Ks. Heller o postawie, która ośmiesza religię i pogłębia laicyzację. "Jesteśmy dziś tego świadkami w Polsce na wielką skalę"

(fot. youtube.com)
KAI / ml

"Niski poziom ogólnego wykształcenia wiernych sprzyja patologiom religijnym, takim jak: traktowanie religii jako substytutu rozumu, skłonności do fanatyzmu religijnego o różnym stopniu natężenia, łączenie religii z ciasnym nacjonalizmem, rozmaite religijne zabobony" - pisze ks. Michał Heller.

- Obecnie praktykowane metody nowej ewangelizacji „rozmijają się” ze światem nauki – twierdzi ks. prof. Michał Heller. Jego zdaniem kluczowi dla nowej ewangelizacji świata nauki są „ludzie pomostowi”, którzy umiejętnie funkcjonowaliby zarówno w świecie nauki jak i świecie Kościoła, które niestety dziś często postrzegane są jako światy całkiem odrębne. Jak podkreśla, w dalszym ciągu ważne jest twierdzenie: jaki dziś jest świat nauki, taka jutro będzie reszta świata. Ks. Prof. Heller przesłał swój wykład na konferencję pt. „Kościół św. Jana Pawła II – niepodległość ducha”, która odbywa się dziś w siedzibie Sekretariatu KEP w Warszawie.

Publikujemy tekst wykładu ks. prof. Michała Hellera:

Ks. Michał Heller: Nowa Ewangelizacja a świat nauki

DEON.PL POLECA

O ile udało się ustalić, pierwszy raz o „nowej ewangelizacji” Jan Paweł II wspomniał w swoim kazaniu w Nowej Hucie, w dniu 9 czerwca 1979 roku. Określenie to padło w kontekście wezwania wszystkich ochrzczonych do dawania świadectwa swojej wierze. Ideę nowej ewangelizacji papież rozwinął w encyklice „Redemptoris missio” z 7 grudnia 1990 roku. Świat jest dotknięty postępem laicyzacji, dlatego wysiłek głoszenia Ewangelii, czyli ewangelizacji, trzeba podjąć na nowo. Kraje tradycyjnie katolickie stają się terenem misyjnym. Papież pisze: „...zachodzi potrzeba «nowej ewangelizacji» albo « re-ewangelizacji»”.

Jednym z obszarów niewątpliwie dotkniętych postępem laicyzacji jest „świat nauki”. Encyklika wprost nie porusza tego tematu, ale skądinąd wiadomo, że kontakt ze światem nauki był papieżowi szczególnie bliski. Wiem to także z osobistych kontaktów z Janem Pawłem II. Korzystając z tej wiedzy, chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami na temat hasła, lub może lepiej programu, nowej ewangelizacji i jego odniesienia do świata nauki. Zagadnienie jest tym donioślejsze, że nie dotyczy tylko pontyfikatu Jana Pawła II, lecz jest aktualne także obecnie.

Na wstępie ważna uwaga. Mam na myśli świat nauki a nie samą naukę. Świat nauki to przede wszystkim ludzie, zajmujący się nauką: jej tworzeniem, przekazywaniem, zastosowaniami, jej administrowaniem, ale także jej studiowaniem. Można mówić, że w tak rozumianym świecie nauki laicyzacja czyni postępy i można temu przeciwdziałać, na przykład stosując się do papieskiego wezwania nowej ewangelizacji. Natomiast nie można stosować tego wezwania do nauki jako takiej. Nauka jest teologicznie neutralna i mówienie, że jest zlaicyzowana lub nie, jest pozbawione sensu. Ludzie, zajmujący się nauką, mogą różnie światopoglądowo interpretować naukowe teorie i jeżeli robią to w sposób niesprzyjający lub wrogi religii, to przyczyniają się do laicyzacji świata nauki. I o tym właśnie chcę mówić.

Karol Wojtyła, jeszcze jako wikary u św. Floriana w Krakowie, miał żywe kontakty z krakowskimi fizykami. Zaczęło się od dyskusji na tematy „fizyka a filozofia” podczas narciarskich wycieczek, a potem dyskusje te - najpierw w mieszkaniach prywatnych, a potem w pałacu arcybiskupim - stały się tradycją. Gdy Karol Wojtyła został papieżem, tradycja ta przeniosła się do Castel Gandolfo i przybrała postać kilkudniowych seminariów podczas letnich wakacji papieża. W sumie seminariów takich odbyło się dwanaście, w latach 1980 do 2003. Po śmierci papieża (która nastąpiła w 2005 roku, kiedy to miało się odbyć kolejne spotkanie), seminaria były kontynuowane w Lublinie, gdzie funkcję gospodarza przejął ks. abp. Józef Życiński.

Podczas jednego z pierwszych seminariów w Castel Gandolfo rozwinęła się dyskusja na temat stosunku świata nauki do religii. Było dla mnie oczywistością, że są to dwa różne światy. Nawet jeżeli wśród ludzi nauki jest wielu wierzących, to swoją mentalnością i sposobem widzenia świata drastycznie różnią się od „ludzi Kościoła”. To był okres stanu wojennego w Polsce i było zrozumiałym, że w podtekstach naszych dyskusji często ukrywał się kontekst polski (nierzadko wypływał on na wierzch). Jeden z profesorów, biorących udział w dyskusji, mając widocznie na myśli polską sytuację, uparcie twierdził, że w świecie nauki jest duża życzliwość dla Kościoła. To prawda, że wówczas do pewnego stopnia tak było. Kościół tworzył wtedy w Polsce jedyną oficjalną opozycję i cieszył się dużym zaufaniem. Ale moja diagnoza o dwu światach i dwu różnych mentalnościach odnosiła się także do sytuacji w Polsce. Stosunkowo nielicznymi wyjątkami byli ci ludzie nauki, którzy „obracali się w kręgach kościelnych”, wszyscy inni należeli do tego „drugiego świata” (co zresztą miało się ujawnić wkrótce po przemianie ustrojowej).

Być może, profesor - mój oponent był w jakiejś mierze świadomy tego wszystkiego (trudno bowiem tkwić w świecie nauki i nie widzieć oczywistości), ale nie chciał „robić przykrości Ojcu Świętemu”. Ja z kolei pragnąłem przekazać papieżowi tę informację, gdyż uważałem, że wiele jest do zrobienia pod tym względem. Postanowiłem więc sięgnąć po środek nadzwyczajny.

Pożyczyłem od jednego z astronomów - Amerykanina! - z Watykańskiego Obserwatorium (które mieściło się dwa piętra wyżej od sali, w jakiej odbywało się seminarium) koszulkę - T-shirt z pięknie wymalowanym na przedzie wykresem Hertzsprunga-Russella. Jest to znany w astronomii diagram, przedstawiający ewolucję gwiazd. Nałożyłem tę koszulkę, a na nią duży pektorał z koloratką, który zakrywał cały wykres. Na to wszystko ciemna marynarka.

Do swojego odczytu wplotłem wątek o dwu światach i dwu różnych mentalnościach. W odpowiednim momencie powiedziałem, że sam jestem rozdarty pomiędzy te dwa światy. Gdy w Tarnowie wykładam w Seminarium Duchownym, mówię i myślę jak inni seminaryjni wykładowcy. Natomiast gdy jestem w Krakowie w Obserwatorium Astronomicznym lub na naukowym seminarium, myślę i mówię jak inni tam obecni. Ale w pociągu między Tarnowem i Krakowem, gdzieś w połowie drogi, koło Bochni, muszę się przeobrazić. W tym momencie zdjąłem czarny pektorał i pod marynarką ukazał się wykres Hertzsprunga-Russella. Gdy umilkł rzęsisty śmiech (papież także wydawał się rozbawiony), wróciłem do głównego wątku mojego wykładu i, posługując się diagramem na moim brzuchu, dalej wyjaśniałem coś na temat ewolucji gwiazd.

*

Jak dziś wygląda sytuacja „dwóch światów”? Czy przechodząc z oratorium do laboratorium nadal trzeba zmieniać skórę i sposób myślenia? Tu leży istotny problem nowej ewangelizacji. Nauka i dziś cieszy się ogromnym prestiżem. W dalszym ciągu ważne jest twierdzenie: jaki dzisiaj jest świat nauki, taka jutro będzie reszta świata. Laicyzacja Europy zaczęła się od tego, że w osiemnastym i dziewiętnastym wieku inteligencja naukowa i techniczna odeszła od Kościoła. A więc, jak dziś wygląda sytuacja?

Należy rozróżnić dwie rzeczy: stosunek do Boga i stosunek do chrześcijaństwa. Myślę, że gdy chodzi o stosunek do Boga (czy może lepiej do Absolutu, bo dla niektórych słowo „Bóg” bywa obciążone negatywnymi znaczeniami) sytuacja nie jest zła. Ludzie nauki, zwłaszcza przedstawiciele nauk ścisłych, są niejako z natury bardziej skłonni uznawać istnienie czegoś, co ich przerasta. Nawet Richard Dawkins, sztandarowy współczesny ateista, w publicznej dyskusji z arcybiskupem Rowanem Williamsem przyznał, że uważa, iż prawdopodobieństwo nieistnienia Boga wynosi 6,9 w skali 7-stopniowej.

Z chrześcijaństwem sprawa przedstawia się zasadniczo inaczej. Wiara chrześcijańska domaga się przyjęcia całego szeregu prawd i wydarzeń, które wykraczają daleko poza możliwości ludzkiego rozumu, niekiedy mogą wydawać się z nim sprzeczne, a w dodatku obrosły one (lub wręcz zrosły się z) tradycją i zwyczajami często o charakterze folklorystycznym. Jest to bardzo obce duchowi myślenia naukowego, które charakteryzuje się krytycyzmem i nieufnością do wszystkiego, co jest niewystarczająco uzasadnione. Nie znaczy to, że w świecie nauki nie ma wierzących i praktykujących chrześcijan, ale to nie oni kształtują myślowy profil tego świata.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, metody nowej ewangelizacji, tak jak są obecnie praktykowane, „rozmijają się” ze światem nauki. Jeżeli ktoś uważa, że jest inaczej, to widocznie spotykał tylko tych nielicznych ludzi nauki, którzy ewangelizacji nie potrzebują. W dalszym ciągu pragnę zarysować kilka metod, które mogłyby stać się podstawą (naprawdę) nowej ewangelizacji świata nauki. Podkreślam - nie chodzi mi o jakieś techniki czy chwyty duszpasterskie, lecz o zwrócenie się ku źródłu obecnego stanu rzeczy.

A źródło jest takie, że drogi myślenia „świata nauki” i „świata Kościoła” zaczęły się rozchodzić na początku czasów nowożytnych, gdy kształtowały się nauki empiryczne. Sprawy Galileusza i Darwina były słupami milowymi tego rozchodzenia się. Wiele wskazuje na to, że kolejnym tego rodzaju słupem milowym będzie „sprawa duszy i nauk neurokognitywnych”. Owszem, nie brakowało prób ze strony Kościoła, by ten stan przezwyciężyć, było też wielu wybitnych uczonych, których zasług na tym polu trudno przecenić. Ale proces rozchodzenia się dwu mentalności jest historycznie tak zadawniony, że potrzeba metod, sięgających znacznie bardziej w głąb, by go zahamować lub przynajmniej złagodzić jego skutki.

Doraźne inicjatywy, takie jak encyklika Fides et ratio czy rehabilitacja Galileusza, są ważne, ale niewystarczające, właśnie dlatego, że są doraźne. Potrzebne są działania długofalowe i sięgające podstaw, by wyhamować i stopniowo odwracać procesy narastające od stuleci.

Jak zwykle, kluczową sprawą są ludzie; w tym przypadku „ludzie pomostowi”, którzy funkcjonowaliby w dwu światach, umownie nazywanych przeze mnie „światem nauki” i „światem Kościoła”. Nie wystarczy, by byli to światli teologowie lub filozofowie, którzy się wyspecjalizowali w zagadnieniu „nauka a wiara”. To muszą być ludzie Kościoła, którzy sami twórczo uprawiają naukę. Jeden duchowny, ks. Georges Lemaître, współtwórca współczesnej kosmologii relatywistycznej, więcej zdziałał w sprawie „nauka a wiara” niż dziesiątki teologów, którzy pisywali tomy na ten temat. W praktyce znaczy to, że nie należy żałować finansów i zasobów ludzkich na kształcenie księży w „naukach świeckich” i na delegowanie ich do pracy naukowej. Kształcenie księży tylko z myślą o własnym seminarium duchownym jest uchylaniem się od nowej ewangelizacji. A odwieczny argument o braku księży należy równoważyć dobrym bilansowaniem strat i zysków.

Idąc dalej w tym kierunku, wielką troską Kościoła (także Kościoła w Polsce) powinno być popieranie edukacji na wszystkich poziomach kształcenia (nie mam na myśli tylko edukacji religijnej). Niski poziom ogólnego wykształcenia wiernych sprzyja patologiom religijnym, takim jak: traktowanie religii jako substytutu rozumu, skłonności do fanatyzmu religijnego o różnym stopniu natężenia, łączenie religii z ciasnym nacjonalizmem, rozmaite religijne zabobony... Jest to w oczywisty sposób niezgodne z autentyczną religijnością i ośmieszając religię, w efekcie pogłębia laicyzację społeczeństwa. Jesteśmy dziś tego świadkami w Polsce na wielką skalę.

To prowadzi do zwrócenia uwagi na edukację religijną. Jest ona w złym stanie. O tym w Polsce głośno się mówi i świadczy o tym także to, że zaraz po zakończeniu podstawowej lub średniej edukacji (coraz częściej już wcześniej), duża część młodzieży „wyzwala się” z wszystkiego, czego uczyła się na lekcjach religii. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy, jest fakt, że nasza katecheza nie wytrzymuje konkurencji z tym, czego młodzież uczy się na innych lekcjach i z czym spotyka się potem na wyższych studiach. Trzeba więc gruntownie przemyśleć programy nauczania. Gruntownie - to znaczy biorąc także pod uwagę konieczność nietworzenia przepaści pomiędzy obrazem świata, jaki mimo woli konstruuje się na lekcjach religii a tym, który wyłania się z nauki innych przedmiotów. Tego nie da się osiągnąć bez twórczego fermentu w teologii i w ogóle w myśli katolickiej.

Problemy narastają łańcuchowo. Natychmiast pojawia się kolejny problem: skąd wziąć odpowiednio przygotowanych katechetów? Czyli reforma seminariów duchownych i wydziałów teologicznych, ponieważ tam kształcą się ci, którzy będą potem uczyć religii. Ale żeby przeprowadzić reformę, która nie polegałaby tylko na zewnętrznym przepolerowaniu obecnej katechezy, potrzebna jest istotnie nowa teologia i filozofia - takie które potrafiłyby wkomponować się w sposób myślenia współczesnej nauki. To nas prowadzi z powrotem do problemu ludzi pomostowych, którzy byliby w stanie przełamać barierę izolacyjną między mentalnością ludzi Kościoła i mentalnością ludzi nauki.

Mówiłem o strategiach długofalowych, ale bez pierwszego kroku, nie będzie dalszych kroków.

*

Przed wielu laty w Belgii - na Zachodzie już wtedy laicyzacja poczyniła znaczne postępy - gdy pewien dziennikarz dowiedział się, czym się zajmuję, zauważył: - Dla Kościoła dziś najważniejsze są dwie rzeczy: być z najbiedniejszymi i zaraz potem - pomagać ludziom myśleć.

Dwa podstawowe działania - stare jak Ewangelia, i to one stanowią istotę nowej ewangelizacji.

Ks. Michał Heller

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Heller o postawie, która ośmiesza religię i pogłębia laicyzację. "Jesteśmy dziś tego świadkami w Polsce na wielką skalę"
Komentarze (35)
MW
~Maksymilian Witt
17 października 2020, 11:38
Byc z najbiedniejszymi i pomagać ludziom myśleć. Myślę, ze to bardzo trafna ocena. To nowe zadanie dla teologii - zwiazać religię z nauką i na nowo uczyć - szczegolnie młodych.
CM
~Chrabąszcz Majowy
15 października 2020, 11:32
Najważniejszym zadaniem duchowieństwa jest nakłonić Pana Boga, żeby realnie zagościł w życiu wszystkich ludzi. Realnie. Wiemy, co to znaczy gościć człowieka. To zobaczyć go, usłyszeć, dotknąć jego dłoni. Bóg jest wspanialszy od człowieka, więc chcemy doświadczyć Go bardziej. Bardziej, a nie mniej.
EA
~Ewa Adam
15 października 2020, 14:48
Bardziej, czy mniej niż kto lub co? Pana Boga nie trzeba ani nie można do niczego nakłaniać. To raczej człowiek powinien się nakłonić i usłyszeć kołatanie: "Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy mój głos i otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną". (Ap. 3, 20). Tymczasem ludzie: "Macie uszy a nie słyszycie, macie oczy, a nie widzicie" (Mk.8, 18). To dobrze, że ludzie widzą "tylko" architekturę, innych ludzi i opłatek, bo to znaczy, że mają zdrowe zmysły. Jeśli uwierzą, że w pięknie architektury, drugim człowieku i "opłatku" spotykają realnie Boga, to znajdą się w gronie tych błogosławionych, którzy nie widzieli a uwierzyli (J.20, 29). Bóg jest Duchem, więc człowiek "cielesny" zobaczy go i usłyszy oczami i uszami wiary. Pozdrawiam.
16 października 2020, 12:57
Chrabąszczu. Boga do niczego nie trzeba i nie da się nakłonić. Bóg jest Wszechmogący. Jakby chciał to by całe zło zniknęło w kilka minut. Ale dał nam wolną wolę i z niej... korzystamy. Lepiej lub gorzej. To na nas ludziach spoczywa naprawienie doczesnego zła. Bóg to nie jest nasz lokaj na posyłki. Ostatnio w modzie są powiedzenia typu "Jezu, Ty się tym zajmij !". Że niby co ? To lokaj któremu możesz kazać coś zrobić bo tak ci się podoba ?
CM
~Chrabąszcz Majowy
18 października 2020, 16:45
~ Ewo Adam, jeśli Pana Boga nie można niczego nakłonić, to trzeba ogłosić, że modlitwa prośby jest bezcelowa. Piszesz: ,,To raczej człowiek powinien się nakłonić". To jest kwintesencja wiary - człowiek ma sobie wmawiać różne przekonania. A co ma zrobić, jeśli one się wykluczają albo gołym okiem widać, że nie sprawdzają się w rzeczywistości? Najlepiej uciec od problemu i przerwać rozmowę.
CM
~Chrabąszcz Majowy
18 października 2020, 16:56
~ Jerzy 2, piszesz: ,,Boga do niczego (...) nie da się nakłonić." W takim razie mówisz, że modlitwa prośby jest bezcelowa. Piszesz: ,,Jakby chciał to by całe zło zniknęło w kilka minut.". W takim razie mówisz, że On chce, aby zło trwało. Naprawdę taki jest Bóg?
19 października 2020, 14:57
@Chrabąszcz. Nie, taki nie jest Bóg. Bóg dał nam w swojej dobroci Wolną Wolę. To my decydujemy co z nią robimy. A co jeśli 2 osoby modlą się o coś dokładnie przeciwnego ? Kogo wysłucha Bóg ? Oboje ?
BO
~Benedykt Odojewski
19 października 2020, 23:37
Jerzy 2 dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych
20 października 2020, 09:29
No tak. A znasz to pytanie ? : "To w takim razie czy Bóg może stworzyć taki kamień którego nie będzie w stanie podnieść ?" istnieje coś takiego jak paradoksy.
CM
~Chrabąszcz Majowy
21 października 2020, 09:46
@Benedykcie Odojewski, Jerzy2 zadał Ci pytanie. Też jestem ciekaw odpowiedzi.
AZ
Arbuz Zwyczajny
14 października 2020, 13:05
Bardzo ważny artykuł o tym, że ludzie kościoła powinni być dobrze przygotowani intelektualnie, a jednym z ich zadań jest pomać ludziom mysleć. Ludzie dzisiaj nie chcą podejmować wysiłku myślenia, a pokora konieczna do przyjęcia rozumnych wniosków też nie jest w modzie. Księża - z ludu wzięci - zachowują się podobnie. Nie zgadzam się jednak, że sposobem na nową ewangelizację świata nauki jest inwestowanie w księży-naukowców. Świeckie nauki powinny być co do zasady zostawione świeckim, zadaniem księdza jest być duszpasterzem. Wśród naukowców są przecież wierzący w Chrystusa, i to ich zadaniem jest ewangelizacja swoich środowisk. To działa tak samo wśród naukowców jak wśród robotników. Księży jako szafarzy sakramentów nikt nie zastąpi, ale w nowej ewangelizacji niekoniecznie graja pierwsze skrzypce.
CM
~Chrabąszcz Majowy
15 października 2020, 11:50
~Arbuzie Zwyczajny. Ludzie potrzebują kochającego Boga, który stale się troszczy i jest przy nas realnie obecny. Realnie. Albo jeszcze bardziej. Wtedy wypowiedzi ks. Hellera (skądinąd godnego szacunku) okażą się kwestią drugoplanową. Jeszcze mniejsze znaczenie będą miały nasze komentarze na temat postulatów Księdza profesora.
DM
~Dyzio Marzyciel
13 października 2020, 15:44
Bardzo dobrze, że ks. Heller wreszcie zagościł na łamach Deon.pl bo zbyt często mam ważenie, że portal ten zrobił z psychologi niemal bożka. Ten sam problem jest chyba w seminariach, także ucieczka "w poezję" i stawianie niemal na piedestale księży poetów a to niestety droga donikąd dla kościoła. Zastanawia mnie ilość łapek w dół (w mniejszości ale jednak) pod tym artykułem jak i wypowiedzią dyr, Obserwatorium Watykańskiego. https://deon.pl/kosciol/dyrektor-obserwatorium-watykanskiego-nie-powinnismy-byc-fundamentalistami-ani-w-nauce-ani-w-religii,1017325 Czyżby nie rozumieli, że że między PRAWDZIWĄ WIARĄ a PRAWDZIWĄ NAUKĄ NIE MA ŻADNEJ RÓŻNICY ? ps1. w wypowiedziach ks. Hellera ważne jest też to, czego nigdy nie mówi a na co jednoznacznie naprowadza, racjonalizując Boga, często tak wręcz poetycko "zaczarowanego". Niestety, za mało jest takich ludzi a kościół (jak obecnie) oddany w ręce poetów, psychologów i z dodatkiem teatrologii, rozpadnie się bardzo szybko.
AS
~Antoni Szwed
13 października 2020, 18:51
"Czyżby nie rozumieli, że między PRAWDZIWĄ WIARĄ a PRAWDZIWĄ NAUKĄ NIE MA ŻADNEJ RÓŻNICY ?" NIE, NIE! Tu trzeba być ostrożnym. Nie jest tak, że nauki przyrodnicze (a nawet filozofie) mówią tyle samo o Bogu, co źródła objawione (głównie Pismo Święte). NIE!! Trzeba odróżnić: racjonalne poznanie Boga (teologia naturalna, budowana na naukach przyrodniczych, na filozofii Boga, filozofii człowieka itd.), od ponadracjonalnego, nadprzyrodzonego, objawionego poznania Boga. Ta pierwsza jest bardzo pomocna i potrzebna dla tej drugiej, ale ta pierwsza NIE ZASTĘPUJE drugiej, bo ta druga daje nam znaczniej więcej koniecznej wiedzy o Bogu i naszym związku z Nim niż pierwsza. Tego, że Chrystus otworzył nam drogę do zbawienia, nigdy, przenigdy nie odczytamy z fizyki kwantowej, czy z badań nad żywymi komórkami. Bóg nakazał nam maksymalnie wykorzystywać nasz rozum, ale nie powiedział, że on nam wystarczy. Bo gdyby tak było, nie dałby nam swojego Objawienia.
CM
~Chrabąszcz Majowy
13 października 2020, 12:01
Słuchałem wykładów ks. prof. Michała Hellera. Zrobiło na mnie wrażenie, że okazywał skromność, pomimo tego że osiągnął tak wiele. Wspaniałe jest również to, że nie ucieka od trudnych pytań i próbuje się z nimi mierzyć. Umie też powiedzieć ,,nie wiem".
Maria Banduch
13 października 2020, 11:03
Zawsze mnie fascynowało pogranicze nauki i religii. Przez lata ucząc geografii w liceum często prowokałam uczniów do pytań zwłaszcza gdy mówiliśmy o dziejach Ziemi i ewolucjoniźmie. Kiedy 20 lat temu współzakładałam szkołe katolicką, to też marzyłam aby uczniom w szkole katolickiej szerzej otwierać oczy na świat nauki. Udało się to dzięki projektowi Akademii Młodego Odkrywcy, gdzie od ponad 10 lat uczniowie i to od najmłodszych przedszkolaków mieli co miesiąc wykład czasem bardzo naukowy. A po wykładzie mogli zadawać pytania, czasami także z pogranicza nauki i religii. Tak więc zgadzam się z ks. prof. Hellerem że Kościół powinien być z najbiedniejszymi i pomagać ludziom myśleć, a to wszystko można połączyć z wychowaniem w szkołach katolickich.
TK
~Teresa Kowalczyk
13 października 2020, 09:39
Można patrzeć na Kościół pod różnymi katami ale czy najistotniejsze nie jest to ze mieszka w nim żywy Bóg ?Ze w każdej chwili możemy go spotkać w tabernakulum?
CM
~Chrabąszcz Majowy
13 października 2020, 11:42
Tereso Kowalczyk, możliwość spotkania żywego Boga w tabernakulum byłaby najistotniejszą sprawą na świecie. Wszechwiedzący, Wszechmogący i czule kochający Ojciec byłaby spełnieniem marzeń każdego człowieka. Rzecz w tym, by taka Obecność była realna. Ludzie musieliby jej doświadczać tak, jak odczuwają materię, światło, emocje. Nawet jeszcze bardziej, skoro Bóg przekracza materię, światło, emocje. Tymczasem człowiek wchodzi do kościoła. Mówią mu, że w jego pięknie można dostrzec Boga, ale on widzi tylko architekturę. Widzi innych ludzi. Mówią mu, że w nich można spotkać Boga, ale on widzi tylko ludzi. Słyszy tekst z Pisma Świętego. Mówią mu, że to Słowo Boga, ale on słyszy tylko tekst czytany przez człowieka z książki wydrukowanej przez człowieka. Otwierają tabernakulum. Mówią, że to Ciało i Krew Zbawiciela, ale on widzi tylko okrągły opłatek, który smakuje tak jak ten Wigilijny. Wreszcie klęka do modlitwy. Mówią mu, że to rozmowa z Bogiem, ale on nie słyszy Jego słów.
AB
~Anna Bieńkowska
13 października 2020, 15:48
I co chesz Chrabąszczu przez to powiedzieć? Czy to, że Boga nie ma a wszelkie celebracje to wymysł kultury czy może to, że On jest choć wielu ludzi nie potrafi Go dostrzeć lub nie miało ( jeszcze ! ) tej łaski doświadczenia Go. ?
CM
~Chrabąszcz Majowy
15 października 2020, 11:22
~Anno Bieńkowska, chcę przez to powiedzieć, że potrzebujemy Pana Boga realnie. Realnie. Wiemy, co to znaczy realnie spotkać drugiego człowieka. Zobaczyć go, usłyszeć, dotknąć jego dłoni. Pan Bóg jest wspanialszy od człowieka, więc doświadczmy Go jeszcze bardziej. Bardziej, a nie mniej.
ŚW
~światełko w tunelu
13 października 2020, 09:17
Są ludzie pomostowi! Obok nas w deonie: https://deon.pl/kosciol/psychoterapia-to-nie-spowiedz-bez-konfesjonalu-jacek-prusak-sj-odpowiada-na-krytyke-po-wywiadzie,1010832 Szerzą wiarę i wiedzę. Wiedzą gdzie co szerzyć.
PP
~przezorny prostaczek
13 października 2020, 21:25
Uchowaj nas Boże od takich „pomostów”, które swych pacjentów czego innego uczą w poradni, a czego innego w kościele. Nie pomosty to, lecz koparki przepaści.
IW
~Ireneusz Warciak
18 października 2020, 18:28
I tych pacjentów obarczają problemem, którego sami nie umieją rozwiązać.
9 października 2020, 20:55
"...być z najbiedniejszymi i zaraz potem - pomagać ludziom myśleć". Zgadzam się, ale nie jestem pewien czy do tego drugiego potrzebujemy księży naukowców. Nie powiem, że to nie pomoże, ale szacunek do rozumu ze strony "zwykłego" wikarego i proboszcza, tudzież katechetów jest co najmniej równie ważny. Co z tego że będziemy mieli księży naukowców jeśli reszta nauczycieli wiary nie będzie "wierzyć" nauce? Czy nie bardziej chodziłoby o kształcenie krytycznego myślenia? I to zarówno na poziomie katechezy dla dzieci i młodzieży jak i seminarium. Problem pojawia się wtedy gdy od najmłodszych lat wiara "kłóci się" z rozumem. Czy nie jest przypadkiem tak, że Kościół boi się rozumu, czy też krytycznego myślenia, postrzegając go jako coś co może odciągać od wiary?
AS
~Antoni Szwed
10 października 2020, 10:49
No WŁAŚNIE naukowa i teologiczna działalność Księdza Hellera umożliwia to, by katecheza młodzieży (a zwłaszcza DOROSŁYCH!!) stała na znacznie wyższym poziomie niż obecnie. Ks. Heller całe dorosłe życie poświęcił na uczenie ludzi "krytycznego myślenia"!! Wiara "kłóci" się z rozumem u tych ludzi, którzy z jednej strony nic nie wiedzą o pochodzeniu prawd wiary (Objawienie Boże), a z drugiej nie mają zielonego pojęcia o ustaleniach współczesnej fizycznej kosmologii, biochemii, o fizyce cząstek elementarnych, nic nie wiedzą o granicach, poza które nauki wyjść nie mogą, nigdy nie słyszeli o metafizyce, mają jakieś szczątki wiedzy wyniesione z podstawówki. Dlatego posługa Ks. Hellera polegająca na "pomaganiu w myśleniu" jest nieoceniona! Wiele ludzkich problemów (także u wierzących) bierze się z niewiedzy. W przeszłości Kościół katolicki dbał o właściwe określenie relacji między wiarą a rozumem. W przeciwieństwie do wielu sekt protestanckich, nasz Kościół nigdy nie popierał fideizmu.
AS
~Antoni Szwed
9 października 2020, 20:16
Ksiądz Profesor Michał Heller jest właśnie takim "człowiekiem pomostowym". Ten wybitny uczony o międzynarodowej sławie jest świetnie zorientowany we współczesnej matematyce i fizyce, uprawia na wysokim poziomie teorię nauki, podejmuje problematykę z zakresu filozofii przyrody, metafizyki, a jednocześnie jest katolickim księdzem znającym teologię katolicką. Jest profesjonalistą, który od lat pokazuje w niezliczonych artykułach i książkach, że na odpowiednio wysokim poziomie rozważań NIE MA ZASADNICZYCH sprzeczności między rezultatami nauk przyrodniczych, a prawdami teologii katolickiej. Jest jednym z nielicznych uczonych, którzy wiedzą jakie są granice nauki, gdzie ona się kończy, a zaczyna filozofia (metafizyka, teorie poznania, i inna racjonalna refleksja), a następnie w jakich miejscach kończy się poznanie racjonalne, a zaczyna poznanie nadnaturalne związane z Boskim Objawieniem. Od Michała Hellera można się tylko uczyć, uczyć, uczyć. Plurimos annos Księże Profesorze!
KS
Konrad Schneider
9 października 2020, 19:42
Ksieze Profesorze, zgadzam sie z Wami na kazdym kroku. Byc z najbiedniejszymi i pozwalac ludziom myslec. Genialne! I teraz chce Ksiedza Profesora widziec, jak odwiedza najbiedniejszych - wielokrotnie gwalcone dzieci przez kolegow Ksiedza Profesora, czyli duchownych katolickich. I niech Ksiadz Profesor pozwoli teraz ludziom myslec - po co nam biskupi, ktorzy takich zboczencow dziesiatki lat kryja!
AS
~Antoni Szwed
10 października 2020, 11:06
W sprawie pedofilii w polskim Kościele, zamiast do Ks. Prof. Hellera, który z tymi sprawami nie ma absolutnie nic wspólnego, proszę zwrócić się do Ojca jezuity Adama Żaka. W polskim Kościele on zajmuje się problematyką związaną z pedofilią duchownych. Ks. Heller nie zapewnia najbiedniejszym (o ile wiem) środków materialnych do życia, bo jego posługa w Kościele i społeczeństwie polega na czymś innym. On zajmuje się, by tak rzec, biednymi na umyśle, pozwala im lepiej myśleć i mądrzeć działać. To zaś w bardzo wielu przypadkach wyprowadza również z biedy materialnej. Tak na marginesie, smutne jest to, że mało cenimy sobie wartościową wiedzę, tak mało szanujemy prawdziwych uczonych, zadowalając się jakimiś ideologicznymi wypocinami prasy brukowej i ideologicznymi miazmatami marnych acz powszechnie dostępnych kanałów telewizyjnych.
CM
~Chrabąszcz Majowy
13 października 2020, 10:59
~ Konradzie Schneider, masz rację, niepotrzebni nam biskupi, którzy kryją molestujących. Natomiast nie sugeruj, że ks. Heller nie odwiedza najbiedniejszych, skoro nic na ten temat nie wiesz. Nie twierdź też, że dzieci były gwałcone przez kolegów ks. Hellera, skoro nic na ten temat nie wiesz. Chyba że taką wiedzę posiadasz. Wtedy podaj fakty i źródła. I zrób to bez agresji. Czekam na Twój wpis.
CM
~Chrabąszcz Majowy
13 października 2020, 11:06
Do klikaczy łapek w dół. Przypomina mi się, jak Chrystus uzdrowił dziesięciu, ale tylko jeden wrócił. Pozostali pewnie byli wdzięczni, ale im się nie chciało maszerować z powrotem. Wy też pewnie macie dobre intencje, ale również Wam się nie chce. Kliknąć łapkę to takie proste. A wyrazić słowami swoje stanowisko to wysiłek nie do udźwignięcia.
13 października 2020, 17:53
Ja jestem podobnego zdania co Konrad. Na ten moment uważam, że nie ma pilniejszej sprawy niż oczyszczenie Kościoła z degeneratów oraz z osób, które ich kryły i ich surowe ukaranie! Jak możemy kogokolwiek ewangelizować podczas gdy jeszcze nie wyrzuciliśmy z kapłaństwa ani wszystkich pedofili ani wszystkich ich kryjących biskupów ? Jakie mamy moralne prawo pouczać innych gdy sami nie potrafimy sobie poradzić z własnym moralnym bagnem? Konrad napisał "przez kolegów" w sensie przez innych współ-kapłanów a nie że to koniecznie muszą być koledzy tego kapłana z seminarium czy skądkolwiek. Ja na obecny czas jak widzę artykuł danego duchownego to pierwsze co robię to wpisuję jego nazwisko w google i szukam jakie zajął stanowisko w sprawie pedofilii w Kościele. Jeśli nie zajął stanowiska lub zajął urągające przyzwoitości to nie interesują mnie jego dalsze rozważania.
13 października 2020, 17:57
@Antoni. No tak. Ktoś pyta o stanowisko w sprawie pedofilii w kościele ? No to ojciec Żak jest od tego ! Prosta odpowiedź. Żaden inny kapłan nie musi sobie tym zaprzątać głowy. Już widzę jak się Kościół "oczyszcza"...
KS
Konrad Schneider
13 października 2020, 20:10
Dzieki! To wlasnie chcialem powiedziec.
KS
Konrad Schneider
13 października 2020, 20:59
~Chrabąszcz Majowy: Przepraszam, jesli moj wpis odebrales jako agresje! Nie chcialem tego! Ks. Heller wykladal dziesiatki lat w seminarium tarnowskim. Byly bp tarnowski Skworc przez 20 lat ukrywal i przenosil (m.in. na Ukraine) ks. Stanislawa P. https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-diecezja-przyznaje-sie-do-bledow-ws-ksiedza-pedofila-to-nie-,nId,4688784 No i co na to ks. Heller?
CM
~Chrabąszcz Majowy
18 października 2020, 17:09
Konradzie Schneider, dziękuję za Twoje słowa. Masz rację. Myślę, że nadużycia seksualne to jedna z najgorszych krzywd, które można zadać człowiekowi. Trudno uwierzyć, że takie rzeczy mogą zdarzyć się w Kościele, i to wobec dzieci.