Nie idź na pielgrzymkę, jeśli masz te motywacje

(fot. piesza jezuicka pielgrzymka lubelska, grupa 9 / zdj. arch.)
Ania Logorea

Jeśli chcesz iść na pielgrzymkę, bo szukasz drugiej połówki, to lepiej na nią nie idź. Mam coś lepszego. Zapisz się na portal dla singli albo szybkie randki i umawiaj się od rana do nocy. Jest bardzo prawdopodobne, że kogoś poznasz - może nawet przyszłego współmałżonka. W dodatku nikomu nie musisz gadać, że idziesz na pielgrzymkę w celach duchowych.

Jeśli chcesz iść na pielgrzymkę, żeby pomyśleć nad sensem ludzkiego życia, nie idź na pielgrzymkę. Mam coś lepszego. Usiądź na kanapie i analizuj, puść wodze fantazji, obmyślaj najbardziej ekstremalne historie, czytaj o nich w Internecie. Czy gdzieś. Whatever. Do tego piwko i chipsy - mile widziane. Jeśli chcesz myśleć, nie działaj. Myślenie to zero potu i bąbli na stopach.

Jeśli Bóg nie dał ci tego, o co modlisz się od piętnastu lat, nie idź na pielgrzymkę. To nie jest tak, że jeśli Mu zapłacisz grubszą walutą, to w końcu Go przekonasz. Jest w tym fałszywy obraz Boga. Bóg nie jest jak automat z kawą.

DEON.PL POLECA

Jeśli chcesz przyjemnie spędzić czas wakacji, nie idź na pielgrzymkę. Mam coś lepszego. Po prostu wykup sobie tydzień na Bali i wypoczywaj z drineczkiem nad turkusowym oceanem. Jeśli nie masz kasy, oszczędzaj. Albo jedź nad Bałtyk. Albo nad jezioro, gdzie znajomi mają działkę. Nikt nie będzie miał do Ciebie żalu, że chcesz w końcu poleżeć. Bo Ty naprawdę nic nie musisz.

Ale jeśli idziesz na pielgrzymkę, a nie masz żadnej intencji, to też źle.

Jak więc niczego nie szukać i znaleźć wszystko co trzeba?

Podsumujmy powyższe. Miłość - źle, sens życia - źle, własne intencje - źle, wypoczynek na łonie natury - też źle. Co jest w takim razie dobre?

Przede wszystkim zostawienie wszystkich własnych oczekiwań. Pożegnaj kanapę, kumpli i koleżanki. Przestań marzyć o księciu z bajki, wygranej w totka i lepszym życiu, które może kiedyś Bóg Ci da, jeśli dobrze wywiążesz się z umowy. Wyjdź z domu z minimalnym bagażem. Bo naprawdę będziesz zmęczony.

Pielgrzymka to asfalt, który zdziera wszystko. Najpierw bolą stopy. Potem kolana i stawy biodrowe. Potem, o dziwo, także przedramiona i bicepsy, chociaż zasadniczo do chodzenia nie służą, więc myślisz, kurka, dlaczego. A potem tylko modlisz się o jedno: żeby dojść do najbliższego postoju, bo jeśli pójdziesz za głosem serca i położysz się w rowie… cóż, lepiej tego nie rób. Ale po kilku dniach znowu się dziwisz, bo myślałeś, że umrzesz, a Ty wciąż żyjesz i idziesz. Jeśli masz ochotę się poskarżyć ("Bolą mnie nogi")… cóż, wszystkich bolą nogi, że tak powiem odkrywczo.

O czym jest ta opowieść? Na pewno nie o spędzaniu czasu w sposób lekki i przyjemny. Jest głównie o tym, że chociaż dzielnie idziesz, modlisz się i śpiewasz, wciąż wszystko cię boli. I o tym, co zaczynasz pojmować. Zaczynasz pojmować, że chociaż jest tak ciężko, to jednak jest jakby lżej. Bo na twojej twarzy nie masz już maski. Zostawiłeś ją chyba dwa dni temu, kiedy warknąłeś na kolegę, że chrapał i się nie wyspałeś. Ale potem przeprosiłeś. Asfalt pracuje. Zauważasz, że inni też nie mają masek. Są ci bliscy, bo jesteście tak samo brudni i zmęczeni. I nikomu to nie przeszkadza. I nikt nie ma już siły udawać. Znajdujesz braci - ludzi, którym możesz opowiedzieć o czymś naprawdę osobistym. I po prostu być sobą. Powiedzieć coś mądrego, powiedzieć coś głupiego, jak to w życiu. Ale takim innym życiu - takim, gdzie można mówić.

Pojmujesz to, co ważne - nie dlatego, że to wymyśliłeś na kanapie, że się zakochałeś, że masz profity z umowy z siłą wyższą, że miło wypocząłeś. Pojmujesz, bo jesteś do końca obecny w tym, czym jest twoje życie. Pojmujesz, że chociaż twoje stopy tak boleśnie stykają się z ziemią, ty nigdy nie byłeś i nie jesteś tylko materią. Patrzysz na swoje dotychczasowe pragnienia i rozumiesz więcej: że filozofia może być ciekawa, ale nie wystarcza; że zakochanie jest cudowne, ale to za mało; że modlitwa jest dobra, ale nie jest kartą przetargową - ani dla Boga, ani dla ciebie. Że wakacje i relaks to co innego niż rekolekcje, więc nie mylmy pojęć. I że wszystko jest dobre, tylko trzeba wiedzieć ile i po co.

Pielgrzymki z grupami prowadzonymi przez jezuitów to coś jeszcze ciekawszego. Odkrywasz prawdę o sobie w sposób podwójnie intensywny. Rano, niedługo po wyjściu z noclegu, medytacja: "Uświadom sobie, gdzie jesteś i co czujesz". Kiedy słyszysz to po raz pierwszy, dziwisz się, że medytacja to zejście na ziemię, a nie bujanie w chmurach. Potem prosisz Boga, żeby wszystko, czym żyjesz, było na Jego chwałę. Wtedy rozumiesz, że Bóg, który Cię przekracza i jest nieskończenie wielki, wciąż do czegoś cię potrzebuje.

Kiedy już to zrobisz, słuchasz fragmentu z Pisma Świętego i medytujesz, czyli idziesz i milczysz. Uwierz mi, to milczenie jest trudne. Spróbuj przez pięć minut nie myśleć o niczym albo tylko o jednej rzeczy. Głupie uczucie, wiem. A taka właściwa medytacja trwa dwadzieścia minut. Albo więcej. Na szczęście nie jesteś sam. Medytację prowadzi duchowny, który pomaga ci skupić się na poszczególnych treściach z Pisma. Potem jest jeszcze chwila na własne ciche prośby i refleksje.

Oprócz typowo pielgrzymkowych części programu (msza, nauczanie, różaniec, Koronka do Miłosierdzia, śpiew i czas na zwykłe rozmowy) ojcowie wygłaszają konferencje. Podobno długo je przygotowują, bo nad nimi, oczywiście, medytują. Pod koniec codziennej wędrówki, czyli w godzinach popołudniowych, przed dojściem na nocleg, jeden z kleryków prowadzi rachunek sumienia według św. Ignacego z Loyoli. I wtedy, kiedy jesteś zmęczony, nie myślisz o tym, co złego dziś zrobiłeś, ale jak dużo osiągnąłeś przez ten dzień wysiłku. Nigdy nie zapominaj, po co idziesz. I że dostaniesz magis - więcej, niż ci się udaje ogarnąć w tej swojej ludzkiej głowie.

Bez względu na to, czy dostaniesz to, o co prosisz, czy nie, pielgrzymka da ci oczyszczenie. Kiedy dojdziesz do Częstochowy, będziesz najpierw dziękował, że ci się udało. A potem poprosisz o coś dla innych. I podziękujesz za to, o czym nie miałeś pojęcia, że istnieje, a dostałeś tego aż w nadmiarze - przypomnisz sobie, jak smakuje woda w upalny dzień, jak cieszy widok lasu, kiedy idziesz przez pole i słońce przepala twoją czapkę, jak miło, kiedy osoba siedząca obok ciebie poczęstuje cię soczystym arbuzem - z tych, które już rozdano. Poczujesz, że jesteś człowiekiem wdzięcznym i zdziwisz się, jak mało ci potrzeba, żeby uznać, że właściwie to ty nie chcesz już o nic prosić, bo masz nawet za dużo i chętnie się podzielisz.

A potem wracasz do domu i śmieszy cię, że nie potrzebujesz już nawet komunikacji miejskiej, bo przecież wszędzie można dojść piechotą.

***

Jeśli szukasz podobnego rodzaju doświadczenia do powyższego, możesz dołączyć do tegorocznych jezuickich grup pielgrzymkowych:

Pielgrzymka lubelska - grupa nr 9 (akademicka - nie tylko dla studentów, także dla tych, którzy chcą poznawać i pogłębiać duchowość ignacjańską)
3-14 sierpnia 2018
https://www.facebook.com/events/166273187550408/
kontakt: lubelskadziewiatka@gmail.com

Warszawska Akademicka Pielgrzymka Metropolitalna - grupa szara

5-14 sierpnia 2018

http://szara.jezuici.pl/

Pielgrzymka krakowska - grupa 11

6-11 sierpnia 2018

http://waj.jezuici.pl/piesza-pielgrzymka-krakowska-na-jasna-gore-6-11-08-2018/

Pielgrzymka opolska - grupa nr 3 pomarańczowa

13-18 sierpnia 2018

https://www.facebook.com/groups/250401415084350/about/

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie idź na pielgrzymkę, jeśli masz te motywacje
Komentarze (1)
JC
Ja Cek
12 lipca 2018, 22:40
Odpowiem na ten artykuł, jako człowiek, który przeszedł w swoim życiu 12 pilegrzymek na Jasną Górę z nad morza, trwających 16 dni. Nie wazne jaką masz motywację - idź na pielgrzymkę, Bóg i tak pokieruje Twoimi drogami po swojemu. Być może poznasz tam swojego przyszłego wsółmałżonka, być może tam właśnie odpoczniesz (dla mnie pilegrzymka zazwyczaj była prawdziwym odpoczynkiem), zapewne spotkasz ludzi, którzy będą Cie wspierać w trudzie i bólu i przez to ten ból będzie dużo mniej odczuwalny, ale najważniejsze jest to, że spotkasz tam Boga, wystarczy o to poprosić.