Czy chrześcijaństwo wyjdzie kiedyś z mody?

(fot. memicat/flickr.com/CC)
Alister McGrath

Ewangelia nie poprzestaje na diagnozie sytuacji człowieka: proponuje jej zmianę. Nie tylko identyfikuje nasz problem, ale mówi, jak go rozwiązać.

Żyjemy w czasach, kiedy można odnieść wrażenie, że wszystko bardzo szybko staje się przestarzałe. Współczesna technologia powoduje, że stosowane dotąd zabiegi oraz sprzęt starzeją się w zastraszającym tempie. Nie dotyczy to jedynie urządzeń. Z mody szybko wychodzą także idee. Dorastałem w latach sześćdziesiątych, gdy wielu osobom wydawało się, że świat zachodni przeżywa okres rewolucji. Pozbywano się starych poglądów i norm jako już nieaktualnych. Mówiono nam, że świat dojrzał i nie potrzebuje już przebrzmiałych idei poprzednich pokoleń. Na uniwersytetach w Ameryce Północnej i nie tylko często słyszało się o "śmierci Boga". Chrześcijaństwo prezentowano jako niemodne i bez znaczenia z punktu widzenia potrzeb owego nowego wspaniałego świata.

Lata sześćdziesiąte są już oczywiście daleką przeszłością. Patrząc wstecz, uzmysławiamy sobie, że to idee tamtego okresu wyszły z mody. Zamiast stać się trwałym elementem charakterystyki naszego myślenia, okazały się odpowiedzią na potrzeby tamtych czasów. W miarę upływu lat i zmieniającej się sytuacji utraciły swoją wiarygodność. Przez mniej więcej dekadę odgrywały jeszcze jakąś rolę, zanim stały się zupełnie bez znaczenia. Chrześcijaństwo stanowi potężną siłę w świecie od ponad dwóch tysięcy lat i nie wydaje się tracić na swojej aktualności. Marksizm twierdził, że po nadejściu rewolucji ludzie porzucą chrześcijaństwo jako przestarzałe i bez znaczenia; w rzeczywistości zachodzi proces odwrotny wraz ze wzrostem zainteresowania wiarą chrześcijańską w państwach o ideologii marksistowskiej, pomimo wysiłków władz zmierzających do jej wyeliminowania. To sam marksizm załamał się w latach dziewięćdziesiątych. W Ameryce Północnej w latach sześćdziesiątych pojawiło się przekonanie o potrzebie znalezienia alternatywnej religii, w związku z nowym podejściem do życia, które rzekomo zapanowało w kręgu cywilizacji Zachodu. Jak pokazała jednakże historia, to raczej owo nowe podejście do życia, a nie chrześcijaństwo, straciło na znaczeniu z punktu widzenia potrzeb i aspiracji człowieka.

Nasuwa się w związku z tym ważne pytanie. Czy samo chrześcijaństwo stanie się w przyszłości czymś, co wyszło z mody? Czy Ewangelia przestanie mieć znaczenie w miarę upływu czasu i zmieniającej się sytuacji człowieka? Wszak nikt nie wierzy już w greckich i rzymskich bogów - którzy wydawali się odgrywać, przez jakiś czas, wielką rolę. To właśnie stanowi przedmiot szczególnego niepokoju studentów: czy za dziesięć lat chrześcijańska Ewangelia też przestanie mieć znaczenie? Tego typu wątpliwości niepokoją wielu młodych chrześcijan, a innych mogą powstrzymywać od zaangażowania. Z tego powodu należy zająć się tym problemem całościowo.

Wobec wymienionych powyżej wątpliwości możliwe są dwie odpowiedzi. Po pierwsze, Ewangelia odnosi się do zasadniczego problemu ludzkiej natury, który nie zmienia się mimo postępu. Po drugie, jeżeli rzeczywiście stoi za nią Bóg, nie może utracić swojej mocy i aktualności. Przyjrzyjmy się teraz obu kwestiom z osobna.

Powinniśmy najpierw uzmysłowić sobie, że dylematy towarzyszące człowiekowi od wieków są takie same.

Ewangelia nie jest formą ludzkiej mądrości, która stanie się nieaktualna z biegiem lat. Jest wiecznie aktualnym przekazem na temat Boga i nas samych, a przede wszystkim na temat związku, który został ustanowiony przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Ludzkie dylematy były, są i pozostaną takie same na zawsze: potrzeba bycia kochanymi, potrzeba nadziei w obliczu śmierci oraz potrzeba wolności od grzechu. Ewangelia rozpoznaje owe głębokie pragnienia i potrzeby ludzkiej natury.

Ewangelia jednakże nie poprzestaje na diagnozie sytuacji człowieka: proponuje jej zmianę. Nie tylko identyfikuje nasz problem, ale mówi, jak go rozwiązać. Głosi absolutną miłość Boga do nas grzeszników i zwraca naszą uwagę na to, jak niebywale daleko może posunąć się Bóg, aby ją okazać. Pokazuje, jak zerwać więzy grzechu, abyśmy mogli stać się wolni i żyć wraz z Bogiem. Oferuje nam solidną i niewzruszoną nadzieję w obliczu śmierci. I tak długo jak człowiek kroczy po ziemi ze świadomością, że musi umrzeć, nowina o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa będzie odnosić się do podstawowej ludzkiej potrzeby. Zatrzymajmy się na chwilę przy tej kwestii.

W swojej klasycznej pracy The Denial of Death (Zaprzeczenie śmierci) z roku 1971 Ernest Becker pokazuje, jak wiele ludzkiej aktywności opiera się na iluzji. W przeciwieństwie do innych zwierząt ludzie wiedzą, że umrą, i nie potrafią pogodzić się z tą myślą. Poświęcają mnóstwo czasu na próby zaprzeczenia nieuniknioności śmierci, kreując iluzję, według której śmierć jest zawsze czymś, co przydarza się komuś innemu. Śmierć to coś, o czym ludzie wolą nie rozmawiać z powodu niepokoju, jaki budzi. W ten sposób życie staje się dramatycznym zaprzeczeniem ludzkiej śmiertelności. Zabieg ten pełni rolę protezy, od której ludzie się uzależniają, aby zachować równowagę psychiczną. Śmierć, jak zauważył ktoś ponuro, stanowi ostateczną statystykę.

Jak można jednak opierać całe swoje życie na absolutnej iluzji? Ucieczka od rzeczywistości nie odmieni sytuacji. Nie ma oczywiście nic dziwnego w tym, że ludzie obawiają się śmierci. I dlatego właśnie Ewangelia posiada taką wagę i takie znaczenie. Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie Jezus Chrystus jest w stanie "uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli" (Hbr 2, 15). Moc uwalniania poszczególnych osób od lęku przed śmiercią nie jest jakimś marginalnym wątkiem, lecz zasadniczym tematem Ewangelii.

Po drugie, pamiętajmy, że Ewangelia jest dziełem Boga, a nie człowieka. Gdy święty Paweł głosił słowo Boże w Koryncie, dokładnie zdawał sobie sprawę ze swoich wad jako mówcy. Niemniej Ewangelia zdołała się tam zakorzenić. Pisał później w liście do miejscowego Kościoła, wspominając to swoje wystąpienie (1 Kor 2, 1-5): Tak też i ja przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.

Co Święty Paweł chce przez to powiedzieć? Ewangelia, którą głosi i która odnalazła drogę do serc oraz umysłów chrześcijan w Koryncie, nie jest dziełem człowieka, lecz Boga.

Bardzo zbliżone podejście znajdziemy również w innym miejscu Nowego Testamentu: "Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale [nauczaliśmy] jako naoczni świadkowie Jego wielkości" (2 P 1, 16). Innymi słowy, Ewangelia nie opiera się na ludzkiej mądrości lub pomysłowości, lecz na objawieniu się Boga w historii, widzianego i zweryfikowanego przez naocznych świadków. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa nie były wymysłem lub legendą - stanowiły wydarzenia historyczne, widziane i głoszone przez pierwszych chrześcijan (1 Kor 15, 3-8).

Jeżeli przyjmujemy Ewangelię, możemy być spokojni, że nie popełniamy intelektualnego samobójstwa jako ofiary przejściowego trendu, który przewinął się przez przypisy prac historycznych kilku ostatnich lat. Ewangelia nie jest rodzajem kultu, szału lub mody, które odchodzą w zapomnienie, gdy pojawia się coś nowego na ich miejsce. Dlaczego? Nie mamy bowiem do czynienia z dziełem człowieka, ideami, które ktoś wymyślił, lecz z cudownym samoobjawieniem się Boga, objawieniem, które zarówno odsłania, jak i zaspokaja duchowe potrzeby człowieka. Bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy, Ewangelia posiada moc nawracania, a gdy obejmie już nas w swoje posiadanie, pozostaniemy w jej objęciach, czego nie jest w stanie dokonać żadna ludzka mądrość. To jest Ewangelia Boga, Ewangelia, którą nam objawił i za którą Jego Syn ukrzyżowany został na Kalwarii.

Jeżeli Bóg rzeczywiście stoi za Ewangelią, ona nie może nas zawieść. Za sprawą swojej mądrości i miłości Bóg przekazuje nam dobrą nowinę o swoim przebaczeniu przez śmierć Jezusa Chrystusa. Jeżeli nas nie osądza, kto inny mógłby to zrobić? Co może mieć dla nas większe znaczenie? Nasza wiara nie opiera się na ludzkiej mądrości (która może zostać odrzucona przez następne pokolenia), lecz na mocy Boga - tego samego, który zdołał wskrzesić Jezusa Chrystusa z martwych, dzięki czemu chwila beznadziei i bezradności zamieniła się w moment radości i tryumfu. To jest Bóg, który wzbudza zaufanie. Nasi znajomi mogą pomyśleć, że ośmieszamy się dla wiary, tak jak inni myśleli kiedyś, że ośmiesza się święty Paweł - możemy jednak być spokojni, tak jak spokojny był święty Paweł: Ewangelia, która odnalazła dzisiaj drogę do naszego serca, nie pochodzi od ludzi, lecz od Boga i będzie nadal głosić Jego zbawczą miłość w Chrystusie aż do Jego powtórnego przyjścia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy chrześcijaństwo wyjdzie kiedyś z mody?
Komentarze (1)
M
Marcin
15 sierpnia 2012, 03:07
A może chrześcijaństwo już wyszło z mody? Może juz dawno go nie ma i my tego nie zauważamy? Może przyzwyczailismy się do czegoś co nazywamy chrześcijaństwem, co ma pewne formy chrześcijaństwa, ale nie ma nic wspólnego z wyznawaniem wiary w Duchu i prawdzie? Może jest tak, że w modzie od dawna są rytuały i tradycja a nie dialog z Bogiem i wiara dająca siłę? Może też jest tak, że w modzie pojawia się szukanie zaspokojenia swoich emocjonalnych potrzeb a nie autentyczne szukanie natchnień Ducha Świętego i Jego prowadzenia? Może źle na to wszystko patrzymy? Może warto się odsunąć od problemów wiary na dłuższy czas i oczyścić umysł z schematów myślowych jakie w naszym społeczeństwie panują? Czasami najciemniej pod latarnią, więc może warto popatrzeć na to z dystansu, z szerszej perspektywy? Oby w końcu zapanowała moda na żywą wiarę, dającą nam siłę, zmieniającą nas i nasze lokalne społeczności, zmieniającą nasz kraj i rozprzestrzeniającą się na Europę. Tego życzę wszystkim wierzącym i sobie.