Tęsknota, która otwiera na przyszłość

Moment wejścia przez Jezusa do chwały Nieba to dla uczniów drugie pożegnanie z Mistrzem. Już raz Go stracili, kiedy zabrała im Go śmierć. Tamto pierwsze pożegnanie przepełnione było smutkiem i dezorientacją, bo przecież „nie tak miało być”. Wyobrażam sobie, że przy drugim razie nie było im łatwiej.

Biblia nie daje nam żadnego widowiskowego opisu wstępowania przez Jezusa do Nieba. Jedynie krótkie zdanie: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Podobne znajdziemy w Ewangelii wg św. Marka czy wg św. Łukasza. Kiedy przychodzi w liturgii moment celebrowania tajemnicy Wniebowstąpienia Pańskiego, ogarnia mnie pewnego rodzaju smutek. Napisałem „pewnego rodzaju”, bo trudno mi precyzyjnie nazwać stan mojego ducha. Sęk w tym, że nie jest to taki do końca smutny smutek.
Spróbuję to wyjaśnić. Z jednej strony myślę sobie, że urodziłem się zbyt późno, bo dobrze byłoby spotkać Jezusa fizycznie, być z Nim i słuchać Go jak uczniowie, ale z drugiej strony mogę przecież widzieć to, czego nie mieli szansy w takim samym wymiarze czasowym doświadczyć Apostołowie – że obietnica dana im (i nam, chrześcijanom wszystkich czasów!) przez Zmartwychwstałego i wstępującego do Nieba Pana spełnia się: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
Moment wejścia przez Jezusa do chwały Nieba to dla uczniów drugie pożegnanie z Mistrzem. Już raz Go stracili, kiedy zabrała im Go śmierć. Tamto pierwsze pożegnanie przepełnione było smutkiem i dezorientacją, bo przecież „nie tak miało być”. Wyobrażam sobie, że przy drugim razie nie było im łatwiej. Czterdzieści dni intensywnych w treść i przeżycia spotkań – to musiało rozbudzić apetyty Apostołów. Jezus, najlepszy Nauczyciel, chce to umiejętnie przekierować, mówiąc uczniom o przyszłości, która będzie wielkim wyzwaniem, a zarazem jakościowo nowym doświadczeniem obecności Boga: „Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8).
Inny jest ten smutek pożegnania. Nie paraliżuje, nie odbiera nadziei, nie zamyka w sobie. Jest on taki właśnie… nie do końca smutny. Apostołowie rozstają się ze swoim Mistrzem, ale tym razem nie jest im zabrany gwałtem i przemocą, lecz odchodzi na ich oczach w chwale Zwycięzcy śmierci – idzie do życia wiecznego. Pozostają tęsknota, misja zlecona im przez Jezusa i obietnica, że On przyjdzie na ziemię raz jeszcze: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11).
Wniebowstąpienie wyznacza w historii Kościoła ważną granicę: obecność Jezusa we wspólnocie wierzących będzie odtąd ukazywała się w innym wymiarze. W tym miejscu kończy się Ewangelia, a zaczynają się Dzieje Apostolskie: „Pierwszą książkę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem został wzięty do nieba” (Dz 1, 1-2). Jak to zwykle bywa z liturgicznymi celebracjami, mamy dwa wyjścia: pozostać na powierzchni rytualnych obchodów lub odnieść to do naszego życia codziennego. Zachęcam, oczywiście, do wybrania drugiej możliwości.
Wniebowstąpienie, którego naocznymi świadkami byli Apostołowie, można porównać do takiego momentu w naszym życiu, kiedy po intensywnym doświadczeniu spotkania z Panem, Jego działania i niezachwianego przekonania o Jego obecności wracamy do codzienności, która może bardzo przytłaczać i przygniatać. Możemy zastanawiać się, gdzie jest ta moc Chrystusa, o której mówił w ostatnich słowach kierowanych do uczniów: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28, 18). Słyszymy Ewangelię, a potem przychodzi szarość kolejnych dni, w których swoimi wyborami będziemy pisać Dzieje Apostolskie. Przypominam sobie te wszystkie emocjonalne „zjazdy”, kiedy po pierwotnym ewangelicznym zapale (czego to ja nie zrobię dla Jezusa, jak bardzo swojego życia dla Niego nie zmienię!) uświadomiłem sobie, że rzeczywistość i moje aktualne możliwości nie nadążają za postanowieniami, pragnieniami i marzeniami, kiedy zwyczajnie trzeba było zmierzyć siły na zamiary.
Tak to wygląda z ludzkiego punktu widzenia. Jest tęsknota za kolejnymi spotkaniami z Panem i za osiągnięciem celów w swoim chrześcijańskim rozwoju. Jest też misja, by dzięki temu stać się świadkiem wiary w Zmartwychwstałego: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28, 19-20). Nie zapominajmy jednak, że dana nam została także obietnica Ducha Świętego, który ma być naszą mocą w pisaniu kolejnych rozdziałów dziejów zbawienia: „Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego, to znaczy światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania” (Ef 1, 17-18).
Być może zabrzmi to dla wielu niewygodnie, może nawet odpychająco, ale jestem przekonany, że nieodłącznym towarzyszem chrześcijanina ma być tęsknota: za Niebem, za doświadczeniem obecności Boga, za życiem bez grzechu… Taka tęsknota świadczy o tym, że nasza wiara jest żywa. To znak, że nie trwamy w stagnacji – choć na naszej drodze czasami się wleczemy czy wywracamy, to jednak wciąż idziemy naprzód, powstając raz po raz z upadków. Tęsknota pokazuje nam, co jest dla nas w życiu ważne. Mówi o brakach, które odczuwamy, o pragnieniach, które jeszcze nie zostały zaspokojone.
Tęsknotę możemy przeżywać na dwa sposoby: ku śmierci lub ku życiu. W pierwszym przypadku pogrążamy się w rozpaczy, bo czegoś zostaliśmy pozbawieni, coś straciliśmy, czegoś nie udało się osiągnąć. Ten rodzaj tęsknoty trzyma w przeszłości, której zmienić już przecież nie można, zatrzymuje człowieka na śmierci i nie pozwala mu tym samym żyć tu i teraz, zamykając go na przyszłość. Natomiast tęsknota przeżywana ku życiu jest twórczym poszukiwaniem możliwości i sposobów wypełnienia odczuwanej pustki, jest budowaniem przyszłości z nadzieją, że śmierć nigdy nie jest końcem. Tęsknotę można przeżywać w ten sposób wówczas, gdy uwierzy się w słowa Jezusowej obietnicy: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Wniebowstąpienie ma otworzyć nasze oczy na to, że Pan żyje i działa – w nas i wokół nas. Szukajmy Go, prosząc Ducha Świętego o światło. Pytajmy innych o Niego – może Go spotkali? Mówmy o Nim innym, jeśli sami Go widzimy!

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tęsknota, która otwiera na przyszłość
Komentarze (1)
MR
~Monika Radziak
10 czerwca 2023, 14:03
Ta tęsknota nie daje żyć , jest tak moc a że nie idzie normalnie funkcjonować. Przepełnia i przeszywa duszę, ciało,serce i umysł, nie jest człowiek w stanie się od niej uwolnić tylko Jezus potrafi ją zabrać i dać.