(fot. shutterstock.com)
Wiara nie wyraża się jedynie w pobożnych formułkach i uznawaniu dogmatów. Gdyby się do tego ograniczyła, umarłaby.
"Apostołowie prosili Pana: "Dodaj nam wiary" (Łk 17, 5)
"Jak długo, Panie, mam wzywać pomocy, a Ty nie wysłuchujesz?" (Ha 1, 2)
Skąd nagle ta prośba apostołów o dodanie im wiary? Uczniowie nie są niedowiarkami, ale dostrzegają granice własnej wiary. Ich błaganie jest z jednej strony skutkiem konfrontacji z niełatwymi wymaganiami Chrystusa, z drugiej wyrazem pokornego uznania, że uczniowie do nich wciąż nie dorastają. O jakie wymagania chodzi? Nieco wcześniej, w tym samym rozdziale, Jezus mówi o cudach pozbawionych spektakularności, i może dlatego trudniejszych. Najpierw przestrzega swoich uczniów przed tym, by nie dawali innym zgorszenia i nie stawali się powodem upadku ludzi, a za chwilę wzywa ich do tego, by przebaczali "gorszycielom" siedem razy dziennie, jeśli o to proszą. Apostołom poprzeczka ustawiona tak wysoko zapewne wydała się nieosiągalna. Nie gorszyć innych? Nikt zapewne nie chce tego robić, ale przecież niepodobna uniknąć błędów, nie zawsze mamy kontrolę nad tym, co w nas jest. Można przebaczyć raz, dwa razy, ale ciągle? Żeby wczuć się w sytuację duchową uczniów, zapytajmy siebie samych: Komu z nas Ewangelia wydaje się łatwa w realizacji? Kto z nas przebacza bez wahania, natychmiast i ze spokojem osobie, która zaszła nam porządnie za skórę? I nie chodzi tu tylko o przelotną sprzeczkę, ale o głębiej zadane rany, które bolą, o niesprawiedliwość, nienawiść, zazdrość, obojętność...
Na szczęście zderzenie z własnymi ograniczeniami i ubóstwem ich wiary nie wzbudziło w uczniach zniechęcenia, lecz prośbę: "My sami nie damy rady, ale Ty, Panie, możesz nam pomóc". Równie dobrze mogliby stwierdzić, że skoro natrafiają w sobie na mur niemożliwości, to najlepiej wycofać się i nie rzucać z motyką na słońce. Ich prośba o wiarę to odpowiedź na trudne słowa Jezusa, ale też akt wiary, ponieważ nie poddali się własnej bezsilności. Ona otworzyła ich na kogoś silniejszego.
Jeśli więc prosimy, to nie tylko uznajemy, że Bóg istnieje, ale przede wszystkim ufamy, że gotów jest nas wesprzeć, abyśmy mogli czynić rzeczy niemożliwe. Jedną z nich jest przebaczanie tym, którzy nas ranią pomimo tego, że spontanicznie raczej wydrapalibyśmy im nieraz oczy, przynajmniej w pierwszym odruchu.
Czym więc jest wiara, skoro może być źródłem tego, co niemożliwe? Wiary nie da się zamknąć w prostej definicji. Jak pyszny tort posiada ona wiele warstw, które wzajemnie się łączą i przenikają ze sobą, nadając wypiekowi wykwintność i bogactwo smaków. Nie można ich ze sobą rozdzielać ani zmiksować. Rozwija się też stopniowo, bo przecież Pan Bóg szanuje czas, skoro go sam stworzył. Wszystkie dzisiejsze czytania odsłaniają różne aspekty wiary. Zajrzyjmy na chwilę do pierwszego czytania.
Prorok Habakuk doświadcza milczenia Boga wobec panoszącego się zła. W jego sercu rodzi się frustracja. Stąd jego skarga, modlitwa pełna bólu. Prorok nie wątpi w istnienie Boga, nie zamienia się w ateistę, ale nie rozumie tajemniczego niedziałania Boga. Zarzuca Bogu bierne przyglądanie się temu, co dzieje się na świecie. Dlaczego nie reagujesz? Dlaczego się nie odzywasz? Czy nie powinieneś zrobić szybciej porządku na świecie? Czy nie należałoby oczyścić społeczeństwa, Kościoła od wszelkich nieczystych, niewiernych i krnąbrnych? Co da samo przebaczanie, skoro ten, komu się przebacza, może dalej krzywdzić? W ten sposób w proroku obumiera pewne wyobrażenie o Bogu, jakie posiada w swojej głowie. Bóg wszechmocny powinien coś zrobić, a nie robi. Ta historia się powtarza.
Weźmy, dla przykładu, dramatyczną sytuację w Syrii, gdzie na skutek przepychanek wielkich tego świata, od lat mordowani są masowo niewinni ludzie. Jest to błędne koło, spirala ludzkiej bezsilności. W naszych czasach wiele osób właśnie z tego powodu przestaje wierzyć w istnienie Boga - jakiegokolwiek. Ale to nie Bóg bombarduje szpitale i konwoje humanitarne; to nie Bóg zabija dzieci, lecz ci, którzy pragną władzy i znaczenia za wszelką cenę. A inni, bojąc się, by nie spowodować większej tragedii, są trzymani w szachu. Wojna trwa i "nic" się nie da zrobić. Czy w nas nie rodzą się uczucia podobne do uczuć proroka, kiedy patrzymy na bezsensowną przemoc? Nasze serce rozdzierają sprzeczne myśli i wątpliwości. Ogarnia nas bezsilność i gniew. Jean Danielou SJ pisze, że "wątpliwości dotyczą raczej naszych zapatrywań, które zostają podważone sposobem Bożego działania. To właśnie w tych momentach - wznosząc się ponad pozorne sprzeczności - wierzymy najmocniej".
Bóg odpowiada na wołanie, chociaż nie od razu. Zapewnia proroka, że będzie ingerował, ale jeszcze nie teraz. I dodaje: "Czekaj na to". Ale jak tu czekać, skoro nie można znieść zła? Wiara to przeciwieństwo zniechęcenia, działania pod dyktando bezsilności. Wiara ma w sobie coś z wytrwałości i cierpliwości. W takich sytuacjach nie oznacza milczenia, lecz wołanie i ufność wobec pozornego braku ingerencji Boga, który, kierując się miłosierdziem, nie chce niszczyć czyniących zło, ale zapowiada, że kiedyś nadejdzie dzień sądu. Wobec próśb pozornie niewysłuchanych przez Boga, Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza:"Wszystkie nasze prośby zostały raz na zawsze włączone w wołanie Jezusa na krzyżu i wysłuchane przez Ojca w Jego Zmartwychwstaniu" (KKK, 2741). To dopiero jest tajemnica.
Innymi słowy, wiara w to, że Bóg istnieje jest dopiero pierwszym krokiem.To wiara religijna, ale jeszcze nie judaistyczna czy chrześcijańska. Wiara biblijna zakłada nie tylko racjonalne przekonanie o słuszności jakiejś prawdy, lecz polega na ufności Bogu, którego działania często nie rozumiemy.
Św. Cyryl Jerozolimski rozróżnia dwa rodzaje wiary. "Pierwszy jest ten, który odnosi się do prawd religijnych (dogmaty) Jest to przyzwolenie duszy na coś". Nie o takiej wiarze myśli Jezus, gdy mówi o wyrywaniu drzew z korzeniami.
Drugi rodzaj wiary, a może raczej jej stopień, to "dar łaski Chrystusa, który nie tylko odnosi się do prawd religijnych, lecz też sprawia coś nadludzkiego". Jest to ten etap, kiedy wiedza została już wstępnie zaspokojona, choć droga nasycania rozumu w wierze jeszcze się nie skończyła. Niemniej, ta potrzeba nie jest już tak natarczywa, natrętna, w pewnym sensie nieco uśpiona. Wtedy bardziej uwidacznia się w wierze jej twórcza strona, potrafiąca zmieniać to, co wydaje się niezmienne. Samo przekonanie religijne, że jeden Bóg istnieje w trzech osobach i wyuczenie się go na pamięć nie wystarczy do tego, aby nastąpiła w nas przemiana, oddanie czci Bogu czy służba bliźnim. Deiści też doszli na drodze poznania rozumowego do uznania, że Bóg istnieje, ale nie mieli ochoty wchodzić z Nim w relację osobową. Sam rozum to jeszcze nie cały człowiek.
Ufność wyprzedza zrozumienie, ale też bez poznania trudno komuś na ślepo zaufać. Dlatego Cyryl powtarza, iż "wiarą nie są słowa, które ciągle powtarzamy ani jakaś filozofia, którą przyjęliśmy za swoją. Jest to życie i aktywne doświadczenie działania Boga, który ciągle w nas pracuje".
Ciekawe, że Jezus nie spełnia wprost prośby uczniów. Nie mówi: "Dobrze, dodam wam wiary". Nie udziela im też pobożnych napomnień: "Więcej się módlcie, czyńcie różne praktyki pokutne, czytajcie". Przeciwnie, wypowiada się zagadkowo, jakby odpowiadał na pytanie, a zignorował ich prośbę. Dodatkowo mówi w trybie przypuszczającym: "Gdybyście mieli wiarę jak ziarenko gorczycy…
Bł. John Henry Newman pisał, że "do serca dochodzi się zwykle nie przez rozum, lecz przez wyobraźnię". W naszej europejskiej wersji chrześcijaństwa wszystko chcielibyśmy oprzeć właśnie na rozumie i prawie.Więcej kazań, konferencji, wkuwania, zewnętrznych przepisów i wtedy wszyscy będą wierzyć. Św. Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach Duchowych wychodzi z założenia, że jeśli człowiek nie poczuje się najpierw poruszony wewnętrznie w sercu, co dokonuje się za sprawą wspólnej pracy rozumu, pamięci, wyobraźni, zmysłów i uczuć, pozostanie na etapie wiary religijnej: "Wierzę, że Bóg jest" lub opartej na zewnętrznym obowiązku czy zwyczaju. Taka wiara nie pobudza do gorliwości i czynów. Staje się wiarą, która nie chce się z nikim dzielić.
Obraz może nas bardziej poruszyć niż długi wywód naukowy. Dlatego Jezus mówi do nas przedstawiając nam konkretne obrazy, zakorzenione w codziennym doświadczeniu. Używa kontrastów, szokujących porównań, choć uważa, że nawrócenie to niewątpliwie "zmiana myślenia". Ignacy również opiera swoje Ćwiczenia Duchowe głównie na pracy wyobraźni, dzięki której poznaje się Boga. Brak poruszeń uczuciowych przez dłuższy czas podczas modlitwy uznaje za pewną anomalię.
Obraz ziarenka gorczycy jako znak wiary, zdolnej wyrywać drzewa z korzeniami, może nas również przerazić. Skoro wiara powodująca ogromne cuda porównana jest do tyciego ziarenka, to do czego porównać naszą wiarę, skoro takich cudów nie czynimy? Do elektronu?
To porównanie jest celowe. Samej wiary wprost zmierzyć nie sposób. Jezusowi nie chodzi o ilość, lecz o podmiot naszej wiary, a jest nim Bóg. W pewnym sensie mówi: "Nie potrzeba wam wielkiej wiary. Wystarczy mała, by poruszyć serce Boga". W Wiecznym Mieście na Awentynie znajdziemy słynną atrakcję turystyczną, tzw. buco di Roma (rzymska dziurka), przez którą można zobaczyć ogromną kopułę bazyliki św. Piotra. Aby uzyskać dostęp do królestwa Boga, wystarczy niewielkie otwarcie, przez które płynie ogromna moc.
A co począć z wydawać by się mogło niepasującą tu przypowieścią o nieużytecznych sługach? Ona jest bardzo ważna. Jeśli chcemy, aby nasza wiara rosła, potrzeba trzech dyspozycji: pokory, gotowości do służby i bezinteresowności. Wiara, która jest drogą życia, a nie tylko intelektualnym wyznawaniem dogmatów, pobudza do czynów i miłości, ale też bezinteresowność poszerza coraz bardziej serce, które ufa.Wiara bez uczynków bezinteresownych umiera. Mogę prosić odważnie, ale bez pokory, zapominając, że zawsze jestem Bożym stworzeniem i sługą. Wiara rośnie najszybciej dzięki pokorze, która pozwala Bogu być Bogiem.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł