Przynajmniej raz w miesiącu, w pierwszy piątek, w wielu kościołach rozbrzmiewa w odmawianej litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa piękne wezwanie: Serce Jezusa, dobroci i miłości pełne, zmiłuj się nad nami. Warto zatrzymać się nad jego głęboką, a często niedostatecznie uświadomioną treścią - że Serce Jezusa jest pełne dobroci.
Wciąż zauważamy wokół siebie nieustanne wołanie o dobroć. Maleńkie dziecko mówi: Moja mama jest dobra, mój tata jest dobry. Uczniowie nierzadko mówią tak o swych nauczycielach, podkreślając nie tylko mądrość swoich wychowawców, ale również ich dobroć. Jakże często rodzice mówią o swoich dzieciach: to dobra córka, to dobry syn. Przymiotnikiem “dobry" określamy lekarzy, adwokatów, policjantów, urzędników, rzemieślników, księży - ludzi wszelkich zawodów.
Wrażliwi czują lepiej
Ileż tekstów literackich poświęcono wołaniu o dobroć. Warto przytoczyć słowa znanego pisarza rosyjskiego, Władimira Sołouchina, który w latach panowania reżimu komunistycznego miał odwagę krytykować niszczenie świątyń prawosławnych i ikon. Pisał on: Żadna urbanizacja nie może zagłuszyć w człowieku potrzeby życia duchowego, wewnętrznego. Nauka może w ciągu dwóch minut zniszczyć najwyższą górę na świecie, Everest, ale nie jest ona w stanie uczynić trochę lepszym serce człowieka. Najwyższa wartość, jaka tylko może istnieć w świecie, to dobroć. Jeżeli się jej nie pielęgnuje, nie pomnaża w ludziach, jeśli nie staje się ona w świecie coraz większa, a produkuje się tylko maszyny, prąd i plastiki, to znaczy, że znajdujemy się na drodze pozornego postępu. Dlatego jest wielka potrzeba dobroci w stosunkach międzyludzkich, bo ona gwarantuje dziedzictwo prawdziwej kultury w warunkach współczesności.
Wielkim wołaniem o dobroć są znane słowa św. Brata Alberta Chmielowskiego: Każdy z nas powinien być tak dobry jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić.
Rozumiał potrzebę dobroci również wybitny polski pisarz Arkady Fiedler, który kiedyś zanotował: Gdy chodzę po cmentarzu, nie spotykam napisów: najmądrzejszy, najładniejszy, najbogatszy, lecz zawsze: najlepszej, najukochańszej. Mądrość i piękno zostają na ziemi, za grób idzie tylko dobroć. Do dobroci trzeba jednak serca.
Dlaczego wszędzie rozbrzmiewa tak wielkie wołanie o dobroć? Bo tej dobroci nie ma w dzisiejszym, egoistycznym świecie. Brakuje jej w rodzinach, w życiu społeczno-politycznym, prawie w każdym wymiarze naszej codziennej egzystencji.
Szkoła dobroci
Prawdziwa Dobroć przyszła na świat ponad dwa tysiące lat temu. Narodził się Jezus Chrystus, o którym powiedział święty Piotr, że przeszedł, dobrze czyniąc (Dz 10, 38). Na kartach Ewangelii jakby rozlana jest dobroć Jezusowego Serca. Można więc powiedzieć, że Serce Jezusa jest dla nas szkołą dobroci. Jezus uczy nas w owej szkole, jak być dobrym potrójnie: w myśli, w słowach i w czynach. Dobroć bowiem zaczyna się już w myślach, dopiero zaś w słowach i czynach się uzewnętrznia. Jeśli będziemy dobrze myśleć o drugich, to nie będziemy snuć złych podejrzeń, a potem wyżywać się na nich w uszczypliwości czy w dowcipkowaniu ich kosztem. Słowem można drugiego człowieka zabić również skutecznie jak pistoletem.
Bracia budujący mosty
W XII wieku powstał zakon. Na habicie owych zakonników widniał duży krzyż i most, a nazywali się oni fontes pontifices - bracia budujący mosty. Zadaniem ich było budowanie mostów nad rzekami, potokami, przepaściami, żeby podróżni mogli spokojnie udawać się z kraju do kraju. Ciekawa i piękna inicjatywa. Zakon ten już dawno przestał istnieć, a tak bardzo przydałby się dzisiaj, chociaż w nieco innym znaczeniu. Bo dziś potrzebujemy mostów w znaczeniu duchowym. Filary mostów, które mają ułatwić komunikację między ludźmi, zostały położone przez Chrystusa w Jego przykazaniu miłości. Co więcej, każdy z nas stał się takim filarem w momencie Chrztu świętego. Dzisiaj potrzeba połączenia owych istniejących już filarów, połączenia poprzez to wszystko, w czym przejawia się dobroć, a więc poprzez ofiarę, wyrozumiałość, przebaczenie, miłosierdzie, cierpliwość i jedność działania.
Zostańmy zatem budowniczymi mostów na wzór owych zakonników. Jak wiele jest przecież wokół nas nienawiści, gniewu, nieporozumień! Czyż ciężar dnia codziennego nie dość gnębi ludzi? Dlatego naszym obowiązkiem jest budowanie mostów, które będą służyć dobru drugiego człowieka, a zarazem dobru naszemu. Gdyby w każdym dniu choć jedna osoba nad tym pracowała, o ileż mniej byłoby tragedii, nieporozumień. A o ile więcej szczęścia, porządku i zadowolenia.
Jezus ukazuje nam swoje Serce i mówi: Oto Serce, które tak bardzo ukochało ludzi. I my mamy kochać wszystkich ludzi i czynić dobrze. Nieśmy pomoc potrzebującym, pocieszajmy strapionych i smutnych, odnajdujmy zagubionych, wspierajmy ich dobrą radą, dawajmy innym uśmiech i radość.
Skomentuj artykuł