Ikony poradzieckiego człowieka

Zobacz galerię
Józef Augustyn SJ, Anna Stretowicz-Garbolińska

Z Siergiejem Wandałowskim, ukraińskim artystą malarzem, pisarzem ikon, mieszkającym w Kijowie, w Ławrze Pieczerskiej, rozmawia Józef Augustyn SJ
Jest Pan autorem pięknych ikon. Kiedy i jak odkrył Pan powołanie do pisania ikon? Na takie pytanie zwykle pada odpowiedź, że to młodzieńczy ideał kultywowany przez całe życie. W moim przypadku tak nie było. To powołanie wkroczyło w moje życie w sposób niespodziewany i żywiołowy.

Urodziłem się w 1961 roku, a zatem moje dzieciństwo, dorastanie i młodość przypadły na ateistyczne czasy komunizmu. Byłem najzwyklejszym "człowiekiem radzieckim". Po ukończeniu szkoły średniej wstąpiłem do Kijowskiego Instytutu Sztuk Plastycznych - obecnie Akademia Sztuk Pięknych. Byłem przeciętnym, niczym niewyróżniającym się studentem. Nigdy nie myślałem o Bogu, duszy, wieczności...

W latach studenckich często odwiedzałem rozmaite galerie sztuki. Kiedyś, spacerując po salach Moskiewskiego Muzeum Sztuk Plastycznych im. Aleksandra Puszkina, nie wiedzieć dlaczego zatrzymałem się przed jakąś ikoną. Nawet teraz nie pamiętam, co to była za ikona. Nagle spostrzegłem, że zaczęło się z niej wydobywać jakieś niezwykłe, złote światło, które stawało się coraz bardziej intensywne i nasycone. Zaczęło się błyskawicznie rozchodzić we wszystkich kierunkach. Miałem wrażenie, że wypełniło sobą całą przestrzeń wokół i biegło dalej, w nieskończoność... Zdałem sobie sprawę, że ta świetlista przestrzeń jest inteligentna. Wypełniły mnie też myśli, które chociaż były dla mnie całkowicie jasne, to jednak nie były moje. Bardzo trudno opisać to, czego doświadczyłem w tamtej chwili. Mogę tylko w wielkim uproszczeniu powiedzieć, że to, co się działo, widziałem wówczas "oczyma serca". W tym świetle wszystko nagle stało się w zupełności zrozumiałe. "Zobaczyłem", że Bóg jest, że istnieje dusza i wieczność. Stałem ciągle przed tamtą ikoną i naraz pojąłem, że nie jest to po prostu artystyczne wyobrażenie czegoś tam, ale objawienie Prawdy. Trwało to zaledwie ułamek sekundy i stało się momentem mojego nawrócenia.

Po tym wydarzeniu moje życie wewnętrzne radykalnie się zmieniło. Coś jakby się we mnie otworzyło i przebudziło. Zacząłem rozmyślać o sprawach ducha i poszukiwać Boga. Wkrótce przyjąłem chrzest w Kościele prawosławnym. Wówczas musiałem dokonać tego w tajemnicy, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, by nie dowiedział się o tym nikt na mojej uczelni - w tamtych czasach Instytut Sztuk Pięknych był oczywiście jedną z ideologicznych instytucji naukowych. Później oboje z żoną, również potajemnie, przyjęliśmy w prawosławnej cerkwi sakrament małżeństwa.

Nie od razu po nawróceniu zabrałem się do pisania ikon. Zaczęło się to dopiero, gdy zawaliło mi się życie. Nagle ciężko zachorowałem i trafiłem do szpitala na oddział intensywnej terapii. W czasie mojej choroby odeszła ode mnie żona i zostałem sam z trójką małych dzieci. I właśnie w tym okresie poczułem nieprzeparte pragnienie, by pisać ikony. Zacząłem tworzyć jedną ikonę po drugiej, ikonostas za ikonostasem. Moje ikony stały się znane, dostawałem coraz więcej zamówień. Pisałem tak wiele ikon, że przestałem nawet rejestrować i fotografować swoje dzieła. Już nie mogłem zajmować się niczym innym. W końcu zdałem sobie sprawę, że to moje powołanie, że ten wielki dar otrzymałem z wysoka. Nie przestaję za to dziękować Bogu!

Czym dla Pana jest ikona?
To bardzo złożona sprawa. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie własnymi słowami, dlatego posłużę się zdaniem ks. Zinona, bardzo zasłużonego propagatora i odnowiciela ikony na terytorium postsowieckim. Podkreślał on, że ikonę pisze się po to, aby się modlić. To zdanie bardzo mi się podoba. Ikona zespolona z modlitwą staje się wypełnieniem, uosobieniem modlitwy.

W swojej istocie ikona to objawienie Prawdy, objawienie duchowego obiektu, ale nigdy nie jest ona jego wyobrażeniem. Wyobrażenie bowiem zawsze pozostaje iluzoryczne, daje tylko i wyłącznie złudzenie trójwymiarowej rzeczywistości. Ikona zawsze jest płaska. Trudno w kilku słowach wyjaśnić jej teologię. Na przykład ikona przedstawiająca ludzką naturę Chrystusa mówi o tajemnicy Wcielenia - niewidzialne stało się widzialne, przepaść pomiędzy światem a Bogiem została przezwyciężona, świat został zbawiony dzięki Wcieleniu. Dlatego też ikona zawsze jest Dobrą Nowiną o Zbawieniu, a praca nad ikoną jest dla mnie zawsze radością ze Zbawienia.

Napisał Pan setki ikon. Jak Pan je klasyfikuje?
Obowiązuje fundamentalna zasada klasyfikacji wszelkich ikon - nie mogą one wykraczać poza kanon, ściśle określający ich teologiczną tematykę. Na przykład Trójca Święta może być przedstawiana tylko i wyłącznie za pomocą trzech postaci.

Istnieje także wewnętrzna warstwa kanonu i na jej podstawie ikony dzielą się na: ikony Zbawiciela, Bogarodzicy, świętych oraz ikony odnoszące się do różnych świąt. To główne typy ikonograficzne. W obrębie każdego z nich ikony mogą być zróżnicowane, ale nie mogą wykraczać poza kanon. Na przykład jest około dwóch i pół tysiąca rodzajów przedstawień Matki Bożej, czyli wspaniała różnorodność. Wydawać by się mogło, że Matka Boża i Dzieciątko - cóż tu można wymyślić? Tymczasem istnieje cała gama możliwości. To samo dotyczy ikon Zbawiciela, chociaż tutaj różnych odmian jest trochę mniej.

Nie można więc czuć się ograniczonym przez kanon, mając do wyboru niemal nieskończenie wiele wariantów. Jako artyście dają mi one poczucie wewnętrznej wolności. Nie muszę obmyślać treści ikony ani zastanawiać się nad drugorzędnymi szczegółami. Mam pełną swobodę kształtowania jej zewnętrznej, artystycznej formy. Strona duchowa, czyli treść ikony, zawsze wypływa z modlitwy, z wewnętrznego objawienia; jest ucieleśnieniem doświadczenia duchowego - zarówno osobistego, jak też soborowego, które stapia się z określoną świętą osobą: Zbawicielem, Matką Bożą czy świętym. Dlatego też można napisać kilkaset "takich samych" ikon, a każda z nich będzie oryginalna, każda będzie epifanią i każda będzie w pełni zindywidualizowana. Mówię tutaj o własnych odczuciach.

Zaczął Pan pisać ikony jeszcze za czasów władzy radzieckiej, następnie w okresie rozpadu Związku Radzieckiego. Jaki był dla Pana ten okres?
To czasy, kiedy wszystko, co dotyczyło religii, skazane było na potępienie, unicestwienie, dyskryminację. Sam osobiście tego doświadczyłem, zanim jeszcze zacząłem pisać ikony. Jak już wspomniałem, chrzest i ślub w cerkwi zmuszony byłem przyjąć potajemnie, a i tak władze mojego instytutu doskonale wiedziały, że jestem praktykujący.

Przytoczę kilka sytuacji z czasów studiów, by ukazać, jak sprawnie działało wtedy u nas donosicielstwo. W przedszkolu, do którego chodziło moje dziecko, wychowawczyni odkryła na jego szyi krzyżyk. Informacja na ten temat niezwłocznie dotarła do mojego instytutu. Drugi podobny przykład: z niewielką grupą studentów objęliśmy patronatem kilka przedszkoli i szkół, pomagając przygotowywać różne uroczystości. Kiedyś na czubku noworocznej choinki zamiast gwiazdy umieściłem krzyżyk. Dyrekcja była oburzona. Krzyżyk zerwano i natychmiast zawiadomiono moją uczelnię.

Tego typu zdarzeń było mnóstwo. W instytucie taka informacja trafiała do teczki z aktami personalnymi, którą prowadzono dla każdego studenta. Władze instytutu mogły z taką informacją zrobić wszystko. Oczywiście, każdy wierzący był w Kraju Rad narażony na dotkliwe sankcje. Mnie osobiście w trakcie egzaminu polecono publicznie wyrzec się Boga i udowodnić wszystkim, że Boga nie ma, w przeciwnym razie wyrzucą mnie ze studiów. Zamiast spełnić to polecenie, zacytowałem słowa Psalmu: Pomoc mi przyjdzie od Pana, co stworzył niebo i ziemię (Ps 121, 2). Członkowie komisji w milczeniu wymienili spojrzenia, spuścili głowy, a przewodniczący komisji egzaminacyjnej cicho powiedział: "Jest Pan wolny, niech Pan kontynuuje naukę". Rzeczywiście, dla Boga nie ma nic niemożliwego.

 

Kiedy już ukończyłem studia, wszędobylscy "informatorzy" donosili, gdzie trzeba, że piszę ikony. Do mojego mieszkania wiele razy bez uprzedzenia wdzierali się funkcjonariusze milicji i nie przedstawiając odpowiednich dokumentów, dokonywali rewizji. Szukali ikon. Przewracali dom do góry nogami, szperali w rzeczach osobistych, żądając, bym pokazał im, gdzie ukrywam ikony.

Teraz wszystko się zmieniło. Być może, ktoś z tych dawnych donosicieli albo rewidujących moje mieszkanie ma dzisiaj w swoim domu ikony. Drogi Boże nie są drogami ludzkimi...

W Rosji, na Ukrainie i Białorusi zostało zniszczonych dziesiątki tysięcy ikon, a jeśli wziąć pod uwagę, że zrównano z ziemią setki cerkwi, to można założyć, że prawdopodobnie zniszczeniu uległy nawet miliony ikon. Czy z tego powodu została przerwana tradycja?
Tradycja bizantyńska została u nas przerwana jeszcze za panowania Piotra I, kiedy w życie duchowne wkroczyło życie świeckie. W efekcie ikona stawała się coraz bardziej wyobrażeniem realistycznym na modłę zachodnią. Ikony osiemnasto- i dziewiętnastowieczne nie są już właściwie ikonami, tylko obrazami i przejawem odejścia od prawosławnej tradycji. Co więcej, rewolucja z 1917 roku obróciła wniwecz wszystko. Dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego - ściśle mówiąc tuż przed rozpadem - w społeczeństwie zaczęło się przewartościowanie całej narodowej spuścizny, w tym również tradycji ikony zarówno wschodniej, jak i bizantyńskiej. Ikony stały się szeroko dostępne, podobnie święte księgi. Wszystko zaczęło się szybko odradzać. Powraca również ikonopisarstwo, chociaż, niestety, przybiera ono często postać produkcji masowej, więc autentycznych ikon powstaje niewiele. Z czasem jednak wszystko wróci na swoje miejsce.

W jakim stylu Pan pisze swoje ikony? Dla mnie praca nad ikoną to proces twórczy. Nie potrafię zamknąć się w jakichś ciasnych, formalnych ramach. Daleki jestem też od wdawania się w czysto teoretyczne zagadnienia. O wiele ciekawsze jest pisanie ikon samo w sobie, pisanie w atmosferze twórczej wolności. Swoje ikony piszę nie na drewnie, a na współczesnych drewnopochodnych płytach MDF. W tradycyjnym ikonopisarstwie praktycznie nie miało zastosowania szkło, ze względu na swoją kruchość, ja natomiast często je stosuję. Nie używam natomiast tradycyjnej farby - tempery jajowej. Robię tak, by nie zestawiać wykluczających się materiałów i by móc pisać szybko i sprawnie. Mam taką zasadę: gdy przyjdzie mi do głowy jakaś idea, muszę ją jak najszybciej uchwycić. Jeśli ślepo poddałbym się tradycji, realizacja projektu trwałaby bardzo długo, a być może w ogóle by do niej nie doszło. Tak więc na swój własny użytek postanowiłem zrezygnować ze wszystkiego, co jest dla mnie jakimś twórczym balastem. Być może to błąd. Nie wiem...

Czy obecnie istnieją jakieś szkoły pisania ikon?
Istnieje wiele szkół i stylów pisania ikon. Do najbardziej znanych należą: szkoła moskiewska, gruzińska, ukraińska, grecka, koptyjska... Wspólną ich cechą jest używanie tradycyjnych technik: podkład ikony to drewniana deska, na niej złoto listkowe i barwy tempery jajowej. Od strony technicznej wszystko jest autentyczne i właściwie. Takich autentyków jest teraz bardzo dużo, nawet zbyt wiele. Mnóstwo prac jest nieprzemyślanych. W tej wielości mnie osobiście najbardziej podoba się szkoła gruzińska. Na pierwszy rzut oka ikony gruzińskie wydają się prymitywne, dziecięco naiwne, zbyt uproszczone, ale tak naprawdę tchną tradycją i wolnością.

Uważam jednak, że nie powinno być żadnego podziału na szkoły czy style. Ważne, by ikona odznaczała się swobodą realizacji. W tym sensie Zachód jest mi o wiele bliższy, chociaż nie najlepiej znany.

Ale swoje ikony wystawiał Pan także na Zachodzie.
Przez ponad dwa lata miałem bardzo dużo ekspozycji w wielu krajach, między innymi kilka wystaw w Pradze, w Oslo, w Szwajcarii. Był czas, że we Włoszech co dwa miesiące przygotowywałem nową wystawę. Na potrzeby każdej z nich pisałem nowe ikony. Ten okres życia kojarzy mi się z życiem intensywnie trenującego sportowca. Tworzyłem wtedy bardzo dużo, bardzo różnorodnych ikon. Później wszystko to nagle się urwało.

Zniechęcił się Pan do wystaw?
Wystawy w dalszym ciągu są dla mnie ważne. Przyczyny są prozaiczne - po prostu we Włoszech weszły w życie nowe przepisy fiskalne, zgodnie z którymi można zorganizować tylko jedną ekspozycję w roku wolną od podatku, każda następna podlega horrendalnemu opodatkowaniu. W związku z tym organizuje się znacznie mniej projektów.

Poza tym mam teraz tak wiele zamówień, że nie mam możliwości, by jeszcze przygotowywać się do wystaw i urządzać je. Bądź co bądź, każda ekspozycja wymaga wzmożonego rytmu pracy, co osłabia siły fizyczne i z czasem prowadzi do wypalenia. Chcę pracować nie na ilość, ale na jakość. Ostatnimi czasy zostałem wprost zasypany zamówieniami na ikony i ikonostasy.

Od kogo otrzymuje Pan te zamówienia?
Nigdy w życiu nie posługiwałem się żadnym rodzajem reklamy, a i tak nie brakowało mi zamówień. W jakiś przedziwny sposób same spadają mi na głowę. Miewałem już bardzo nieoczekiwane zamówienia. Oto jedna z takich historii: zaraz po awarii elektrowni w Czarnobylu wywiozłem swoje dzieci na południe Ukrainy, do miasteczka Kercz na Krymie. Spacerując po mieście, odkryłem w samym centrum stareńką świątynię. Na całym obszarze byłego Związku Radzieckiego była to jedna z najstarszych cerkwi! Obszedłem ją wokół i przekonałem się, że jest w opłakanym stanie. Mieścił się w niej wtedy jakiś magazyn. Zaglądając przez okna, pomyślałem: "Gdybym tak mógł kiedyś namalować w tej świątyni ikonostas...". Minęło dokładnie dziesięć lat i nagle odbieram telefon z propozycją wykonania malowideł w świątyni... w Kerczu.

Mojego autorstwa są także malowidła w różnych innych miastach w Rosji i na Ukrainie, jak też w innych krajach, między innymi w Izraelu. W swoim życiu zrealizowałem tyle cerkiewnych wnętrz, że już ich nie zliczę.

Dostaje Pan też zamówienia od osób prywatnych. Czym one różnią się od zamówień dla cerkwi?
Ikony dla cerkwi piszę tak, aby odpowiadały ogólnym potrzebom. Te ikony są więc konwencjonalne, nieekskluzywne. Ich wspólna cecha to złote tło, płaska technika malarska i w zasadzie brak elementów dekoracyjnych.

W przypadku zamówień od osób indywidualnych ikona powinna zgadzać się z upodobaniami jednej, dwu osób albo całej rodziny. Przy takich realizacjach stosuję różnorodne zdobienia, materiały nawiązujące do stylu bizantyńskiego, takie jak emalia, mozaika, kamienie ozdobne, szkło. Wykorzystuję też rozmaite technologie. Praca nad tego typu ikonami jest bardzo wszechstronna.

Ostatnio dostaję bardzo dużo zamówień prywatnych. Jak wiadomo, w Kijowie i innych dużych miastach Ukrainy przybywa ludzi zamożnych. Mieszkają i pracują w mieście, ale pod miastem mają swoje domy, wille, a nawet duże prywatne posiadłości. Wydawać by się mogło, że mają już wszystko... Brak im tylko prywatnej świątyni. Spełniają więc swoje marzenia i budują kameralne cerkiewki, kapliczki - dla siebie i przyjaciół. Właśnie od takich osób otrzymuję zamówienia na malarskie realizacje wnętrz i ikonostasów. Taki snobizm... Wydaje się, że tendencja ta stopniowo się nasila, skoro ciągle przybywa mi tego rodzaju zleceń. Ale i w tej swoistej modzie jest chyba też jakiś ślad poszukiwania "Piękna Boga", które zbawi świat...

Opracowała Anna Stretowicz-Garbolińska

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ikony poradzieckiego człowieka
Komentarze (1)
CI
C i SI
7 maja 2010, 07:39
  A kto dziś zna dokonanie krakowskiego anatoma z 1853 Ludwika Teichmanna-Stawiarskiego?