Kard. Grech: pandemia jest szansą na odnowę Kościoła

(fot. PAP/EPA/FABIO FRUSTACI)
Antonio Spadaro SJ, Simone Sereni

"Pandemia ukazała pewną ignorancję religijną, duchowe ubóstwo. Ktoś nawet powiedział, że życie Kościoła zostało przerwane! Nie do wiary! W sytuacji, która nie pozwalała na sprawowanie sakramentów, nie uchwyciliśmy, że są też inne formy doświadczenia Boga" - mówi jeden z nowych kardynałów i Sekretarz Synodu Biskupów.

Kardynał Mario Grech jest nowym Sekretarzem Synodu Biskupów. Jest Maltańczykiem, urodził się w 1957 roku. W roku 2005 papież Benedykt XVI mianował go biskupem Gozo (jednej z trzech wysp Malty). W latach 2013–2016 był przewodniczącym Konferencji Biskupów Malty. 2 października 2019 roku papież Franciszek mianował go prosekretarzem generalnym (pełnomocnikiem) Synodu Biskupów. Brał udział w Synodzie dla Amazonii. W październiku br. Papież Franciszek włączył go 29 listopada do grona kardynałów.

Z kard. Mariem Grechem, nowym sekretarzem Synodu Biskupów rozmawiają Antonio Spadaro SJ i Simone Sereni.

DEON.PL POLECA

Antonio Spadaro SJ, Simone Sereni (La Civiltà Cattolica): Księże Biskupie, czas pandemii, który obecnie przeżywamy, zmusił świat do zatrzymania się. Domy stały się miejscem schronienia przed zarażeniem, opustoszały ulice. Kościół uczestniczył w tym „lockdownie”. Nie było możliwe publiczne sprawowanie liturgii. Co Ksiądz Biskup, będąc duszpasterzem, myśli o całej tej sytuacji?

kard. Mario Grech: Jeśli spojrzymy na to wszystko jako na szansę, to będzie to dla nas czas odnowy. Pandemia ukazała pewną ignorancję religijną, duchowe ubóstwo. Niektórzy nalegali, aby utrzymać wolność sprawowania kultu, ale mało mówili o wolności w sprawowaniu kultu. Zapomnieliśmy o bogactwie i różnorodności doświadczeń, które pomagają nam kontemplować oblicze Chrystusa. Ktoś nawet powiedział, że życie Kościoła zostało przerwane! Nie do wiary! W sytuacji, która nie pozwalała na sprawowanie sakramentów, nie uchwyciliśmy, że są też inne formy doświadczenia Boga.

Na przykład w Ewangelii św. Jana Jezus mówi do Samarytanki: „Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,21–23). Wierność ucznia względem Jezusa nie może ucierpieć na skutek tymczasowego braku liturgii i sakramentów. Fakt, że wielu kapłanów i wiele osób świeckich popadło w kryzys, ponieważ nagle znaleźliśmy się w sytuacji niemożliwości sprawowania Eucharystii coram populo (z ludem), jest sam przez się bardzo znaczący. Podczas pandemii ujawnił się pewnego rodzaju klerykalizm, także w wymiarze społecznym. Byliśmy świadkami w pewnym stopniu ekshibicjonizmu i pobożności, która ma więcej z magii niż z wyrażenia dojrzałej wiary.

Jakie jest zatem wyzwanie na dziś?

Kiedy została zburzona świątynia jerozolimska, w której modlił się Jezus, wówczas Żydzi i poganie zebrali się wokół rodzinnego stołu i zaczęli składać ofiary, własnymi wargami wypowiadając słowa modlitwy pochwalnej. Zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie, kiedy nie mogli zachowywać zwyczajów i tradycji, brali do ręki Prawo i Proroków i interpretowali ich w nowy sposób[1]. To jest wyzwanie także na dzisiaj.

Kiedy Yves Congar pisał o reformie, której potrzebuje Kościół, stwierdził, że soborowe aggiornamento winno posunąć się do znalezienia nowego sposobu bycia, mówienia i zaangażowania, które odpowiadałoby wymogom całkowitego ewangelicznego poświęcenia się dla świata. Natomiast teraz, w okresie pandemii, tak wiele inicjatyw duszpasterskich koncentrowało się wokół samego kapłana. W tym sensie Kościół jawi się jako zbyt klerykalny, to duchowni sprawują kontrolę nad posługą Kościoła. Także osoby świeckie często stają się uwarunkowane przez ten schemat silnego klerykalizmu.

W okresie pandemii, tak wiele inicjatyw duszpasterskich koncentrowało się wokół samego kapłana. W tym sensie Kościół jawi się jako zbyt klerykalny.

Doświadczenie, jakie przeżyliśmy, zmusza nas do otwarcia oczu na rzeczywistość, którą przeżywamy w naszych kościołach. Musimy się zastanowić nad bogactwem posługi osób świeckich w Kościele i zadać sobie pytanie, czy i w jaki sposób ta posługa się w tym czasie wyrażała. Co warte jest wyznanie wiary, jeśli ta wiara nie staje się zaczynem, który przemienia ciasto naszego życia?

Jakie, zdaniem Księdza Biskupa, aspekty życia Kościoła szczególnie ujawniły się w tym czasie?

Odkryliśmy nową eklezjologię, a może także nową teologię i nowy sposób posługi w Kościele. To wskazuje, że jest to czas, aby dokonać koniecznych wyborów, by w tym nowym modelu znaleźć miejsce na te posługi. Byłoby samobójstwem, gdybyśmy po pandemii powrócili do tych samych modeli duszpasterskich, które stosowaliśmy do tej pory. Tracimy wiele energii, żeby „nawracać” nasze świeckie społeczeństwo, podczas gdy ważniejsze jest, by „nawrócić siebie”, żeby zacząć realizować to, co papież Franciszek często nazywa „nawróceniem duszpasterskim”. Ciekawe, że wielu z nas narzekało, że nie może przyjmować komunii ani odprawiać pogrzebów w kościele, ale tak nieliczni zastanawiali się nad tym, w jaki sposób pojednać się z Bogiem i z bliźnim, jak słuchać Słowa Bożego i jak pełnić posługę. Jeśli chodzi o słowo Boże, to należy sobie życzyć, żeby ten kryzys, którego efekty długo będą nam towarzyszyć, stał się dla nas jako Kościoła sprzyjającym czasem, w którym na nowo postawimy Ewangelię w centrum naszego życia i naszej posługi. Wielu – jeśli chodzi o Ewangelię – jest jeszcze „analfabetami”.

Wspomniał Ksiądz Biskup o duchowym ubóstwie. Na czym ono polega i jakie są jego najbardziej oczywiste przyczyny?

Nie można zaprzeczyć, że Eucharystia jest źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia albo – jak wolą mówić inni – szczytem i źródłem samego życia Kościoła i wiernych[2]; prawdą jest również, że „sprawowanie liturgii jest […] czynnością świętą par excellence i żadna inna czynność Kościoła jej nie dorównuje w tym samym zakresie i w tym samym stopniu”[3], ale Eucharystia nie jest jedynym sposobem danym chrześcijaninowi, aby doświadczył tajemnicy i spotkał się z Panem Jezusem. Bardzo trafnie ujmuje to Paweł VI, kiedy pisze, że obecność Chrystusa w Eucharystii „nazywa się rzeczywistą nie w sensie wyłączności, jakby inne nie były rzeczywiste, ale przez szczególną doskonałość, bo jest substancjalna”[4].

Dlatego jest rzeczą niepokojącą, kiedy poza kontekstem eucharystycznym albo poza sytuacją sprawowania kultu ktoś czuje się zagubiony, ponieważ nie zna innych sposobów, żeby wejść w kontakt z tajemnicą. To nie tylko wskazuje na to, że istnieje pewnego rodzaju analfabetyzm duchowy, ale także jest dowodem nieadekwatności obecnej praktyki duszpasterskiej. Wygląda na to, że w niedawnej przeszłości nasza duszpasterska działalność zmierzała do wprowadzenia do sakramentów, a nie do wprowadzenia – przez sakramenty – do życia chrześcijańskiego.

Duchowe ubóstwo oraz brak prawdziwego spotkania z Ewangelią mają tak wiele konsekwencji…

Oczywiście. A ponadto faktem jest, że nie można naprawdę spotkać Jezusa bez sprzymierzenia się z Jego Słowem. W kontekście posługi pomyślałem sobie: czy lekarze i pielęgniarki, którzy narażali życie, żeby pozostać przy chorych, nie zamienili szpitalnych oddziałów w „katedry”? Służba innym w ramach codziennej pracy, wzmożonej na skutek wymogów rygorów sanitarnych, była dla chrześcijan konkretnym sposobem wyrażania swej wiary, wiary Kościoła obecnego w dzisiejszym świecie, a nie „Kościoła w zakrystii”, który wycofał się z ulic albo dąży do zaprowadzenia na ulicy takich reguł, jakie rządzą w zakrystii.

A zatem służba innym może być formą ewangelizacji?

Dzielenie się Chlebem Eucharystycznym i dzielenie się Słowem nie mogą się dokonać bez łamania się zwykłym chlebem z tymi, którzy go nie mają. I to jest prawdziwa diakonia, służba. Z teologicznej perspektywy ubodzy ukazują oblicze Chrystusa. Bez ubogich traci się kontakt z rzeczywistością. A zatem, podobnie jak niezbędną rzeczą w parafii jest sala parafialna, tak też ważne jest, aby nie zabrakło tam stołu dla ubogich, w szerokim tego słowa znaczeniu. Diakonia, czyli posługa ewangelizacyjna sfery społecznej, jest wymiarem konstytutywnym Kościoła i jego misji. Kościół jest ze swojej natury misyjny i z tej natury misyjnej rodzi się miłość bliźniego i współczucie. Najlepszym sposobem realizowania chrześcijańskiej miłości jest posługiwanie innym. Kościół nie jest w stanie przyciągnąć do siebie wielu nie dlatego, że nie uczestniczyli w katechizacji, ale dlatego, że nie mieli znaczącego doświadczenia posługi. A ta droga ewangelizacji jest podstawowa w obecnej epoce przemian. Ojciec Święty w przemówieniu do Kurii w 2019 roku powiedział: „Nie żyjemy już w systemie chrześcijaństwa”. Istotnie, wiara nie stanowi już oczywistego założenia dla wspólnego życia. Brak wiary albo jeszcze lepiej śmierć Boga jest inną formą pandemii, która doprowadza ludzi do śmierci. Przychodzi mi na myśl paradoksalne stwierdzenie Dostojewskiego z jego Listu do Natalii: „Gdyby ktoś mi wykazał, że Chrystus jest poza prawdą, i rzeczywiście okazałoby się, że prawda jest poza Chrystusem, ja wolałbym raczej pozostać z Chrystusem niż z prawdą”. Posługiwanie innym ukazuje prawdę właściwą dla Chrystusa.

Jest rzeczą niepokojącą, kiedy poza kontekstem eucharystycznym albo poza sytuacją sprawowania kultu ktoś czuje się zagubiony, ponieważ nie zna innych sposobów, żeby wejść w kontakt z tajemnicą.

Łamanie się chlebem także w domu podczas „lockdownu” rzuciło wreszcie światło na życie eucharystyczne i eklezjalne, którego doświadcza się konkretnie w codzienności tylu rodzin. Czy można powiedzieć, że dom stał się znowu Kościołem, także w znaczeniu liturgicznym?

Dla mnie jest to oczywiste. Kto w tym okresie, w którym rodzina nie miała możliwości uczestniczenia w Eucharystii, nie skorzystał z okazji, żeby pomóc rodzinom do rozwinięcia własnego potencjału, stracił niepowtarzalną okazję. Z drugiej strony wiele rodzin w tym okresie ograniczeń z własnej inicjatywy okazało się „przedsiębiorczymi w miłości”: widać to było w sposobie, w jaki rodzice towarzyszyli najmłodszym w nauce, w pomocy osobom starszym i samotnym, w dbaniu o odpowiednie warunki do modlitwy, w gotowości służenia najuboższym. Niech łaska Pana pomnaża te piękne przykłady i niech pozwoli odkryć piękno powołania oraz charyzmaty ukryte w sercach wszystkich rodzin.

Wcześniej mówił Ksiądz Biskup o „nowej eklezjologii”, która wynika z doświadczenia forsowanego przez „lockdown”. Co sugeruje to odkrycie domu?

Tutaj jest przyszłość Kościoła: w ponownym odkryciu Kościoła domowego i w daniu mu większej przestrzeni działania. Chodzi o Kościół-rodzinę złożony z rodzin-Kościołów (które są Kościołem). To warunek nowej ewangelizacji, której konieczność tak bardzo odczuwamy w naszych czasach. Musimy przeżywać Kościół w naszych rodzinach. Kościół jako wielka wspólnota składa się z małych Kościołów, które gromadzą się w domach. Jeśli zabraknie Kościoła domowego, to Kościół nie może istnieć. Jeśli nie ma Kościoła domowego, to Kościół-instytucja nie ma przyszłości! Kościół domowy jest kluczem, który otwiera nam horyzonty nadziei! W Dziejach Apostolskich mamy szczegółowy opis Kościoła rodzinnego: „Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca” (2,46). W Starym Testamencie dom rodzinny był miejscem, w którym Bóg się objawiał i gdzie obchodzono hebrajską Paschę, najbardziej uroczystą celebrację wiary Izraela. W Nowym Testamencie tajemnica Wcielenia Słowa Bożego dokonała się w domu, Magnificat i Benedictus zostały odśpiewane w domu, pierwsza Eucharystia miała miejsce w domu, podobnie jak zesłanie Ducha Świętego. W dwóch pierwszych wiekach Kościół zawsze gromadził się w domu rodzinnym.

W najnowszym wydaniu Wulgaty używa się często wyrażenia „mały Kościół domowy”, co jest określeniem redukującym, być może w sposób niezamierzony. Czy takie wyrażenie mogło przyczynić się do zredukowania wymiaru eklezjalnego domu i rodziny?

Być może doprowadził nas do tego także klerykalizm, który jest jedną z anomalii życia duchowieństwa i Kościoła, a stało się tak, mimo iż Sobór Watykański II przywrócił pojęcie rodziny jako Kościoła domowego[5] i rozwinął nauczanie o powszechnym kapłaństwie[6]. Ostatnio w pewnym artykule przeczytałem takie oto celne stwierdzenie: „teologia oraz znaczenie duszpasterstwa w rodzinie jako Kościele domowym miały swój negatywny punkt zwrotny w IV wieku, kiedy to nastąpiła «sakralizacja» księży i biskupów ze szkodą dla kapłaństwa wspólnego, które zaczynało tracić swoje znaczenie. Im bardziej postępowała «instytucjonalizacja» Kościoła, tym bardziej ucierpiało na tym znaczenie natury i charyzmatu rodziny jako Kościoła domowego”. To nie rodzina ma być podporą dla Kościoła, ale Kościół winien być podporą dla rodziny. Ponieważ rodzina jest podstawową i stałą strukturą Kościoła, należy więc przywrócić jej wymiar sakralny i kultowy.

Jeśli nie ma Kościoła domowego, to Kościół-instytucja nie ma przyszłości! Kościół domowy jest kluczem, który otwiera nam horyzonty nadziei!

Św. Augustyn i św. Jan Chryzostom, zgodnie z wykładnią judaizmu, nauczają, że rodzina powinna być tym środowiskiem, w którym wiarę można celebrować, rozważać i przeżywać. Obowiązkiem wspólnoty parafialnej jest pomagać rodzinie, żeby była szkołą katechezy i przestrzenią liturgiczną, w której można przełamywać chleb przy kuchennym stole.

Kim są sprawujący rolę przewodniczących w tym „Kościele-rodzinie”?

Paweł VI uważał, że kapłaństwo wspólne jest celebrowane przez małżonków obdarzonych łaską sakramentu małżeństwa. A zatem także rodzice, na mocy ich sakramentu, są „sprawującymi kult”, którzy podczas domowej liturgii przełamują chleb Słowa, modlą się z pomocą tegoż Słowa i w ten sposób dokonuje się przekazywanie wiary dzieciom. Praca katechetów jest ważna, ale nie może zastąpić posługi rodziny. Ta sama rodzinna liturgia wprowadza jej uczestników do bardziej aktywnego i świadomego uczestnictwa w liturgii wspólnoty parafialnej. Wszystko to pomaga w przejściu od liturgii klerykalnej do liturgii rodzinnej.

Czy Ksiądz Biskup uważa, że oprócz tej przestrzeni ściśle domowej, wyjątkowość tego „posługiwania” rodziny i małżonków może i powinna mieć dla całego Kościoła, jak również dla świata, także konotację profetyczną i misyjną? Na czym miałoby to polegać?

Obawiam się, że mimo iż od dziesiątków lat Kościół powtarza, że rodzina jest podmiotem działalności duszpasterskiej, to stwierdzenie to wciąż pozostaje na poziomie retoryki. Wielu wciąż nie jest przekonanych o ewangelizacyjnym charyzmacie rodziny i nie wierzy, by rodzina miała „misyjną kreatywność”. Wiele jest tu jeszcze do zrobienia. Ja sam w mojej diecezji miałem w tym kontekście bardzo ciekawe i inspirujące doświadczenia. Niektóre pary małżeńskie zajęły się przygotowaniem do małżeństwa; inne towarzyszyły młodym małżonkom przez pierwszych pięć lat po ślubie. Ubogaceni przez doświadczenia, jakich dostarczają im własne rodziny, małżonkowie nie tylko są w stanie dzielić się codziennym świadectwem wiary, ale potrafią także znaleźć nowy język teologiczno-katechetyczny, niezbędny do głoszenia Ewangelii rodziny. Kościół domowy winien wyjść z domu i jako podmiot społeczny i polityczny podjąć odpowiedzialność. Jak podkreślił papież Franciszek, Bóg „powierzył rodzinie troskę o intymność nie jako cel sam w sobie, ale jako fascynujący projekt przemienienia świata w dom”[7]. Rodzina jest powołana do tego, by pozostawić swój ślad w społeczeństwie, w którym się znalazła, aby rozwinąć inne formy płodności, które są jakby przedłużeniem podtrzymującej ją miłości[8].

Obawiam się, że mimo iż od dziesiątków lat Kościół powtarza, że rodzina jest podmiotem działalności duszpasterskiej, to stwierdzenie to wciąż pozostaje na poziomie retoryki.

Synteza tego wszystkiego znajduje się w końcowym dokumencie Synodu Biskupów na temat rodziny, w którym czytamy: „Rodzina formułuje się w ten sposób jako podmiot działalności duszpasterskiej poprzez bezpośrednie głoszenie Ewangelii i dziedzictwa wielu form świadectwa: solidarności z ubogimi, otwarcia na różnorodność osób, ochrony stworzenia, solidarności moralnej i materialnej wobec innych rodzin, a zwłaszcza najbardziej potrzebujących, zaangażowanie na rzecz promocji dobra wspólnego również przez przemianę niesprawiedliwych struktur społecznych, wychodząc od terytorium, na którym się żyje, praktykując uczynki miłosierdzia co do ciała i co do ducha”[9].

Powróćmy teraz do rozważenia szerszego horyzontu. Wirus nie znał barier. Nawet jeśli ujawniły się egoizmy, indywidualne i narodowe, to prawdą jest, że dziś na świecie dane nam jest przeżyć doświadczenie ogólnoludzkiego braterstwa.

Pandemia powinna nas doprowadzić do nowego rozumienia współczesnego społeczeństwa i do rozeznania nowej wizji Kościoła. Mówi się, że historia jest nauczycielką życia, ale tu problem dotyczy samych uczniów! Z powodu egoizmu i indywidualizmu człowiek ma pamięć wybiórczą. Nie tylko wymazuje ze swojej pamięci trudności, których sam jest przyczyną, ale też zapomina o swoim bliźnim. Często względy ekonomiczne i finansowe biorą górę nad dobrem wspólnym. Na Zachodzie, mimo iż chlubimy się, że żyjemy w systemach demokratycznych, w praktyce wszystko zależy od tych, którzy dzierżą władzę polityczną lub ekonomiczną. Tymczasem potrzebujemy odkrycia braterstwa. Przyjmując obowiązki związane z pracą w Synodzie Biskupów, uważam, że synodalność i braterstwo to dwa pojęcia, które się zazębiają.

W jakim znaczeniu? Czy synodalność można zaproponować także w odniesieniu do społeczeństwa świeckiego?

Ważną cechą charakterystyczną procesu synodalnego jest braterski dialog. W przemówieniu na początku Synodu na temat młodzieży papież Franciszek powiedział: „Synod winien być ćwiczeniem się w dialogu, przede wszystkim pomiędzy tymi, którzy w nim biorą udział”[10]. A pierwszym owocem tego dialogu jest to, żeby każdy otworzył się na nowość, na zmianę własnej opinii, aby nauczył się cieszyć z tego, co usłyszał od innych[11]. Ponadto na początku Zgromadzenia specjalnego Synodu dla Amazonii Ojciec Święty nawiązał do „mistyki braterstwa”[12] i podkreślił znaczenie, jakie dla ojców synodalnych ma braterska atmosfera, której „należy strzec i która winna między nimi panować”[13]. Kultura braterskiego dialogu pomogłaby wszystkim zgromadzeniom – politycznym, ekonomicznym, naukowym – aby stały się miejscem spotkania, a nie polem walki. W epoce takiej jak nasza podmioty społeczne mogłyby dowartościować to podejście „synodalne”, co ułatwiłoby drogę ku zbliżeniu oraz ku wzajemnej współpracy. Jak uważa Christoph Theobald, braterski dialog może otworzyć drogę do zaniechania walki o własne interesy: „Jedynie realne braterstwo otwiera możliwość przezwyciężenia walki społecznej i doprowadzenia do porozumienia i spójności, choćby kruchej i prowizorycznej. W takiej sytuacji autorytet przemienia się tutaj w autorytet braterstwa, zdolny do wzbudzenia, poprzez zarażenie, ewangelicznego uczucia braterstwa”[14].

W tym kontekście szczególnie mocno rozbrzmiewają słowa Ojca Świętego, że Kościół synodalny jest jak sztandar wzniesiony między narodami świata, który wzywa do współuczestniczenia, solidarności i przejrzystości w administracji dobra publicznego, które często znajduje się w rękach grup dzierżących władzę. Jako Kościół synodalny, który idzie razem z ludźmi i jest uczestnikiem zmagań zachodzących w historii, winniśmy kultywować pragnienie poszanowania nienaruszalnej godności narodów oraz zrozumienia służebnej roli władzy. To przyczyni się do życia na sposób bardziej braterski i uczyni świat piękniejszym i bardziej godnym człowieka, który przyjdzie po nas[15].

[1] Por. T. Halík, Questo è il momento per prendere il largo, „Avvenire”, 5 IV 2020, s. 28.

[2] Por. Sobór Watykański II, Konstytucja Sacrosanctum concilium, nr 10.

[3] Tamże, nr 7.

[4] Paweł VI , Encyklika Mysterium fidei, nr 40.

[5] Sobór Watykański II, Konstytucja Lumen gentium, nr 11; Dekret Apostolicam actuositatem, nr 11.

[6] Por. Sobór Watykański II, Lumen gentium, nr 10.

[7] Papież Franciszek, Audiencja ogólna, 16 IX 2015.

[8] Papież Franciszek, Posynodalna adhortacja apostolska Amoris laetitia, 19 III 2016, nr 181.

[9] Relacja końcowa Synodu Biskupów, 24 X 2015, nr 93.

[10] Papież Franciszek, Przemówienie na początku Synodu poświęconego młodym, 3 X 2018.

[11] Por. tamże.

[12] Papież Franciszek, Adhortacja apostolska Evangelii gaudium, nr 92.

[13] Papież Franciszek, Pozdrowienie na otwarcie prac Zgromadzenia specjalnego Synodu Biskupów dla Amazonii, 7 X 2019.

[14] C. Theobald, Dialogo e autorità tra società e Chiesa (www.fttr.it/wp-content/uploads/2018/11/THEOBALD-prolusione-dies-Fttr-22-11-2018.pdf), 22 XI 2018.

[15] Por. Papież Franciszek, Przemówienie z okazji 50. rocznicy ustanowienia Synodu Biskupów, 17 X 2015.

Artykuł został opublikowany na łamach DEON.pl w ramach współpracy z redakcją La Civiltà Cattolica. Na naszym portalu będziemy publikować tłumaczenia najciekawszych tekstów z włoskiego, jezuickiego czasopisma. Będzie można je znaleźć w specjalnej kategorii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kard. Grech: pandemia jest szansą na odnowę Kościoła
Komentarze (7)
KK
Kuntoa Kantaa
25 sierpnia 2021, 15:43
15 Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko - wyrocznia Pana Boga. 16 Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał3. Będę pasł sprawiedliwie. 17 Do was zaś, owce moje, tak mówi Pan Bóg: Oto Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły4. Ez 34,11-12, 15-17
Danuta Hejduk
5 grudnia 2020, 18:55
Nareszcie. Urodziło się w bólach ale przyszło Nowe Życie.  Kardynał Mario Grech postawił kropkę nad "i". Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata w czytaniach z Księgi Ezechiela przyprowadza w słowie: 11 Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. ... 15 Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko - wyrocznia Pana Boga. 16 Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał3. Będę pasł sprawiedliwie. 17 Do was zaś, owce moje, tak mówi Pan Bóg: Oto Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły4. Ez 34,11-12, 15-17
AN
Andrew Netuk
5 grudnia 2020, 14:39
W samych Wloszech zmarlo kilkaset ksiezy. Ktoz poprowadzi odnowe? Wedlug mnie pandemia doprowadzi do wiekszej laicyzacji spoleczenstwa.
AS
~Antoni Szwed
4 grudnia 2020, 23:39
"W okresie pandemii, tak wiele inicjatyw duszpasterskich koncentrowało się wokół samego kapłana. W tym sensie Kościół jawi się jako zbyt klerykalny." Cały ten wywiad bp Grecha jest atakiem na kapłaństwo, jest pokazywaniem kapłaństwa jako czegoś niepotrzebnego, wręcz złego, no bo "klerykalizm" (wedle obecnej definicji) jest złem. Mamy pozostawać w domach i tam odprawiać jakąś "domową liturgię przełamywania chleba Słowa". Bp używa dziwacznej metafory "przełamywania chleba słowa". Oczywiście, takie przełamywanie ma zastąpić Eucharystię i sprawującego ją kapłana, ma także pokazać, że świątynia nie jest już do niczego potrzebna, bo Bóg jest wszędzie, modlić się można gdziekolwiek. Poza tym chodzi przecież o "wolność w sprawowaniu kultu". Dotychczasowy kult już nie jest ważny, covid uczynił go przestarzałym. Takie herezje sprzedaje nam nowo mianowany kardynał, który nie ukrywa, że dotychczasowy katolicyzm należy wrzucić do kosza. Proponuje nowy kult, nowy Kościół i chyba nowego boga.
Danuta Hejduk
5 grudnia 2020, 19:18
Myślę, że kardynał Grech, miękko sprowadził maszynę, z górnych lotów na ziemię. Zrobił to po mistrzowsku. Jest realistą ale jest to wynikiem realiów a nie widzimisia. Jan Paweł II mówił o powrocie do Kościoła pierwotnego. Pandemia jest narzędziem które włącza myślenie, rozum no i uczucia. Najpiękniejsze, że prowadzi do jeszcze większej wiary w Boga ale i niewiary, co poniektórych.
XM
~X Monte
4 grudnia 2020, 22:20
Fałszywa pandemia jest szansą na odnowę? Tak, o ile odrzucimy fałsz. Księża, biskupi, kardynałowie (nie wszyscy, ale wielu z nich) przestali widzieć rzeczywistość w Świetle Chrystusa. Ich "światłem" stała się ciemność strachu. Nie dziwi zatem ślepe posłuszeństwo "widzącym" autorytetem świata polityki i medycyny.
SM
Sylwester Mrozik
5 grudnia 2020, 22:08
Przestań bredzić te pseudonaukowe bzdety. Nowa odmiana koronawirusa jest mocno zaraźliwa, ale niezbyt śmiertelna (1-3 %) - takie są ustalenia naukowców. Wystarczyło to jednak do uśmiercenia 1,4 mln ludzi - trochę szacunku dla nich pseudokatoliku od siedmiu boleści. Bóg dał nam wiarę i rozum, Ty korzystasz tylko z wiary, to smutne nie uważasz ?