Europa nie jest już centrum świata

(fot. Jim Nix / Nomadic Pursuits/flickr.com/CC)
KAI / Paweł Bieliński / psd

Europa nie jest już centrum świata, choć nie wszyscy jeszcze zdają sobie z tego sprawę - mówi w rozmowie z KAI arcybiskup Luksemburga, Jean-Claude Hollerich. Jego zdaniem "Kościołowi, który ostatnio jest często przedmiotem ataków i stał się mniejszością, grozi niebezpieczeństwo zamknięcia się w sobie". - Tymczasem im bardziej jesteśmy zagrożeni, tym bardziej powinniśmy być otwarci na dialog ze społeczeństwem - twierdzi hierarcha.

Przypomina on, że kiedyś "w Europie katolicyzm czy szerzej chrześcijaństwo były czymś niemalże naturalnym, środowiskiem życia", jednak obecnie "tak już nie jest". - Dlatego trzeba mówić o Bogu, a często zamiast o Bogu, mówimy najpierw o moralności. Musimy przede wszystkim głosić dobrą nowinę - przekonuje abp Hollerich.

Paweł Bieliński: Co Ksiądz Arcybiskup ma na myśli mówiąc, że Kościół nie może być fortecą wewnątrz innej fortecy, jaką jest Europa?

Abp Jean-Claude Hollerich: Gdy patrzymy na tragedię uchodźców afrykańskich na Lampedusie i na Europę, która chce powstrzymać imigrację, powstaje obraz europejskiej fortecy. Jednocześnie Kościołowi, który ostatnio jest często przedmiotem ataków i stał się mniejszością, grozi niebezpieczeństwo zamknięcia się w sobie. Tymczasem im bardziej jesteśmy zagrożeni, tym bardziej powinniśmy być otwarci na dialog ze społeczeństwem. Oczywiście wymaga to od nas jasnej tożsamości, bo nie każdy może taki zdrowy dialog prowadzić.

Czy taki dialog jest potrzebny także między Kościołami chrześcijańskimi w Europie?

- A nawet z innymi religiami! Kiedy w Luksemburgu legalizowano eutanazję, byłem w Japonii i przez internet podpisałem petycję przeciwko tej ustawie. Zobaczyłem wtedy, że pierwszym, który złożył swój podpis, był imam. Są więc sprawy, które nas łączą z wyznawcami innych religii. Dlatego powinniśmy być razem, prowadząc ze sobą szczery dialog, oparty na rozumie.

A nie na tym w co wierzymy?

- Nasz rozum karmi się także naszymi przekonaniami religijnymi. Jednym z ważnych elementów bogatego dziedzictwa papieża Benedykta XVI jest jego zachęta do odwoływania się do rozumu w dialogu ze światem.

Ksiądz Arcybiskup mówi również, że Europa nie jest już centrum świata. Jak tę kwestię widać z perspektywy Japonii, w której Ksiądz Arcybiskup spędził dwadzieścia lat?

- Nasz kontynent jest zmęczony i wyczerpany. Nie jest już centrum świata, choć nie wszyscy jeszcze zdają sobie z tego sprawę. Azja wcale nie pragnie "europejskich wartości", z których Europa jest tak dumna. Czasami odnoszę wrażenie, że Europejczycy nie widzą już rzeczywistości. Chyba wciąż im się wydaje, że Europa jest punktem szczytowym rozwoju świata, a niekoniecznie tak jest, choćby w dziedzinie gospodarki.

Podam mały przykład: budowę lotnisk. Wiemy, że Berlin ma problemy z budową wielkiego portu lotniczego. Pamiętam, że w Paryżu doszło do wypadków w nowo zbudowanym terminalu. A w tym samym czasie w Hongkongu, Pekinie, Bangkoku powstały nowe lotniska, które wspaniale funkcjonują. Wygląda na to, że Europa nie ma już nawet know how potrzebnego do realizacji takich projektów, a które mają kraje wschodniej Azji.

A czy Europa nie przestała być już także centrum świata w wymiarze duchowym?

- Tak, bo nie umie już niczego dawać. Mamy tu do czynienia z wręcz prymitywnym materializmem, który ogarnął obie części kontynentu - zachodnią i wschodnią. Odwołujemy się do Oświecenia, ale go nie znamy. Powiedziałbym, że posługujemy się całkowicie uproszczoną filozofią wolteriańską, która stała się wspólna dla całej Europy.

Co może jej przeciwstawić Kościół?

- Myślę, że piękny przykład daje nam papież Franciszek. Mamy iść na społeczne peryferie, by mówić o "nowości" Boga i swoją postawą pokazywać, że Bóg jest miłością. Wielu mieszkańcom Europy brakuje miłości. Przeżywając niepowodzenia w miłości, ludzie młodzi nie mają już odwagi polegać na miłości.

Gdzie znajdują się te peryferie Europy?

- Uważam, że trzeba zacząć - tak jak papież - od ludzi ubogich, którzy są także w Europie. Niestety globalizacja powiększa dysproporcje między biednymi i bogatymi. Dlatego Kościół musi w sposób wyraźny stawać po stronie ubogich. Tylko wtedy można uwierzyć, że Bóg kocha wszystkich, kiedy naprawdę kocha najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących.

Nie można też lękać się świata i ludzi, którzy się nam sprzeciwiają, bo wielu z nich tak naprawdę jest ludźmi poszukującymi. Czasem za ich agresywnością kryje się wielkie zagubienie.

W Europie katolicyzm i w ogóle chrześcijaństwo były czymś niemalże naturalnym, oddychało się nimi. Teraz tak już nie jest. Dlatego trzeba mówić o Bogu. A często zamiast o Bogu, mówimy najpierw o moralności. Musimy przede wszystkim głosić dobrą nowinę.

Z Europy znikło chrześcijaństwo "oficjalne". Zmieniło to także atmosferę w samym Kościele katolickim na bardziej pluralistyczną. Są w nim zarówno ruchy charyzmatyczne, jak i raczej konserwatywne. Kościół potrzebuje ich wszystkich, aby dotrzeć do ludzi. Trzeba w tym pluralizmie ruchów dostrzec szansę, o ile zachowują one doktrynę Kościoła oraz miłość do Boga i Chrystusa.

Ale są też ludzie, którzy kiedyś byli chrześcijanami, a dziś Bóg i wiara w ogóle się dla nich nie liczą... Jak do nich dotrzeć?

- Wielu ludzi otrzymało wiarę infantylną, która nigdy nie dojrzała. Myślą na przykład, że Kościół katolicki głosi teologię kreacjonistyczną, tak jak niektóre fundamentalistyczne sekty w Stanach Zjednoczonych. Są w szoku, gdy słyszą, że ja też w to nie wierzę. Nieraz wyobrażają sobie, że katolicy wierzą w rzeczy zupełnie niedorzeczne. Nie znają nauczania Kościoła. Dlatego trzeba wyjść do tych ludzi, by podejmować z nimi dialog.

Nasze społeczeństwa są bardzo podzielone na odizolowane od siebie środowiska. Podobnie bywa z katolikami. Ale bez wychodzenia na zewnątrz "katolickiego świata", aby spotykać innych, nie będziemy misjonarzami. Papież Franciszek ponownie odkrywa przed nami, że Kościół ze swej istoty jest misyjny i że Kościół w Europie też powinien być misyjny - w Europie.

Widać, że Ksiądz Arcybiskup jest bardzo zadowolony z obecnego papieża...

- Tak, ale byłem też bardzo zadowolony z Benedykta XVI. To on mianował mnie arcybiskupem Luksemburga! Ale nie tylko dlatego. Bardzo go podziwiam. Ma tę samą prostotę i pokorę co papież Franciszek.

Ale słuchały go głównie środowiska inteligenckie...

- Uważam, że było to bardzo potrzebne. Potrzebni są obydwaj: Benedykt i Franciszek. Wspaniale się uzupełniają. Nie można grać papieżem Franciszkiem przeciwko papieżowi Benedyktowi.

A czy nie zapomina się powoli o Janie Pawle II?

- Jest tak wielki, że nie sposób o nim zapomnieć. Myślę, że w dłuższej perspektywie czasowej jego kanonizacja przyczyni się do ożywienia jego nauczania. Ten papież na przykład zapoczątkował Światowe Dni Młodzieży - czym byłby bez nich dzisiaj Kościół w swoim wymiarze misyjnym? Jan Paweł II wniósł do Kościoła olbrzymią dynamikę. Dzięki swej mocnej wierze był prawdziwym Piotrem - Skałą. Naprawdę, to Bóg prowadzi swój Kościół za pośrednictwem papieży, których mu dziś daje i dawał w minionym stuleciu.

Luksemburg znajduje się praktycznie w sercu Europy, niedaleko Brukseli, między Paryżem i Berlinem. Jak wygląda życie tamtejszego Kościoła?

- W Luksemburgu jest archidiecezja, która nie należy do żadnej konferencji episkopatu. Wśród 540 tysięcy mieszkańców jest prawdopodobnie około 400 tysięcy katolików - prawdopodobnie, gdyż w Luksemburgu nie wolno pytać o przynależność religijną. Jednak bardzo niewielu z nich regularnie praktykuje. Na szczęście 43 procent mieszkańców to obcokrajowcy - Portugalczycy, Francuzi itp. - wśród których wskaźnik praktyk religijnych jest znacznie wyższy niż wśród Luksemburczyków.

Jako biskup wszystkich mieszkańców Wielkiego Księstwa Luksemburga, muszę mówić kilkoma językami. Odprawiam Msze po zarówno po luksembursku, jak i po portugalsku, po francusku czy po angielsku. Czasem w trakcie liturgii muszę dwa albo trzy razy przejść na inny język, aby wszyscy mnie rozumieli. Myślę, że z tej integracji różnych grup, języków i tradycji powstanie coś nowego, co wyznaczy przyszłość Kościoła. Poza tym mamy to szczęście, że nasza rodzina panująca jest naprawdę wierząca.

W Luksemburgu są także Polacy?

- Mamy polską parafię, w której pracuje dwóch księży ze Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej, mówiących pięknie po luksembursku. Parafia ta jest niezwykle żywa, tak że nawet Luksemburczycy chodzą tam na Msze, choć po polsku nie rozumieją ani słowa.

Luksemburg przypomina więc małe laboratorium Kościoła naprawdę powszechnego...

- To prawda. Niestety jednocześnie, razem z Belgią i Holandią, jesteśmy także w awangardzie sekularyzacji w Europie. Mówi się teraz o konieczności rozdziału Kościoła i państwa. Chrześcijańsko-Społeczna Partia Ludowa domaga się nawet usunięcia lekcji religii w państwowych szkołach, by zastąpić je przedmiotem, nazwanym "wychowanie do wartości". To państwo decydowałoby jakich wartości należy uczyć. Zmierzamy więc w kierunku dyktatury wartości państwowych. Jestem zdumiony tym, że Partia Demokratyczna, która - choć nigdy nie sprzyjała Kościołowi - zawsze opowiadała się za wolnością, jest obecnie zwolennikiem takiej państwowej dyktatury.

Potrzebna jest więc w Luksemburgu nowa ewangelizacja. Czy jest to dla was nowa idea?

- Wciąż nowa. Ważny dla mnie był Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie w 2011 roku, tuż przed moimi święceniami biskupimi. Pojechało tam 70 osób z Luksemburga. Do Rio de Janeiro trzy lata później chciałem zebrać 250 i wszyscy mi mówili, że to niemożliwe. Jeździłem po kraju i zapraszałem młodzież, by pojechała ze mną do Rio. Pojechało 280 młodych. Byli zachwyceni. Teraz musimy kontynuować tę pracę z młodzieżą. Zrodził się pomysł wyjazdu grupy młodzieży do północnej Tajlandii, by w małej wiosce tamtejszych górali, Karenów, razem z nimi zbudować kościół.

Kościół w Luksemburgu ma więc przed sobą przyszłość?

- Myślę, że tak. Przyjeżdżają do nas nowe wspólnoty, na przykład siostry z argentyńskiego Instytutu Służebnic Pana i Dziewicy z Matará. W Luksemburgu będzie miała swój europejski ośrodek brazylijska wspólnota Przymierze Miłosierdzia. Własny kościół otrzyma tu neokatechumenat. Oczywiście to, co nowe stworzy pewne napięcia, bo silne są w Kościele stare sposoby działania. Ale uważam, że to co nowe ma siłę twórczą do budowania przyszłości.

Wygląda na to, że Europa będzie teraz ewangelizowana przez ludzi z innych kontynentów...

- Tak, ale uważam, że to normalne i dobre. Wszystkie inne kontynenty z pokorą dały się ewangelizować Europejczykom, więc teraz Europejczycy powinni z pokorą dać się ewangelizować innym.

Abp Jean-Claude Hollerich ma 56 lat. Jest jezuitą, należy do prowincji japońskiej zakonu. Studiował teologię w Rzymie, Tokio i w Niemczech. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 32 lat. W latach 1985-89 i 1994-2011 mieszkał w Japonii, gdzie był m.in. wicerektorem Uniwersytetu Sophia w Tokio. Od 2011 r. jest arcybiskupem Luksemburga. Kilkakrotnie odwiedzał Polskę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Europa nie jest już centrum świata
Komentarze (11)
A
Anakin
3 września 2014, 17:28
W Luksemburgu nie wlno pytać o wyznanie. Od taki wolny świat.
A
Ala
3 września 2014, 17:51
Mieszkam w Stanach. Tu jest podobnie. Zwłaszcza w szkołach . Nauczyciel może  wylecieć ze szkoły za uczenie kolęd. Żadnych wzmianek o religii , chyba, ze uczysz o wyznaniach. 
GN
g nG
3 września 2014, 15:57
A często zamiast o Bogu, mówimy najpierw o moralności. Musimy przede wszystkim głosić dobrą nowinę. Niestety moralność jest tak trudna, że często służy za etykietę doskonałości. A tymczasem jest to tylko indywidualna zdolność do przyzwoitego postępowania (np."czym sam się brzydzisz nie czyń tego n i k o m u"). Etyka natomiast jako zbiór zasad wypracowanych przez pokolenia ("pytaj o radę każdego  m ą d r e g o") bywa spychana na dalszy plan, pewnie z powodu relatywności. I jakim sposobem nie pobłądzić? i odnaleźć drogę?  skoro porządek wyższy - Objawienie ("w każdej chwili uwielbiaj Pana Boga i proś Go aby twoje drogi były proste i aby doszły do skutku wszystkie twoje zamiary")  -   powszechnie jest wtłaczany w niełatwy acz niższy, porządek indywidualny, we własną zdolność przyzwoitego postępowania... 
B
BP
3 września 2014, 17:30
" własna zdolność przyzwoitego postępowania" zwana jest inaczej SUMIENIEM. nie nazwałbym tego "niższym porządkiem". Rodzimy sie z nim, to jest Bog w nas i wg mnie religia jest tu tym "niższym porządkiem". Dowód? Kosciol przez wieki dał aż za dużo przykładów na to, ze daleki jest od " nieomylności" interpretującej Objawienie tak i siak. Tysiące ludzi zapłaciło za to życiem.
GN
g nG
3 września 2014, 21:57
P.S.Moralność traktuje jako zdolność naturalną, także odruchową. Sumienie pojmuję jako wyższego rzędu umiejętność  - rozumnego rozeznania zgodności swojego postępowania (myślenia, mówienia): 1/ z poczuciem moralnym, 2/z normami etycznymi oraz 3/z Prawdą Objawioną.
Z
Zebra
3 września 2014, 15:53
Podobnie jak Onyx głosuje za New Age. To będzie ta następna religia. Filtruje powoli ale skutecznie Katolicyzm. Mnóstwo Katolików nie zdając sobie z tego sprawy przejęło wiele wierzeń z New Age.
TP
titus pullo
3 września 2014, 13:05
Europa obecnie to cos jak koncowka imperium rzymskiego imperium dobili najezdzcy i pewnie chrzescijanstwo europe teraz dobijaja najezdzcy i religia z bliskiego wschodu centrum swiata to USA i Azja
S
Soyer
3 września 2014, 15:30
Papież Benedykt największego zagrożenia upatruje w buddyzmie i ja sie z nim zgadzam. Islam ze swoja wojowniczoscia, traktowaniem kobiet , zakazami dotyczącymi muzyki i filmu itp zupełnie nie przemawia do współczesnego swiata. Wiec religia z bliskiego wschodu wg mnie nie jest zagrożeniem. Swiat jest na taka religie za bardzo wykształcony i wyemancypowany.
O
Onyx
3 września 2014, 15:39
Mnie sie wydaje, ze New Age będzie tym co nas czeka.  Patrząc na to z jaka szybkością rozprzestrzenia sie w Polsce.
L
libero
3 września 2014, 10:57
Misyjność, wychodzenie do tych na peryferiach, odrzuconych przez główny nurt - podstawa chrześcijaństwa, tak zawsze było i z tego wiara wzrastała, wiara wszystkich również tych wierzących. W Polsce się zasklepiliśmy - religijność oblężonej twierdzy. Do ateistów, niewierzących podchodzimy tak, jak do tych, którymi można się ubrudzić już przez sam kontakt. To nie chrześcijaństwo, to religijność jaką mieli faryzeusze w czasach Jezusa. "Poznam chłopaka na poważny związek, nie mam żadnych wymagań, ważne, żeby był wierzący i chodził do kościoła tak jak ja". "Mieszka na ulicy, pewnie pijak i Boga w sercu nie ma". Więcej w życiu nauczyłem się o Bogu i Ewangelii Jezusa mieszkając na zachodzie w kraju na wpół pustych kościołów, niż nad Wisłą (mimo, że i w Polsce oczywiście spotkałem osoby z bardzo żywą wiarą). W Polsce wiara jest za często otoczką kuturową, a nie żywą relacją z Jezusem. Nie ma wewnętrznego ognia, jest dekorum. Pozdrawiam
3 września 2014, 13:03
Tak.