Poczucie nękającego nas zła wywołuje różne reakcje. W świętym gniewie szukamy kozła ofiarnego, by wziął na siebie nasze niedostatki. W świętym uniesieniu chcemy wypisać światu receptę na zbawienie. Ale jesteśmy, dzięki Bogu, dobrze na to przygotowani.
Ulegamy pewnym złudzeniom, nieraz boleśnie. Szukamy kozła ofiarnego. By przenieść na kogoś odpowiedzialność, by zmyć z siebie poczucie winy, by delegować na innych własne grzechy. To jeden ze sposobów dbania o własne dobre samopoczucie i o pożądany wizerunek. Chcielibyśmy sprawiać wrażenie dobrego samarytanina, ale obok leżącego przy drodze człowieka przechodzimy przyspieszając kroku. No bo cóż nam z uznania w oczach kogoś, kto jest ofiarą (por. Łk 10,25-37)? Pognamy dalej do świątyni, by tam zaraz wytropić kogoś z nieczystym sumieniem. Wywęszyć, namierzyć, wytargać za fraki. Jak tę kobietę, która dopuściła się zdrady (por. Łk 7,36-50). Tak radzimy sobie z naszymi własnymi niedostatkami.
Sposób drugi idzie w nieco innym kierunku, zakłada większą aktywność, by osiągnąć nie tylko poziom poczucia "jestem nie-zły", ale wręcz "jestem dobry". Aktywność, która staje się aktywizmem, działaniem opartym o myśli uznane raz na zawsze za jedynie słuszne. Słuszne, mądre, a niekiedy i zbawienne. Świat jest chory, a my mamy dla niego receptę. Wiemy, jak zbudować nową lepszą rzeczywistość. My to wiemy, a więc ma być tak, jak my tego chcemy. Droga jest jedna, wszystkie zaś inne ścieżki wiodą na zatracenie. Jedno-myślność, jedno-wszystkość.
Przekazanie winy
Święty Paweł mówi, że Bóg "dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu" (por. 2 Kor 5, 21). Bóg aż tak nas umiłował, że posłał swojego Syna na krańce oddalenia od Siebie -tłumaczy bp Andrzej Czaja - aby z tych krańców, na których my już się zadomowiliśmy, Jezus nas przyprowadził z powrotem do Boga Ojca. Jan Paweł II wskazuje, że wkroczenie Chrystusa w wody Jordanu, by przyjąć chrzest od Jana, to czas rozpoczęcia misji Baranka Bożego. Misja ta jednak jest podwójna - przypomina ordynariusz opolski - Jezus nie tylko jest tym barankiem, którego zabijano i składano w ofierze Bogu. Jest również tym, na którego kapłan nakładał ręce jako gest przekazania grzechów członków zgromadzenia. Ten drugi baranek szedł na zatracenie wypędzany na pustynię jako ofiara dla Azazela, gdyż ludzkie winy miały wrócić do złego ducha. Tak też Jezus na drogę krzyżową został wyprowadzony poza mury Jerozolimy, gdzie w męczarniach zginął.
Ten rytuał wciąż się powtarza. Wciąż chcemy oddalić od siebie choćby cień wątpliwości co do nas samych. Chcemy przekazać na innych nasze winy, obarczyć ich nimi, obciążyć, niekiedy przygnieść. Bywa tak, że naszą winą chcemy drugiego człowieka zmiażdżyć: "może i ja popełniłem zło, ale przez ciebie, a więc jest to twoja wina". W gruncie rzeczy okazuje się, że samym sobie nie ufamy. Niekiedy wręcz siebie samych się obawiamy, bo nie wiemy, czego się po sobie spodziewać. Wiele tych obaw zbudowanych jest na przekonaniu, że człowiek z natury nie jest dobry. Na myśleniu, w którym dobro jest poza człowiekiem i zadaniem dla ludzi pozostaje jego zdobywanie. Ale że świat jest nieprzychylny, a natura ludzka słaba, wciąż ponosimy klęskę.
Empatia
Są jednak powody do optymizmu. I to oparte na tym właśnie wiecznie trapiącym ludzi pytaniu: czy człowiek jest dobry czy zły? Ewa Woydyłło, doktor psychologii z wieloletnim stażem terapeutycznym, zwraca uwagę nie tylko, że jest kwestią naszego osobistego wyboru - za którym podążają potem emocje, czyny i postawa - jaką odpowiedź wybierzemy. Bo wybrać trzeba. Istnieją jednak mocne podstawy, by mimo niekiedy przykrych doświadczeń, uznać, że człowiek z natury jest dobry. Mamy powody, by człowiekowi nie odmawiać nadziei.
"W człowieku znajduje się potencjał i ku dobru, i ku złu. Mówię potencjał, bo to nie determinuje jeszcze naszej duszy, moralności, stosunku do życia. Do której z »szufladek« - z dobrem czy ze złem - będziemy sięgać częściej, to kwestia wyboru, niekiedy świadomego, innym razem mniej świadomego. Sama kiedyś postanowiłam, aby otwierać »szufladkę dobro«. Sprawdziłam, działało" - mówiła mi ta specjalistka w problematyce uzależnień w książce "Szachy ze Złym".
Woydyłło wskazała na odkrycie naukowców sugerujące, że jako ludzie rodzimy się ze zdolnością do dobra, bo jesteśmy wyposażeni w system "lustrzanych neuronów". "Ten biochemiczny system neurologiczny - występujący także śladowo u wyżej zorganizowanych ssaków - ma przełożenie na zachowania i relacje człowieka, głównie odpowiada za empatię. Bez uczuć takich, jak smutek, euforia, radość, zazdrość można wyobrazić sobie życie. Ale bez empatii… mamy psychopatię - tłumaczy Woydyłło. - To względnie niedawne naukowe odkrycie bardzo mnie uszczęśliwiło. Dzięki niemu nie muszę szukać filozoficznych powodów, nie muszę być Polyanną, tylko rzeczowo przyjmuję: »wszyscy ludzie są dobrzy!«"
Wieża Babel
Dobro również nie jest jednak niewinne. Nie tylko bowiem zło bywa pułapką, w którą wpadamy czy wpychamy innych ludzi. Pokusa, której człowiek daje się zwykle zwieść, polega przecież właśnie na wyborze dobra. Tylko, że nie takiego dobra, które jest przeznaczone czy dostępne konkretnie dla nas. Pułapką jest też narzucanie dobra innemu człowiekowi, bo wartość może mieć tylko to, co jest wybrane w wolności. Poddajemy się za to jeszcze i trzeciemu rodzajowi kuszenia dobrem: dobro, które poznałem, uznaję za jedyną właściwą postać dobra. Dobro może mieć tylko taką twarz, jaką my mu nadajemy.
Bóg jednak ma wobec dla tego typu postawy dobrotliwą ironię, którą wyraża słowami komentarza wobec działań budowniczych wieży w mieście Babel: "Będą mogli wykonać wszystko, cokolwiek zamierzą" (por. Rdz 11,1-9). Ludzie mówili wówczas jednym językiem. Przeżywali okres dobrobytu i rozwoju. Zabrakło pokory. Ich pyszna jednomyślność była fundamentem, który Bóg skruszył swoją decyzją o pomieszaniu języków. Ale my wciąż wznosimy wieżę wprost do nieba. Jeśli brak nam rąk do pracy, gotowi jesteśmy znaleźć niewolników. Powstają wątpliwe sojusze, zrywany jest dialog. Zły świat nie sięga nam wyżej niż do kolan, a my już prawie weszliśmy ze szczytu wieży wprost do nieba.
Pomoc i współpraca
Jednak i tu są powody do optymizmu. W świecie naukowym coraz śmielej wskazywana jest teza o ewolucji współpracy. Życie na Ziemi rozwija się nie tylko w wyniku rywalizacji, jak to przedstawia w wielkim uproszczeniu teoria Karola Darwina. Konkurencja między żyjącymi istotami to tylko jeden wymiar kształtujący postęp w świecie stworzonym. Tak naprawdę - przekonuje Martin A. Nowak - ewolucja gatunków opiera się nie o konkurencyjność, ale o współpracę.
Profesor biologii i matematyki na Harvardzie wskazuje, że wśród organizmów żywych występuje pięć mechanizmów promujących współpracę między przedstawicielami tych samych gatunków. Szczególnie ludzie są skłonni do pomocy i współpracy, co nazywane jest mechanizmem wzajemności. "Wyewoluował gatunek, który potrafi opracować najbardziej niezwykłe techniki pozwalające badać zarówno dno oceanów, jak i przestrzeń kosmiczną - pisze Nowak w polskiej edycji "American Scientific". - Udało nam się to wszystko osiągnąć dzięki współpracy". W tekście "Dlaczego sobie pomagamy" w sierpniowym "Świecie nauki" badacz wyjaśnia, że kluczem do odpowiedzi na tytułowe pytanie jest język, który pozwala ludziom na przekazywanie informacji, a nawet opisywanie emocji.
Zapisane w stworzeniu
Zamiast kozłów ofiarnych - empatia, zamiast jedno-wszystkości - współpraca. Jest więc horyzont znacznie szerzy, w którym trzeba spojrzeć na te nasze, ludzkie, małe skłonności do uciekania od winy i budowania wieży z kości słoniowej. To horyzont, który rozciąga się pomiędzy rozłożonymi rękoma Ojca syna marnotrawnego, Boga, który wychodzi ku temu, kto zawinił, kto mógł zranić tak dotkliwie tylko dlatego, że był aż tak blisko (por. Łk 15, 11-32). Horyzont ten sam w sobie - dzięki gestowi otwarcia - stanowi znak nadziei. Trzeba więc, byśmy patrząc na te przypadłości, mieli w sobie mądry optymizm, nadzieję, nie naiwność. Bo przecież posiadamy wielkie powody do optymizmu, które wynikają z tego, czym obdarzone zostało stworzenie: empatią i zdolnością do współpracy.
Skomentuj artykuł