Namaszczeni przez sakramenty

(fot. Patrick Goossens/flickr.com)

Wielu wierzących często postrzega chrzest i bierzmowanie tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła lub zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża. Ale Bóg oczekuje od chrześcijan większego zaangażowania.

"Bóg namaścił Go Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc"(Dz 10, 38).

DEON.PL POLECA

W liturgii przechodzimy od okresu Bożego Narodzenia do okresu zwykłego, do codzienności, przez bramę Chrztu Chrystusa. Dlaczego Jezus przyjmuje chrzest? Przecież nad Jordan przychodzili grzesznicy. A Jezus był bezgrzeszny. Ojcowie Kościoła zwracają uwagę, że to wydarzenie jest dalszym ciągiem objawienia tego, kim jest Bóg, ale także kim jest prawdziwy człowiek. Właśnie tutaj Jezus uniża samego siebie, okazuje pokorę, wchodzi do tej samej wody, w której zanurzali się grzesznicy, aby ukazać, że "przyjmuje postać sługi" i solidaryzuje się z grzeszną ludzkością. Chce w ten sposób pokazać, że grzech jest nie-ludzki. Św. Cyryl z Aleksandrii pisze, że Jezus jako człowiek przyjmuje Ducha Świętego, "aby odnowić całą naszą naturę i uczynić ją na powrót jednością".

W Ewangelii św. Łukasza, Jezus, po odejściu znad Jordanu, sam wyjaśnia, co się tam wydarzyło. Cytując proroka Izajasza, tłumaczy w synagodze w Nazarecie: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnym" (Łk 4, 18). Wejście do wód Jordanu było rozpoczęciem misji, posłaniem w sam środek ludzkiej biedy, jakiejkolwiek postaci by ona nie przybierała, aby ludzkość od tej biedy wyzwolić. Bóg nie działa gdzieś z wyżyn nieba, z oddali, odseparowany od niedoskonałej ludzkości, ale zanurza się w tej samej wodzie, w której skąpani byli grzesznicy.

W drugim czytaniu św. Piotr mówi, że "Bóg namaścił Jezusa Duchem Świętym i mocą", aby mógł dobrze czynić. Bóg w Nowym Testamencie zasadniczo odnosi się do Ojca. Misja Jezusa jest więc misją całej Trójcy Świętej. Tam gdzie Chrystus, tam i Duch, i Ojciec. Św. Piotr Chryzolog nazywa Wcielenie Chrystusa "wielkim sakramentem Bożej miłości".

To nie przypadek, że autorzy biblijni ukazują Ducha Świętego jako gołębicę, która kojarzy nam się raczej z łagodnym zwierzęciem. Św. Jan Chryzostom twierdzi, że ten symbol wyraża sposób, w jaki Duch Święty działa w sercu człowieka i w świecie, czyli delikatnie, bez narzucania się, dyskretnie i bez wzbudzania lęku.

Ale gołębica to również aluzja do księgi Rodzaju i historii o potopie. Po upływie 40 dni Noe wypuścił ją z arki, by sprawdzić, czy wody już ustąpiły i można wyjść na ląd. Ptak przyniósł w końcu "świeży listek drzewa oliwnego" (Rdz 8, 11), który jest znakiem odradzającego się życia i nadziei. Podczas Chrztu Jezusa, pisze św. Jan Chryzostom, “ukazuje się jak gołębica, która nie przynosi już gałązki oliwki, ale wskazuje na Wybawcę od wszelkiego zła i zapowiada łaskawą nadzieję. Ponieważ nie wyprowadza ona tylko jednego człowieka z arki, lecz cały świat prowadzi ku niebu w chwili jej objawienia się, i zamiast gałązki oliwki, przynosi adopcję dla potomstwa całego świata". Otwarcie nieba i zstąpienie gołębicy jest więc w Chrystusie przyjęciem całej ludzkości za synów i córki Trójcy Świętej. Ci grzesznicy, którzy wyznawali nad Jordanem swoje grzechy, ale nie mogli się od nich wyzwolić, otrzymali już w Chrzcie Chrystusa obietnicę dziecięctwa Bożego.

Imię "Chrystus" oznacza "namaszczony". Z kolei słowo "chrześcijanin" pochodzi od imienia "Chrystus". W Starym Testamencie prorocy namaszczali olejkiem, ustanawiając kolejnych proroków, królów i kapłanów. Było to religijne wydarzenie. Namaszczenie olejem oznacza więc wybranie i powierzenie komuś misji.

Dzisiaj mało kto tak spogląda na namaszczenie. Ale wciąż używamy różnych olejków, kremów, mleczek, balsamów, perfum i leczniczych maści. Te specyfiki mają odmłodzić nasze ciała, uczynić je atrakcyjnymi, pięknymi, pachnącymi, a także leczyć je i przynosić im ulgę. Nie ma w tym nic złego, jeśli dbałość o ciało wyraża zdrową troskę o całego człowieka. Ale w tych zabiegach kryje się również jakaś głębsza intuicja.

Kościół namaszcza nas olejem aż w czterech sakramentach: chrzcie, bierzmowaniu, święceniach i namaszczeniu chorych. W tych znakach w prosty sposób ochrzczeni stają się "chrześcijanami", namaszczonymi niewidzialną mocą Ducha Świętego. Po co?

Oczywiście, tutaj nie chodzi o jakiś mechaniczny rytuał, tak jak nikt nie używa różnych kosmetyków jako sztuki dla sztuki. Moc Ducha Świętego odnawia nas wewnętrznie, uzdrawia i umacnia. Przez chrzest weszliśmy również do Bożej rodziny, weszliśmy w życie Chrystusa, staliśmy się członkami Kościoła, bynajmniej nie tylko dla naszego dobra. Jezus nie żył tylko dla siebie. Św. Paweł pisze, że "jesteśmy miłą Bogu wonnością Chrystusa" (2 Kor 2, 15), abyśmy tę woń roznosili po świecie. My również otrzymaliśmy zadanie do wypełnienia. Całe nasze życie zostało poświęcone Bogu, a nie tylko religijne czynności i praktyki. Na tym właśnie polega chrzest i bycie chrześcijaninem.

Czasem zauważam wśród ochrzczonych (wiernych i księży) pewne nieporozumienie. Chrzest i bierzmowanie postrzegane są tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła, zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża, czy zaliczenie etapów "formacji" chrześcijańskiej. Ale tutaj nie chodzi wyłącznie o przynależność, formalne zaliczenie, czy opłacanie składek co pewien czas. To nie wystarczy. Chrześcijanin (katolik) nie jest również nalepką, którą nosimy na swojej głowie lub na szybie samochodu.

Bycie chrześcijaninem oznacza zadanie, świadectwo, bycie solą i światłem świata. A to wiąże się z odpowiedzialnością. Chrzest otwiera nam drogę do innych sakramentów, które są nam dawane dzięki mocy Ducha Świętego po to, byśmy dobrze wypełnili nasze chrześcijańskie powołanie, które nie sprowadza sie do zwykłego przyjmowania sakramentów, ale do działania ich mocą w codziennym życiu. Mówi o tym wyraźnie św. Piotr. "Dlatego, że Bóg był z Nim (Chrystusem), przeszedł on dobrze czyniąc". Jeśli chcemy naśladować naszego Mistrza, musimy przejść dokładnie tę samą drogę.
Ktoś może jednak zapytać: Ja przyjąłem sakrament chrztu i bierzmowania dawno temu. Podobnie małżeństwo czy kapłaństwo. Jak korzystać z tej łaski dzisiaj? Jak ona się aktualizuje w moim życiu?

Rzeczywiście, łatwiej nam zobaczyć ciągłość Bożego działania w Eucharystii czy spowiedzi, bo częściej przystępujemy do tych sakramentów. Ale także pozostałe sakramenty nie są czymś jednorazowym i statycznym, chociaż przyjmujemy je raz lub kilka razy w życiu. Tak jak Duch Święty i Ojciec stale towarzyszyli Chrystusowi w Jego misji (czego znakiem było ich ukazanie się w widzialnej i słyszalnej formie podczas Jego chrztu), podobnie dzieje z nami. Sakramenty to rzeczywistość dynamiczna, dziejąca się w czasie i w konkretnej ludzkiej rzeczywistości. Tam właśnie otwiera się dla nas niebo.
Chrzest, bierzmowanie, kapłaństwo, małżeństwo porównałbym do takich wbudowanych w nasze serce anten, która nastawione są na odbiór fal Bożej łaski. Odbieramy tę łaskę, a także przekazujemy ją dalej, kiedy najzwyczajniej w świecie robimy to, co do nas należy. Jeśli jako chrześcijanin staram się służyć bliźniemu, mam dla niego dobre słowo, przebaczam, to oznacza, że działam mocą wcześniej udzielonej mi łaski i otwieram się na jeszcze więcej.

Św. Jan apostoł pisze, że "każdy kto kocha bliźniego, zna Boga". Tutaj nie chodzi o intelektualne poznanie, ale o wejście w jeszcze ściślejszą więź, upodobnienie się do Boga, tajemnicze zamieszkiwanie Boga we mnie, a mnie w Bogu. Wtedy następuje przedziwna wymiana, która owocuje stopniową przemianą i uświęceniem człowieka.

Podejmijmy pewne ryzyko i spróbujmy zobaczyć bardziej konkretnie, jak to odbieranie Bożej łaski może wyglądać na co dzień na przykładzie sakramentu małżeństwa. Wiemy, że ten szczególny sakrament nie może dojść do skutku bez unii kobiety i mężczyzny oraz ich wolnej zgody. To jedyny sakrament, którego ludzie udzielają sobie nawzajem. Ale on się nie skończył w dniu ślubu. Nadal jest dla małżonków źródłem Bożej łaski. Św. Robert Bellarmin porównuje małżeństwo do Eucharystii, w której Chrystus jest prawdziwie obecny nie tylko podczas mszy św., ale także gdy święte postaci są przechowywane w tabernakulum, aby Pan mógł doznawać czci, aby zanosić komunię chorym i wiatyk (zaopatrzenie na drogę) dla umierających.

Małżonkowie stają się więc takim tabernakulum. Duch Święty, którego przywołujemy podczas sprawowania sakramentu małżeństwa, nie znika z ich życia po ceremonii i przyjęciu ślubnym, ale pozostaje z małżonkami, aby mogli kontynuuować misję, która została im powierzona. Ale jest obecny dyskretnie. I trzeba o tym pamiętać, by odwoływać się do Niego.

Podstawową misją małżeństwa jest najpierw wspólne dojrzewanie i wzrost w miłości. Każdy gest i czyn małżonków, który umacnia ich więź, czyli, na przykład, słuchanie siebie nawzajem, dialog, okazywanie sobie czułości, przebaczenie jest otwieraniem się na Boże wsparcie. Kto trwa w miłości, czyli również kocha brata i siostrę swoją, trwa w Bogu i zna Go. Do tego dochodzi służenie sobie w codziennych obowiązkach i pracach, jak chociażby kupno chleba, naprawienie pralki i prasowanie, a także wierność pomimo trudności i przeciwności. Również współżycie seksualne, jeśli jest wyrazem miłości, takiej jaka jest w danym momencie możliwa, cementuje więź małżeńską i pomnaża miłość, czyli otwiera na przyjęcie łaski.

Poczęcie, zrodzenie i wychowywanie dzieci to również współpraca z Bogiem w stwarzaniu osób. Wszystkim tym formom sprawowania sakramentu małżeństwa w dyskretny sposób towarzyszy łaska Ducha Świętego, jak obecność gołębicy. Sakrament małżeństwa nie jest więc zwykłym zalegalizowaniem związku czy współżycia, ale rozpoczęciem wspólnej drogi, opartej również na przyrzeczeniu Boga, że On będzie wspierał małżonków, kiedy w taki sposób będą realizowali małżeństwo. Stają się w ten sposób żywym sakramentem łaski.

Święto Chrztu Pańskiego jest więc paradoksalnie objawieniem mocy Trójcy Świętej, a zwłaszcza Ducha Świętego, który właśnie dlatego, że jest niewidzialny, wspiera nas nieustannie za pomocą widzialnych znaków, którymi są zarówno ludzie jak i rzeczy. To święto zaślubin Boga Trójcy z całą ludzkością. Dlatego małżeństwo w szczególny sposób odzwierciedla dynamiczne przymierze Boga z ludźmi i współpracę człowieka z łaską namaszczenia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Namaszczeni przez sakramenty
Komentarze (15)
V
veritatis
11 stycznia 2015, 11:53
Szef deonu ks. Piórkowski nie jest wiarygodnym biblista, egzegetą, teologiem czy duszpasterzem. Przykłady tego wiszą na deonie - ten brak nawet doktoraciku, postmodernistyczna filozofia czy teologia, liberalizm i dysydenctwo). Zamiast sięgnąc po rzeczywistych znawców tego tematu - wybitnych teologów albo świętych duszpasterzy światowych czy polskich (począwszy od papieży przez księzy profesorów czy świętych)- sam wybiera to co mu pasuje i interpretuje tak jak mu pasuje. Podobnie pisze jak na deonie ks. Stopka, Siepsiak czy Żyłka. Nie jest to też ani w stylu papieża Franciszka ani w stylu Św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI. TO TZW. STYL MEDIALNY - TWORZENIE MEDIALNEGO KK
T
Tomek
13 stycznia 2013, 22:18
Dziękuje za ten tekst. Naprawde brakuje podobnych rozważań. Warto wyjaśniać i objaśniać podstawowe prawdy wiary, sakramenty. To jest ewangelizacja i podstawowa misja. Zachęcam do publikowania kolejnych, podobnych tekstów. Może nawet warto oprzeć się na na schemacie składającym się z dwu członów, pierwszego podstawowego, gdzie zwięźle przypomina i systematyzuje się to co najważniejsze w temacie, oraz szerszego rozwinięcia dla tych którzy chcą się bardziej zagłebić w temat. Do większości komentarzy poniżej się nie odniosę, a już szczególnie do komentarzy Pani Anny, dlatego ze uważam temat za zbyt ważny, ażeby sprowadzać dyskusje na  tak żałosny poziom. 
P
parafianin
11 stycznia 2015, 12:01
Widać że nie czytasz dzieł wybitnych znawców tematu - bo tak byś starego artykuliku ks. Piórkowskiego nie wychwalał. Widać deon schodzi w dól nawet w tym zakresie, że już musi stare sprzed 2 lat artykuliki szefa Piórkowskiego powielać bo już nie ma co. Mimo tego że ludzie już się na tym poznali. A tylu wielkich księży profesorów, teologów ,i egzegetów i duszpasterzy jest w Polsce - wolą deonowi jezuicic reklamować swoje - marne ale swoje dla samych swoich?
A
Anna
13 stycznia 2013, 08:44
Nawet by było to smieszne gdyby nie dotyczyło wiary. To jest mój pierwszy wpis pod tym artykułem. Poprzednie wszystkie wpisy są  tworzone chyba przez Deon (a może przez sympatyków autora tekstu, znanego z postmodernizu czy progresizmu - tak jak już pisałam z kręgu ojców Miszka, Mądla, Prusaka czy Żmudzińskiego) a" najlepsze" to w tym jest to że próbują poruszać tematy które często były w moich komentarzach. Ale jakże w innym duchu! Mam tez wrażenie że może sa nawet pewne moje cytyaty specjalnie dobrane z innych teksów aby lepiej ta manipulacja wyglądała. To pewnie nowy sposób utwierdzania się i popierania w swoim zamkniętym kręgu. A porpos samego artykułu to rzeczywiście znacznie lepiej znaleźć ten temat Chrztu Pańskiego w dziele Ratzingera "Jezus z Nazaretu" i rzeczywiście tam pełno przypisów i żródeł (jak we wszystkim co pisze papież a nie tylko w pracach doktorskich). Te przypisy i źródła sa wręcz koniecznie jeżli pisze duchowny który "wyrobił " sobie już markę "nietypowego" katolika bo właśnie postmodernisty co widac prawie we wszystkim co pisze. A poza tym ma raczej odmienne zdanie niz biskupi w wielu sprawach. A dodatkow wato zajrzec na stronę Fundacj Nasza Przyszłośc i zobaczyć ile zgromadzili tam dzieł papieża (można zamawiać i kupować). Jest tam też 1 tom "Opera omnia" Ratzingera a także co ja sobie zamówiłam wszystkie ważniejsze wykłady z lat 1964 - 2004 czyli od czasów Vaticanum II. Będzie to na pewno świetna rzecz dotycząca Soboru. Ciekawa jestem czy "DRUGA ANNA) nadal będzie mi towarzyszyła. Musi trochę lepiej sie postarac bo na razie jednak wudać pewne różnice we wpisach.
R
RP
12 stycznia 2013, 23:49
Sama nie wiem. Czytam ten artykul i oczywiscie rozumie go, ale brakuje mu tego czegos.. prwdziwego swiadectwa. Czy moglby ojciec napisac o Pocieszycielu, o ktorym mowi ew. sw Jana? pozdrawiam
A
Anna
10 stycznia 2011, 13:34
Chyba effie to nie pasuje - tak bardzo, aczkolwiek jak dzidzius broniła ojca Dariusza ? Nawet przed JP2 i Kard. Dziwiszem?
A
Anna
10 stycznia 2011, 09:05
Jakoś to mnie nie dziwi. Jezuici z Deonu nie promuja nauczania JP2. A nie korzystanie z tego nauczania jest tak wielka stratą że chyba tylko to świadczy o pewnej .... dziecinadzie A JP2 a wcześniej Biskup i Kardynał (korzystając ze współpracy m. in z dr Wandą Półtawską) temat małżeństwa i miłości i odpowiedzialności uczynił jednym z naważniejszych swojej pasterskiej posługi, jak wszyscy wiemy. Ostatnio na ten temat właśnie wypowiedział się Kard. S. Dziwisz (strona Archdiecezcji Krakowskiej)
E
effa
10 stycznia 2011, 08:54
~Anna - jak widać po Twoich komentarzach, to albo nic nie czytałaś z tego co polecasz............albo nie potrafisz nic zastosować w życiu. Anty- świadectwo, które tu dajesz nie zachęca do przeczytania czegokolwiek co polecasz, a wręcz przeciwnie................ Ja pozostanę przy rozważaniach, które sama będę wybierać i komentować zgodnie z tym co czuję i możesz sobie darować zalecanie mi czegokolwiek. Z góry Ci dziękuję - nie zamierzam z tego korzystać......A twoim bliskim, których nie znam - już współczuję.
A
Anna
10 stycznia 2011, 08:38
Widać komentatorom czyli wiernym odpowiada jak ocenia ich o. Dariusz. To chyba tez dlatego tak "uczenie" tłumaczy najprostsze prawdy w wyznawanej przez nas katolickiej wierze np. Imię Chrystusa czy namaszczenie. A o małżeństwie to chyba znacznie lepiej dowiadywać sie od prawdziwego i świetego autorytego jakim jest JP2 (tyle na ten temat powiedzial i napisał)
E
effa
9 stycznia 2011, 18:28
Bardzo dziękuje Ojcu Dariuszowi za tą refleksję i to odniesienie do sakramentu małżeństwa...... Bogu niech będą dzięki za to również, że rozważania, które są publikowane na Deonie nie są rozprawami naukowymi ( z przypisami).............
A
Anna
9 stycznia 2011, 18:10
Niektórzy chyba sądzą że przypisy sa tylko w pracach doktorskich? Chyba coś z tym czytelnictwem słabo a przypisy mogłyby choc odrobine uwiarygodnić wywody o. Dariusza. Ale chyba znacznie ważniejsza jest ta "piękna" ocena wiernych i księży.....
Alicja Snaczke
9 stycznia 2011, 13:55
Pielęgnowanie Sakramentów Świętych, jest dla mnie ciągłym odnawianiem wiary. Ten pierwszy, Sakrament Chrztu św. w sposób szczególny, ponieważ dany jest przez Pana, dzięki Jezusowi, zostałam wszczepiona w winnicę, w której pracuję na Jego chwałę. Każdy  chrześcijanin wyraża dobro czynione na chwałę Pana, przez dobre postawy swego serca i pełne szacunku relacje z drugim człowiekiem. Bardzo dziękuję o. Dariuszowi za trafne rozważanie, które uwrażliwia nas na istotę Sakramentu.
T
torunianin
9 stycznia 2011, 13:31
rb, po co wywołujesz wilka z lasu. Ale wypowiedzi Anny zaczynaja byc zabawne, a moze to taka tragifarsa... Bardzo polubiła tego o. Piórkowskiego. Cokolwiek by nie napisał. jej włącza się ta sama płyta. I czyta tylko to, co chce. No i oczywiście brak przypisów. Dlaczego Deon nie publikuje prac doktorskich? Chyba byłoby to ciekawsze.
A
Anna
9 stycznia 2011, 12:46
"Czasem zauważam wśród ochrzczonych (wiernych i księży) pewne nieporozumienie. Chrzest i bierzmowanie postrzegane są tak, jakby to były jedynie bilety wstępu do kościoła, zdobycie legitymacji członkowskiej do klubu miłośników brydża, czy zaliczenie etapów „formacji” chrześcijańskiej. Ale tutaj nie chodzi wyłącznie o przynależność, formalne zaliczenie, czy opłacanie składek co pewien czas. To nie wystarczy. Chrześcijanin (katolik) nie jest również nalepką, którą nosimy na swojej głowie lub na szybie samochodu" - o. Dariusz piękne ma zdanie o wiernych a szczególnie o księżach. Ale on sam to tylko zauwża. A reszta - jak zwykle- brak zufania do wywodów bo chociażby, pomijając resztę, brak przypisów (jak np. BXVI). A o samej Ewnagelii i Chrzcie Jezusa - dzisiejsza homilia księdza też doktora z Prymasowskiego Seminarium w Gnieźnie daleko bardziej chyba poruszała rozum i serce - wygłoszona na Mszy Św. transmitowanej rano z Krakowa Łagiewnik
R
rb
9 stycznia 2011, 11:58
 Czekamy na odpowiedz Anny...