 1991 roku).
Warto, byśmy te pytania postawili sobie wszyscy.
*Ks. Krzysztof Różański jest prezbiterem archidiecezji poznańskiej, proboszczem w Konarzewie
Skomentuj artykuł