Z ubóstwa w bogactwo

(fot. sxc.hu)
Zdzisław Kijas OFMConv

Pragnienia są ważnym nośnikiem życiowej energii. Pozwalają wznieść się ponad chwilowe niepowodzenia, doświadczane braki materialne czy przeżywane trudności, zarzucając kotwicę przy przeciwległym brzegu, przy brzegu pomyślności, lepszej kondycji materialnej i duchowej.

Pragnienia przenoszą człowieka z ubóstwa w bogactwo, ze stanu biedy w stan posiadania. I jeżeli nawet realizacja pragnień nie następuje od razu, człowiek zdobywa się na cierpliwość i pracę, aby cel osiągnąć. Mocny w pragnienia, wzrasta w doskonałości, uszlachetnia się, pokonuje trudności, w które obfituje życie, wychodzi zwycięsko z sytuacji pozornie bez wyjścia. Nie zniechęca się. Kiedy upada, szybko się podnosi; kiedy cierpi, jego myśli przenoszą się w nadziei ku radościom, które są przed nim. Nie popada łatwo w pesymizm, nie poddaje się kuszącej chęci narzekania na wszystko i wszystkich, nie ulega pokusie krytykanctwa, nie opłakuje swoich zasklepionych ran, lecz systematycznie zdąża do celu swoich pragnień. Taki człowiek jest naprawdę bogaty, mimo iż posiada jeszcze niewiele materialnych rzeczy. Zawsze jednak może się również o nie wzbogacić, ponieważ wiadomo, że motorem jego pragnień jest także jakiś rodzaj wewnętrznej tęsknoty do bycia kimś bardziej.

Pewnego dnia zapytał brat abba Makarego: Czym jest wysoki lot, mój ojcze? Odrzekł mu abba Makary: Jeżeli orzeł wzlatuje wysoko w powietrze, oznacza, że wolny jest od sideł myśliwego, jeśli zaś usiądzie, wpada w pęta. Podobnie jest z duszą, jeżeli ona zaniedbuje się i schodzi z wysokości cnoty, to wpada w sidła duchowego myśliwego.

DEON.PL POLECA

Istotnie biednym człowiekiem jest ten, komu brak wzniosłych pragnień. Łatwo wpada w sidła lęku czy zniechęcenia, bez stawiania oporu poddaje się w walce o lepsze jutro, brak mu silnej woli do doskonalenia siebie czy poprawiania świata. W takiej osobie następuje powolna degradacja duchowa i intelektualna, łatwo też traci to, co inni gromadzili przez lata. Żyje przeszłością i zapomina o teraźniejszości. Głęboko ubożeje. Tymczasem szlachetne pragnienia wznoszą duszę i umysł w górę. Nie pozwalają ulegać gnuśności, lenistwu czy zniechęceniu. Jeśli ktoś czegoś mocno pragnie, to dokłada wszelkich starań, aby to zdobyć. Pracuje i myśli, wykorzystuje czas i inne sprzyjające okazje, aby się przybliżyć do wymarzonego celu, aby stać się bogatszym. Zarywa nieraz noce, odmawia sobie nawet drobnej przyjemności, poświęcając cenny czas na aktualizację swoich pragnień.

Pragnienia znaczone ubóstwem

Pragnienia leżą u początków każdej ludzkiej decyzji. Z nich czerpie swoją siłę pasja tworzenia, przemieniania i doskonalenia siebie lub zastanego świata. Ważne jest, aby pragnienia nie odstawały zbytnio od życia, ale wpisywały się w jego ramy, im bowiem są bardziej konkretne, czyli realne, tym żyje się łatwiej. Życie toczy się w większej harmonii, jest wolniejsze od wewnętrznej szarpaniny i przeciwności. Człowiek panuje nad namiętnościami i łatwiej korzysta ze środków, które prowadzą do realizacji celu. Właściwe pragnienia, czyli takie tęsknoty, które harmonizują z powołaniem, a więc nie odstają dramatycznie od obranej przez człowieka drogi życia, czynią tę ostatnią już potencjalnie piękniejszą i bogatszą. Sprawiają, że życie staje się przyjemniejsze i zarazem pociągające innych do naśladowania. Właśnie do tej postawy nawiązywał Jezus, kiedy mówił, że "gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje" (Mt 6, 21). Pragnienia są skarbem serca i umysłu. Mobilizują jedno i drugie do nieustannego przeradzania szlachetnych dążeń w rzeczywistość życia.

Pragnienie jest pozytywną formą przywiązania się do pewnych ideałów, mocną chęcią zrealizowania czegoś, co zostało uznane za cenne i wartościowe. Pragnienia są niczym pokarm, którym podróżny posila się w czasie swojej drogi, lekarstwem na choroby, wzmacniającym zastrzykiem w chwilach zniechęcenia. Są skarbem, z posiadania którego częściowo już można się radować. Ten tylko, kto tego pragnie, gotów jest wyruszyć w drogę, nawet wówczas, gdy inni mu odradzają lub przeszkadzają.

Pewien czarnoskóry człowiek powiedział do misjonarza: "Wiesz, mam takie wrażenie, jakby walczyły we mnie ze sobą dwa psy, biały i czarny. Jeden oznacza dobro, a drugi zło". Misjonarz pomyślał przez chwilę i zapytał: "A który z tych psów zwycięża w tej walce?". "Ten, którego lepiej karmię" — odpowiedział czarnoskóry mężczyzna. To dość trafny obraz tego, czym są pragnienia, jaką niosą w sobie siłę i zarazem, jak kruche są same w sobie. Przytoczona rozmowa z misjonarzem pokazuje, że w sercu każdego człowieka toczy się duchowa walka dobra i zła; chęć pójścia dalej, stania się lepszym lub wycofanie się i poprzestanie na czymś banalnym; pragnienie bogacenia się (duchowego, intelektualnego czy też materialnego i społecznego) lub poprzestanie na tym, co już się posiada, czy rezygnacja z tego, czego się nie posiada. Pragnienia, aczkolwiek ważne, są kruche, łatwo poddają się w walce, zanikają, kiedy nie są właściwie i stale dokarmiane.

Biblia mówi, że myśli ludzkiego serca są z natury złe i skłonne do złego. Prorok Jeremiasz stwierdza wręcz, że "serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne — któż je zgłębi?" (Jer 17, 9). Pragnienia wymagają więc kierownictwa. Trzeba poddać je rozumowi, zdrowemu rozsądkowi i nie iść ślepo za ich odruchami, ponieważ mogą sprowadzić nas na manowce. W Biblii znajdziemy na to wiele przykładów. Kiedy sięgniemy do Księgi Rodzaju, natkniemy się na opis grzechu pierworodnego. "Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł" (Rdz 3, 6). W tym przypadku pragnienia nie szły w parze z rozumem. Pożądliwość oczu wzięła górę nad rozsądkiem, prowadząc do upadku i grzechu. Pragnienia Adama i Ewy były nierozumne. Lecz nie tylko w tym przypadku złe pragnienie odniosło szkodliwe zwycięstwo. Analogiczna sytuacja miała miejsce w wielu innych przypadkach. Niemało jest biblijnych postaci, u których rozum przestał pełnić kierowniczą rolę. Oto Samson ulega nieuporządkowanym pragnieniom, grzeszy z kobietą i traci przywilej bycia Bożym wybrańcem. Analogicznym przypadkiem jest Akan (Joz 7, 16-26) czy wreszcie Dawid (por. 2 Sam 11, 1-26), który upada w grzech, idąc za podszeptem swoich nieuporządkowanych pragnień. Gdyby ci ludzie kierowali się rozsądkiem, uniknęliby tragicznych błędów. Gdyby szli za wskazaniami rozumu, a nie słuchali podszeptów swoich namiętności, byliby uratowani. Gdyby nie dali się zniewolić swoim mało szlachetnym pragnieniom, staliby się istotnie bogaci, i to w sensie możliwie najszerszym. Niestety, ulegli namiętnościom przewrotnego serca, które okazało się być zdradzieckim doradcą, powodując upadek i niepowetowane straty. I chyba również w nawiązaniu do tych biblijnych scen św. Augustyn pisał, że między prawem, które wskazuje na szczęście, a samym szczęściem rozciąga się szerokie morze. To tak, jakby powiedzieć, że między pragnieniami, które sugerują bogactwo, a samym bogactwem jest całe życie. Nie wystarczy tylko pragnąć, ale trzeba dokładać starań, aby pragnienia się urzeczywistniały. Należy także zabiegać o czystość pragnień i "dokarmiać" je, aby nie wygasły, poddając ich jakość osądowi sumienia.

Szlachetne pragnienia są zakotwiczone w Bogu. W Nim znajdują siłę do wytrwania, opierając się równocześnie pokusie zniechęcenia i wypaczenia. Nie można zapominać, że bogactwo człowieka nie kryje się w samych pragnieniach, ale także w wytyczanych przez niego celach czy wskazywanych ideałach. Trzeba zatem mieć oczy stale utkwione w Bogu, w Nim szukając siły do wytrwania w dobrym, do pielęgnowania szlachetnych pragnień, do stawania się bogatym.

Pewien brat zapytał abba Makarego: "Podaj mi wyjaśnienie tego słowa: Myśli mego serca u Ciebie, Panie". Starzec odrzekł mu: "Nie ma innego rozmyślania doskonałego oprócz imienia zbawiennego i błogosławionego Pana naszego Jezusa Chrystusa mieszkającego stale w twoim sercu, jak to jest napisane: Jak jaskółka będę krzyczał i jak turkawka będę rozmyślał. W ten sposób sługa Boży będzie trwał w imieniu zbawiennym Pana naszego Jezusa Chrystusa".

Trzeba stać na straży szlachetnych pragnień

Pragnienia, chociaż ważne, odznaczają się więc określoną słabością. Wynikać ona może z różnych przyczyn.

Nierzadko także sam jako człowiek nie wiem dokładnie, czego właściwie chcę, czego pragnę od życia, w co chcę się wzbogacić. W efekcie szarpią mną przeciwne pragnienia, różne namiętności czy tęsknoty. Zdarza się, że żyję "tu", lecz nie dla tego miejsca, fizycznie jestem obecny w jednym miejscu, duchowo zaś w innym, zupełnie obcym. Nie mogę zapomnieć, że dopóki żyję, jestem ciągle w duchowej i emocjonalnej drodze do Boga, ciągle szukam szczęścia, innego, bardziej intensywnego lub kolorowego. Często staram się uciec od siebie, własnej historii czy powołania. Budzę w sobie pragnienia, które przenoszą mnie w świat wirtualny, odległy i nierealny. Nie jest to dobra sytuacja. Wpływa ona poważnie na moje ubożenie. Trzeba przez całe swoje życie być gotowym na rodzenie ciągle nowych pragnień, dopasowanych coraz bardziej do wieku, stanu i możliwości. Lecz aby to czynić, trzeba poniekąd stać się wręcz żebrakiem, który prosi Pana, aby te pragnienia zsyłał i pozwalał w nich wytrwać.

Psychologia mówi, że pragnienia są przejawem skupienia się człowieka na jakimś ważnym dążeniu albo skoncentrowaniu wewnętrznej energii na osiągnięciu celu, który jawi się jako cenny i wartościowy. Bywa niestety, że w miarę upływu lat nasze pragnienia i aspiracje ulegają zubożeniu lub zniekształceniu, tracą swój blask i atrakcyjność. A wówczas już nie pociągają nas i nie dynamizują naszego życia. Jeżeli młode osoby wypełnione są pragnieniami, nawet w nadmiarze, to u osób starszych można zauważyć powolne ich zanikanie, co prowadzi do utraty "smaku" życia. Skrajnie niebezpieczna sytuacja pojawia się wówczas, kiedy w życiu człowieka następuje drastyczne zubożenie, czy wręcz zupełne uśmiercenie podstawowych pragnień i aspiracji. Proces ten następuje zwykle stopniowo, człowiek coraz bardziej ogranicza się do zaspokojenia głodu, odpoczynku, dobrego nastroju czy odreagowania przeżywanych napięć. Kto poddaje się temu procesowi, ten godzi się, świadomie lub nie, na ubożenie swojego życia. Osoba taka rezygnuje z życia w miłości, prawdzie, wolności, odpowiedzialności, które są wyznacznikami prawdziwego bogactwa. W ich miejsce szuka wyłącznie doraźnej przyjemności, chwilowej satysfakcji, przelotnej radości, które bardziej zmierzają do zapomnienia o dramacie teraźniejszości niż rozświetleniu przyszłości. W tę kategorię wpisują się ci, dla których jedynym pragnieniem stał się alkohol, narkotyki, pieniądze czy władza. Oni utracili prawdziwą wolność i stali się niewolnikami swoich złych i materialnych pragnień. Odtąd czynią już nie to, co jest wartościowe, ale to, co jawi się im jako łatwiejsze, co kosztuje mniej wysiłku i nie wymaga od nich większych wyrzeczeń. Tacy ludzie łatwo dają się przekonać podrzędnej nawet reklamie, lokując w niej swoje przyszłe szczęście i swoje bogactwo. Jakże stają się wówczas naiwni!

Osoba uzależniona od złych i błahych pragnień cierpi. Chociażby dlatego, że łatwo osiągnięta rzecz nie cieszy jej tak bardzo, a jeżeli nawet, to bardzo krótko. Ulotna radość przemijalnych i łatwo zniszczalnych rzeczy jej nie wystarcza, ponieważ podświadomie szuka radości głębszej i trwającej dłużej, wręcz ciągle. W konsekwencji jest w stałym konflikcie z sobą, popadając w głęboki kryzys życia. Przyglądając się z uwagą współczesności, stwierdzić należy, że zawężenie i zniekształcenie pragnień, czyli ich ubóstwo, stało się jedną z typowych cech naszej rzeczywistości.

Prawdziwie biednym jest ten, kto zatracił w sobie zdolność wielkich i szlachetnych pragnień, zdolnych uczynić jego i środowisko jeszcze piękniejszym i bardziej atrakcyjnym. Lecz biednym jest także, kto wprawdzie posiada dobre pragnienia, ale brak mu cnoty cierpliwości do ich realizacji. Wiadomo bowiem, że same chęci nie wystarczą, ale potrzebna jest siła do ich pielęgnowania. Dobrych pragnień nie osiąga się od razu i nie pojawiają się w życiu, jak za dotknięciem magiczną różdżką. Ich realizacja wymaga odpowiednio długiego czasu, a niekiedy wręcz całego życia. Kiedy jednak są dobre i wielkie, "ustawiają" życie człowieka, dając mu siłę w chwilach trudnych i nadzieję w momentach doświadczania chwilowej beznadziejności. Tak na przykład miłość czy przyjaźń, ofiarność czy dyspozycyjność rozwijają się ciągle, dlatego potrzebują cierpliwości, stałej pracy i nadziei na ich osiągnięcie. Wielu tymczasem chciałoby mieć wszystko i to możliwie od razu, bez wysiłku, bez większego wkładu ze swojej strony. Stają się w ten sposób niewolnikami teraźniejszości, sługami zmiennych pragnień i ulotnej mody.

Człowiekiem prawdziwie bogatym jest z kolei ten, kto odrzuca złudne "bogactwo" chwili i poddaje krytycznej ocenie propozycje, z jakimi zwraca się do niego moda, kto nie wyzbywa się swoich pięknych pragnień, szlachetnych aspiracji, szczerej miłości, ale przeciwnie, mimo niesprzyjających warunków, troskliwie je pielęgnuje. Ktoś taki nie żyje w wąskim marginesie nietrwałego bogactwa teraźniejszości, tzn. nie daje się uwieść nęcącej pokusie zawężenia swoich bogatych pragnień do "teraz", czyli do rzeczy, do atrakcyjnych przedmiotów mody i kuszących wpływów. Ktoś taki wie, że jest w posiadaniu przeszłości i przyszłości, które zawsze są jego największym bogactwem, pełnym pozytywnych możliwości.

Rozważanie pochodzi z książki: "O życiu szczęśliwym w dobie kryzysu"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Z ubóstwa w bogactwo
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.