Ateiści fundamentaliści
Amerykański autor Frank Schaeffer w swojej wydanej parę lat temu książce "Patience with God" ("Cierpliwość wobec Boga"), przedstawia ciekawy punkt widzenia, który - śmiem twierdzić - może nam dać coś do myślenia także w Polsce, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę bardzo agresywny ton dzisiejszych internetowych i medialnych potyczek.
Otóż według Schaeffera tzw. Nowi Ateiści, o których ostatnio głośno i którzy siebie nazywają "Brights" czyli "bystrzy"- pewnie w odróżnieniu od "tępych" wierzących - mają wiele cech wspólnych z... religijnymi fundamentalistami.
Nowi Ateiści to znani także w Polsce z tłumaczeń Richard Dawkins, Christopher Hitchens, Daniel Dennett i Sam Harris. Schaeffer sięga często do ich sztandarowych pozycji i wykazuje, jak upierają się oni przy swojej "prawdzie". Tymczasem już Darwin, na którego się powołują, w swojej autobiografii wyraził wątpliwość, czy umysłowi ludzkiemu, wyewoluowanemu z prymitywnego organizmu zwierzęcego, można zaufać przy wyciąganiu najwznioślejszych wniosków... Dodajmy, że autor widzi pewną różnicę między ateistami z dawnych pokoleń a Nowymi. Tych ostatnich uważa za szczególnie agresywnych, upolitycznionych i dogmatycznych.
Zdaniem Schaeffera Nowi Ateiści stworzyli parareligię, na której czele stoją - jak bywa w religiach - guru, prorocy, a wyznawcy uczestniczą we wspólnotowych, niemal zinstytucjonalizowanych obrzędach. Poza tym, wyszydzając zbytnią dosłowność wyznawców religii, sami okazują się dogmatycznymi fundamentalistami - choć świeckimi. Ateizm, stojący wydawałoby się na antypodach religii, okazuje się zadziwiająco podobny do skrajnych form religijnych.
A fundamentalizm to - spowodowane przemożnym i nadrzędnym zamiarem znalezienia jedynej odpowiedzi - zablokowanie tej części mózgu, która zadaje pytania. "Fundamentaliści odrzucają zarówno chrześcijańską pokorę, jak i postmodernistyczny paradoks". Czyżbyśmy w Polsce takich nie mieli?
Najwięksi święci miewali momenty zwątpienia, nachodziła ich ciemna noc wiary, ale fundamentaliści różnego autoramentu wszystko wiedzą najlepiej. I to właśnie zbliża ich do ateistów. Jedni i drudzy chcą, aby ci inni przyjęli pewniki, które im wydają się oczywiste. Wyznając bezwzględną wiarę w Rozum, naukę, politykę czy swobodę seksualną, Nowi Ateiści twierdzą, że mogą wyjaśnić wszystko, gdy tymczasem nauki ścisłe, które niemal z definicji ukazują rozległość naszej niewiedzy, powinny uczyć właśnie pokory.
Schaeffer zauważa także w obu grupach podobieństwo technik prozelitycznych, czyli nachalnego przeciągania na swoją stronę. A Schaeffer dobrze zna ewangelikalnych fundamentalistów, rekrutujących się spośród amerykańskich evangelicals. Pochodzi bowiem z rodziny protestanckich misjonarzy. Jego rodzice byli niezwykle gorliwymi ewangelizatorami, nawiasem mówiąc założycielami wspólnoty l’Abri w Szwajcarii (1955), a ojciec ponadto teoretykiem tej działalności.
Autor przyjmuje pogląd ateistów, że nienawistna, upolityczniona religia powinna zniknąć. Uważa, że krytyka ateistów może pomóc religiom popatrzyć na siebie krytycznie. Bezkrytycyzm nie jest przecież cnotą. Z drugiej strony zgadza się ze stwierdzeniem chrześcijan, którzy ateistom winiącym religie za całe zło świata odpowiadają, że bezbożne ideologie zabiły znacznie więcej ludzi niż wszystkie wojny religijne.
Książka Schaeffera nie jest złośliwym pamfletem. Znalazła się tu jednak ostra krytyka postawy fundamentalistycznej, zaobserwowanej u evangelicals. Cecha ta polega na tym, że nikomu w swoich szeregach nie mogą wybaczyć braku nienawiści wobec "innego". Żadnej litości, żadnej tolerancji.
Autorowi przeszkadzało to do tego stopnia, że odszedł od fundamentalizmu, w którym został wychowany. Przeszedł na prawosławie. Docenia, że tu pojmuje się drogę do zbawienia jako podróż życia. A ponieważ każdy jest na tej drodze - nawet ateista - nie ma ludzi, o których można by zawyrokować, że są "potępieni". Autor przypomina, że już Ojcowie Kościoła, wyrażali opinię, że zadaniem Kościoła jest wskazywanie drogi do zbawienia, a nie wyrokowanie, kto jest potępiony. Przynajmniej ateiści nie twierdzą, że ludzie, którzy się z nimi nie zgadzają, dostąpią kary piekielnej.
Komukolwiek byłoby niełatwo zgodzić się z powyższym, powinien przynajmniej obdarzyć szacunkiem wyznanie autora, że o ile nigdy nie starał się należeć do "właściwej" grupy, często zastanawiał się nad tym, co z nim samym może być nie w porządku.
Joanna Petry Mroczkowska - doktor filologii romańskiej, eseistka, łumaczka, krytyk literacki. Autorka książek. W Wydawnictwie WAM ukazały się m. in. "Niepokorne święte" (WAM, 2011), "Teresa z Lisieux (WAM, 2012).
Joanna Petry-Mroczkowska, "Niepokorne święte".
"Każdą z bohaterek tej książki chciałbym spotkać. Od Brygidy Szwedzkiej uczyć się mistycyzmu praktycznego, który nawet w czasie objawień przypominał jej o tym, by zamiast biegać po kolejnych sanktuariach wyuczyła się wreszcie porządnie łacińskiej gramatyki " Szymon Hołownia.
Krótkiemu życiu Teresy zabrakło wielkich wydarzeń. Nie piastowała ważnych funkcji, nie pisała traktatów teologicznych, nie zakładała klasztorów, nie zabłysnęła bohaterskimi czynami. Natomiast życie nie szczędziło jej smutku i rozczarowań. Chcę przeczytać tę książkę >>
Skomentuj artykuł