Rozmowa serca z sercem

(fot. anhgemus/flickr.com)

Czy można się modlić w drodze do pracy lub szkoły bez lęku, że będzie to brak szacunku dla Boga? Czy można modlić się na siedząco, leżąc albo idąc ulicą? Czy można modlić się niejako "przy okazji", niekoniecznie rano i wieczorem?

Z całą pewnością tak! Niebo nie otwiera się dla nas tylko o określonej porze, jak recepcja w przychodni rejonowej, choć nierzadko Pana Boga traktujemy właśnie jak lekarza: udajemy się do Niego tylko wtedy, gdy coś nas boli, w dodatku usiłujemy Mu przy tym wręczyć "łapówkę" w postaci obietnic bez pokrycia typu: "Jeśli Ty mi to, to ja Ci to...".
Aż wstyd przytaczać powyższe pytania. Okazuje się jednak, że kiedy przyjdzie czas rachunku sumienia, wielu nawet wyrobionych duchowo ludzi do listy grzechów dopisuje kłopoty z modlitwą.

Modlitwa niedoskonała

Czy owe kłopoty same w sobie są grzechem albo owocem grzechu, czy może sygnałem zupełnie innego problemu? Oczywiście istnieje cała lista grzechów, jakie można popełnić w kwestii modlitwy. Pan Jezus przede wszystkim piętnuje brak pokory przed Bogiem: kiedy faryzeusz i celnik stanęli w domu Bożym, aby się modlić, tylko modlitwa pokornego grzesznika osiągnęła spodziewany skutek. Do tego dołożyć można modlitwę wypowiadaną z zaciętością i złością w sercu. Pan nakazuje się wyzbyć takich uczuć, ponieważ On przyjmie wobec proszącego dokładnie taką postawę, jaką ten winien prezentować wobec bliźniego: Jeśli brat twój ma coś przeciw tobie, [...] idź i pojednaj się z bratem swoim (Mt 5, 24). Równie zła w oczach Bożych jest modlitwa o cudze nieszczęście, bo przecież słońce [Pana] wschodzi nad złymi i nad dobrymi (Mt 5, 45). W jeszcze innym miejscu Pan Jezus wyrzuca modlącym się brak wiary w wypowiadane słowa. Gdyby bowiem prosić Go z wiarą nawet tak małą jak ziarnko gorczycy, Bóg spełniałby także te niemożliwe i zupełnie bezużyteczne zachcianki, jak prośba Piotra, by mógł przejść po falach wzburzonego jeziora. Tymczasem ludzie rzeczywiście nieraz modlą się, jakby nie wierzyli ani w to, że ich słowa dotrą do nieba, ani w to, że Bóg poważnie zainteresuje się ich prośbami.
Najważniejsza w modlitwie jest wewnętrzna postawa. Jeśli człowiek stanie w pokorze przed Panem, to potem już może mówić, co tylko chce! To z braku pokory rodzą się modlitwy koślawe: przechwalanie się przed Bogiem i dowartościowywanie siebie kosztem innych, jak w przypadku faryzeusza, modlitwa o wadach innych albo modlitwa odklepanych pustych słów, jak w przypadku człowieka, który nie zdaje sobie sprawy, co robi i przed kim stoi, dlatego klepie paciorki bez wiary.
Wszystkie inne problemy na modlitwie to nie grzechy, ale niedoskonałości samej modlitwy. Tak to już bowiem jest, że modlitwa wyrasta na wierze, ale z drugiej strony staje się wskaźnikiem, "termometrem" i testem wiary: jaka wiara, taka modlitwa.

Nauka modlitwy

Dotykając problemu modlitwy, zawsze pozostajemy w obrębie najprostszych pytań, jakie tylko można zadać. Mówiąc o sztuce modlitwy, pytamy o rzecz podstawową: Jak wznieść swój umysł ku Bogu, jak "skomunikować się" z Nim?
Historia zna różne przypadki i formy takiej komunikacji: można krzyczeć jak niewidomy pod Jerychem; można rzucić się do stóp jak kobieta kananejska, której upór zadziwił Jezusa; można też skierować prośbę przez pośredników, jak setnik błagający o zdrowie dla swego sługi; Zacheusz nawet wszedł na drzewo, aby przynajmniej dać się zobaczyć. Można mówić do Boga spokojnie, można wołać, można milczeć albo mówić łzami. Wszystko można, ponieważ w modlitwie chodzi o to, by serce przemówiło do serca językiem zrozumiałym tylko dla dwojga. Na nic więc zdadzą się wyuczone gesty i słowa, jeśli nie wykonuje się ich albo nie wypowiada, jakby to działo się po raz pierwszy w życiu. Modlitwa to słowa i gesty miłości, a kocha się tego, kogo się kiedyś już spotkało, kogo się zna i z kim jest nam dobrze.
Czy jednak w takim razie można mówić o nauce modlitwy? Panie, naucz nas modlić się (Łk 11, 1) - prosili Jezusa Apostołowie. Więcej niż pragnienia pogłębiania relacji z Bogiem było w tym chyba zazdrości, ponieważ Jan nauczył swoich uczniów. Sytuacja wyglądała bowiem dość dziwacznie: oto zaprawieni w modlitwie Izraelici proszą o rzecz fundamentalną. Jezus jednak podszedł do sprawy poważnie. Wówczas padły słowa Modlitwy Pańskiej, które dla nas wszystkich stały się przykładem i wskazówką. To wielka lekcja modlitwy, ale Jezus podpowiada tu treść modlitwy, nie wspomina natomiast o postawie na niej, dziś powiedzielibyśmy - o technikach modlitwy.
Pojedyncze wskazania na ten temat znajdziemy w wielu innych miejscach Ewangelii. Nie należy modlić się na pokaz. Nie wolno łączyć modlitwy z własnym zyskiem, czyli przy okazji długich modłów "nie objadać domów wdów i sierot" (por. Mk 12, 40), a za modlitwę za pieniądze obiecana jest nawet surowa kara. Trzeba modlić się wytrwale i nie zniechęcać się. Gdyby spojrzeć na cały system Starego Testamentu, który - według słów Jezusa - nic nie stracił na swej aktualności, trzeba modlić się systematycznie, codziennie i przy każdej okazji. To jednak bardzo ogólne wskazania. Może przede wszystkim z tego powodu, że w kwestii modlitwy -podobnie jak w wielu innych odnoszących się do życia duchowego - Jezus postawił na inicjatywę człowieka. Może postąpił tak samo, jak wówczas, gdy pewien człowiek, chcąc usprawiedliwić się z braku miłości bliźniego, zapytał Go, kto właściwie jest tym bliźnim. Nauczyciel opowiedział wówczas przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, a później zwrócił się do pytającego: Idź, i ty czyń podobnie (Łk 10, 37). Brak tu konkretnej odpowiedzi na postawione pytanie, ale jest za to wskazówka, gdzie należy jej szukać: "Idź i czyń podobnie, a życie samo sformułuje najistotniejsze definicje".
Podobnie jest z modlitwą. Ważne, by nasi pierwsi nauczyciele modlitwy - w tym rodzice i dziadkowie - pokazali nam Boga: takiego, z którym warto się zaprzyjaźnić, za którym się tęskni i którego brakuje. Sposób, pora, słowa i gesty modlitwy to już sprawa zaczynającego dialog z Abbą. Jeśli na pewnym etapie ludzie odchodzą od modlitwy i nie czują w związku z tym żadnego braku, to dzieje się tak dlatego, że wprawdzie kiedyś ktoś nauczył ich słów, ale nie pokazał im Osoby, do której należy je kierować.

Tradycja i przyzwyczajenie

DEON.PL POLECA

Wróćmy na koniec do pytań przytoczonych na początku. Pokazują one także, że siła przyzwyczajenia mocniejsza jest od siły przyjaźni z Bogiem. W dzieciństwie uczono nas, że modlitwa ma być rano i wieczorem, że trzeba do niej uklęknąć, a najlepszy dla niej jest kościół. Schemat ten utrwalają niezmienne od dziesięcioleci rachunki sumienia, na nieszczęście drukowane w książeczkach do modlitwy. Tymczasem skostniałe przyzwyczajenia często niewiele mają wspólnego z tradycją modlitwy. Bo ta ostatnia to całe dziesięciolecia wielkiej ascezy świętych, godziny spędzone na kolanach albo krzyżem na zimnych posadzkach, to tysiące kilometrów pielgrzymich szlaków i niezliczone pobożne i święte myśli, które nieustannie przybliżały ludzi do Boga. Tradycja to świadectwa życia tych, którzy zawsze mieli coś do powiedzenia swemu Panu i robili to tak, jak dyktowało im serce. A przyzwyczajenie to tylko małe przekonanie, że nic nie należy zmieniać.
Tymczasem Bóg innym językiem mówi do dziecka, innym do dorosłego, innym do ojca i matki, innym do tych, którzy się radują, a jeszcze inaczej pociesza smutnych. Także i człowiek powinien coś w swej modlitwie zmieniać, bo choć od chrztu aż po grób nosimy te same imiona, to przecież wciąż stajemy się inni. Inna więc będzie modlitwa obojętnego, inna smutnego, inna w chwili cierpienia, a inna w radości. Inaczej mówi się, gdy się kocha szalenie, inaczej gdy w sposób dojrzały, a jeszcze inaczej, gdy miłość - oby nas to nigdy nie spotkało - dobiega kresu.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozmowa serca z sercem
Komentarze (12)
I
I.
24 października 2014, 20:47
Mariuszu, to nie Bóg dopuszcza wojny i niesprawiedliwość która dzieje się w świecie. To ludzie sami tworzą sobie piekło na ziemi. Bóg dał każdemu z nas wolną wolę, to my wybieramy czy chcemy być dobrzy, czy źli, czy czynić dobrze, czy źle. On jest Bogiem życia, miłości, dobra. To że na tym świecie jest też Zło to nie wina Boga, ale człowieka który zbuntował się przeciwko Jego przykazaniom i nie chciał żyć w Raju który dla niego przygotował. To od nas zależy jak wykorzystamy naszą wolność. Bóg nikogo nie zmusza do tego by był dobry czy zły, to my sami decydujemy o tym jak wygląda nasze życie i świat w którym żyjemy. Nie obwiniaj Boga za to czemu nie jest winien. A kochać Go można za wszystko, za to że nas stworzył, że dał nam życie, że tak bardzo się o nas troszczy, że obdarował nas tyloma pięknymi darami, że dał nam świat w którym żyjemy. Zło nie jest Jego wytworem, jest konsekwencją grzechu i buntu Złego który nie chciał żyć w posłuszeństwie wobec Boga i który od wieków toczy z Nim bitwę o losy każdego z nas.
M
Mariusz
24 października 2014, 19:44
Jak mozna Go kochać? Za co? Za II WŚ, za Masakrę w Syrii w Jego Imię? Za krucjaty i Inkwizycję? Stworzyłana jak grę komputerową i gra sobie jak w Simsy.
Kamila
24 października 2014, 10:33
do @Radiusa: zachować pewną konwencję - wysilić się na nią (ubiór, pozycja stojąca, pochylona głowa) - słowo "konwencja" w odniesieniu do modlitwy przeraża mnie. Świadomość, szacunek - tak! Ale nie konwencja. Rozmowa. Rozmowa z Panem, ale i Przyjacielem! Mam doświadczenie wysłuchania modlitwy w pociągu (przy czym "wysłuchanie" nie oznaczało spełnienia mojej prośby, a takie oświecenie umysłu, bym zobaczyła rzecz we właściwym świetle). "Dobrze mi się modli" na leżąco, zwłaszcza wieczorem, bo wtedy przestaję czuć zmęczone ciało, w pewnym sensie uwalniam się od niego. I dobrze mi się modli tekstami pieśni w czasie Eucharystii (mam szczęście, organista jest świetny). I czasem bardzo trudno mi się modli niezależnie od miejsca i czasu. 
AC
Anna Cepeniuk
24 października 2014, 10:52
Zgadzam się z Tobą... I podobnie bywa, że modlę się na leżąco.... Właśnie z powodu zmęczonego ciała.... Dla mnie bycie prawdziwym przed Bogiem, to pierwszy warunek modlitwy... a czasem i sama modlitwa.....
GW
Grzegorz Wąsik
24 października 2014, 17:54
Słowo Przyjaciel w odniesieniu do Boga brzmi zbyt partnersko i poufale (dla mnie). Zakłada jakieś wzajemne zobowiązania. Ja czuję się bardziej kochającym sługą (choć czuję ciężar służby w odniesieniu do Najwyższego - czasem mnie przeraża). To On mógłby nazwać mnie przyjacielem ja nie śmiem tego zrobić. Wcześniej napisałem o konwencji gdy stoję przed Bogiem w modlitwie. Jako ludzie - cieleśni - nie mamy innej możliwości by okazać szacunek i uwielbienie jak tylko przez konwencję. Wiem, że Bóg jest wszechobecny i wszechwiedzący ale konwencja (szczera i prosta) wyrażająca moje uniżenie w stosunku do Pana jest ważna.
S
stan
23 października 2014, 22:15
dla mnie bardzo ważną kwestią stało się rozpoczęcie medytacji od znaku uniżenia się przed Bogiem. Bardzo pomogło mi wejść w klimat medytacji. pozdrawiam
Aleksandra Adamczyk
23 października 2014, 16:53
Ojcze Jakubie o czym ten tekt traktuje? Stawiane na początku pytania sugerują, że chce się ojciec pochylić nad kwestią miejsca i czasu modlitwy. Tymczasem lwia część tekstu opowiada o sposobie modlitwy. Na końcu zaś, gdy wydaje się że ojciec wraca do zapowiadanego tematu, pojawia się wzmianka o języku modlitwy. I gdzie tu logika? Czy modlitwa "przy okazji" ma sens? Oczywiście. Naszym powołaniem jest stać w obecności Bożej przez cały czas. Mamy się nieustannie modlić. Zatem i modlitwa w drodze "do" i "z" będzie panu Bogu miła. Jednak czy taka modlitwa "przy okazji" jest wystarczająca? Jaky się ojciec czuł gdyby ktoś na kim ojcu bardzo zależy spotykał się z ojciem jedynie w przelocie? Po drodze do pracy czy do sklepu zamieniłby z ojcem parę słów. Czy tak można się w ogóle spotkać? Idąc obok siebie nie można sobie popatrzeć w oczy. Hałas ulicy utrudnia skupienie, skoncentrowanie się na ruchu odbiera część uwagi. Od wieków najlepszym miejscem do modlitwy był i jest kościół. Od wieków Kościół uczy, że na modlitwę trzeba znaleźć czas. Schemat ten utrwalają niezmienne od dziesięcioleci rachunki sumienia, na szczęście drukowane w książeczkach do modlitwy. Bo cóż innego niż czas możemy ofiarować Bogu? Łączę się ze wszystkimi, którzy pragną oddawać Bogu swój czas i modlę się o to pragnienie dla tych, którzy jeszcze go nie mają.
Jakub Kołacz
23 października 2014, 21:51
Cóż, może ten chaos w pisaniu wziął się po prostu stąd, że o modlitwie wiele można mówić (i pisać) - i powiedzieć, i napisać wiele by się chciało - ale w sumie to i tak nigdy nie uda się wyczerpać tematu. Chyba najlepiej iść taką drogą: troszkę o modlitwie poczytać, ale przede wszystkim... modlić się.
Kamila
24 października 2014, 10:35
Odpowiedź na pytanie jest w pierwszym akapicie! Dla mnie tekst jest jasny i spójny
GW
Grzegorz Wąsik
23 października 2014, 10:04
Modlitwa w pozycji stojącej, uczestnictwo we Mszy też na stojąco. Nie można zapomnieć, że Bóg nie tylko jest miłosierny, ale jest też Sędzią Sprawiedliwym. Dla mnie jest ważne by stanąć przed Stwórcą świadomie, nie paplać czegoś przy okazji i zachować pewną konwencję - wysilić się na nią (ubiór, pozycja stojąca, pochylona głowa) - taka modlitwa jest dla mnie filarem dnia.  Z drugiej strony jadąc samochodem i mając wolny czas często poświęcam go Bogu (koronka do Miłosierdzia, różaniec).
A
aka
24 października 2014, 10:17
Różaniec jest medytacją, a w samochodzie nie da się medytować. Można tylko "odmówić", co pewien Ojciec na wprowadzeniu do ĆD nazwał "pobożnym spędzaniem czasu" (z akcentem na "spędzanie"). 
K
KRIS
25 października 2014, 08:12
i lepiej "spędzać tak czas" w samochodzie niż się denerwować.