Czy zapłodnienie in vitro to droga do szczęścia?

(Fot. sxc.hu)
Sebastian Duda/Przegląd Powszechny

Czy zarodek ludzki ma taką samą godność jak człowiek po urodzeniu? DEON.pl prezentuje najciekawszą dyskusję, jaka miała miejsce ostatnio na temat sztucznego zapłodnienia.

W debacie Przeglądu Powszechnego udział biorą: poseł Jarosław Gowin (Platforma Obywatelska), o. Robert Plich OP (Kolegium Filozoficzno-Teologiczne Dominikanów w Krakowie), prof. Jacek Zaremba (Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie), red. Sławomir Zagórski (Gazeta Wyborcza) i red. Sebastian Duda (Przegląd Powszechny, DEON.pl)

DEON.PL POLECA

Jarosław Gowin: W Polsce nie ma żadnych regulacji dotyczących wielu zagadnień bioetycznych. Tam, gdzie nie ma prawa i wszystko wolno, dzieją się rzeczy straszne. Można o nich usłyszeć poufnie albo przeczytać w reportażach. Jeżeli wszystko wolno, to znaczy, że w Polsce można tworzyć chimery, hybrydy, można bezkarnie niszczyć ludzkie embriony czy handlować nimi.

Dlaczego mimo to od dwudziestu lat, od kiedy zaczęto w Polsce stosować metodę in vitro, nie ma żadnych regulacji w tej dziedzi­nie?

Powód jest prosty – tchórzostwo polityków. Każde zapropono­wane rozwiązanie spotykało się z bardzo ostrą krytyką z różnych stron, dlatego kolejne ekipy rządowe uchylały się od rozwiązania tego problemu, chowając głowę w piasek. W 1997 r. Polska podpi­sała tzw. konwencję bioetyczną, ale do tej pory jej nie ratyfikowano. W 2004 r. wstąpiliśmy do Unii Europejskiej i przyjęliśmy zobowią­zanie, by wprowadzić w życie dyrektywy unijne regulujące pewne procedury związane z zapłodnieniem in vitro. Mieliśmy na to czas do końca kwietnia 2006 r., ale odpowiednie przepisy nie zostały wprowadzone.

Projekt wywołał spory w Platformie Obywatelskiej, która jest partią różnorodną światopoglądowo. Skrytykowały mnie też nie­które środowiska katolickie. Najsilniejszy atak wyszedł jednak ze strony organizacji feministycznych i lewicowo-liberalnych. Przodo­wała w tym „Gazeta Wyborcza”, która przypisała mi miano „ajatol­laha polskiej polityki”, a redaktor Sławomir Zagórski opublikował artykuł „Gowin ignorant”.

Sławomir Zagórski: Mój pierwszy tekst w „Gazecie” nosił ty­tuł „In vitro – ostrzegam!” Ostrzegałem, że – niestety – w Polsce szykuje się złe prawo, które pan poseł Gowin firmował. Jeśli zaś chodzi o tekst „Gowin ignorant”, zezłościły mnie dwa występy me­dialne Pana posła: najpierw duży wywiad w „Dzienniku”, a potem rozmowa w programie Tomasza Lisa. Mówił Pan rzeczy z gruntu nieprawdziwe.

W programie „Tomasz Lis na żywo” w TVP 2 powiedział Pan, że z zarodkami ludzkimi dzieją się rzeczy straszne, np. że używa ich przemysł kosmetyczny. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Jeśli Pan wie, że ktoś faktycznie robi u nas kremy z ludzkich embrio­nów, powinien Pan zawiadomić prokuraturę.

Powiedział Pan również, że Niemcy mrożą komórki jajowe i że jest to metoda dobra, wydajna, rodzi się w jej wyniku tak samo dużo dzieci, jak w przypadku in vitro. To nieprawda. Mrożenie komórek jajowych jest zupełnie marginalną techniką. Stosuje się ją tylko wtedy, gdy np. kobieta jest chora na nowotwór i mrozi się fragmen­ty jajnika bądź komórki jajowe po to, by ewentualnie umożliwić jej macierzyństwo, gdy wyzdrowieje. Nie jest to przyjęta metoda leczenia bezpłodnych par. W Niemczech ustawa zabrania mrożenia embrionów dwu- pięciodniowych, bo zarodki ludzkie można do piątej doby hodować poza ciałem matki. Wolno mrozić tylko świeże komórki jajowe połączone z plemnikiem, zanim jeszcze materiały genetyczne ojca i matki się połączą.

Zaatakowałem Pana w swoim tekście, ponieważ uważam, że pańskie stwierdzenia są szkodliwe. Nie był to atak personalny, choć może to Pan tak odbierać. Uważam, że źle się stało, że to Pan stanął na czele komisji powołanej przez premiera, ponieważ od po­czątku miał Pan bardzo sprecyzowane konserwatywne poglądy. Po­nadto nie wziął Pan do komisji ani jednej osoby, która by się znała na in vitro. Z piętnastu jej członków dziesięciu ma poglądy konser­watywne, a pięciu liberalne – i wiadomo, że ich głos się nie będzie liczył, oni od początku mówili, że mają odrębne zdanie. Pana rolą, jako przewodniczącego, było doprowadzenie do kompromisu. Nic takiego ostatecznie nie osiągnięto. Powstały dwa skrajne stano­wiska, z czego media przedstawiały tylko jedno, konserwatywnej większości. Nikt nawet nie wiedział, że istnieje alternatywa.

Uważam, że udało się Panu to – co jest wielką zasługą – że wszyscy członkowie komisji, z konserwatystami włącznie, doszli do wniosku, że kwestie in vitro powinno się uregulować prawnie, a Polska powinna ratyfikować konwencję bioetyczną.

W Polsce działa 55 klinik in vitro. Zgadzam się, że panuje wolna amerykanka i bardzo potrzebujemy prawa. Działające kliniki są pozbawione kontroli, a tych przyzwoitych, które podają rzetelnie swoje rezultaty, jest kilkanaście. Możemy przypuszczać, że w po­zostałych standardy są znacznie niższe. Ale trudno mi uwierzyć, by nawet w tych gorszych klinikach zgadzano się na niszczenie zarodków, spokojne wylewanie ich do zlewu.

Na marginesie: obserwowałem podobną dyskusję w Anglii. Działo się to dużo wcześniej niż u nas. W Anglii w 1978 r. urodzi­ła się Luisa Brown, pierwsza dziewczynka pochodząca z in vitro. Już w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych w Anglii odbyła się ogromna debata społeczna. Zanim zabrano się do tworzenia prawa, wypowiedziały się 563 stowarzyszenia po­zarządowe, rozmawiano kilka lat, w tym czasie technika in vitro ewoluowała, lekarze mrozili coraz mniej zarodków, i ostatecznie przygotowano prawo, które było wynikiem wielkiego kompromi­su; potem ono ewoluowało, bo i nauka nie stoi w miejscu. W Polsce do takiej debaty nie doszło. Była pseudodebata i powstało marne prawo. Proces ten trafnie opisał w „Gazecie Wyborczej” Kazimierz Bem, student teologii Uniwersytetu Yale, szykujący się na pastora kalwińskiego.

Sebastian Duda: Czy w medycynie istnieją w tej kwestii poglądy liberalne i konserwatywne? Czego nie wiemy o in vitro?

Jacek Zaremba: Poczytuję za zasługę rządu PO – choć nie opo­wiadam się po stronie jakiejkolwiek partii – że w ogóle podjął tę tematykę. Wymagało to odwagi. W tej jednej sprawie zgadzam się z posłem Gowinem – konieczne są regulacje prawne, by zapobiec nadużyciom.

Jednocześnie nie zgadzam się z wieloma sformułowaniami, które znalazły się w raporcie komisji posła Gowina. Pięcioosobowa grupa osób z tej komisji sprecyzowała inne stanowisko, bardziej liberalne, dopuszczające zarówno zapłodnienie in vitro, jak i np., naszym zdaniem niezbędne, zamrażanie zarodków. Mniej więcej do 20% dzieci, które się urodziły w wyniku in vitro, a na świecie urodziło się ok. 3,5 mln, powstało z zamrożonych zarodków.

Wśród lekarzy nie ma zgodności, są oni podzieleni jak społe­czeństwo: niektórzy są zdecydowanie przeciwni in vitro, np. Kon­stanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, inni nie. Więk­szość ginekologów położników jest za.

W tej dyskusji ważne jest odpowiedzenie na pytanie, kiedy po­wstaje zarodek i nowe życie. Umownie, w słownikach medycznych i podręcznikach uważa się, że embrion, czyli zarodek po 56. dniu nazywamy już płodem. Istnieje spór o to, od kiedy nazywać zaro­dek istotą ludzką. Na przykład nasi starsi bracia w wierze traktują zarodek przed zagnieżdżeniem się na równi z gametami: plemni­kami i komórkami jajowymi. Dopiero, kiedy zarodek jest zagnież­dżony, uznawany jest za istotę ludzką, która wymaga ochrony.

Zarodek ma tylko potencjał do rozwinięcia się w człowieka i tyl­ko część zarodków, przy sprzyjających warunkach, ma szansę rozwinąć się w dziecko. Tymczasem zbyt wielki nacisk kładziemy na zarodek i płód, natomiast zbyt mało uwagi poświęcamy kobiecie, w której łonie rozwija się dziecko.

Przypomnijmy, że w tym roku, 12 lutego, upłynęło 200 lat od urodzenia się Karola Darwina, twórcy teorii ewolucji, uznanej przez Kościół. Otóż Darwin twierdził, że przyroda jest nadzwyczaj rozrzutna i nadprodukcyjna. Wiąże się to z nieustającą selekcją, wyborem tylko nielicznych osobników do rozrodu i odrzuceniem reszty. Tak się przedstawia również sprawa z zarodkami ludzkimi. Większość z nich obumiera, niektóre są w ogóle niezdolne do roz­winięcia się, zasadniczą sprawą jest to, że zarodek nabiera poten­cjału stania się człowiekiem dopiero, gdy dojdzie do jego implantacji w macicy. Patologie w większości natura eliminuje sama.

Sebastian Duda: Jakie są najpoważniejsze obiekcje magiste­rium Kościoła w stosunku do in vitro? Czy jest to forma wyrafi­nowanej aborcji? Czy w związku z tym objęta jest kościelną karą ekskomuniki?

Robert Plich: W ferworze publicznej dyskusji z ust biskupów pa­dło sformułowanie, że in vitro jest wyrafinowaną formą aborcji. Nie należy ono jednak do oficjalnego nauczania Kościoła. Polscy bisku­pi użyli go pod koniec 2007 r. jako formy retorycznej w liście pa­sterskim do wiernych. Biskupi mieli na uwadze przypadek, w któ­rym niszczone są ludzkie embriony. Rozmyślne płacenie tego typu kosztów uznali, jak rozumiem, za formę aborcji.

Przy innej okazji, ale już nie ze strony biskupów, padło hasło ekskomuniki dla minister zdrowia Ewy Kopacz, która opowie­działa się za refundacją zabiegów zapłodnienia metodą in vitro. Ekskomunika to kara wykluczenia ze społeczności wiernych i z przyjmowania sakramentów Kościoła; kara, jaką Kościół na­rzuca m.in. na osoby, które w sposób skuteczny doprowadziły do aborcji – gdy mamy empiryczną pewność, że aborcja miała miej­sce. Nie zawsze tak jest, np. w przypadku środków o działaniu wczesnoporonnym. Nawet jeśli ktoś stosuje te środki z zamiarem wczesnego poronienia, to można mu przypisać grzech aborcji z racji samej intencji, ale nie da się empirycznie wykazać zaist­nienia skutku w postaci dokonanego poronienia. Dlatego nie koń­czy się to ekskomuniką.

Jeśli chodzi o in vitro i niszczenie zarodków, nie słyszałem, by ktoś narzucał w tym przypadku karę ekskomuniki. Sytuacja nie jest bowiem czytelna. Jeżeli kobieta wie, że dokonała zapłodnienia pozaustrojowego in vitro, w wyniku czego powstały nadliczbowe embriony, zostały zamrożone, a później mogą zostać odmrożone i dalej implantowane – czyli mogą przeżyć – to nie można mówić, że doszło do aborcji, że należy się kara ekskomuniki. Na ogół, gdy embriony są niszczone, odbywa się to poza wiedzą tej osoby. Z po­wodu nieostrości poznawczej takiej sytuacji oraz braku wyraźnej intencji niszczenia embrionów przez bezdzietnych rodziców ucie­kających się do techniki reprodukcyjnej, nie słyszałem o takiej interpretacji prawnej, by w takim przypadku nakładana była eks­komunika.

Sebastian Duda: A co w razie tzw. czystego przypadku in vitro, czyli wówczas, gdy nie dochodzi to tworzenia nadliczbowych em­brionów?

Robert Plich: Tu dotykamy istoty nauczania Kościoła. Uznaje on moralną niedopuszczalność całej procedury, dlatego że samo powoływanie człowieka do życia poza aktem małżeńskim jest przez Kościół postrzegane moralnie negatywnie. Czysty przypadek in vitro jest uznawany przez Kościół za czyn wewnętrznie zły – nie ze względu na konsekwencje, do których prowadzi, np. zniszczenie embrionów, ale sam w sobie. Uargumentowanie tego jest bardzo złożone. Argumentacja ta wymaga osadzenia jej w kompleksowym pojmowaniu przez Kościół małżeństwa i miłości małżeńskiej. Ta wieloetapowa argumentacja w praktyce często przegrywa z wiel­kim pragnieniem posiadania dziecka, nie jest rozumiana, „nie przebija się”.

Kościół uznaje akt małżeński za specyficzny, ważny akt, który nie tylko jest wyrazem miłości między małżonkami, ale także tę miłość sprawia i jest jej istotnym elementem. Bez aktów seksualnych małżeństwo nie może zaistnieć. Wszyscy rozumiemy, że dzieci powinny poczynać się z miłości. W związku z tym powstaje następujący problem: Jeśli dzieci mają poczynać się z miłości, czy konieczny jest do tego akt małżeński? Czy nie wystarczy szerszy kontekst miłości małżeńskiej?

Kościół się na to nie zgadza; musi zajść akt małżeński, akt seksualny między mężczyzną a kobietą – uprzywilejowany wyraz i tworzywo trwałej, wyłącznej, otwartej na przekazanie życia miłości.

Gdy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych trwała dyskusja o antykoncepcji, była ona pokrewna do obecnej o za­płodnieniu in vitro. Wtedy zwolennicy antykoncepcji argumento­wali, że można ubezpładniać pewne akty małżeńskie, jeśli dzieje się to w kontekście szerszej rozumianej płodności małżeńskiej. Przeciwnicy tego rozumowania powiedzieli jednak, że jeśli sto­sujemy tego typu argumentację do rodzicielskiego znaczenia aktu małżeńskiego, to czemu jej nie zastosować analogicznie do drugiego istotnego znaczenia aktu małżeńskiego, jakim jest zjed­noczenie małżonków w miłości. Doszłoby wówczas do sytuacji, w której pojedyncze akty seksualne nie musiałyby być aktami mi­łości małżeńskiej, najważniejsze, by znajdowały się w szerszym kontekście tej miłości.

Krótko mówiąc, w ten sposób można by moralnie dopuścić różne formy seksu przedmałżeńskiego i poza-małżeńskiego, karierotwórczego czy rekreacyjnego z kimś, kto nie jest małżonkiem, o ile dzieje się to w większej całości miłości małżeńskiej. Trudno byłoby uzasadnić zło moralne takich zacho­wań. Podobnie jest z zapłodnieniem in vitro. Jeżeli przyjmiemy, że dzieci mogą się poczynać poza aktem małżeńskim, czerpiąc niezbędny do poczęcia „ładunek” miłości z szerszego kontekstu miłości, to konsekwentnie mielibyśmy trudność z uzasadnieniem sądu, że np. para homoseksualistów, kochających się szerszym kontekstem miłości, nie ma prawa mieć dziecka poczętego za po­mocą techniki reprodukcyjnej.

A jeśli zawęzimy rozumienie szer­szego kontekstu miłości wyłącznie do miłości małżeńskiej, to cóż sprawia, że miłość staje się miłością małżeńską? Czyż nie akty małżeńskie? Kościół nie dopuszcza jakichkolwiek wyjątków rela­tywizujących znaczenie aktu małżeńskiego i poczęcia z takiego aktu, bo wprowadzenie jednych wyjątków umożliwia wprowadze­nie następnych i postępujący rozkład małżeństwa i rodziny.

Nauczanie na temat metody in vitro jest starsze niż myślimy. Zwykle wiążemy pierwsze orzeczenie Kościoła na ten temat z wy­powiedzią Kongregacji Nauki Wiary z 1978 r., w instrukcji „Donum vitae”. Jednak negatywną ocenę zapłodnienia pozaustrojowego można już znaleźć w wypowiedziach papieża Piusa XII, z których najwcześniejsza pochodzi z jego „Przemówienia do uczestników IV Międzynarodowego Kongresu Lekarzy Katolickich”, z 29 wrze­śnia 1949. Papież z kolei, opierając się na twierdzeniu, że jedynie akt małżeński zapewnia moralną godność poczęcia człowieka, na­wiązuje do jeszcze starszego nauczania wyrażonego w orzeczeniu Świętego Oficjum z 17 marca 1897 r. (DS 3323).

By zrozumieć nauczanie Kościoła w tej kwestii, trzeba najpierw uznać, że zarodek od momentu dokończonego zapłodnienia jest już człowiekiem i należą mu się prawa właściwe osobie.

Sebastian Duda: Dlaczego zarodek, a nie zagnieżdżony zarodek?

Robert Plich: Z powodu obecności w tym zarodku nieśmiertelnej duszy ludzkiej. Wnioskujemy o tej obecności, bo dusza jest zasadą życia, a zarodek od samego poczęcia, jeszcze przed zagnieżdże­niem, stanowi odrębny także pod względem genetycznym orga­nizm, i żyje własnym życiem, które nie jest życiem któregokolwiek z jego rodziców. Jeśli rozpoczął się uporządkowany i ukierunkowa­ny proces życia i rozwoju osobnika, to można wnioskować, że jest też obecna zasada życia, która ten proces organizuje.

Sławomir Zagórski: Często bywa tak, że zarodek jeszcze przed zagnieżdżeniem, ni stąd ni zowąd, dzieli się na dwie albo trzy czę­ści. Czy to znaczy, że są w nim początkowo już trzy dusze? Poseł Gowin wspomniał natomiast o chimerach. Wiemy, że biologia two­rzy ludzkie chimery. Czasem dwa zagnieżdżone zarodki mogą się ze sobą łączyć. Jeżeli połączą się zarodki tej samej płci i tej sa­mej pigmentacji, np. tego samego koloru skóry czy włosów, w ogóle o takim połączeniu możemy nie wiedzieć. I tak chodzą wśród nas chimery. Jeżeli będą miały różne płcie, może się urodzić osobnik hermafrodytyczny.

Robert Plich: Sytuacja jest rzeczywiście skomplikowana i może nas przyprawić o zawrót głowy. Dlatego Kościół wybiera stanowi­sko bardziej bezpieczne moralnie i woli przyjąć, że życie ludzkie zaczyna się od dokończonego procesu zapłodnienia. Dusza ludzka nie podpada bezpośrednio poznawczo pod zmysły. Wnioskujemy o jej istnieniu dopiero pośrednio, dzięki typowym dla niej aktywnościom, a taką niewątpliwie jest samo życie. Skoro przed możliwym podziałem bliźniaczym ludzki zarodek stanowi odrębny organizm żyjący własnym życiem, to znaczy, że musi mieć już duszę.

Nie wiemy natomiast, ile może być dusz w rozwijającym się zarodku i czy dopiero w momencie podziału bliźniaczego pojawia się druga. Tego nie rozstrzygniemy, ale nie jest to konieczne, by uznać, że od momentu poczęcia mamy do czynienia z istnieniem przynajmniej jednej istoty ludzkiej.

Jeśli chodzi o zarodki obumierające w sposób naturalny, wielu twierdzi, że powodem tego są fundamentalne defekty organizacji materiału genetycznego w momencie połączenia się dwóch gamet; niejako proces zapłodnienia, w wyniku którego ma dojść do ufor­mowania jednolitego materiału genetycznego, odpowiedzialnego za dalszy rozwój zarodka, nie zostaje doprowadzony do końca. Można zatem ostrożnie wnioskować, że być może takie zarodki, później spontanicznie eliminowane, nie są jeszcze obdarzone duszami ludzkimi.

Ale nawet gdyby uznać, że naturalnie dochodzi także do tego, że giną zarodki obdarzone już duszami, a więc giną ludzie, można na to patrzeć jak na formę niedoskonałości natury, podobną do kataklizmów naturalnych, w wyniku których ginie wielu ludzi. Jednak z faktu, że w trzęsieniach ziemi, powodziach, wybuchach wulkanów, huraganach, giną czasem tysiące ludzi, nigdy nie należy wyprowadzać wniosku, że dla dobra jednych ludzi można naślado­wać naturę i uśmiercać innych.

Sławomir Zagórski: Z tego, co Ksiądz mówi, wynika, że natura jest niedoskonała. W części zarodków zapłodnienie nie dochodzi do końca, nie mają one potencjału rozwojowego. Wielu lekarzy, którzy zajmują się in vitro, mówi: my tej natury nie poprawiamy, my w tak samo nieudolny sposób próbujemy ją tylko naśladować. Skoro w naturze tworzy się pięć zarodków i tylko jeden albo dwa z nich mają potencjał rozwojowy, to jeżeli lekarze stworzą też ta­kich pięć zarodków, poczekają chwilę i zobaczą, że tylko jeden czy dwa się rozwijają i jeden czy dwa implantują kobiecie, w wyniku czego urodzi się zdrowe dziecko, to jest to fantastyczne.

Natomiast propozycje, które się w Polsce szykują, polegają na tym, by tworzyć maksimum dwa zarodki, nie oglądać, czy się rozwijają dobrze, czy nie, nie sprawdzać ich potencjału rozwojowego. Ustawodawcy to nie interesuje. On a priori wszystko to, co zostało stworzone, uznaje za człowieka, który musi być implantowany bez względu na to, czy się rozwija. Zasłania się przy okazji interesem kobiety, ochroną jej zdrowia. Jest mi się z tym ogromnie trudno zgodzić. Dlatego cieszą mnie słowa Księdza, że część zarodków tego potencjału rozwojowego nie ma.

Jarosław Gowin: Nie ma żadnej analogii między procesami na­turalnymi a metodą in vitro. Cóż z tego, że w naturze część zarod­ków obumiera? Natura przesądza o tym, że wszyscy umrzemy. Czy z tego faktu wynika, że możemy w sposób celowy, z premedytacją wyznaczyć jakąś grupę spośród nas, np. niepełnosprawnych albo starszych, albo – to się przecież wydarzyło! – noszących pejsy i po­wiedzieć, że są to ludzie przeznaczeni na śmierć? Ta argumentacja zupełnie do mnie nie trafia.

Rozstrzygające jest pytanie o ontologiczny status zarodka – czy zarodek jest człowiekiem. Nauka nie udzieli nigdy odpowiedzi na nie, bo jest ono pytaniem filozoficznym. Moja najszczersza odpo­wiedź na nie brzmi „nie wiem”. Ale jeżeli nie wiem, to znaczy, że dopuszczam taką możliwość. A jeśli istnieje jakiekolwiek prawdo­podobieństwo, że zarodek jest człowiekiem, to mamy obowiązek traktować go tak, jak by był człowiekiem. Nie jest to argument fun­damentalistów religijnych. Dokładnie takiego samego argumentu używał Jacek Kuroń na początku lat dziewięćdziesiątych w debacie aborcyjnej. Mówił, że gdy myśliwy widzi poruszającą się sylwetkę za krzakami i nie jest pewien, czy to zwierzę, czy człowiek, to nie strzela. Tam, gdzie są wątpliwości, należy je rozstrzygać na ko­rzyść życia.

Sławomir Zagórski: Mówiąc, że nie wie Pan, czy zarodek jest człowiekiem, chce Pan działać na jego korzyść. Dlaczego nie chce Pan działać na rzecz kobiety?

Jarosław Gowin: Albo dyskutujemy merytorycznie, albo dema­gogicznie. Szukam rozwiązań, które uwzględniałyby pragnienie par, by mieć dziecko, i które jednocześnie chroniłyby to dziecko. Chciałbym powiedzieć tym, którzy uważają, że ograniczam im dostęp do metody in vitro: robię to dla waszych dzieci, by chronić ich życie. Po drugie, jeżeli założymy, że zarodek jest człowie­kiem – czy ktoś z tu obecnych zgodziłby się na to, by tysiące dzieci było zamrażanych? Nikt. Nie kieruję się tu przekonania­mi religijnymi. Kieruję się filozoficzną zasadą Immanuela Kanta, który mówił, że człowiek nigdy nie może być traktowany jak śro­dek, a zawsze jak cel.

Zamrażając zarodek, przyznajemy mu tyl­ko warunkowe prawo do istnienia – damy mu szansę na istnienie tylko wtedy, gdy nie powiedzie się wcześniejszy zabieg implantacji. W przeciwnym razie zarodek skazany jest na śmierć. W ten sposób instrumentalizuje się człowieka. Oprócz tego proces roz­mrażania jest niebezpieczny, wiele zarodków w jego trakcie gi­nie. W Polsce jest kilkadziesiąt tysięcy zamrożonych zarodków. Tylko pojedyncze będą miały szansę się rozwinąć. A reszta? Idzie do azotu – do gazu.

Jest coś jeszcze bardziej odrażającego moralnie. Kryje się pod niewinną nazwą diagnozy preimplantacyjnej. Opiszmy najkrócej procedurę in vitro. Jej początkiem jest hormonalna stymulacja kobiety. Następnie lekarz pobiera komórki jajowe i zapładnia je. W ten sposób powstaje kilka, a czasami i kilka­naście embrionów, które poddaje się parodniowej obserwacji. Niektóre umierają same, spośród pozostałych lekarz wybiera jeden, czasami dwa, sporadycznie trzy. Innymi słowy, dokonuje selekcji. Reszta ludzkich istot jest zamrażana lub niszczona. Ta procedura selekcji jest dla mnie najbardziej odrażającym mo­ralnie aspektem sztucznej prokreacji. I by tak sądzić, nie trze­ba być katolickim fundamentalistą. W Niemczech ta procedura jest zakazana. Nawet lewica zgadza się z tym zakazem. Po doświadczeniach z Holocaustem niemiecka lewica dobrze bowiem wie, że nie wolno w ten sposób traktować bodaj potencjalnego człowieka.

Przyznam zresztą, że na początku miałem dużo bardziej po­zytywne nastawienie do in vitro niż teraz. Im więcej się dowiady­wałem o tej metodzie, tym bardziej stawałem się sceptyczny. Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby moratorium, czyli czasowe zawieszenie stosowania tej procedury. Bo obok wątpliwości mo­ralnych są też wątpliwości medyczne. Nie ma drugiej procedury medycznej, która byłaby tak nieskuteczna, a jednocześnie dopusz­czona do stosowania. Najlepsze kliniki na świecie chwalą się sku­tecznością do 30%. Najwyżej co trzeci implantowany zarodek ma szansę się rozwinąć i urodzić jako dziecko. Ale faktyczna skutecz­ność in vitro jest radykalnie niższa. Bo jeżeli wziąć pod uwagę licz­bę embrionów wytworzonych (a nie tylko tych transferowanych do łona matki), to skuteczność spada do ok. 5%. Pouczające pod tym względem są dane brytyjskie. Wytworzono tam 2 100 tys. embrio­nów, a urodziło się 100 tys. dzieci.

Dlaczego nie zaprosiłem do mojej komisji lekarzy przeprowa­dzających zabiegi in vitro? Zaprosiłem ich, ale nie jako członków komisji, tylko jako ekspertów. Przyjąłem założenie, że nie mogą być sędziami w swojej sprawie. Przecież są właścicielami lub pracow­nikami klinik, które są żyłą złota.

Jacek Zaremba: Należę do rodziny lekarskiej od sześciu pokoleń. Moja córka nie jest lekarzem, ale mam nadzieję, że mój wnuk nim będzie. Przypisuję wielką wagę do uczciwości lekarza i potępiam wszelkie szwindle, wierzę, że znaczna większość lekarzy działa w dobrej wierze i jest uczciwa.

Sebastian Duda: Co Pan Profesor myśli o potencjalnej godności zarodka ludzkiego?

Jacek Zaremba: Zarodek ludzki powinien być traktowany na spe­cjalnych warunkach. Ale wiadomo, że prawo nie traktuje zarodka na równi z dzieckiem urodzonym.

Jarosław Gowin: Traktuje – jeśli chodzi o prawo do życia.

Jacek Zaremba: Oczywiście. Chciałbym wrócić do argumentu hi­storycznego pana posła Gowina. Otóż przeżyłem wojnę i bardzo nie lubię czerpać argumentacji z tamtych lat. Ale nie lubię powoływać się na Niemcy także z innego powodu. Tam występuje syndrom wa­hadła, od ściany do ściany. Istnieje tam swego rodzaju hipokryzja przy tworzeniu prawa.

Sebastian Duda: Na czym ona polega?

Jacek Zaremba: Na przykład zakazuje się posługiwania komórka­mi macierzystymi pochodzenia zarodkowego, jeżeli są one wytwa­rzane w Niemczech, natomiast wolno takie komórki importować i na nich wykonywać badania.

Sławomir Zagórski: Na dodatek Niemcy importują je z Izraela.

Jacek Zaremba: To klasyczny przykład hipokryzji. Druga spra­wa dotyczy selekcji. Istnieje przecież selekcja naturalna. Chcemy czy nie, ona następuje. Czy zarodek jest człowiekiem? Uważam, że część zarodków ma potencjał stania się człowiekiem, jeżeli zosta­nie spełnionych kilka warunków. Jeśli powstają zarodki nadliczbo­we, istnieje zamiar i możliwość ich wykorzystania.

Jarosław Gowin: Czy w imię tego, że nielicznym zarodkom dana będzie szansa rozwoju, możemy zamrażać tysiące innych?

Jacek Zaremba: Dążymy do tego, by zarodki wykorzystać w mak­symalnym stopniu. Na przykład przez adopcję. Uważam, że w Pol­sce powinna być dostępna i legalna diagnostyka genetyczna pre-implantacyjna. Zadam pytanie: Panie pośle, co miałby Pan do zaproponowania parze, która pochowała już jedno dziecko z powodu ciężkiej choroby genetycznej, rodzice wiedzą, że jedno z nich bądź obydwoje są nosicielami „złego genu”, ale wiedzą też, że nauka daje im możliwość wyboru zdrowego zarodka?

Jarosław Gowin: Tym, co nas różni, jest to, że, moim zdaniem, oni, dopuszczając do zniszczenia chorego zarodka, chowają dziecko.

Sławomir Zagórski: Powiedział Pan, że im więcej się dowiaduje o in vitro, tym bardziej się Panu ta technika nie podoba. To smutne, bo ja zajmuję się popularyzacją nauki od szesnastu lat i dla mnie technika in vitro jest jednym z największych zwycięstw medycyny. Ogrom szczęścia, jakie ta technika przyniosła, jest niewyobrażal­ny. Zauważa Pan też przecież, że ta technika ewoluuje. Dziś leka­rze robią wszystko, by tworzyć jak najmniejszą liczbę zarodków. Mówił Pan, że gdyby mógł decydować, wprowadziłby moratorium. Jaki byłby jego skutek? Wie Pan, że co piąta para ma problemy z poczęciem. Na co by Pan Polaków naraził? Na turystykę, na pod­ziemie in vitro?

Jarosław Gowin: Przykro mi, że znowu ociera się Pan o demago­gię, mówiąc o co piątej parze. Przecież obydwaj wiemy doskona­le, że metoda in vitro jest stosowana wobec zupełnie znikomego procentu par. Podkreślam, nie opowiadam się przeciwko in vitro, tylko przeciwko takim formom tej procedury, które zakładają two­rzenie zarodków nadliczbowych czy ich selekcję. Zgoda jednak, że bardzo nieliczne spośród tych par, które dzisiaj korzystają z in vitro, nie mogłyby sięgnąć po tę metodę, gdyby weszły regulacje, które proponuję. Pyta Pan, co mam im do zaproponowania. Uczci­wa odpowiedź brzmi: mam im do zaproponowania cierpienie – albo adopcję. Tak, cierpienie… Do szału doprowadza mnie, gdy bywam określany mianem polityka katolickiego. Bo czasami mam wrażenie, że jestem najbardziej pogańskim politykiem w Polsce.

W tym sensie, że mam bardzo silne poczucie tragizmu istnienia. Antyczni Grecy czy Rzymianie wiedzieli, że tragizm, czyli zderzenie dwóch równorzędnych wartości, jest wpisany w ludzką egzystencję. W kwestii in vitro mamy do czynienia właśnie z sy­tuacją tragicznego zderzenia: na jednej i drugiej szali jest dobro. Na jednej i drugiej jest zło. Szukam rozwiązań, które będą ogra­niczały skalę zła, ale każde rozwiązanie będzie ułomne. I to mnie różni, zarówno od krytyków ze strony lewicowo-liberalnej, jak i od katolickich zwolenników całkowitego zakazu in vitro. Jedni i drudzy mówią, że mają 100% racji, że proponowane przez nich rozwiązania są moralnie niekontrowersyjne. A ja mówię: nie ma dobrego wyboru, ratujmy więc konkretne ludzkie istoty, chrońmy naszych najmniejszych braci, czyli embriony, przed instrumenta­lizacją lub śmiercią.

Sławomir Zagórski: Chce Pan moratorium. Otóż jedynym kra­jem, w którym in vitro jest całkowicie zakazane, jest Kostaryka, skądinąd chyba przyjemny, bogaty kraj. Nie wiem, dlaczego aku­rat tak postanowiono.

Jarosław Gowin: Jeszcze Malta. Poza tym powtarzam raz jeszcze: to, co powiedziałem o moratorium, to mój prywatny pogląd, nato­miast projekt ustawy, który przygotowałem, dopuszcza in vitro.

Sławomir Zagórski: Bazuję na opracowaniu prof. Kuczyńskiego, który wspomina o Kostaryce. Wszystkie inne państwa europejskie in vitro dopuszczają. Czuję się Europejczykiem – bardziej niż Mal­tańczykiem i Kostarykańczykiem, i chciałbym, by in vitro w Polsce było legalne. Mówiłem, że dla mnie to, co wniosła medycyna, jest niezwykle radosne, a Pan poseł mówi o cierpieniu. Pan poseł mówił też, że nie ma mniej skutecznego procederu medycznego. Nie zga­dzam się. Proszę zobaczyć, co się dzieje w onkologii. Mamy mnó­stwo rodzajów raka, których nie umiemy leczyć. Ale na zjazdach onkologicznych, na które jeżdżę, naukowcy mówią, że jeżeli udaje im się przedłużyć życie człowieka chorego na raka płuc o dwa, trzy miesiące, to jest sukces.

Jak możemy porównać te dwa, trzy mie­siące życia z tym, że mamy 10-20-30% szans dochowania się zu­pełnie zdrowego dziecka? Znam dużo takich dzieci, widzę szczęście rodzin. Chcę też powiedzieć, że niezamierzoną bezdzietność traktuję jak chorobę. Staram się nie patrzeć na to ideologicznie, ale od strony dosyć zimnej, naukowej. Może jestem też naiwny, ale wierzę naukowcom. Zgadzam się, że istnieją nieuczciwi lekarze, natomiast wydaje mi się, że lekarze wypracowują swoje procedury, poprawiają je, starają się wypracować najlepsze metody postępo­wania. Dla mnie najważniejszy jest głos tych ludzi. Chciałbym, by twórcy prawa słuchali ekspertów.

Jacek Zaremba: Wiadomo, że procedura wiąże się z cierpieniem, z ryzykiem. Jest to terapia hormonalna, najpierw wyciszenie hormonalne, potem stymulacja hormonalna, która czasami może się bardzo tragicznie skończyć, sam proces pobierania komórek jajo­wych może doprowadzić do krwotoku, mogą wystąpić różne kom­plikacje. W pewnym stopniu, zapłonienie in vitro chroni jednak zdrowie kobiety. Jedną z głównych motywacji ludzkich jest chęć posiadania potomstwa. Im większe trudności, tym bardziej się go pragnie. Zdrowie psychiczne kobiety, która nie może wydać potom­stwa, to poważny uraz psychiczny, powoduje on stany depresyjne. W tym sensie in vitro jest nie tylko leczeniem niepłodności.

Zdarza się, że przyczyną niepłodności jest niedrożność jajowodu na sku­tek jakiegoś przebytego procesu zapalnego. Zwykły sposób zajścia w ciążę w takim przypadku może się wiązać z powstaniem ciąży pozamacicznej, która jest zagrożeniem dla życia kobiety. Zapłod­nienie in vitro jest ominięciem tej przeszkody; chroni kobietę przed niebezpieczną operacją i zarodek, który w przypadku ciąży poza­macicznej z reguły ginie.

W dyskusjach pada, że bawimy się w Pana Boga. Ja się z tym zgadzam, to dotyczy zwłaszcza lekarzy. Lekarze czasem muszą to robić. Ale przecież człowiek został stworzony na Jego obraz i po­dobieństwo.

Robert Plich: Ale nie może sobie uzurpować miejsca i roli sa­mego Boga ani rościć sobie Bożych uprawnień, a tym bardziej nie może czynić zła, by wynikło z tego dobro, bo tego nawet sam Bóg nie robi.

Sławomir Zagórski: Mówił Pan profesor o cierpieniu par, które nie mogą mieć dziecka. Otóż Światowa Organizacja Zdrowia porównu­je to z cierpieniem, które towarzyszy chorobie nowotworowej albo AIDS. Smutno mi, że jedynym, co ma Pan poseł do zaproponowania tym ludziom, jest cierpienie. Myślę, że trudno to ludziom narzucić. Zwłaszcza że nam, mężczyznom, trudno powiedzieć, jakiego typu cierpienie ma wziąć na swój krzyż kobieta, która nie urodzi dziec­ka. Wydaje mi się też, że każdy człowiek ma własne postrzeganie cierpienia i tego, co jest w stanie znieść. Myślę, że narzucenie tego wszystkim jest nieludzkie.

Jarosław Gowin: Co ma Pan do powiedzenia tym ludzkim isto­tom, które giną albo są skazane na to, by być zamrażanym w azo­cie, idą do gazu? Czy państwu to się z czymś historycznym nie kojarzy?

Sławomir Zagórski: Pan mówił, że ja się wypowiadam dema­gogicznie… Azot jest gazem, natomiast ciekły azot jest płynem, ma temperaturę poniżej minus 200oC i można bezpiecznie prak­tycznie w nieskończoność przechowywać w nim zarodki. Nie mówię, że jestem zadowolony, że mamy w Polsce 20 tys. zamro­żonych embrionów, wolałbym, byśmy ich nie mieli albo mieli 150 i by mogły być adoptowane. Ludzie płacą cenę za rozwój medycyny.

Proszę też zwrócić uwagę, co Kościół mówił na początku o przeszczepianiu serca. Pierwsze wypowiedzi były bardzo scep­tyczne. Wypracowanie definicji śmierci też budziło ogromne kon­trowersje. Co by było, gdyby w dalszym ciągu uznawać, że nie ma śmierci pnia mózgu, a transplantologia to wyrywanie narządów z ciała? Dokonaliśmy pewnej drogi myślowej. Przeszczepy dalej budzą wątpliwości etyczne. Ale jednak je akceptujemy, jest to fan­tastyczna metoda leczenia.

Jarosław Gowin: Wizja lekarzy-pionierów, lekarzy-filantropów byłaby dla mnie przekonująca, gdyby przy okazji nie zbijali mająt­ku. Prof. Zaremba zauważył coś bardzo ważnego, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Bóg Starego i Nowego Te­stamentu jest Wojownikiem. Katolicy mają być wojownikami spra­wy Bożej. Przyglądam się debacie w Polsce i powiem z goryczą: nie czuję wsparcia wojowników.

Jarosław Gowin, polityk, publicysta, współtwórca i rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie, senator VI kadencji, po­seł VI kadencji z ramienia Platformy Obywatelskiej.

Robert Plich OP, absolwent Akademii Medycznej w Warszawie, doktor teo­logii, wykładowca teologii moralnej w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów w Krakowie.

Sławomir Zagórski, kierownik działu Nauka w „Gazecie Wyborczej”.

Jacek Zaremba, prof., genetyk, wiceprzewodniczący Wydziału Nauk Me­dycznych PAN; były wiceprzewodniczący Międzynarodowego Komitetu Bioetycznego UNESCO.

Sebastian Duda, religioznawca, teolog, filozof, redaktor „Przeglądu Powszechnego” i portalu internetowego DEON.pl, członek Centrum Kultury i Dialogu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy zapłodnienie in vitro to droga do szczęścia?
Komentarze (35)
L
leszek
30 grudnia 2009, 19:55
leszek "Ale przede wszystkim, jest coś takiego jak społeczność lokalna oraz szkoła dla danej społeczności. Jak dana społeczność uzna (i przegłosuje) że w ich szkole nie będzie żadnych symboli religijnych albo że będzie tylko np. półksiężyc, to jak się to komu nie podoba niech wybierze inną szkołę. Jak katolicy chcą/muszą mieć w klasie krzyż to niech się zorganizują i niech założą sobie własną szkołę i jak się komu nie będzie podobał krzyż to niech sobie idzie do innej szkoły." jadwiga Dzieci w podstawówce posyłane sa do najblizszej szkoły. Ze wzgledu na to aby mogły same bezpiecznie do niej dojsc.Wiec pojscie do innej szkoły gdzie jest daleko  lub  np mała miejscowosc gdzie jest tylko jedna podstawówka jest nierealne. Przecież napisałem wyraźnie, że: jak dana społeczność lokalna uzna i przegłosuje Żadna podstawówka nie jest na księżycu ale funkcjonuje w społeczności lokalnej, i to ta społeczność lokalna powinna decydować, a nie jakieś pojedyncze osoby! Każdy musi sam zdecydować co mu bardziej nie odpowiada: czy szkoła położona blisko czy szkoła mająca/nie-mająca ukochanych/znienawidzonych symboli religijnych. To nie może być tak że pojawi się jakiś ateista żądający pozdejmowania krzyzy w szkole katolickiej bo do szkoły bez krzyży jest mu za daleko... Ale nie może też być tak że pojawi się jakiś katolik i zażąda powieszenia krzyży w szkole dla ateistów bo mu z kolei daleko do szkoły katolickiej. Prawde mówiac zupełnie nie zrozumiałam Twoich wywodów dotyczacych potworniaka. Ja z kolei lekarzem nie jestem i temat tez znam ogólnikowo. Nie da się mówić o czymś o czym się nie ma pojęcia bo się zna ogólnikowo. Tak jak jest różnica pomiędzy duchem puszczy a widmen bohru, podobnie jest różnica pomiedzy zarodkiem, potworniakiem i rakiem. A więc jeszcze raz... Mówiąc w skrócie chodzi o to, że jak zapłodniona komórka zaczyna się rozwijać to przy prawidłowym rozwoju rozwija się w zarodek, embrion i płód, a przy nieprawidłowym w potworniaka. Potworniak to nie "zarodek-potworek". Ani zarodek ani embrion nie przemieniają się w potworniaka. Potworniak to coś co rozwinęło się ZAMIAST zarodka/embrionu. A potworniak to nie zawsze rak. W potworniaku może ale nie musi rozwinąć się rak. Sadze takze ze w chwili obecnej stwierdzenie czy to płód z rakiem czy juz sam rak - na obecnym etapie badan jest to nie za bardzo mozliwe. Czy uważasz że w przyszłości, przy odpowiednim postępie medycyny da się powiedzieć czy to mężczyzna/kobieta z rakiem czy już tylko sam rak a więc można będzie zaprzestać leczenia i zabić go?!? Wg mnie to bzdura, a Tobie się coś takiego marzy... Jezeli juz tak dyskutujemy o rakach nalezałoby tez zastanowic sie czy matka - chora na raka powinna zaprzestac leczenia i urodzic dziecko. Tak jak opisywana Agata Mróz. Wg ostatnich badan komórki rakowe przenikają przez łozysko i wnikają do płodu. Dzieci urodzone przez  - takie dla nas heroiczne matki - niestety zapadaja na identycznego raka jak ich matki.  Czy moralne jest wiec zaprzestanie przez matkę leczenia i taki "prezent" dla dziecka w postaci raka? Nie bardzo wiem co masz na myśli mówiąc, że dzieci urodzone przez takie matki zapadały na identycznego raka jak ich matki. Ale pierwsze słyszę coś takiego. Obawiam się jednak że znowuż mieszasz pojęcia :-( Jaki prezent?!? Uważasz że gdyby ich matki leczyły się to ich dzieci nie zapadłyby na raka?!? A co ma jedno do drugiego?!? Chyba tylko tyle, że nie miałyby szans dostać raka bo kuracja matki by je uśmierciła :-( Ale jeżeli chodzi o samą kurację antyrakową ciężarnych, to popatrz sobie w ulotki od jakichś zwyczajnych leków. Zobaczysz w większości z nich pozycję: stosowanie w ciąży. A w nich zalecenie, że lekarz powinien rozważyć czy przeważają korzysci czy zagrożenia. I podobnie jest z wszelkimi kuracjami! Kobieta i noszony przez nią płód są dwiema RÓWNOPRAWNYMI istotami ludzkimi! A więc przy wszelkich działaniach należy brać pod uwagę obie te osoby! I OBIE powinny być leczone i ratowane! Pytasz z podtekstem czy wolno uśmiercić nienarodzone dziecko jeśli mialoby zakażać matkę... a czy nigdy nie przyszedł Ci do głowy problem odwrotny?!? Czy wolno uśmiercić matkę jeśli miałaby zakażać nienarodzone dziecko?!?
Jadwiga
30 grudnia 2009, 17:06
leszek "Ale przede wszystkim, jest coś takiego jak społeczność lokalna oraz szkoła dla danej społeczności. Jak dana społeczność uzna (i przegłosuje) że w ich szkole nie będzie żadnych symboli religijnych albo że będzie tylko np. półksiężyc, to jak się to komu nie podoba niech wybierze inną szkołę. Jak katolicy chcą/muszą mieć w klasie krzyż to niech się zorganizują i niech założą sobie własną szkołę i jak się komu nie będzie podobał krzyż to niech sobie idzie do innej szkoły." Dzieci w podstawówce posyłane sa do najblizszej szkoły. Ze wzgledu na to aby mogły same bezpiecznie do niej dojsc.Wiec pojscie do innej szkoły gdzie jest daleko  lub  np mała miejscowosc gdzie jest tylko jedna podstawówka jest nierealne. anonim Prawde mówiac zupełnie nie zrozumiałam Twoich wywodów dotyczacych potworniaka. Ja z kolei lekarzem nie jestem i temat tez znam ogólnikowo. Niestety płodu z rakiem który rosnie i sie rozsiewa nie umiemy jeszcze skutecznie leczyc zatem jest usuwany. Moze za xx lat bedzie to uleczalne. I takie dziecko jako zdrowe sie urodzi. Równiez moze za xxlat ciaza pozamaciczna bedzie mogła byc przeniesiona tam gdzie byc powinna zamiast usuwana. Jak narazie to tylko marzenia. Sadze takze ze w chwili obecnej stwierdzenie czy to płód z rakiem czy juz sam rak - na obecnym etapie badan jest to nie za bardzo mozliwe. Jezeli juz tak dyskutujemy o rakach nalezałoby tez zastanowic sie czy matka - chora na raka powinna zaprzestac leczenia i urodzic dziecko. Tak jak opisywana Agata Mróz. Wg ostatnich badan komórki rakowe przenikają przez łozysko i wnikają do płodu. Dzieci urodzone przez  - takie dla nas heroiczne matki - niestety zapadaja na identycznego raka jak ich matki.  Czy moralne jest wiec zaprzestanie przez matkę leczenia i taki "prezent" dla dziecka w postaci raka?
L
leszek
15 grudnia 2009, 14:52
leszku piszesz Rozumiem że prawo świeckie nie powinno nakazywać np. wieszania krzyży w szkołach, ale aby było neutralne nie może również zakazywać ich wieszania. A niektórzy neutralność rozumieliby właśnie jako zakaz wieszania. To prawda. Ale weź pod uwagę, ze symboli religijnych różnych wyznań jest mnóstwo. Zatem cała klasa mogłaby być obwieszona rozmaitymi krzyżami.Wtedy toczyła by się awantura, który krzyz jest na centralnym miejscu a który na mniej wyeksponowanym, który większy a który mniejszy. Wiec może lepiej by było aby jednak tych krzyży w miejscach publicznych nie było. Nie może być przeciez aby z symboli i zachowan religijnych robiono sobie przysłowiowa "szopkę" jak było w sejmie parę lat temu z modlitwą o deczsz - podaję link http://www.youtube.com/watch?v=fCBt21orGnE Tak, nie można z symboli czy zachowań rligijnych robić sobie przysłowiowej szopki. Ale... dla mnie wcale nie wynika z tego że symboli religujnych typu krzyż ma nie być w miejscach publicznych. Równie dobrze jakiś ateista mógłby zażądać usunięcia krzyży z cmentarzy jako obrażających jego poglądy i uczucia, krzycząc jednocześnie że jest dyskryminowany i gnębiony za przekonania gdyby mu odmówiono pochówku na cmentarzu katolickim... A z tą całą klasą obwieszoną krzyżami to nie należy demonizować! Ileż to w Polscie jest religii czy wyznań? Jak duża różnorodność wyznaniowa może być w jednej szkole?!? Całe chrześcijaństwo to tylko dwa krzyże (tylko prawosławie inny krzyż niż katolicki), judaizm to jedna gwiazda, islam to półksiężyc, no jeszcze buddyzm (powiedzmy że uznamy to roboczo za religię) chyba co najwyżej posążek buddy. Co jeszcze dodasz? A czy oni wszyscy będą w jednej szkole i klasie?!? Rozmiary symboli można zrobić jednakowe, np. wszystkie dające się wpisać w taki sam okrąg czy prostokąt, a miejsca cyklicznie zmieniać. Ale przede wszystkim, jest coś takiego jak społeczność lokalna oraz szkoła dla danej społeczności. Jak dana społeczność uzna (i przegłosuje) że w ich szkole nie będzie żadnych symboli religijnych albo że będzie tylko np. półksiężyc, to jak się to komu nie podoba niech wybierze inną szkołę. Jak katolicy chcą/muszą mieć w klasie krzyż to niech się zorganizują i niech założą sobie własną szkołę i jak się komu nie będzie podobał krzyż to niech sobie idzie do innej szkoły. Ale nie może być tak, że jak muzułmanin zapragnie chodzić do katolickiej szkoły to ma prawo żądać aby usunięto krzyż z katolickiej szkoły bo to obraża jego uczucia! Albo że jak katolik zapragnie chodzić do szkoły w której nie ma krzyży to będzie żądał aby krzyże powieszono wbrew woli reszty bo on nie może żyć bez krzyża.
J
Jadwiga
15 grudnia 2009, 11:13
leszku piszesz Rozumiem że prawo świeckie nie powinno nakazywać np. wieszania krzyży w szkołach, ale aby było neutralne nie może również zakazywać ich wieszania. A niektórzy neutralność rozumieliby właśnie jako zakaz wieszania. To prawda. Ale weź pod uwagę, ze symboli religijnych różnych wyznań jest mnóstwo. Zatem cała klasa mogłaby być obwieszona rozmaitymi krzyżami.Wtedy toczyła by się awantura, który krzyz jest na centralnym miejscu a który na mniej wyeksponowanym, który większy a który mniejszy. Wiec może lepiej by było aby jednak tych krzyży w miejscach publicznych nie było. Nie może być przeciez aby z symboli i zachowan religijnych robiono sobie przysłowiowa "szopkę" jak było w sejmie parę lat temu z modlitwą o deczsz - podaję link http://www.youtube.com/watch?v=fCBt21orGnE
L
leszek
15 grudnia 2009, 08:02
Tak mi się wydawało że różnice wynikają z pewnych nieporozumień. Rzeczywiście świeckie prawo maksymalnie neutralne religijnie, a problemem samych kościołów winno być to czy wyznawcy przestrzegają praw religijnych. Tyle że Ty jako niedopuszczalne widzisz nie-neutralności poprzez wykorzystanie świeckiego prawa jako narzędzia wymuszającego pożądane zachowania religijne, a ja, choć zgadzam się w tym z Tobą, to jednak wskazuję jako czasem możliwą nie-neutralność konieczność wymuszenia nie występowania pewnych zachowań pożądanych przez dane religie. A więc akcentuję że czasem całkowita neutralność świeckiego prawa może być niemożliwa i wręcz niedopuszczalna, i to niekoniecznie dlatego, że jakiś kościół chciałby świeckie prawo wykorzystać jako swoje narzędzie, ale dlatego że religia poważnie traktowana przez wyznawcę silnie rzutuje na jego życie codzienne, i może być tak że wymogi religijne są sprzeczne z prawem świeckim. Stąd widziałbym też problem w rozumieniu i realizacji całkowitego rozdziału państwa od jakiegokolwiek kościoła. Rozumiem że prawo świeckie nie powinno nakazywać np. wieszania krzyży w szkołach, ale aby było neutralne nie może również zakazywać ich wieszania. A niektórzy neutralność rozumieliby właśnie jako zakaz wieszania.
L
leszek
15 grudnia 2009, 07:30
Dzięki Ana za podanie źródeł. Masz rację, każdy ma prawo do informacji o zagrożeniach i powinien je znać. Na masowość efektów co prawda nie liczę, ale rzeczywiście, dla części społeczeństwa tego typu informacje mogłyby w istotny sposób wpłynąć na podjęcie decyzji (negatywnej). Ale tak czy inaczej, wszyscy podejmowaliby decyzję w pełni świadomie!
J
Jadwiga
15 grudnia 2009, 07:14
leszku całkowicie sie z Toba zgadzam. Sadze, ze te wszystkie nasze nieporozumienia wynikneły stad, ze internet jednak to nie osobista rozmowa, pisze sie skrótowo i dlatego mozna zle się zrozumiec. Wniosek jest wiec jeden, całkowity rozdział panstwa od jakiegokolwiek koscioła, prawo swieckie neutralne a juz same koscioły powinny miec taki autorytet aby ich wyznawcy prawa religijne przestrzegali. A jak nie mają to znaczy ze dany koscioł autorytetu nie ma i ten problem trzeba rozwiazac, a nie zmieniac prawo. Pozdrawiam:)
A
Ana
15 grudnia 2009, 00:06
Dot. wad genetycznych występujących u dzieci urodzonych metodą in vitro. Jadwigo, Leszku, w odpowiedzi na waszą prośbę podaję kilka "pierwszych z brzegu" źródeł traktujących o powyższej problematyce: 1. artykuł pt. "Dlaczego nie in vitro?" - Bioetyka katolicka , Nr z 13.12.2009; 2. artykuł pt. "Te dzieci urodzą się chore"  - Niedziela, Nr 40, 4.10.2009; 3. artykuł pt. "Czerwone światło dla in vitro" - Gość Niedzielny, Nr 38, 20.09.2009; 4. artykuł pt. "Porozmawiajmy o in vitro" - Niedziela, Nr 38, 20.09.2009. Nadmieniam, iż szczególnie artykuł wymieniony w poz. 1 zawiera wiele odesłań do wyników światowych badadań, potwierdzających o wiele częstsze niż przeciętnie występowanie szeregu wad wrodzonych u dzieci powołanych do życia metodą in vitro.  Na marginesie, jestem przekonana, iż tak samo jak każdy z nas ma prawo wiedzieć co to jest żywność GMO i czy chce ją spożywać, to tym bardziej ma prawo do informacji o zagrożeniach dla zdrowia i życia dziecka poczętego in vitro. Człowiek ma wolną wolę, ale nie powinno się nią manipulować przez odcięcie go od podstawowych danych do podjęcia suwerennej decyzji. Ponownie podkreślam, że o ile dla katolika i tak tego typu metody rozrodu są niedopuszczalne, o tyle dla części społeczeństwa te informacje mogłyby być przesądzającymi o niekorzystaniu z in vitro.        
L
leszek
14 grudnia 2009, 22:04
leszku Podajac przykład z Ksiegi Wyjścia, chodziło mi jedynie o to, że kara za smierc dziecka nieurodzonego jeszcze, - w stosunku do kary za jakakolwiek szkode wyłacznie i  tylko na zdrowiu matki jest niewspółmiernie niska, jakby to zycie miało znikoma wartosć w stosunku do zycia matki. To wszystko.Kara grzywny w stosunku do "oko za oko" jest praktycznie - zadna.Byc moze błedem moim było napisanie "zadna szkoda" a nie "znacznie mniejsze zło wg przewidywanej kary". Tak, takie Twoje pierwotne napisanie było błędem, ale już to wyjaśniliśmy. Ale pozostaje jeszcze jedno: to z Twojego/naszego DZISIEJSZEGO punktu widzenia kara grzywny była praktycznie żadną karą. W tamtych czasach i w tamtych realiach miała zupełnie inną wymowę! Po drugie.Piszesz ze Biblia pokazuje jak Bog prowadzi konsekwentnie człowieka podnoszac mu wymagania. Ale równoczesnie na najwyzszy poziom człowieka - powołujesz sie na dokumenty KK. Ale te dokumenty - to jednak...nie Biblia..... Przede wszystkim wysnułaś fałszywy wniosek. W dyskusji nie powoływałem się ani na żadne dokumenty KK ani na Biblię. Zobacz z jakim uzasadnieniem podałem dokument KK - aby można było zapoznać się ze stanowiskiem KK, a nie jako jakieś powołanie się. Co do powoływania się na Biblię, to Ty się na nią powołałaś anie ja. Ja tylko przytoczyłem cytaty z różnych wydań Biblii aby pokazać Ci Twoje błędne odczytanie cytatu ze starszego (I, II, III lub IV) wydania tysiąclatki. A co do przeciwstawiania dokumentów KK i Biblii, to rzeczywiście dokumenty KK to nie Biblia. Zupełnie tak samo jak np. encyklopedia to nie słownik. Tyle że nie mam do Biblii jakiegoś bałwochwalczego stosunku jakby spadła z nieba w postaci gotowca. Nic nie mam do Zydów, ani muzułmanów ani do osób innych wyznan. Wiem jednak jedno, ze prawo swieckie nie jest w stanie dostosowac sie do praw wszelkich religii. Musi byc neutralne. Nie wiem czemu to piszesz... Czy ja nawoływałem do nieneutralnego religijnie prawa świeckiego? Do czegoś w rodzaju szariatu?!? Oczywiście że prawo świeckie powinno być neutralne religijnie. Ale podałem Ci poprzednio przykład i zignorowałaś go... Czy w takim razie mają być różne wersje prawa świeckiego dla różnych wyznań?!? Skoro prawo muzułmańskie domaga się kamienowania dziewcząt wychodzących samotnie do miasta lub nie noszących chust, albo o zgrozo spotykających się z chłopakiem bez obecności ojca lub brata to aby prawo świeckie było neutralne religijnie powinno zezwolić na to kamienowanie? A jak Mojżesz nakazał w Prawie kamienować cudzołożnice to też świeckie prawo neutralne religijnie ma na to zezwalać?!? Ale czy w/w prawo świeckie ma zezwalać tylko muzułmanom na kamienowanie dziewczyn i tylko żydom na kamienowanie cudzołożnic, czy jednak wszystkim ma zezwalać, nawet ateistom?!? Przecież jak świeckie prawo będzie zabraniać w/w to nie będzie neutralne religijnie!!! Jezeli prawo swieckie na cos zezwala, co jest sprzeczne z dana religią to wcale nie oznacza, ze wszyscy gremialnie sie rzuca i beda to czynic bo prawo swieckie ich nie ukarze. Przeciez jest jeszcze religia nieprawdaz? Czy pierwsi chrzescijanie walczyli o zmiane prawa wtedy obowiazujacego aby było zgodne z ich religią? Nie przypominam sobie. Za to bezwzglednie przestrzegali nakazów religii nie dbajac o to ze prawo mówi inaczej. Oczywiście że jak prawo świeckie na coś zezwala to nie oznacza to że wszyscy zaraz gremialnie rzucą się to robić. Ale jednak, jeżeli prawo na coś zezwala to znaczy że nie widzi w tym nic złego - dozwolone jest wszystko co nie zabronione. W dodatku, milcząco założyłaś że prawo zakazuje czegoś czego również zakazuje religia. I zupełnie nie wzięłaś pod uwagę tego że prawo może zakazywać czegoś co nakazuje religia! A prawo pełni nie tylko funkcję represyjo-odstraszającą ale również informacyjno-formacyjną - ktoś może nie wiedzieć że to coś złego, ale skoro prawo tego zabrania to się nad tym zastanowi i się dowie. Tak, pierwsi chrześcijanie bezwzględnie przestrzegali (ale jednak też nie wszyscy...) nakazów religijnych nie dbając o odmienne nakazy prawa. Ale zauważ że z tego co napisałaś wynika iż prawo świeckie jednak nie było neutralne religijnie... Konczac - biedna jest religia, wiara i biedny jest koscioł jakiegokolwiek wyznania, który musi walczyc o ustanowienie kar swieckich i calego prawa panstwowego , aby prawa wynikajace z danej  religii były przestrzegane przez jej wyznawców. I tu się z Tobą w zupełności zgadzam! Biedna taka wiara, religia, kościół... Jak już pisałem powyżej, prawa wynikające z danej religii nie mogą być egzekwowane od wyznawców poprzez prawa świeckie. Mało tego! Czasem prawa świeckie muszą wręcz bronić wyznawców przez wymogami prawa religijnego - naprawdę chcesz twierdzić, że niedopuszczalne byłoby prawo świeckie grożące represjami za praktyki religijne polegające na wycinaniu łechtaczki i zaszywaniu sromu dziewczynkom w niektórych regionach Afryki?!? Ale... zauważ że niekiedy OBIEKTYWNE prawo naturalne przez oponentów bywa klasyfikowane jako religijne aby w ten sposób je zdyskredytować i zwalczać... jak już chyba ustaliliśmy, to że np. procedury in vitro wiążą się z zabijaniem nie jest żadną prawdą religijną i zakaz in vitro nie ma żadnych motywacji religijnych!
J
Jadwiga
14 grudnia 2009, 18:40
leszku Podajac przykład z Ksiegi Wyjścia, chodziło mi jedynie o to, że kara za smierc dziecka nieurodzonego jeszcze, - w stosunku do kary za jakakolwiek szkode wyłacznie i  tylko na zdrowiu matki jest niewspółmiernie niska, jakby to zycie miało znikoma wartosć w stosunku do zycia matki. To wszystko.Kara grzywny w stosunku do "oko za oko" jest praktycznie - zadna.Byc moze błedem moim było napisanie "zadna szkoda" a nie "znacznie mniejsze zło wg przewidywanej kary". Po drugie.Piszesz ze Biblia pokazuje jak Bog prowadzi konsekwentnie człowieka podnoszac mu wymagania. Ale równoczesnie na najwyzszy poziom człowieka - powołujesz sie na dokumenty KK. Ale te dokumenty - to jednak...nie Biblia..... Po trzecie. Nic nie mam do Zydów, ani muzułmanów ani do osób innych wyznan. Wiem jednak jedno, ze prawo swieckie nie jest w stanie dostosowac sie do praw wszelkich religii. Musi byc neutralne. Jezeli prawo swieckie na cos zezwala, co jest sprzeczne z dana religią to wcale nie oznacza, ze wszyscy gremialnie sie rzuca i beda to czynic bo prawo swieckie ich nie ukarze. Przeciez jest jeszcze religia nieprawdaz? Czy pierwsi chrzescijanie walczyli o zmiane prawa wtedy obowiazujacego aby było zgodne z ich religią? Nie przypominam sobie. Za to bezwzglednie przestrzegali nakazów religii nie dbajac o to ze prawo mówi inaczej. Konczac - biedna jest religia, wiara i biedny jest koscioł jakiegokolwiek wyznania, który musi walczyc o ustanowienie kar swieckich i calego prawa panstwowego , aby prawa wynikajace z danej  religii były przestrzegane przez jej wyznawców. Chce sie powiedziec "mniej kija, wiecej marchewki"
L
leszek
14 grudnia 2009, 15:12
Jadwigo, nie bardzo Ciebie rozumiem... Wpierw stwierdziłaś odwołując się do cytatów z tysiąclatki, że nadane przez samego Boga prawo Mojżeszowe ma poronienie, a więc śmierć dziecka poczętego w zasadzie za nic bo wg słów Biblii "żadna szkoda". Odpowiedziałem więc, że niewłaściwie zrozumiałaś słowa Biblii bo w tysiąclatce zostały one niezbyt fortunnie przetłumaczone, i podałem Ci przykłady tłumaczeń znacznie lepiej oddających sens. Bo nieprawdą jest że ma za nic bo to żadna szkoda. Podałem tyle tłumaczeń abyś widziała, że to nie jakiś pojedynczy wariant czy też współczesna nowość. To Ty teraz dla odmiany masz pretensje, że to kara nie współmierna do kar choćby za krzywdy wyrządzone matce. No to zdecyduj się o co masz pretensje, bo znowuż podasz kolejne zarzuty... Może od razu powiedz, że np. nie podoba Ci się dekalog, gdyż nie może on pochodzić od Boga, skoro w jednym z przykazań (Wj 20,17) stwierdza że: Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. Więc nie dość że zrównuje żonę z niewolnikiem/niewolnicą, to jeszcze z wołem/osłem i innymi rzeczami. Masz jakieś dziwne dla mnie podejście, bo ja nie widzę Boga jako postać zmieniającą swoje prawa, i to jeszcze całkowicie zmieniającą. Mam świadomość tego, że zapisy prawa Mojżeszowego nie spełniają współczesnych standardów, ale należy brać pod uwagę to iż te wymagania są wyższe niż wówczas powszechnie obowiązujące. W moim odbiorze, Biblia pokazuje jak Bóg z konsekwentną pedagogią prowadzi człowieka stopniowo podnosząc mu wymagania. A czy wg Ciebie w dekalogu powinna być wpisana treść konwencji o prawach dziecka i o równości płci oraz zapisy zakazujące mobbingu, molestowania i przymusu pracy w niedzielę i święta? Dziwi mnie też Twoja troska o współczesnych Żydów. Nie sądzę aby oni mieli z prawem Mojżeszowym takie problemy jak Ty. Twierdzisz że jeśli prawo świeckie stanowi za poronienie brzemiennej inne kary niż grzywna to jest to brak tolerancji będący źródłem nienawiści? Twierdzisz że należy mieć to na uwadze? A w jaki sposób? Przewidując w kodeksie karnym za niektóre przestępstwa inne kary (lub wręcz brak kar) dla Żydów? No to może jeszcze dla muzułmanów mieszkających w Europie należy przewidzieć możliwość kamienowania dziewcząt nie noszących chust?!?
J
Jadwiga
14 grudnia 2009, 12:35
leszku wybacz ale zupełnie nie rozumiem. Wszystkie cytaty jakie podajesz sa w swojej wymowie IDENTYCZNE tylko innymi słowami. Poronienie to poronienie - to koniec ciąży i śmierc embrionu, ( w późniejszej ciaży nazywa się to przedwczesny poród) Nie ma poronienia bez szkody dla dziecka. Nie istnieje poronienie z zachowaną ciążą.Tutaj chodzi wyłacznie o jakaś szkodę wyrzadzoną jedynie matce. Tak, -  winny podlega karze. Ale zwróć uwage jaka róznica jest  pomiedzy  karą  za smierc dziecka - jakas tylko grzywna - a jaka kara, która obowiązuje wobec matki ( oko za oko ząb za zab) Wiec jest diametralna różnica pomiędzy traktowaniem kobiety a dziecka w łonie, ba w tamtym prawodastwie nawet zwierze było wyzej cenione nic poronione dziecko. Owszem , wiem dla kogo prawo było nadane. Ale w społecznosci ludzkiej Zydzi istnieją.Dla nich jest to nadal prawo Boże. Zatem ustanawiajac prawo świeckie - biorac pod wzgledem ogólna tolerancję , aby zyc bez nienawisci spowodowanej brakiem tolerancji - należy to tez miec na uwadze. I po drugie - nie możemy widziec Boga, który kiedyś takie prawo nadał - a potem je całkowicie zmienił - to nie postac która zmienia ustanawiane prawa w zaleznosci od czasu czy innych okoliczności. To tylko rzady swieckie tak postepuja.:) no ale bez polityki:)
L
leszek
14 grudnia 2009, 09:20
leszku nie kaz nam zapoznawac sie z dokumentem zawierającym Nauke KK, bo w odpowiedzi mogę napisac ( może cynicznie), aby zapoznać się z nauką Biblii konkretnie ST Ksiega Wyjscia (21, 22) gdzie prawo ( wg Mojzesza nadane przez samego Boga) ma poronienie, a więc smierc dziecka poczętego w zasadzie za nic jest wg słów Biblii "zadna szkoda". Owszem, mozesz mi odpisac ze nas ST nie dotyczy ( czyzby Bóg odwołał to co przekazał Mojzeszowi?), ale wez pod uwage, ze istnieja wyznania opierajace sie na Starym Testamencie i jest to dla nich do tej pory Prawo Boze. Mam nadzieje ze sie nie gniewasz? Jadwigo, oczywiście że się nie gniewam. Ale chyba mnie źle zrozumiałaś. Skoro toczymy dyskusję dot. in vitro, i jest do dyskusja w kontekście również religijnym (a przynajmniej niektórzy deklarują się jako katolicy), to uznałem, że jak najbardziej wskazane będzie zapoznać się ze stanowiskiem KK. Oczywiscie kto nie chce to nie musi się z nim zapoznawać. A co do wypowiedzi Biblii w Wj 21,22. Dobrze że zapytałaś, przynajmniej sprawa się wyjaśni. Ale nie masz racji... Rzecz w tym, że posłużyłaś się cytatem z Biblii Tysiąclecia (BT) w którym oryginał przetłumaczono na: Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek szkody, to winny zostanie ukarany grzywną, jaką na nich nałoży mąż tej kobiety, i wypłaci ją za pośrednictwem sędziów polubownych.  więc nie dziwię Ci się, że tak wywnioskowałaś. Ale choć BT to u nas najpopularniejszy przekład to był dotychczas najgorszym ze współczesnych polskich przekładów katolickich. A posłużyłaś się starszym wydaniem, bo nawet BT w ostatnim wydaniu (wyd. V) ma już inaczej: Jeśliby mężczyźni w czasie bójki uderzyli kobietę brzemienną powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek innej szkody, to [winny] zostanie ukarany grzywną, jaką <na nich> nałoży mąż tej kobiety, i wypłaci ją za pośrednictwem sędziów polubownych. A więc, jak widzisz, sens zupełnie inny. Sięgnijmy więc jeszcze do innych przekładów. Biblia Poznańska (BP) ma przetłumaczone jako: Jeśli mężczyźni pokłócą się i potrącą kobietę brzemienną, tak że poroni - a nie wyniknie stąd inna szkoda - [winny] musi wypłacić karę pieniężną,jaką mu wyznaczy mąż tej kobiety. I to jest jak widzisz znowuż zupełnie inny sens. A więc Biblia wcale nie mówi, że śmierć dziecka poczętego to żadna szkoda! Mówi wręcz, że podlega karze. Tyle że BT w starszych wydaniach ma niefortunny przekład. Biblia Warszawsko-Praska bpa Romaniuka też ma: Jeśli ludzie poróżnią się między sobą i dojdzie przy tym do obrażeń ciała niewiasty brzemiennej, która wskutek tego poroni, to sprawca obrażeń powinien — jeśli nie przydarzy się nic poza tym — zapłacić tylko karę, jaką nałoży na niego mąż kobiety brzemiennej i jaką należy zapłacić zgodnie z wyrokiem sędziów. I nie są to bynajmnież żadne współczesne wymysły. Bibila Gdańska z 1881 r miała: Jeźliby się też powadziwszy mężowie, uderzył który z nich niewiastę brzemienną, tak żeby z niej płód wyszedł, jednakby nie zaszła śmierć koniecznie karanie odniesie, jakie włoży nań mąż onejże niewiasty, a da wedle uznania sędziów. W przekładzie J.Wujka było: Jeśliby się powadzili mężowie, a uderzyłby który niewiastę brzemienną, tak żeby poroniła, ale sama żywa została, podlegnie karze pieniężnej,jakiej mąż niewiasty zażąda i osądzą najemcy. Myślę że starczy tych przykładów przekładów. I mam nadzieję, że przekonałem Ciebie co do właściwego sensu Wj 21,22? I jeszcze jedno, co do aktualności Prawa Mojżeszowego. Oczywiście że nie zostało odwołane i jest aktualne. Ale należy mieć świadomość tego komu ono zostało nadane. Bo obowiązujące jest ono dla tych dla których zostało nadane, a więc dla Żydów. Ale nie jest ono obowiązujące dla nie-Żydów którzy weszli do Kościoła. Problem ten rozstrzygnięty został już u samego początku Kościoła, na tzw. pierwszym soborze, na tzw. soborze Jerozolimskim. Opisane jest to w Dz 15
J
Jadwiga
14 grudnia 2009, 08:11
leszku nie kaz nam zapoznawac sie z dokumentem zawierającym Nauke KK, bo w odpowiedzi mogę napisac ( może cynicznie), aby zapoznać się z nauką Biblii konkretnie ST Ksiega Wyjscia (21, 22) gdzie prawo ( wg Mojzesza nadane przez samego Boga) ma poronienie, a więc smierc dziecka poczętego w zasadzie za nic jest wg słów Biblii "zadna szkoda". Owszem, mozesz mi odpisac ze nas ST nie dotyczy ( czyzby Bóg odwołał to co przekazał Mojzeszowi?), ale wez pod uwage, ze istnieja wyznania opierajace sie na Starym Testamencie i jest to dla nich do tej pory Prawo Boze. Mam nadzieje ze sie nie gniewasz?
L
leszek
13 grudnia 2009, 13:27
Ana, ja również prosiłbym o jakieś źródła dot. wad genetycznych obciążających dzieci gdyż nie spotkałem się z czymś takim. A co do rzetelnych informacji w mediach, to przede wszystkim media nie kierują się rzetelnością a medialnością, więc nie to jest podawane co rzetelne choć nie medialne, lecz to co medialne. W dodatku, rzetelność to pojęcie względne. Jak media podadzą informację że dowiedziono licznymi badaniami iż z in vitro rodzą się dzieci z IQ=180 to wielu przeciwników in vitro stwierdzi zapewne że to zamówione i opłacone wyniki. I tak samo powiedzą zwolennicy in vitro gdy media podadzą, że dowiedziono licznymi badaniami że dzieci z in vitro są obciążone genetycznie. A tak poza tym, to nie bardzo wierzę w to że pary marzące o dziecku zmienią zdanie jak się dowiedzą czegoś negatywnego. Pary te są tak zdesperowane że nie dociera do nich racjonalna argumentacja. Do nich dociera tylko co zrobić aby zwiększyć szanse na dziecko, a nie że dziecko może być chore. A tak przy okazji, to uważam że warto sobie zadać trudn i zapoznać się z dokumentem zawierającym Naukę KK oraz wieloaspektowe stanowisko względem in vitro. Jest ono zawarte w instrukcji Dignitas Personae pod linkiem: http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_20081208_dignitas-personae_pl.html Bo KK jest nie aprobuje in vitro nie tylko ze względu na jej aktualne procedury!
L
leszek
13 grudnia 2009, 12:54
leszku Oczywiscie, że nie ma co tutaj "bawic sie w polityke" Ale niestety lecząc cokolwiek, nie można leczyc palca czy jednej ręki, jeżeli cos innego- w organizmie  jest chore powodujac chorobę tegoz palca czy tejże reki. To zadna droga do wyleczenia i może tylko pogorszyc stan chorego. Samo leczenie w ten sposób nic nie da. Przykre ale niestety prawdziwe. Zgadzam się oczywiście z Tobą, ale właśnie o to mi chodzi, tyle że zapewne trochę inaczej to rozumiem i ujmuję :-) Dla mnie, własnie domaganie się jakiejś instytucjonalnej naprawy stosunków społecznych jest właśnie leczeniem palca zamiast organizmu. A leczeniem całościowym jest dla mnie zabieganie o to co Biblia określa przemianą serca człowieka (metanoja). To konkretny człowiek - ja, Ty, ten co to czyta - ma się nawracać. Bo właśnie to nawracanie konkretnych ludzi owocuje uzdrawianiem relacji społecznych. Sama zmiana praw nic nie da, bo bez przemiany serc ludzie i tak będą robili to co robią - świetnie ujął to św.Paweł w Rz 7,7-25. To bardzo łatwo wykrzyczeć, że należy zmienić xxx i wtedy automatycznie będzie dobrze, że należy powołać kolejną komisję, zagłosować na kolejną partię, na kolejnych polityków bo"oni jeszcze nie byli" i napewno zrobią wszystkim dobrze - tak jakby ci nowi politycy byli wyhodowani w jakimś rezerwacie i nie byli obarczeni grzechem pierworodnymi jego konsekwencjami... Znacznie trudniej jest samemu na co dzień próbować walczyć ze swoimi słabościami... Oczywiście nie zamierzam tutaj nawoływać do bierności zamiast zabiegania o naprawę praw. Chciałem jedynie zwrócić uwagę na kolejność i rangę, bo sama zmiana praw nic nie daje, a mało tego, zabieganie o naprawę praw też może przerodzić zło. Nie wiem czy słyszałaś, ale w pewnym momencie głośno było np o akcji mordowania ginekologów-aborcjonistów w USA. I dane mi było poznać takich katolików zaangażowanych w ruchy antyaborcyjne którzy o tym MORDOWANIU ginekologów wypowiadali się wręcz z podziwem ! Przykłady mógłbym mnożyć, i to z naszego polskiego podwórka. Mógłbym ale nie chcę, bo uważam że nie należy tego forum przekształcać w jatki polityczne. Znacznie cenniejsza jest dla mnie jego wartość że tak powiem duchowa.
J
Jadwiga
13 grudnia 2009, 09:35
leszku Oczywiscie, że nie ma co tutaj "bawic sie w polityke" Ale niestety lecząc cokolwiek, nie można leczyc palca czy jednej ręki, jeżeli cos innego- w organizmie  jest chore powodujac chorobę tegoz palca czy tejże reki. To zadna droga do wyleczenia i może tylko pogorszyc stan chorego. Samo leczenie w ten sposób nic nie da. Przykre ale niestety prawdziwe. Ana Nie słyszałam o żadnych doniesieniach jakoby zapłodnienie in vitro niosło ze sobą wady genetyczne. Jezeli tak jest - proszę podaj źródło. Sadze, że duzo wiecej wad genetycznych sprowadza nam zmieniona genetycznie żywność, awarie elektrowni atomowych, chemia w artykułach spożywczych, zanieczyszczenie atmosfery. Przy tym akurat in vitro "to mały pikuś"
A
Ana
13 grudnia 2009, 00:47
Odbiegając od głównego tematu dyskusji, zastanawiam się dlaczego tak mało mówi się o dowiedzionych licznymi badaniami na świecie wadach genetycznych, występujących u dzieci powołanych do życia tą metodą.  Wydaje się, że gdyby przekaz tych informacji do środków masowego przekazu był rzetelny, wówczas wielu potencjalnych zainteresowanych in vitro zostałoby skutecznie zniechęconych. O ile bowiem dla katolika ta metoda i tak z moralnych powodów jest niedopuszczalna, to jednak dla części społeczeństwa informacja o tym, że narażają swoje przyszłe potomstwo na poważne schorzenia, mogłaby być przesądzająca o niekorzystaniu z niej. Ponadto, z moich obserwacjii wynika, iż in vitro jest przereklamowane, nie jest to przecież - o czym skwapliwie milczą jego fani - metoda leczenia niepłodności i dlatego wiele zawiedzionych par zaczyna interesować się naprotechnologią, która przynajmniej próbuje zdiagnozować powody niepłodności i je leczyć. Zgadzam się również z Panem Stanisławem O., który także dotknął problemu nieinformowania społeczeństwa przez lekarzy o tym, iż płodność też ma swój ściśle wyznaczony czas w życiu człowieka i nie można bezkarnie odwlekać decyzji o powiekszeniu rodziny. Wielu ludziom oszczędziłoby to frustracji i życiowych dramatów.     
L
leszek
12 grudnia 2009, 20:16
leszku, oczywiscie, ze sie zgadzam, że nie należy zabijac poczetego dziecka.Ale czy mozna go "zabijac w białych rekawiczkach" juz gdy sie urodzi i np zachoruje, a z przyczyn ekonomicznych rodziny czy tez panstwa np brak jest leków, miejsca w szpitalu itp.Dla mnie tez to jest zabijanie.Tyle...ze bardziej zakamuflowane. Ale zabijanie. Oj Jadwiga :-) Jak nie można zabijać to nie można, niezależnie czy w rękawiczkach czy bez. I doskonale o tym wiesz, tyle że zdaje się chcesz sprowokować kolejny wątek typu temat-rzeka :-) Mówienie że marne warunki ekonomiczne rodziny/państwa to zakamuflowane zabijanie to co prawda bardzo chwytliwe propagandowo ale nie mające nic wspólnego z prawdą. Nie ma nic za darmo i za wszystko trzeba jakoś płacić, jawnie lub nie jawnie. I nigdzie na świecie, nawet w bogatych krajach nie ma tak że wszyscy mają wszystko i to za darmo. Bo taka jest prawda, że ktoś musi za to zapłacić. Jak ktoś ma dostać za darmo (lub taniej) leki to wpierw ktoś inny musi za nie zapłacić! Jezeli tak bardzo walczymy o zycie tego dziecka w łonie matki, -  powinnismy równiez walczyc o jego zycie, gdy juz na swiat przyjdzie, a tego z jakichs dziwnych powodów sie nie robi, wszyscy milcza i nabrali wody w usta. Walczmy wiec o prawo do zycia wszystkich dzieci i tych poczetych i tych narodzonych, nie dzielmy je na lepsze i gorsze, na te co sa w łonie i maja prawo do zycia i opieki a te juz poza łonem tych praw...nie maja, albo maja bardzo ograniczone. Nie moze byc równych i równiejszych..... Znowuż hasła chwytliwe propagandowo ale już wchodzące w demagogię niestety... Nieprawdą jest że sie nie robi, wszyscy milczą i nabrali wody w usta... Nie wiem na podstawie czego twierdzisz, że ktoś dzieli dzieci na lepsze i gorsze, że te narodzone są równiejsze gdyż już nie mają takich praw jak te dzieci nie narodzone... Jadwigo, poruszasz cały szereg problemów które wcale nie są ani łatwe ani proste. Rozważając je weszlibyśmy w problematykę społeczno-polityczną i zaczęli się spierać jak organizować system polityczno-państwowy. A myślę że nie ma specjalnego sensu tego w tym wątku poruszać, jak ktoś ma takie potrzeby to ma wiele innych miejsc. Wręcz nie powinno się tu w to wchodzić, bo to do niczego dobrego nie prowadzi, spory polityczne prowadzą do zbyt głębokich podziałów. Myślę że nie powinniśmy narzekać na innych czy na cały system, że co to byśmy nie zrobili gdyby nie te złe otoczenie, ale powinniśmy robić to co możliwe w tych realiach w jakich żyjemy. Myślę też że wystarczy jak zamiast nawoływać do wypraw krzyżowych mających na celu naprawianie całego świata i ratowanie wszystkich dzieci świata, będziemy robić to co do nas należy, że wystarczy zająć się tymi dziećmi z którymi mamy w jakiś sposób do czynienia, tymi które są nam w jakiś sposób powierzone.
J
Jadwiga
12 grudnia 2009, 18:52
leszku, oczywiscie, ze sie zgadzam, że nie należy zabijac poczetego dziecka.Ale czy mozna go "zabijac w białych rekawiczkach" juz gdy sie urodzi i np zachoruje, a z przyczyn ekonomicznych rodziny czy tez panstwa np brak jest leków, miejsca w szpitalu itp.Dla mnie tez to jest zabijanie.Tyle...ze bardziej zakamuflowane. Ale zabijanie. Jezeli tak bardzo walczymy o zycie tego dziecka w łonie matki, -  powinnismy równiez walczyc o jego zycie, gdy juz na swiat przyjdzie, a tego z jakichs dziwnych powodów sie nie robi, wszyscy milcza i nabrali wody w usta. Walczmy wiec o prawo do zycia wszystkich dzieci i tych poczetych i tych narodzonych, nie dzielmy je na lepsze i gorsze, na te co sa w łonie i maja prawo do zycia i opieki a te juz poza łonem tych praw...nie maja, albo maja bardzo ograniczone. Nie moze byc równych i równiejszych.....
L
leszek
12 grudnia 2009, 16:04
leszku, zgadzam sie z Tobą. Tyle ze jest jeszcze mnóstwo spraw do wyjaśnienia. OK Tak się domyślam, że mamy zbieżne poglądy. I napewno jest jeszcze do wyjaśnienia całe mnóstwo różnych spraw związanych z tematem. Np istnieje cos takiego jak "potworniak".Oczywiscie moze to byc zwykły rak usytuowany gdziekolwiek, ale zdarza sie tez ze  embrion lub płód, przeistoczył sie w tkankę raka-potworniaka, która rozsiewa sie po organizmie matki. I teraz - cos takiego sie natychmiast usuwa. I pytanie - kiedy płód zaczyna byc potworniakiem do usuniecia? Kiedy ma 50 komórek rakowych czy 500? A moze 5000? Kiedy przestaje byc człowiekiem a zaczyna byc rakiem, bo rozsiewa sie chyba od poczatku? Dylemat. Albo zabijemy dziecko poczete ( które i tak dzieckiem nigdy nie bedzie) albo pozostawimy w macicy rozsiewajacego sie raka. I znów dylemat - od jakiego momentu przestaje byc dzieckiem, człowiekiem by go mozna usunac? To co prawda w tym przypadku mniej istotne, ale nie bardzo mi odpowiadają mylące sformułowania typu embrion/płód przeistoczył się w tkankę raka-potworniaka. Po prostu są różne etapy rozwoju zarodka i w pewnym momencie może okazać się, że rozwój poszedł w niewłaściwym kierunku, i wskutek niewłaściwego namnażania się powstał tzw potworniak a nie zarodek. A może nawet być i tak, że w potworniaku rozwinie się rak. Wolałbym jednak mówić, że do rozwoju embrionu/płodu nawet nie doszło bo powstała z zaplemnienia komórki jajowej zygota rozwinęła się w potworniaka, a nie w zarodek. Albo że w potworniaku rozwinął się rak. Trochę chyba zamieszałaś z tym potworniakiem-rakiem, bo nie każdy potworniak wiąże się z rakiem, a jeżeli tak, to jednak i tak jest to potworniak, a nie rak, tyle że potworniak mający raka. No i jeszcze ten płód rozsiewający raka... Razi mnie, i wręcz absolutnie jest dla mnie nie do przyjęcia stwierdzenie, że człowiek przestał być człowiekiem a zaczął być rakiem! Mam wątpliwości czy w ogóle doszło do rozwoju człowieka, bo może to tylko potworniak z rakiem. Ale jeżeli to jednak płód z rakiem, to ten człowiek nadal jest człowiekiem a nie rakiem! Człowiek chory na raka nie przestaje być człowiekiem nawet jak jego ciało wskutek przerzutów jest jednym wielkim rakiem! A wracając do meritum. Nie ma dla mnie nic dziwnego w tym, że potworniaki się usuwa. Coś takiego - jak napisałaś o potworniaku -  to nie zarodek/embrion, więc nic dziwnego, że się go usuwa. Ale usuwanie zabijanie embrionu czy płodu z rakiem to zupełnie inny, osobny problem. Ale nie chodzi w nim o to kiedy płód/dziecko przestaje być człowiekiem/dzieckiem, bo NIGDY nie przestaje być! Można jedynie pytać czy kiedykolwiek i ewentualnie kiedy dopuszczalne byłoby zabicie płodu/dziecka/człowieka... A taka sytuacja zachodzi np w przypadku ciąży pozamacicznej, gdyż takie dziecko nigdy nie będzie mogło dojść w rozwoju do etapu samodzielnego życia, a istnienie i rozwój tej ciąży stanowi bezdyskusyjne zagrożenie dla życia matki... Jednak w każdym innym przypadku, gdy urodzenie dziecka jest możliwe, w żaden sposób nie jest dopuszczalne zabicie tego dziecka. Nawet gdy spodziewamy się że ciąża czy poród może stanowić pewne zagrożenie dla życia matki, nie wolno prewencyjnie zabijać nienarodzonego dziecka.
SO
Stanislaw O.
12 grudnia 2009, 13:52
Dzieki za tak wspaniala ,rzeczowa dyskusje o "in vitro"Chcialbym zwrocic uwage na inny aspekt bezdzietnosci i trudnosci w psiadaniu dzieci.Trzeba chyba inaczej spojrzec na dzieci w rodzinie.Niestety dziecko nie moze byc rzecza ,ktora sobie zakupimy.A jakie sa przyczyny bezdzietnosci? Pominmy wazne,ale nie zalezne odnas czynniki anatomiczne czy fizjologiczne.Wiele kobiet usuwa ciaze nieraz w bardzo mlodym wieku,wiele odsuwa zajscie w ciaze na okres kiedy szansa na ciaze i macierzynstwo zmniejsza sie.Tu do glosu dochodza czynniki ekonomiczne -najpierw sukses,stabilizacja apozniej rodzina i dziecko.Dlaczego ginekolodzy nie staraja sie przerwac tego sposobu rozumowania przez informacje,zenajlepszy okres na zajscie w ciaze to wiek kobiety okolo 25 roku zycia.Po tym wieku zaczyna narastac ilosc starzejacych sie komorek w calym organizmie,a nie tylko narzadach rodnych kobiety czy mezczyzny.Ginekolodzy nie mowia o tym bo dzialali by na wlasna"szkode" zlote zyly moglyby nie dawac takich dochodow jak obecne aborcje ukryte w ogloszeniach pod roznymi nazwami czy wlasnie kliniki"leczace" metoda in vitro.Moj glos odbiega od innych uczestnikow doskonale polemiki ale chcialem zwrocic uwage na inny aspekt  tej bolesnej sprawy,niemoznosci posiadania wlasnego dziecka w sposob naturalny
J
Jadwiga
12 grudnia 2009, 13:26
leszku, zgadzam sie z Tobą. Tyle ze jest jeszcze mnóstwo spraw do wyjaśnienia. Np istnieje cos takiego jak "potworniak".Oczywiscie moze to byc zwykły rak usytuowany gdziekolwiek, ale zdarza sie tez ze  embrion lub płód, przeistoczył sie w tkankę raka-potworniaka, która rozsiewa sie po organizmie matki. I teraz - cos takiego sie natychmiast usuwa. I pytanie - kiedy płód zaczyna byc potworniakiem do usuniecia? Kiedy ma 50 komórek rakowych czy 500? A moze 5000? Kiedy przestaje byc człowiekiem a zaczyna byc rakiem, bo rozsiewa sie chyba od poczatku? Dylemat. Albo zabijemy dziecko poczete ( które i tak dzieckiem nigdy nie bedzie) albo pozostawimy w macicy rozsiewajacego sie raka. I znów dylemat - od jakiego momentu przestaje byc dzieckiem, człowiekiem by go mozna usunac?
L
leszek
12 grudnia 2009, 12:02
Oj Jadwigo, chyba trochę źle mnie zrozumiałaś, ale OK Problem DO KIEDY mamy do czynienia z człowiekiem to problem dotyczący np. osób leżących bezwładnie podpiętych do aparatury. I rzeczywiście należałoby go roważyć, ale w tamtych przypadkach, nie w naszym. Ale sądzę że można rzeczywiście rozważać je łącznie :-) Nie bardzo jednak widzę konieczność zastosowania jednakowych kryteriów. Przy pytaniu OD kiedy, mamy sytuację że wpierw człowieka nie ma, a potem jest, więc należałoby poszukiwać czegoś co świadczyłoby o tym że człowiek już jest (nie było a jest). A przy pytaniu DO kiedy, mamy sytuację że wpierw jest człowiek, żywy człowiek, a potem nie ma żywego człowieka, mówi się że jest martwy człowiek, więc należałoby poszukać czegoś świadczącego o tym że ten człowiek jest już martwy (przy czym zauważ, że człowiek jest, ale jest martwy - a nie że człowiek przestał być człowiekiem). Przy orzekaniu o śmierci człowieka jako kryterium przyjmuje się śmierć pnia mózgu, bo choć śmierć poszczególnych komórek mózgowych nie następuje jednocześnie, to śmierć pnia mózgu przesądza o śmierci mózgu i człowieka. W związku z tym, jako kryterium śmierci człowieka rzeczywiście można przyjąć płaskie EEG, choć śmierć biologiczna poszczególnych organów/komórek następuje później (stąd możliwość przeszczepów). Ale płaskie EEG jest podstawą do orzekania o śmierci, a nie o utracie człowieczeństwa! I człowiekiem jest się do samego końca! Aż do śmierci biologicznej wszystkich komórek całego ciała. A nawet po śmierci mamy do czynienia z człowiekiem, tyle że z martwym człowiekiem. Przy odpowiedzi na pytanie OD kiedy jest człowiek należałoby szukać co takiego i kiedy zachodzi, że \"to coś\" do pewnej chwili nie było człowiekiem a w pewnej chwili stało się człowiekiem i po tej chwili już jest człowiekiem... Nie spotkałem się nigdy z sytuacją aby ktoś kwestionował człowieczeństwo noworodka, a w związku z tym nasunęły mi się pewne pytania... Czy tuż przed narodzinami nie był to człowiek i dopiero poród spowodował przeistoczenie w człowieka? Jeżeli tuż przed porodem był to człowiek to czy był to człowiek również dobę wcześniej? Co takiego wydarzyło się w ciągu poprzedzającej doby że nie-człowiek stał się człowiekiem? A jeżeli dobę wcześniej był to człowiek to co takiego wydarzyło się sekundę, minutę, godzinę, dobę, miesiąc wczesniej że nie-człowiek stał się człowiekiem?!? I nikt nigdy nie był w stanie podać mi ANI JEDNEGO kryterium czy jakiegokolwiek innego przyczyny wg której w danej chwili czasowej poczęty wcześniej nie-człowiek miałby przemieniać się w człowieka. Wszyscy jednoznacznie stwierdzali, że NIE DA SIĘ powiedzieć od którego momentu mamy do czynienia z człowiekiem. I co ciekawe, choć nikt nigdy nie potrafił podać żadnej innej chwili niż zapłodnienie, to  jednak nie godzili się na uznanie zapłodnienia za tę właśnie chwilę, a jedynie coraz żarliwiej dowodzili że nie da się powiedzieć od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem, a w zapale dowodzenia że nie wiadomo czy to człowiek dochodzili do stwierdzenia że skoro nie wiadomo czy to człowiek to wolno zabijać... Reasumując... Poprzednio napisałem, że nie bez powodu zwolennicy in vitro migają się od pytania od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem i czy mogąś zaistnieć jakieś powody uzasadniające zabicie niewinnego, bezbronnego człowieka... A powyżej mamy odpowiedź dlaczego się migają... Migają się, bo twierdzą że zarodek czy embrion to nie człowiek, i że nie da się powiedzieć od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem. Migają się bo nie chcą przyznać/uznać że skoro nie ma dowodów że to człowiek, to nie ma też dowodów że to nie człowiek, a więc należałoby uznać że to jednak może być człowiek... I tak jak w naszym artykule p.Gowin przywołał argument Jacka Kuronia: myśliwemu nie wolno strzelić póki nie będzie miał pewności że to nie człowiek. Argumenty czy dowody że zarodek, embrion czy płód to człowiek są niepotrzebne, bo nie wolno ich uznać za nie-człowieka dopóki nie będzie dowodów że to nie człowiek.
J
Jadwiga
12 grudnia 2009, 08:40
leszku piszesz A wg mnie, odpowiedź kryje się ustaleniu od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem i czy mogą zaistnieć jakieś powody uzasadniające pozbawianie życia bezbronnego i niewinnego człowieka. Nie bez powodu zwolennicy in vitro migają się od tego problemu! Moze tez trzeba by zapytac DO kiedy mamy do czynienia z człowiekiem? Jezeli twierdzimy, ze od samiutkiego poczęcia to wtedy wypadałoby na tej podstawie stwierdzic ze jest sie człowiekiem DO samego konca. A nie DO WTEDY kiedy ustaje praca móagu i kiedy EEG jest płaskie i potem mozna juz pobierac narzady. Gdy jednak twierdzimy, gdy EEG jest płaskie, człowiek juz nie zyje i mozna pobierac narzady, bo go nie ma - to równoczesnie wypadałoby stwierdzic ze człowiek zaczyna sie równiez wtedy kiedy EEG nie jest jkuz płaskie i funkcjonuje zaczatek mózgu.A u zarodka tak nie jest.....Wiec wg tej teorii wszelkie działania na zarodkach sa dozwolone. Zatem powinnismy najpierw uscislic OD i DO kiedy jest człowiek i to wg równorzednych kryteriow, a dopiero potem zastanawiac sie od kiedy mozna "kombinowac" i z narzadami i z zarodkiem.Kryteria powinny byc jednakowe w obu przypadkach - nieprawdaz?
L
leszek
11 grudnia 2009, 22:28
Sądzę że treść artykułu bardzo dobrze oddaje istotę sporów... Z jednej strony są zwolennicy in vitro wołający, że in vitro daje wiele szczęścia parom nie mogącym mieć dzieci więc zakazywanie go jest nieludzkim okrucieństwem. I kompletnie się tu ignoruje związane z in vitro problem potencjalnego zabijania niczemu niewinnych istot ludzkich. Z drugiej strony są przeciwnicy in vitro w aktualnej postaci (z selekcją embrionów oraz z embrionami nadmiarowymi) stwierdzający że bardzo współczują tym którzy nie mogą mieć dzieci, ale rozwiązywanie problemów wynikłych z niepłodności nie może wiązać się z zabijaniem istot ludzkich, gdyż nieludzkim okrucieństwem jest uszczęśliwianie kogokolwiek poprzez dokonywanie selekcji kto ma żyć, kogo zamrozić, a kogo uśmiercić. I spór ten sprawia wrażenie sporu ze ślepym o kolorach. Z tym że jedni drugim wzajemnie wmawiają ślepotę. A wg mnie, odpowiedź kryje się ustaleniu od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem i czy mogą zaistnieć jakieś powody uzasadniające pozbawianie życia bezbronnego i niewinnego człowieka. Nie bez powodu zwolennicy in vitro migają się od tego problemu!
L
leszek
11 grudnia 2009, 22:17
Problem jest bardziej złożony. Teraz , obecnie in vitro jest moze i szczesciem dla ilustam par - ale rozwój tego typu nauki i praktyki w przyszłosci moze doprowadzic do "wybierania" zarodków [...] i......Wszystko mozna wykorzystac przeciwko człowiekowi..... Jadwigo, jeżeli TERAZ in vitro jak piszesz jest może i szczęściem dla iluśtam par to dlaczego nie miałoby być może i szczęściem W PRZYSZŁOŚCI dla iluśtam par... In vitro nie jest złe dlatego że W PRZYSZŁOŚCI może doprowadzić do wybierania zarodków i może być wykorzystywane przeciwko człowiekowi, ale dlatego że JUŻ DZISIAJ jest wykorzystywane przeciwko człowiekowi...
J
Jadwiga
11 grudnia 2009, 19:03
Problem jest bardziej złożony. Teraz , obecnie in vitro jest moze i szczesciem dla ilustam par - ale rozwój tego typu nauki i praktyki w przyszłosci moze doprowadzic do "wybierania" zarodków - najpierw - najzdrowszych, potem w miare naukowych mozliwosci bedzie mozna stworzyc sobie zarodek o odpowiednich cechach, zdolnosciach, wygladzie...idac dalej o odpowiednich cechach charakteru - i w taki sposób, jest mozliwe bedziemy stwarzac nadludzi i podludzi......Wszystko mozna wykorzystac przeciwko człowiekowi.....
J
Jagoda
11 grudnia 2009, 18:12
Po przeczytaniu debaty uświadomiłam sobie jak bardzo boimi się słowa "cierpienie" i za wszelką cenę chcemy wyeliminować je z naszego życia! Myślę, że ważnym jest zadać sobie pytanie: co, albo KTO jest fundamentem mojego życia i co z tego wynika? Jeśli staniemy po stronie PRAWDY, to popatrzymy na cierpienie w innym świetle; może nawet cierpienie nie będzie postrzegane jako cierpienie... Wyrazy szacunku dla pana Gowina!
A
Adam
11 grudnia 2009, 10:47
 Myslę, że popularność "in vitro" wynika z jednej strony nieświadomości. Z nieświadomosci czym ono jest - czyli śmiercią wielu embrionów, że można inczej np. naprotechnologia (choć też nie sa to wyniki zadawalające). I z drugiej strony, jest to ogromny i bardzo dochodowy biznes, z którego żyje (i to bardzo bardzo dostatnio) bardzo wiele osób, są to politycy, prawnicy, osoby od reklamy, oczywiście lekarze i jeszcze wiele innych osób. Mówię to na podstawie tego co przekazał mi mój kolega, którego brat wydał blisko 80.000 na tzw. leczenie niepłodności i nic z tego nie wyszło. Pół roku później, ktoś plecił im lekarkę, która przebadała żonę i stwierdziła, że coś ma zrośniete i dlatego nie może zajść w ciążę. Po operacji mieli dzieci - normalnie! To też jest prawda o 'in vitro', niedoszli rodzice są tam po to aby płacić, nikt w tej metodzie nie próbuje leczyć - i to jest wg mnie główny zarzut ekonomiczny przeciw tej metodzie, parafrazując L.Wałęsę "daje się rybę (w tym przypadku chyba nadzieję na rybę w rzece w której ryb nie ma) a nie wędkę".   
A
agape
9 grudnia 2009, 21:31
popieranie metody in vitro wynika z braku przekazywania odpowiedniej wiedzy na ten temat. Zwolennicy zaplodnienia in vitro daza do ukazania tej metody w jak najlepszym swietle, ukazujac zaklamanie falsz. Potrzebne sa wiec rozne debaty, dyskusje, art, wyklady ect.na temat metody zaplodnienia in witro, aby ludziom, malzenstwom pragnacym miec potomstwo poprzez zastosowanie tej metody uswiadomic jak wielkim zlem moralnym  i nieetycznym okazuje sie metoda in vitro. Zlo metody in vitro dotyczy urzeczowienia czlowieka, bo w wyniku zaplodnienia in vitro embroiny jak i sam czlowiek nie sa traktowane jak osoby lecz jak rzeczy.Rowniez przebieg metody zaplodnienia in vitro i jej sprawnosc nalezy w szczegolnosci brac pod uwage, podczas ktorej ginie wiele zarodkow. Tak wiec nasuwa sie pytanie- jak metoda zaplodnienia in vitro odnosi sie do przykazania "nie zabijaj"? czy zastosowanie tej metody wyleczy nieplodnosc? i czy godnosc ludzka ma tu swoje miejsce, jest poszanowana? 
F
franek
9 grudnia 2009, 18:03
Jak udoskonalą metodę, przestaną niszczyć zarodki człowieka, ograniczą zakres stosowania, ucywilizują przepisy, to Kościół zaakceptuje tę metodę.
Jurek
9 grudnia 2009, 16:35
Dobrze, że takie porzeszone debaty są prowadzone bo oficjalna "papka". która jest podawana społeczeństwu to hasło: "in vitro jedyną droga do szczęścia" Do znudzenia mozna powtarzać, że pół prawdy to całe kłamstwo. A chodzi o to, zebyśmy trochę wysiłku włozyli w dociekanie prawdy.
M
M-A-R-C-I-N
9 grudnia 2009, 16:05
Rzeczywiscie, kosciol to symbol wiedzy i nauki. Przeciez kosciol tak bardzo kocha i rozwija nauke. Jak bardzo umilowal Kopernika na przyklad. Jak "cieplo" przyjal zwolennikow jego tezy. Kosciol zawsze popieral nauke i nowoczesna medycyne. To przeciez z milosci do blizniego i nauki sprzeciwial sie wprowadzaniu szczepionek w XVIII czy XIX wieku.
M
Montevideo
9 grudnia 2009, 09:35
Debata długa, lecz rzeczywiście ciekawa. Ostre starcie Gowina z tym redaktorem z Wyborczej. I świetny, doskonale wyważony głos księdza. Dziwić może, że tak wielu ludzi popiera in vitro. Z niewiedzy to wynika.