Bóg tak wysoko Cię ceni

(fot. ethan/flickr.com/CC)

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3, 1-2).

Cicha rozpacz

"Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy" - twierdzi Henry D. Tho-reau. Trudno powiedzieć, czy jest to na pewno większość ludzi, ale na pewno duża ich liczba doświadcza zniechęcenia, beznadziei; wielu ociera się o rozpacz. Mówi się co pewien czas o rosnącej liczbie ludzi dotkniętych depresją. Narastanie tego przykrego zjawiska wiążemy głównie z transformacją ustroju społeczno-gospodarczego. Tysiące, a nawet miliony ludzi czują się zepchnięte na margines życia. Mówienie im, że ponoszą koszty transformacji, podczas gdy inni "dzięki" tej transformacji niegodziwie się bogacą, jest niebywałym oszustwem i manipulacją. Jednak nie o tym chcę mówić. Nie o tym przede wszystkim.
Jako ludzie - poniekąd niezależnie od stanu posiadania i statusu społecznego - zderzamy się z doświadczeniem radykalnego ubóstwa i wręcz człowieczej nędzy. Niezależnie od wieku i grubości portfela, wcześniej czy później, każdemu zajrzeć w oczy musi to, co filozofia nazywa przygodnym istnieniem. Jeszcze nie tak dawno nie było nas, jesteśmy tu na krótko i wnet znów nas nie będzie! Człowiek doświadcza kruchości i ograniczenia życia, bezpieczeństwa, wiedzy, mądrości, miłości. Z powodu radykalnego ubóstwa i "skazania" na doświadczanie ograniczoności - człowiek nosi w sobie poczucie skrzywdzenia. A stąd tylko krok do wyżej wspomnianej "cichej rozpaczy". Jak tu nie czuć się skrzywdzonym i popychanym ku depresji i rozpaczy, gdy odkrywa się w sobie pragnienie doskonałej dobroci, pełnej prawdy i tylko prawdy, doskonałej wiedzy, trwałego życia, pełnego bezpieczeństwa, pełnej radości, niezachwianego pokoju, idealnej miłości, a tymczasem realne życie funduje nam tyle złości, zaborczość, przemoc, wojny, zamęt poznawczy, relatywizm poznawczy i etyczny, kłamstwa, pogardę dla życia małych i bezbronnych, niepokój, lęki, manipulacje itd.
Nic zatem dziwnego, że oscylujemy między nadzieją na znacznie lepszą jakość życia a beznadzieją, rozpaczą! Albo jeszcze gorączkowo szukamy "motywów życia i nadziei", albo już ich nie szukamy, czując się poddanymi "cywilizacji śmierci", czując się skazanymi na ciche rozpaczanie (bowiem głośne rozpaczanie zdaje się zarezerwowane dla tych, którzy na teoretycznym i praktycznym kultywowaniu śmierci i beznadziejności potrafią zbić kapitał sławy i majątek).
Henryk Ibsen w sztuce Peer Gynt przedstawia przejmujący dialog syna i matki. Gdy tytułowy blagier naopowiadał już tyle o swych rzekomych podróżach i o pobycie w wielu krajach, zapytał matkę: "Gdzie ja właściwie żyłem, czy ja w ogóle gdzieś istniałem?". "Jak to gdzie - odpowiedziała matka - zawsze żyłeś w mojej miłości". W tym dialogu mogłoby się odnaleźć wiele współczesnych kobiet i mężczyzn. Rzeczywiście, współczesny człowiek występuje w różnych rolach, a jednocześnie nie ma żywego poczucia tożsamości, tzn. nie wie, kim jest!

Brak żywego doświadczenia miłości Boga

Jest jasne, że jeśli nie chcemy żyć w rozpaczy, to musimy znaleźć motywy życia i nadziei. I to nadal trwając w konkretnej egzystencji, ze wszystkim ograniczeniami i zagrożeniami. Kto może nam dostarczyć tych motywów?
Jest chyba jasne, że jeśli nie chcemy należeć do tych, co cicho rozpaczają, to powinniśmy odnaleźć naszą tożsamość. Trzeba wiedzieć, kim jesteśmy naprawdę i kto jest dawcą naszej tożsamości. Nawet najwspanialsza miłość matki i ojca okazuje się niewystarczająca. Trzeba czegoś, a raczej Kogoś znacznie większego. Kiedyś M. Heidegger mówił do swoich doktorantów: "Tylko Bóg może nas uratować". Dokładniej powiedzmy o tym w nawiązaniu do św. Jana: Tylko nieskończona, wspaniała miłość Boga Ojca może nas uratować. Ona jedna nadaje nam niezbywalną godność i wspaniałą tożsamość dzieci Bożych.
Tak, najbardziej brakuje nam żywego doświadczenia miłości ze strony Boga Ojca. Chrystusowy Kościół jest takim wspaniałym miejscem, gdzie wszyscy mogą uczyć się poznawać Miłość Boga Ojca, wierzyć w nią, polegać na niej, zawierzyć jej siebie z całego serca. Zakorzenienie człowieka na powrót w Miłości Boga (po wykorzenieniu się z niej poprzez grzech w raju) jest wielkim przedsięwzięciem Boga Trójjedynego i wielu osób zaproszonych do współdziałania. Zakorzenienie człowieka w Miłości Boga Ojca nie jest dziełem prostym i łatwym. Rozradowanie się tożsamością dziecka Bożego ma swój (zda się) prosty początek w Chrzcie świętym, ale potem trzeba podjąć świadomy trud pielęgnowania więzi wiary, nadziei i miłości względem Boga. Trzeba uczyć się sztuki nasycania się Miłością Ojca.
Nie można uczciwie obiecać, że jedno rozważanie czy jeden artykuł wystarczy, by pomóc zakorzenić się w Miłości Boga Ojca. Matka Kościół zaprasza nas w imię Jezusa - Dobrego Pasterza -do ruszenia w długą drogę wiary i duchowej formacji.

Wybrać kształt życia

DEON.PL POLECA


Bóg wystarczająco angażuje się w dzieje ludzkiej rodziny, by okazały się one dziejami zbawienia. My osobiście też otrzymujemy dość światła, byśmy mogli rozeznać się w naszej sytuacji i wybrać kształt życia zgodny z zamysłem Boga i z wielkimi pragnieniami naszych serc. Tym światłem są ponawiane przez Boga - na wiele sposobów (Hbr 1, 1n) - wyznania Miłości, zaproszenia do miłosnej komunii. Bóg przynagla do wyboru Jego miłości i życia. Odsłania też, co jest alternatywą (Pwp 30, 15-20). Jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to skażemy siebie na naprzemienne pysznienie się i poniżanie! Coraz większa pycha i coraz większe poniżanie siebie samego stanie się naszym losem i żywiołem, jeśli nie zechcemy wkorzeniać się i ugruntowywać w Miłości Boga Ojca (por. Ef 3, 17)!
Jeśli człowiek poddaje się niedowierzaniu w Miłość Boga, to skazuje siebie na ciągłe cierpienie. Jeśli tę Miłość przekreśla i gardzi nią, to nieuchronnie popada w chorobę ducha, w pewien rodzaj szaleństwa. Wyraża się ono w tym, że człowiek raz namiętnie siebie wywyższa, kiedy indziej zaś namiętnie sobą pogardza. Wahadło pychy i pogardy wychyla się coraz mocniej! Między jednym i drugim skrajnym wychyleniem pojawiają się zwykle różne fatalne stany, np. zwątpienia, depresje, poczucie wyczerpania i jakiegoś zasadniczego sfrustrowania, czyli niespełnienia.
Na ogół trudno jest przyznać się do skrajnych (chorobliwych) zachowań w postaci wywyższania i poniżania siebie. Łatwiej jest zauważyć w sobie wymienione fatalne stany i uczucia. Z łagodnością wobec siebie, ale i z powagą należy pytać, co one oznaczają.
Tak, jeśli Bóg będący Miłością stworzył nas jako skierowanych ku Niemu w miłości, to nie można przeinaczać naszej natury! Owszem, można, ale nie bezkarnie. Swoistą karą za rozmijanie się z Miłością Boga jest także ból ducha i trawiący nas niepokój! Stworzyłeś nas, Boże, jako ku Tobie skierowanych i niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie - mówi słusznie św. Augustyn.

Ważne, co Bóg nam wyznaje

W gestii naszej wolności jest to, czy będziemy jak piłka kopana od nogi do nogi i czy zdominuje nas przymus - raz wywyższania (pycha), raz poniżania siebie (pogarda). Od naszej decyzji zależy (o ile wzeszło już nad nami Słońce Boskiej Miłości), czy nadal będziemy naprzemiennie uwłaczać sobie i wywyższać siebie (ponad wszystkich i ponad Boga samego). Można też biernie przyzwalać, by zalewały nas fale zwątpienia i gorycz (niektóre powody wymieniłem na początku); można jednak zbudować siebie na tym, co Bóg mówi do nas i o nas! Przecież, w końcu, ważne jest nie to, co Zły nam podpowiada i co jest naszą tylko myślą o sobie (wielorako uwarunkowaną); ważne, a nawet najważniejsze i rozstrzygające jest to, co Bóg nam wyznaje, co On nam zaofiarowuje.
Od nas zależy, czy (i w jakim stopniu jeszcze na ziemi) przyswoimy sobie wspaniały Zamysł Stwórcy wobec nas. Łaska Boża zawsze nas uprzedza i nam towarzyszy. Piłeczka w tej "grze miłości" jest po naszej stronie. Odczytujmy zatem apel skierowany do naszej rozumnej wolności, by otworzyć się na Miłość Boga Ojca, by docenić to, jak On nas ceni, jak poważa! I jaką nadał nam "wagę" - na zawsze!
Obyśmy mogli kiedyś napisać wiersz podobny do tego, który napisał G.M. Hopkins, angielski poeta, jezuita:
I staję się tym, czym jest Chrystus,
bo On tym, czym ja był;
i wiem: ten
głupi Jaś, pośmiewisko, śmieć niski, strzęp, nic - jest diamentem,
jest nieśmiertelnym diamentem.

Nie poniżaj siebie

Gorące wezwanie św. Jana: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy - skojarzmy z serdeczną perswazją św. Piotra Chryzologa (380-450):
Człowieku, dlaczego sobie samemu uwłaczasz, skoro Bóg tak wysoko cię ceni.
Dlaczego wywyższony przez Boga tak bardzo siebie poniżasz. [...]
Czyż nie widzisz, że ta cała budowla świata
dla ciebie została stworzona?
Dla ciebie zesłane światło rozprasza wszędzie ciemności,
dla ciebie nocy wyznaczono granice, dla ciebie odmierzono dzień;
dla ciebie niebo zostało rozjaśnione różnobarwnym
blaskiem słońca, księżyca i gwiazd;
dla ciebie ziemia została wymalowana kwiatami,
drzewami i owocami;
dla ciebie zostało stworzone bogactwo przedziwnych zwierząt w powietrzu, na ziemi i w wodzie,
aby smutna samotność nie mąciła radości z powodu nowego świata.

Fragment książki - Bóg tak wysoko Cię ceni

Człowieku, dlaczego sobie samemu uwłaczasz, skoro Bóg tak wysoko cię ceni. Dlaczego wywyższony przez Boga tak bardzo siebie poniżasz...

Słowa świętego Piotra Chryzologa stały się dla Autora punktem wyjścia do postawienia fundamentalnych pytań o naturę Boga i tożsamość człowieka. Książka składa się z kilkudziesięciu rozważań. Autor porusza problem kondycji człowieka, jego pragnień, słabości i grzechów. Jednocześnie wskazuje dar największy, o który nie trzeba zabiegać - bezwarunkową miłość Boga. Jej odkrycie nadaje sens wszystkiemu co, nas spotyka. Bóg kocha grzesznika, a to przecież Dobra Nowina dla każdego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg tak wysoko Cię ceni
Komentarze (4)
G
g1
23 stycznia 2014, 19:36
~Rumcajs - konkrety podał Ci ~andrzej,  i nawet ja moge sie podpisac pod jego słowami! Gdy odkryjemy Boga i pozwolimy Mu sie prowadzic, On da nam wszystko co nam jest potrzebne, a nawet codziennie sprawy sie ułożą bo dzieki Niemu możemy pokonywac najwieksze nawet trudności. Gdy On jest przy nas, mamy nadzieje, a gdy mamy nadzieje to i pokój w sercu i miłosc a od tego prosta droga do bycia szcześliwym już na ziemi, niczym w niebie. Bo wtedy nosimy niebo w sercu i odczuwamy żywą obecnosc Boga. Niejednokrotnie takie poznanie przychodzi przez wspólnote, wiec jeśli szukasz konkretów to może spróbujesz pojechac na jakieś rekolekcje, czy inne spotkania, choc rekolekcje nie powinny byc tylko od swieta. Codziennie potrzebujemy kontaktu z Bogiem i odkrywania go na nowo, poprzez pogłebianie modlitwy i rozważania fragmentów Pisma Świetego. A i czasem warto wyłączyc sie na pewien czas od mediów, aby nie zagłuszały przekazu Pana:) Wiem to po sobie - studiuje i mieszkam sama, nie mam radia i telewizora, jedynie komputer, który niestety codziennie zalewa nas smutnymi informacjami ze świata, nagonką na katolików, różnymi bredniami itd. Nie można chłonąc tego wszystkiego jak gąbka, potrzebna jest nam czasem pustynia i cisza...
19 stycznia 2014, 21:56
dziękuję Ojcze za przypomnienie wiersza Hopkinsa sj
A
andrzej
19 stycznia 2014, 16:57
Najpierw człowiek musi stać się świątynią Boga, aby stać się wszechświatem i jego (wszechświata - dzieła stworzenia) cząstką. Bóg obdarowuje nas swoim światłem, a wówczas wszelkie pytania znikają, pojawiają się jakby z nikąd cele, a my pragniemy je osiągać (wraz z Bogiem). Pytania; jak, w jaki sposób, gdzie, schodżą gdzieś na plan dalszy, bo słysząc głos Pana idziemy z radością i nadzieją. Wiem brzmi to zaskakująco dziecinnie, ba naiwnie. Ale właśnie taka jest droga dzieci bożych. Właśnie w taki sposób osiągałem większość w swoim życiu i tak samo pokonałem trudności pozornie nie do pokonania. Teraz wiem. że zaufanie Bogu poprowadziło nie jednego rozbitka, himalaistę czy pustelnika po bezdrożach do celu, jakim jest życie w Bogu. Tego trzeba się uczyć każdego dnia, ale początkowo wystarczy sama Niedziela, którą trzeba poświęcać Bogu, modlitwie i czynieniu dobra. Wytrwałość w komunii z Bogiem powinna być naszym życiowym celem. Bez Boga człowiek nie odniajdzie szczęścia, radości i miłości. Ba nawet, gdy będzie to w zasięgu ręki, człowiek może tego nie dostrzec, bo zło zaproponuje czarne okulary i świat znowu stanie się szary, nudny i taki zwykły jak papier do ... Bóg oferuje chęć życia, radość, ale i pracę. Szkoda, że dla wielu atrakcyjniejsze stają się protezy miłości, radości i pozornego szczęścia. Właśnie na tyle stać zło tego świata - na protezy. Szukajmy Boga każdego dnia i niezadowalajmy się protezami lecz orginałami, które stworzył dla nas Bóg. A na początek zacznijmy z Nim rozmawiać i uczmy się Jego dialogu.   
R
Rumcajs
19 stycznia 2014, 11:12
Wszystko byłoby fajnie tylko nie widzę konkretów.