Polski katolicyzm - kamień wypalany od środka

Małgorzata Bilska / "Przeglad Powszechny"

"Polski katolicyzm zawiera taką liczbę naddatków, że trudno oceniać autentyczną religijność Polaków. Sekularyzacja nie może tego zniszczyć, bo dotyczy samej religii, a nie tożsamości. Nasza wiara, duchowość, świadomość teologiczna, nawet uczestnictwo w kulcie jest słabe i szczątkowe. Ale Polacy czują, że jeśli to zniknie, to stracą wszystko, co ich określa, więc nie chcą się tego wyrzec" Z dr. hab. Bartłomiejem Dobroczyńskim, psychologiem, rozmawia Małgorzata Bilska.

Na tle innych krajów Europy jesteśmy narodem bardzo religijnym. Krzyże wciąż wiszą na ścianach instytucji publicznych, ponad 96 % Polaków uważa się za katolików. Czy możemy być wzorem religijności w epoce sekularyzacji?

Wydaje mi się – a potwierdzają to niektóre badania socjologiczne – że przywiązanie Polaków do religii jest w ogromnej mierze deklaratywne. Mamy słabość do frazeologii i ikonografii rzymskokatolickiej, demonstrujemy przynależność i poparcie dla Kościoła. Robią to wszystkie partie polityczne, z lewicą włącznie. Dzieje się tak dlatego, że katolicyzm pełni w Polsce nie tylko rolę religii, lecz jest przede wszystkim sposobem określania tożsamości – i to przez negację. Katolicyzm i krzyż oznacza, że jestem Polakiem, czyli: nie jestem Żydem, protestantem Niemcem, bezreligijnym Czechem czy prawosławnym Rosjaninem. Tu zaryzykuję twierdzenie mocno niepopularne: Polacy poza katolicyzmem nie mają żadnej innej tożsamości. Właściwie nie ma czegoś takiego jak polskość, która byłaby oderwana od katolicyzmu. Mają rację ci, którzy, jak prezydent Kaczyński, mówią: Polak to ten, kto stoi pod krzyżem, katolik. Tylko że, według mnie, to fatalnie. Nawet Jan Paweł II był spostrzegany w Polsce nie jako przywódca religijny ale przede wszystkim polityczny – jako król, „władca”. Jest dla wielu Polaków kimś, kto doprowadził do odzyskania niepodległości.

Papież przyczynił się do obalenia systemu totalitarnego i zakończenia zimnej wojny. Był też przewodnikiem duchowym.

DEON.PL POLECA


To nie miało wiele wspólnego z religią. Polacy słabo znają nauczanie Jana Pawła II. Gdyby zrobić badania na temat znajomości prawd wiary katolickiej, aspektu poznawczego religijności, to większość ludzi nie udzieliłaby prawidłowej odpowiedzi na pytanie, co mówi dogmat o niepokalanym poczęciu i z jakiego powodu został ogłoszony.

Takie badania były robione. Część katolików nie zna doktryny, nie wierzy w niebo i piekło. Ale są też inne wymiary religijności, np. emocjonalny (doświadczeniowy) czy rytualny (praktyk religijnych).

To, że ludzie uczestniczą w praktykach, nie oznacza, że są w szczególny sposób do nich przywiązani czy odczytują je na głębszym poziomie. Wystarczy porównać wyniki badań religijności Polaków z tym, co oni sami mówią o sobie. Różnica jest tak wielka, że trzeba postawić pytanie, co jest jej powodem. Kiedyś napisałem tekst na zamówienie bp. Dembowskiego, cytując badania ks. Mariańskiego z KUL. Konfrontował on w nich deklaracje przynależności do Kościoła z obszarem wyborów w takich sprawach, jak polityka, zapobieganie ciąży, wychowanie dzieci, rozwód, przerywanie ciąży, forma zawarcia związku małżeńskiego, pozamałżeńskie współżycie seksualne, wiara i praktyki religijne, zdrada małżeńska, posty itd. Trzeba było wybrać jedną z możliwości: powinienem w tej kwestii decydować sam; być posłuszny Kościołowi; trudno powiedzieć. 70-80 % mówiło, że we wszystkich tych przypadkach wybiorą sami. Najwięcej osób wybrało posty jako uzasadniony obszar kompetencji Kościoła…

Z którego roku są te badania?

Z początku lat dziewięćdziesiątych XX w. Nie sądzę, by teraz sytuacja była inna. Z punktu widzenia jakości życia społecznego, taka rozbieżność jest zła, bo świadczy o hipokryzji. Duża część ludzi, być może większość, nie akceptuje nauczania Kościoła. Dlatego, moim zdaniem, Polacy nie mogą być wzorem – po trzykroć nie.

Po trzykroć?

Po pierwsze, polskie życie religijne ma niewiele wspólnego z religijnością. Po drugie, praktyki religijne są wykonywane pod presją, z konformizmu i lęku przed ostracyzmem. Nawet działacze lewicy boją się publicznie krytykować Kościół. Po trzecie, Polacy są słabi teologicznie i mają małą wiedzę religijną.

Religia przez prawie 200 lat pełniła w Polsce funkcję zastępczą, integrowała Polaków w sytuacji zagrożenia bytu narodowego. Po 1989 r. musi znaleźć nowe miejsce w systemie społecznym. Co zmieniło się na przestrzeni ostatnich 20 lat?

Do 1989 r. byliśmy bardziej chrześcijanami, niż jesteśmy teraz.

Ale właśnie wtedy katolicyzm pełnił wiele innych funkcji niż duchowe.

To skomplikowane. Juliusz Słowacki pisał w XIX w. o Polsce: „Krzyż twym papieżem jest — twoja zguba w Rzymie”. Kościół w czasach zaborów był postrzegany jako obce państwo. Watykan popierał raczej zaborców niż polskie ruchy niepodległościowe. Jednak w czasach komunizmu Kościół stał się siłą stojącą po stronie wolności. Był jedynym miejscem, gdzie można było rozmawiać na zakazane tematy.

Kościół przyciągał ateistów.

Tak, ale wtedy wiele osób traktowało go instrumentalnie. W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych . Kościół otwierał się na różnorodność w sprawach społecznych, co przekładało się na styl religijności. Religia była nobilitowana przez to, co Kościół robił w sferze społecznej. Łatwiej było się zgodzić z poglądami Kościoła na temat etyki, bo zawsze miał argument: zobaczcie co z wami robią ci, którzy myślą inaczej. W latach dziewięćdziesiątych Kościół zaczął być postrzegany jako zagrożenie dla wolności, gdyż zyskał wpływ na prawodawstwo. Wcześniej jego zaangażowanie polityczne było oceniane pozytywnie, teraz jest na odwrót.

Z badań przeprowadzonych rok temu przez socjologów z Uniwersytetu Warszawskiego na zlecenie Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie wynika, że Polacy nie wybierają modelu religii państwowej, krytykują zaangażowanie księży w politykę, odrzucają jednak redukcję religii do sfery prywatnej. Preferują model religii publicznej, łącząc religijność ze społeczeństwem obywatelskim.

Jeśli ktoś nie wie, czym jest niepokalane poczęcie, to nie przestaje być przez to religijny. Ale wtedy jego religijność jest mieszanką dziwacznych poglądów. Poza tym, jeśli religia jest przede wszystkim narzędziem konstruowania tożsamości, to staje się sposobem inkluzji i ekskluzji w życiu społecznym. A skoro tak, to prawdziwej dyskusji na temat religii być nie może.

Politycy boją się reakcji Kościoła, zwykli ludzie raczej nie. Jeśli sami chcą wybierać, to nie pod presją Kościoła tylko kultury indywidualizmu. Jakie czynniki zewnętrzne powodują spłycanie polskiej religijności?

Dla wielu ludzi to, co dostali po 1989 r., nie było upragnioną wolnością, która jak tlen ożywia dotychczas martwe komórki. Nowe okazało się jeszcze straszniejsze niż to, co było. Ze świata szarego i biednego, ale znanego, wpadli w świat kolorowy lecz hałaśliwy, pełen zagrożeń, narzucających się informacji. Transformacja przebiegała gwałtownie i nie było czasu na – mówiąc po marksistowsku – zgranie bazy i nadbudowy. Mamy umysły niedostosowane do tego, co dzieje się w sferze gospodarki. Ludzie żądają sprzecznych rzeczy – chcą od państwa poczucia bezpieczeństwa i by było tak, jak dawniej, ale by pewne rzeczy były inne. Ojciec Rydzyk stworzył marketingową religię, idealnie trafił w lęki i potrzeby. Ksenofobia czy antysemityzm nie spodobałyby się Janowi Pawłowi II, ale ludzie za tym idą. Dlaczego? Bo ktoś żeruje na ich lękach, poczuciu niepewności, niedostosowaniu. Wielu Polakom transformacja nie przyniosła korzyści. Dla nich Kościół jest ostatnią ostoją, ale znowu nie religijną tylko bezpieczeństwa światopoglądowo-socjalnego. W stylu: To jest mój dobrze znany świat, wszystkiemu winni są ci, którzy nie wyznają moich wartości.

W kulturze, w której panuje terror wyboru, ludzie szukają jednoznacznych drogowskazów. Nie zadają sobie pytać egzystencjalnych?

Większość ludzi takich pytań sobie nie stawia. W życiu społecznym są dwie antytetyczne wartości – albo poczucie bezpieczeństwa, albo wolność. Tych ludzi, którzy dobrze się czują w przestrzeni ryzyka wolności, zawsze było mniej. Wielu szuka bezpieczeństwa w religii.

Kościół się zmienia ale kontekst jego działania także. Według Ronalda Ingleharta, religia zanika lub schodzi do sfery prywatnej w krajach ponowoczesnych, bogatych, o wysokim poziomie konsumpcji. Dla niego religia, rodzina i naród należą do przednowoczesnych wartości, typowych dla krajów słabo rozwiniętych, o niskim poziomie bezpieczeństwa egzystencjalnego. Czy Polska musi iść ta drogą?

Praktyka pokazuje, że jest jeden wyjątek – Stany Zjednoczone. Bardzo istotne są uwarunkowania historyczne. Stany Zjednoczone zakładali uciekinierzy religijni. Zarówno tam, jak i w Polsce, trudno mi sobie wyobrazić polityka, który mógłby głośno wystąpić przeciwko religii.

Religia jest elementem także tożsamości amerykańskiej?

Tak. Nie mówię o tym w sensie negatywnym. Być może Polacy nie byliby w stanie bez tego funkcjonować. Może sekularyzm nam nie grozi, bo choć religijność de facto będzie niska, to na poziomie deklaracji, gestów publicznych, będzie cały czas mocna.

Jednym z wymiarów religijności jest wymiar konsekwencyjny, czyli postawy i zachowania chrześcijan w życiu codziennym. Tu można katolikom wiele zarzucić.

Świętość nie jest dziś wartością – chyba że jako część kultury spektaklu. Ludzie będą nadal chrzcić dzieci i brać ślub kościelny. Polski katolicyzm zawiera taką liczbę naddatków, że trudno oceniać autentyczną religijność Polaków. Sekularyzacja nie może tego zniszczyć, bo dotyczy samej religii, a nie tożsamości. Nasza wiara, duchowość, świadomość teologiczna, nawet uczestnictwo w kulcie jest słabe i szczątkowe. Ale Polacy czują, że jeśli to zniknie, to stracą wszystko, co ich określa, więc nie chcą się tego wyrzec.

Boże Narodzenie, ale też ślub, to dla wielu Polaków bardziej wydarzenia rodzinne niż religijne. Czy taka religia ma szansę oprzeć się wpływom popkultury? Tomasz Szlendak pisał, że konsumeryzm jest nową „religią nabywania” Jak tu „wypływać na głębię”?

Słowo „popkultura” jest mylące. To jest po prostu nadbudowa kapitalizmu korporacyjnego, która jednocześnie tworzy pewne wzorce. Istotą kapitalizmu jest maksymalizacja zysku. Potrzebny jest zatem wzorzec dobrego konsumenta. Gwiazdy popkultury są wymarzonymi modelami zachowań konsumpcyjnych. Ludzie czytają, co ostatnio założyła Victoria Beckham i w co są ubrani celebryci, dokąd jeżdżą na wakacje i jakich telefonów komórkowych używają. W Polsce konsumpcja nie spada, ludzie kupują i biorą kredyty. Przyjęli ten system dość bezmyślnie. Wychowałem się w Bieszczadach. Tam są stare chałupy, często problem stanowi kupienie dziecku mleka. Ale na każdej takiej walącej się stodole musi być antena satelitarna.

Bo to symbol statusu.

I budowanie na piasku. Najpierw trzeba mieć porządny dom. U nas nigdy nie zagościły ideały mieszczańskie, ascetyzm kalwinów. Pamiętam, jak w latach siedemdziesiątych widziałem w Stanach milionerów amerykańskich – byłem zdumiony, jak niektórzy z nich są źle ubrani. Bo mądrzy ludzie nie wydają na głupoty, gromadzą. A Polacy chętnie spędzają niedziele na zakupach.

Im więcej masz na koncie, tym ufniej patrzysz w przyszłość.

Popkultura nie zapewnia poczucia bezpieczeństwa. I nie transcenduje człowieka. Mimo to, ludzie będą żyli zgodnie z głównym przekazem kapitalizmu: mieć jak najwięcej przedmiotów i zdobyć jak najwięcej przeżyć. To współczesna miara szczęśliwego życia. Jednak dążenie do tego celu niszczy, przy okazji, tkankę głębokiej religijności: tak działa sekularyzacja. Ludzie przestają odczuwać potrzeby religijne, chyba że w dzieciństwie otrzymali dobrą formację duchową lub są na tym poziomie refleksji, że nie poddają się iluzji szczęścia. Sygnały o śmierci czy cierpieniu są spychane na margines, a to one prowokują do poszukiwań religijnych.

Ukrywanie chorób, brzydoty i cierpienia to właśnie wpływ popkultury. Życie ma być lekkie, łatwe i przyjemne – lifting, retusz i problem z głowy.

Kapitalizm jest, w pewnym zakresie, takim samym niewolnictwem jak każdy inny system. Straszy, że jeśli nie zrobisz wszystkiego, by to mieć, nikt nie będzie cię lubił, zapraszał do siebie i podziwiał, nikt cię nie pokocha. Zatem musisz pilnie obserwować to, co noszą inni, jakie mają telefony i wdziewać to samo – czy ci się to podob, czy nie. Inaczej będziesz wykluczony.

Dwa najbardziej powszechne etosy, konkurencyjne wobec siebie, to etos katolicki i konsumencki. Jest trzeci?

Na taką skalę rozpowszechniony – nie.

Polacy zawsze zmagali się z poczuciem wykluczenia na poziomie narodu, nie mamy doświadczenia wykluczeń według innych kryteriów lub jest ono mało znaczące. Czujemy się silni we wspólnocie, co nie przekłada się na mocny kręgosłup religijno-etyczny jednostek w życiu codziennym?

Gdybyśmy byli wspólnotą na wszystkich poziomach, to wszelka praca zbiorowa świetnie by się nam udawała – a tak nie jest.

Kościół jest, według teologów, wspólnotą mistyczną. Problem w tym, że Polacy mają historycznie uwarunkowane skrzywienie kolektywistyczne, ale niski poziom kapitału społecznego. Jednoczymy się wobec wroga, nie umiemy razem budować w czasach pokoju.

Katolicyzm jest pewnym sposobem budowania pozytywnej grupy odniesienia i odcinania się od negatywnych grup odniesienia. Brak zaufania – tego ważnego elementu kapitału społecznego – podważa wspólnotowość. Katolicyzm jest z natury wspólnotowy, w przeciwieństwie do protestantyzmu. Polski katolicyzm był jednak konstruowany na pomyśle kard. Wyszyńskiego – miał być masowy, ludowy i maryjny, z naciskiem na sferę zachowań (uczestnictwo, żegnanie się itd.).

A nie na doświadczenie religijne?

W Polsce nie ma silnej tradycji teologicznej, nie mamy żadnych wybitnych teologów…

Zachód ma wielkich teologów i puste kościoły. Polski znakomity teolog, ks. Tomasz Węcławski, dokonał aktu apostazji.

Tak, szedł ostatnio na czele parady równości w Poznaniu. Fajnie wyglądał.

Zamiast sutanny miał skórzany strój motocyklisty, kask i żonę u boku. Może katolicyzm ludowy nie sprzyja wybitnej teologii?

Silna religijność to jest przede wszystkim doświadczenie. Bez niego nie ma człowieka religijnego. Muszą być ludzie, którzy twierdzą, że mają bezpośredni kontakt z ostateczną rzeczywistością, by budować religię. Jezus czy Budda przedstawiają się uczniom, jako ludzie mający to doświadczenie ostatecznej rzeczywistości. Czyli, oni wiedzą, bo osobiście to przeżyli – a my nie wiemy. Praktycznie w każdej religii jest to punkt wyjścia. Wszystko, co tu jest – cierpienie, śmierć, nasze doświadczenia negatywne i pozytywne – są w tym świetle iluzją, rodzajem snu. Prawdziwy świat, o którym oni mówią (Budda czy Jezus), oparty jest na innych prawach, „działa” inaczej. To samo potwierdzają wszyscy wielcy mistycy. Co wtedy ludzie robią? Porównują zachowanie takich ludzi ze swoim. Mistycy są spokojni, lepiej funkcjonują, wystarczy popatrzeć na mnichów buddyjskich czy joginów.

Dlaczego ludzie Zachodu szukają doświadczeń we wszystkich religiach, tylko nie w chrześcijaństwie?

Wbrew deklaracjom, chrześcijaństwo w wersji rzymskiej nie przywiązuje wielkiej wagi do indywidualnego doświadczenia religijnego. Nie są mi znane wyraźnie przykłady wspierania przez Kościoły chrześcijańskie takiego doświadczenia. Historia Kościoła katolickiego pokazuje, że tacy ludzie doświadczali ciężkich prób ze strony Kościoła, np. św. Jan od Krzyża czy św. Teresa z Avila. Jezus też łamał święte zasady, np. szabat, nie miał wsparcia kapłanów.

Może bardziej brakuje nam mistyków, nie teologów? Świadków wiary? Są wspólnoty czy ruchy, gdzie dzielenie się doświadczeniem obecności Boga jest fundamentem ich istnienia, ale ludzie z zewnątrz mało o tym wiedzą.

To jest trudna nauka. To, co proponował Jezus czy Budda, nijak się ma do codziennego funkcjonowania. Gdyby wszyscy rozdali to, co mają, narody przestałyby istnieć. Księża nie żyją w ubóstwie jak uczniowie Jezusa, może siostry zakonne są tego najbliżej. Ale personel Kościoła ma zapewnione poczucie bezpieczeństwa i przywileje.

Mówiąc o zagrożeniu Kościoła przez konsumpcjonizm, automatycznie myślimy o pokusach, na jakie narażeni są świeccy. Księża mają problem z etosem konsumenckim?

Natura ludzka księży nie jest inna niż świeckich. Księża są dzisiaj grupą silnie sfrustrowaną. Nic nie zagraża fizycznemu istnieniu Kościoła jako instytucji, z różnych powodów zaczyna on jednak tracić wpływ na wybory jednostek. W jednym z ostatnich kazań kard. Dziwisz zwracał się do młodzieży na Wawelu z pytaniem: „Co mamy zrobić, byście tu z nami byli?”

Co sądzisz o metodach ewangelizacji o. Jana Góry (według hasła – „żeby nie było banalnie!”) i o książkach Szymona Hołowni (motto działania – „żeby nie było nudno!”)? Udaje im się docierać do ludzi młodych, do mas?

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych była moda na protoewangelizację za pomocą muzyki rockowej, np. Tomasz Budzyński i Armia śpiewali o Bogu. Jeden z biskupów stwierdził, że to jest miecz Goliata w ręku Dawida. Napisałem parę tekstów na ten temat. To jest krzywda zarówno dla muzyki rockowej, jak i dla chrześcijaństwa. Rock i chrześcijaństwo mają różny przekaz, nie można ich godzić.

Rockman nie może się nawrócić i opowiadać o Bogu po swojemu?

Rock wyrasta z dionizyjskiego doświadczenia ciała, transu, seksualności, oszołomienia.

Prawdziwego rocka już nie ma, wystarczy posłuchać ostatniej płyty Agnieszki Chylińskiej.

Uważam, że istnieje absolutna jedność formy i treści. Jeżeli ktoś robi spektakl, by młodzieży w Kościele nie było nudno, to wchodzi w nie swoją hierarchię wartości – bo uczy, że wartością są konsumpcja i rozrywka (panem et circensens) – i szybko zbierze tego niechciane plony.

O ile dobrze rozumiem, chrześcijaństwo jest z definicji ascetyczne, popkultura jest nieusuwalnie hedonistyczna i nie można ich łączyć?

Tak mi się wydaje. Polski katolicyzm jest jak kamień, który jest wypalany od środka. Z wierzchu wszystko wygląda w porządku, ale treść, substancja w nim zanika. Popkultura – a ściślej: korporacyjny kapitalizm – powoli wypiera religijność i zajmuje jej miejsce.

Kościół woli metaforę skały niż kamienia. Musi nastąpić tąpnięcie?

Niekoniecznie. Może zostać sama skorupa. Polski katolicyzm jest tak skonstruowany (tak się potoczyły jego losy), że jest powierzchowny. Coś jest dobre, gdy wszyscy tak robią. Nie ma motywacji do pracy nad sobą.

To smutna wizja. Mógłbyś wymienić trzy rzeczy, które w największym stopniu zmieniły się w polskiej religijności po 1989 r.?

Moim zdaniem, ludzie traktują dzisiaj religię instrumentalnie, jako środek do obrony przed zagrożeniami. Kiedyś religijność była bardziej bezinteresowna. Po drugie – religijność stała się spektaklem. To religijność gestów, frazesów, słów i krzyży na ścianach. W spektaklu jedynym pozytywem jest tylko to, że nie jest nudny. Antytezą są słowa z Ewangelii – kiedy się modlisz – rób to w odosobnieniu, kiedy pościsz namaść sobie głowę, by nikt nie widział, że ci smutno: sacrum przemawia bowiem w ukryciu. Porządek religii i porządek igrzysk są nieprzystawalne. Po trzecie – staje się cyniczna i konformistyczna. To dwie strony tego samego medalu – jestem religijny ze względu na słuchaczy, widzów, polityczne korzyści.

Dobry chrześcijanin musi być skromnym ascetą?

Człowiek duchowo rozwinięty – obojętnie: chrześcijanin, buddysta, agnostyk czy ateista – nie musi być ascetą, jednak z pewnością nie powinien być niewolnikiem spektaklu.

Bartłomiej Dobroczyński, ur. 1958, dr hab., pracownik naukowy w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się ideą nieświadomości w psychologii, historią polskiej myśli psychologicznej oraz psychoanalizy, nowymi ruchami religijnymi relacjami między sferą duchowości a psychologią, a także popkulturą. Ostatnio opublikował „Kłopoty z duchowością. Szkice z pogranicza psychologii” (Kraków 2009) oraz (wspólnie z Teresą Rzepą) „Historię Polskiej Myśli Psychologicznej” (Warszawa 2009). Współpracownik „Listu” oraz popularnego pisma psychologicznego „Charaktery”.

Małgorzata Bilska, socjolog i pedagog, zajmuje się duchowością ponowoczesną i nowym feminizmem. Publikowała w „Znaku”, „Zeszytach Karmelitańskich”, „Więzi” i „Rzeczpospolitej”. Jest członkiem Centrum Kultury i Dialogu. Mieszka w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polski katolicyzm - kamień wypalany od środka
Komentarze (155)
K
katakumbowy
30 grudnia 2013, 06:05
takie wywiady to masońskie pittu pituu, katolicy mają rozum i nie będą słuchać laickich manipulatorów, żydzi darucie sobie indoktrynację Polaków, wracajta do Izraela
BN
bagaż na tamten świat
20 sierpnia 2011, 20:06
wszystko, co nie jest wieczne - jest niczym
CS
czemuś szedł tak długo ?
20 sierpnia 2011, 15:44
Czekanie na Boga W zimowy wieczór, na kamiennym schodzie,  Na progu kościoła, siedział chłopiec mały. Na przejmującym zbladło liczko chłodzie  I biedne, drobne usta posiniały. Długo się błąkał między zaułkami,  Wreszcie już siły maleństwu nie stało, Usiadł i patrzy smutnymi oczami,  Lecz biedak tłumy obchodził tak mało. Czy to raz jeden w wielkim miasta gwarze  Widzi się dzieci obdarte i smutne ? Pobladłe z głodu albo z zimna twarze, Więc serca nie są miłością rozrzutne. Znalazł się wreszcie ktoś, kto zwrócił oczy  Na biedne dziecię, siedzące u proga.  Podchodzi. Czule spoglądając w oczy, pyta:  "Na kogo czekasz ?" - "Na Boga". "Jak to na Boga ? Nie rozumiem Ciebie".  - "Czekam na Niego, On tu przyjdzie do mnie. Głód zaspokoi lub weźmie do siebie, Bo On dla biednych dobry jest ogromnie. Zabrał już ojca mojego i brata,  A wczoraj matka umierając rzekła, Że Bóg sieroty prowadzi wśród świata.. " I łza perlista z ócz dziecku pociekła. "Więc Bóg tu przyjdzie ? Prawda, dobry panie ?  On mnie nakarmi, da ubranie ciepłe. O, ja na pewno wiem, że to się stanie".   I chłopiec dłonie rozciera zakrzepłe. "Tak" - rzecze cicho wzruszony przechodzień -  "Nikt wsparcia Boga daremno nie czeka. Chodź, będziemy modlić się do Niego codzień,  By dała biednym chleb Jego opieka. Chodź ze mną, zimno nie będzie ci więcej,  Nie będziesz głodny, dam ci matkę drugą". A chłopiec rzecze w prostocie dziecięcej. -  "Więc Bóg cię posłał ? Czemuś szedł tak długo ?"
.
.
20 sierpnia 2011, 14:32
Polacy są słabi teologicznie i mają małą wiedzę religijną spowodowane jest to, że podczas kazań na głownych uroczystościach (Boze Ciało, Z,martwychwstanie Pańskie, Boże Narodzenie, Wniebowzięcie NMP) nie mówi się o pierwiastu religinym, tylko biskupi poruszają kwestie społeczne ekonomiczne i polityczne. Nie służy to umocnieniu wiernym z Kościołem. Powinno się tłumaczyć czytania, uczyć ludzi niedosłownego rozumienia Biblii. Np. błogosławiony, kto się boi Pana. Komuś może się wydać, że chodzi o strach, lęk, podczas gdy mowa o respekcie, szacunku. Nadal bywa kreowany obraz dalekiego bóstwa, a nie Boga Miłości mieszkającego w ludzkim wnętrzu, przemawiającego z głębi serca każdego człowieka.
Z
Zwłaszcza
20 sierpnia 2011, 14:25
w ezoterycznych katedrach gotyckich :-)
K
katolik
20 sierpnia 2011, 13:40
Światło Wiary najjaśniej świeciło w Średniowieczu, następnie zaczęło przygasać. Po wypuszczeniu Lucyfera z piekła w 1864r. ledwo się tliło, a po śmierci Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, zgasło zupełnie. Czy Syn Człowieczy znajdzie jeszcze wiarę na ziemi gdy przyjdzie?
P
Piotr
20 sierpnia 2011, 12:13
Polacy są słabi teologicznie i mają małą wiedzę religijną spowodowane jest to, że podczas kazań na głownych uroczystościach (Boze Ciało, Z,martwychwstanie Pańskie, Boże Narodzenie, Wniebowzięcie NMP) nie mówi się o pierwiastu religinym, tylko biskupi poruszają kwestie społeczne ekonomiczne i polityczne. Nie służy to umocnieniu wiernym z Kościołem. Czas najwyższy żeby kazanie biskupa księdza było czysto religijne. Czesto zastanawiam się czy polscy biskupi mają aż taką małą wieedzę religijną, teologiczną. Pora najwyższa żeby sobie przypomnieli nauczanie Benedykta XVI w warszawskiej katedrze, i odpowiedzili sobie na pytanie do kogo zostali posłani? Po drugie, 96 proc. katolikow w Polsce. Jeśli zostanie wprowadzony podatek od wierzących na kosciól, wtedy by się okazało ile tak naprawdę jest wierzących osób.
:
:-)
19 sierpnia 2011, 23:01
Cieszę się, że znalazłem się w narodzie, w którym dla tak wielu osób liczy się transcendencja. Nie przypadkiem Mickiewicz-Słowacki-Krasiński-Norwid tworzą panteon wieszczów.
I
illbeback
19 sierpnia 2011, 20:55
przypuszczam że "leszek" jest bardzo smutnym człowiekiem :(  w niemal każdej "dyskusji" jaką prowadzi czuje się "oczerniony" , "atakowany", pewny jest tez ze coś mu ktoś "insynuuje"... to może być jakies powazniejsze zaburzenie osobowości...
WI
wiara i czyn
19 sierpnia 2011, 20:44
"Ojczyzno moja matko, polska ziemio! Ślubowanie składam, chyląc siwe skronie, zechciej je wysłuchać i je zechciej przyjąć Matko, moja Polsko, wieczysta w koronie! Ślubuję pamiętać o polskiej historii! Ślubuję ją chronić, by nie skamieniała, tej co z ran rycerskich rodziła się w glorii, i pamiętać o tej, co nam cześć zabrała!"  Lusia Ogińska Z Maryją Królową Polski módlmy się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu.
M
Małgorzata
19 sierpnia 2011, 20:10
być może my Polacy mamy niewielkie pojęcie o samej religii.Jednak powyżej tego leży przekonanie,że Kosmos jest potęgą i tej wiedzy czy wiary w to należy bronić wszelkimi możliwościami. Polska leży w centrum Europy  ma szansę i możliwość obrony wartości europejskich,bez względu na globalizację.
Grażyna Urbaniak
26 lutego 2010, 10:14
Swiecka, czyli według ciebie praca misjonarzy to branża exportowa, a religia to towar. Jakoś mi nie śmieszno.
26 lutego 2010, 09:24
Nowe haslo promocyjne dla naszego kraju: "Religia najlepszym polskim towarem eksportowym". I smiesznie i straszno. Przynajmniej eksport idei, bo na razie to głównie tania siła robocza :)
Grażyna Urbaniak
22 lutego 2010, 14:19
To wam napiszę coś na pociechę: Są przesłanki, by twierdzić, że Siostra Łucja (wizjonerkla z Fatimy) wiedziała coś na temat przyszłych losów Polski... Prorokowała o wielkiej roli naszego Narodu, który nie wyrzeknie się wiary i ocali ją dla zagubionego świat A tu  charyzmatyczny dominikanin - o.Antonello Cadeddu mówi: "Polacy mają ważną misję. Dzięki wam cała Europa wróci do Jezusa. http://www.youtube.com/watch?v=wX0887-4WTE&NR=1
Jadwiga Krywult
22 lutego 2010, 14:08
Tad, katolikiem jest ten, kto w KK został ochrzczony i z KK nie wystąpił. Biskupi raczej nie uznają innej definicji. Można by się zgodzić, że katolikiem jest ten kto się uważa za katolika, ale nie zgodziłabym się, że katolikiem jest tylko ten, kto wg Teda wystarczająco cnotliwie żyje - wtedy jedni wykluczą tych, a drudzy tamtych, przecież zróżnicowanie poglądów wśród katolików jest duże.
Jadwiga Krywult
22 lutego 2010, 13:59
''Quanta Cura'' ani Syllabus Błędów nie są współcześnie obowiązującymi dokumentami, i założę się że doskonale o tym wiesz.Gdzie jest napisane, że przestały obowiązywać ?
L
leszek
9 lutego 2010, 22:32
No tak, nigdy nie dowiem się, skąd posiadasz tę tajemniczą wiedzę o moich motywacjach - ciekawe, czy jest ona równie "skuteczna" w innych przypadkach... Ja nie mam uczuć co do Twoich wypowiedzi - nie odpowiesz mi Ty, odpowiedzą inni albo sam w końcu znajdę odpowiedź. Po prostu nie lubię byc obrażany przez takich napompowanych rycerzyków, którzy swoje sekciarskie obsesje nakładają na innych. I jeśli w końcu nie zaproponujesz jakiejś merytorycznej odpowiedzi na moje wątpliwości (na co właściwie już nie liczę), dalsza dyskusja naturalnie jest bezzasadna i mogłaby być uznana za formę nobilitacji Twoich paranoicznych wypowiedzi. A teraz możesz zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że wyszło na Twoje. Powtarzam to co już wczesniej napisałem: ''Quanta Cura'' ani Syllabus Błędów nie są współcześnie obowiązującymi dokumentami, i założę się że doskonale o tym wiesz. Znaczna część katolików może nawet nie kojarzyć ich istnienia zupełnie tak samo jak wielu innych historycznych dokumentów Kościoła. Pamięć o tych dokumentach odświeżana jest wyłącznie przez osoby rozpaczliwie usiłujące w jakiś sposób dokopać katolikowi w dyskusji i nie widzące już innej możliwości. Jak zapewne również doskonale wiesz, ciągle obowiązujące są dokumenty drugiego Soboru Watykańskiego. Deklaracja o wolności religijnej jest np. pod linkiem: http://www.archidiecezja.lodz.pl/czytelni/sobor/dwr.html I uważam że jest to odpowiedź, ale nadal nie widzę najmniejszego sensu wdawania się w bardziej szczegółową wypowiedź. I utwierdza mnie w tym to co piszesz.
9 lutego 2010, 21:47
A w Twoim przypadku zwyczajnie uznałem, że to nie ma sensu, bo jak już pisałem, nie pytasz aby uzyskać odpowiedź ale aby atakować. I pewnie to Ciebie tak wnerwia, że nie dałem się wciągnąć w Twoje gierki. No tak, nigdy nie dowiem się, skąd posiadasz tę tajemniczą wiedzę o moich motywacjach - ciekawe, czy jest ona równie "skuteczna" w innych przypadkach... Ja nie mam uczuć co do Twoich wypowiedzi - nie odpowiesz mi Ty, odpowiedzą inni albo sam w końcu znajdę odpowiedź. Po prostu nie lubię byc obrażany przez takich napompowanych rycerzyków, którzy swoje sekciarskie obsesje nakładają na innych. I jeśli w końcu nie zaproponujesz jakiejś merytorycznej odpowiedzi na moje wątpliwości (na co właściwie już nie liczę), dalsza dyskusja naturalnie jest bezzasadna i mogłaby być uznana za formę nobilitacji Twoich paranoicznych wypowiedzi. A teraz możesz zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że wyszło na Twoje.
L
leszek
9 lutego 2010, 20:40
Wystarczy gdy nie będziesz zadawał pytań po to aby atakować ale aby uzyskać odpowiedź. Do tej pory nie byłeś w stanie udowodnić, że moje pytanie miało charakter ataku, ale podobno w paranoicznej wizji rzeczywistości każde pytanie może stać się synonimem agresji. I być może stąd to ślepe zacietrzewienie, które w Twojej prostej wizji ma być jakąś pokraczną obroną Kościoła. Ależ ja nawet nie próbowałem tego dowodzić! Nie zamierzałem i nie zamierzam! Podałem jedynie krótkie uzasadnienie dlaczego tak uważam, ale to nie miał być żaden dowód ani jego namiastka. I nie były to żadne próby obrony Kościoła! Bronić Kościoła to usiłowałem tłumacząc i odpowiadając na pytania. A w Twoim przypadku zwyczajnie uznałem, że to nie ma sensu, bo jak już pisałem, nie pytasz aby uzyskać odpowiedź ale aby atakować. I pewnie to Ciebie tak wnerwia, że nie dałem się wciągnąć w Twoje gierki.
9 lutego 2010, 20:19
Nie mam absolutnie żadnych problemów z odnoszeniem się do tego co nazywasz meritum sprawy. Po prostu, w pewnych sytuacjach, np. takich jak ta, zwyczajnie nie widzę sensu aby się odnosić. I miałem rację skoro sam przyznajesz że Twoje złośliwości odczytuję prawidłowo i bezbłędnie. Widzę, że masz problemy nie tylko z merytoryką (kolejna wypowiedź poza meritum), ale też z logicznym myśleniem: moje złośliwości były słuszną reakcją na Twój niesprawiedliwy atak na mnie. I również - jak pewnie udało Ci się zauważyć - nie szczędzę ich sobie także w tym poście. Wystarczy gdy nie będziesz zadawał pytań po to aby atakować ale aby uzyskać odpowiedź. Do tej pory nie byłeś w stanie udowodnić, że moje pytanie miało charakter ataku, ale podobno w paranoicznej wizji rzeczywistości każde pytanie może stać się synonimem agresji. I być może stąd to ślepe zacietrzewienie, które w Twojej prostej wizji ma być jakąś pokraczną obroną Kościoła.
L
leszek
9 lutego 2010, 18:05
@leszek Nadal nie rozumiem, dlaczego w ten sposób oceniłeś intencje mojego pytania o Piusa IX. Chociaż wyraźnie masz problemy z odniesieniem się do meritum sprawy, moje złośliwości odczytujesz prawidłowo i bezbłędnie. Jeśli chcesz sobie ich na przyszłość oszczędzić, po prostu przestań wypowiadać się w tym wątku. Nie lubię nadstawiać drugiego policzka przed impertynencją osoby o mentalności sekciarza. Nie mam absolutnie żadnych problemów z odnoszeniem się do tego co nazywasz meritum sprawy. Po prostu, w pewnych sytuacjach, np. takich jak ta, zwyczajnie nie widzę sensu aby się odnosić. I miałem rację skoro sam przyznajesz że Twoje złośliwości odczytuję prawidłowo i bezbłędnie. Ale nie rób sobie złudzeń na przyszłość. Nie wypowiadam się tutaj dla zyskania poklasku czy aby się dowartościować. I ani Twoje ani roberta.kozuchowskiego ani niczyje inne złosliwości nie są w stanie spowodować że zamilknę. Policzka nadstawiać nie musisz, nie chodzi mi o to aby kogokolwiek obrażać. Wystarczy gdy nie będziesz zadawał pytań po to aby atakować ale aby uzyskać odpowiedź.
L
leszek
9 lutego 2010, 17:46
Drogi "leszku" nie angażuje się w dyskusje z Tobą zgodnie z Pismem. Wydaje mi się, że potrzebujesz, co najmniej modlitwy o uwolnienie. Niemniej komentarze nie oddaja osobowość, to moge sie mylić. Ale pycha wcale nie jest "pycha." Ja nie mówiłem że nie angazujesz się w dyskusje ze mną ale że nie angazujesz się w jakiekolwiek dyskusje merytoryczne.
9 lutego 2010, 17:43
@leszek Nadal nie rozumiem, dlaczego w ten sposób oceniłeś intencje mojego pytania o Piusa IX. Chociaż wyraźnie masz problemy z odniesieniem się do meritum sprawy, moje złośliwości odczytujesz prawidłowo i bezbłędnie. Jeśli chcesz sobie ich na przyszłość oszczędzić, po prostu przestań wypowiadać się w tym wątku. Nie lubię nadstawiać drugiego policzka przed impertynencją osoby o mentalności sekciarza.
RK
Robert Kożuchowski
9 lutego 2010, 17:30
Drogi "leszku" nie angażuje się w dyskusje z Tobą zgodnie z Pismem. Wydaje mi się, że potrzebujesz, co najmniej modlitwy o uwolnienie. Niemniej komentarze nie oddaja osobowość, to moge sie mylić. Ale pycha wcale nie jest "pycha."
L
leszek
9 lutego 2010, 17:23
"bracie_robocie" na komentarze "leszka" Jezus raczej napisałby "Milcz!" Myślę, że wiesz do czego zmierzam robercie.kozuchowski... jeśli uważasz że błędnie oceniłem intencje brata_robota, to dlaczego zamiast udzielić mu odpowiedzi na jego pytania swoją wypowiedź sprowadzasz do obrażania mnie? Zauważam, że tego typu wypowiedzi są charakterystyczne dla Ciebie... Albo błaznujesz usiłując zabłysnąć albo oczerniasz oponentów, ale nie angażujesz się merytorycznie...
RK
Robert Kożuchowski
9 lutego 2010, 16:30
"bracie_robocie" na komentarze "leszka" Jezus raczej napisałby "Milcz!" Myślę, że wiesz do czego zmierzam
L
leszek
9 lutego 2010, 16:18
@leszek Źle odczytałeś moje intencje. Nie wiedziałem o tym, że te deklaracje są nieobowiązujące - wydawało mi się, że to, co ustalił Pius IX i opisał jako uniwersalne i na pewno nie tymczasowe, nadal zobowiązuje katolików? Jeśli nie, chciałbym się dowiedzieć, jak wygląda sprawa ważności tego typu dokumentów. Czy Sobów Watykański je odwołuje - ergo ustala, że wypowiedzi Piusa IX miały błędny charakter? Zwyczajnie Ci nie wierzę bracie_robocie. Nikt nie jest aż tak głupi. Przegiąłeś w udawaniu świętego naiwnego. Nie ma w tym odrobiny złośliwości - ale rozumiem, że nadanie moim pytaniom złośliwego charakteru może być wygodne w dyskusji. Ufam jednak, że to nie sposób na uniknięcie merytorycznych odpowiedzi, a tylko zbyt emocjonalna lub gwałtowna reakcja. A że sprawa jest dla mnie ważna, liczę w tym temacie na wsparcie czytelników Deonu. Stąd to pytanie. No proszę... insynuacja że wygodniej jest mi pisać o złośliwości niż odpowiadać... Jak chcesz to możesz tak uznać, jest mi to obojętne... Nie mam najmniejszego zamiaru atakować Kościoła. W moim pytaniu nie było żadnych obraźliwych słów ani żadnych sugestii. Staram się zgłębiać społeczną naukę Kościoła i po kwestiach związanych z etyką seksualną ten element nauczania (wymiar publiczny/obywatelski katolicyzmu) jest dla mnie jak najbardziej interesujący. Pozdrawiam. Ależ tak, oczywiscie! Żadnych obraźliwych słów nie było! A czy ja twierdziłem inaczej?!? Trzeba wyjątkowej perfidii aby w ten sposób pisać... nie wierzę aby ktokolwiek był aż tak głupi żeby tak pisać, bo aby tak pisać sama głupota nie wystarczyłaby...
9 lutego 2010, 14:52
@leszek Źle odczytałeś moje intencje. Nie wiedziałem o tym, że te deklaracje są nieobowiązujące - wydawało mi się, że to, co ustalił Pius IX i opisał jako uniwersalne i na pewno nie tymczasowe, nadal zobowiązuje katolików? Jeśli nie, chciałbym się dowiedzieć, jak wygląda sprawa ważności tego typu dokumentów. Czy Sobów Watykański je odwołuje - ergo ustala, że wypowiedzi Piusa IX miały błędny charakter? Nie ma w tym odrobiny złośliwości - ale rozumiem, że nadanie moim pytaniom złośliwego charakteru może być wygodne w dyskusji. Ufam jednak, że to nie sposób na uniknięcie merytorycznych odpowiedzi, a tylko zbyt emocjonalna lub gwałtowna reakcja. A że sprawa jest dla mnie ważna, liczę w tym temacie na wsparcie czytelników Deonu. Stąd to pytanie. Nie mam najmniejszego zamiaru atakować Kościoła. W moim pytaniu nie było żadnych obraźliwych słów ani żadnych sugestii. Staram się zgłębiać społeczną naukę Kościoła i po kwestiach związanych z etyką seksualną ten element nauczania (wymiar publiczny/obywatelski katolicyzmu) jest dla mnie jak najbardziej interesujący. Pozdrawiam.
Grażyna Urbaniak
9 lutego 2010, 14:47
To trzeba im tam wysłać pana Dobroszewskiego dla uzdrowienia sytuacji.
L
leszek
9 lutego 2010, 14:27
No to porównajcie sobie nasz katolicyzm z amerykańskim: http://www.bibula.com/?p=18114 A niby w jaki sposób mam to porównać? Nie napisałaś ani słowa o tym katolicyzmie amerykańskim. Takie posty wycinałbym od razu jako nic nie warty spam. Autorce/autorowi prędzej chodzi o lansowanie jakiejś kolejnej nawiedzonej strony o odchyłach betonowo-nacjonalistycznych niż o ten rzekomy ich amerykański katolicyzm.
S
siostra
9 lutego 2010, 13:42
No to porównajcie sobie nasz katolicyzm z amerykańskim: http://www.bibula.com/?p=18114
L
leszek
9 lutego 2010, 13:37
Czy encyklika "Quanta Cura" Piusa IX nadal jest obowiązującym katolików dokumentem? A Syllabus Błędów? Skoro porządny katolik nie może uznawać, że "Każdy człowiek ma swobodę wyboru i wyznawania religii, którą przy pomocy światła rozumu uzna za prawdziwą", musi odrzucić tezę, że "w wypadku konfliktu ustaw dwóch władz, prawo świeckie ma pierwszeństwo" - jak może być dobrym obywatelem współczesnego państwa, gwarantującego rozdział kościoła od państwa i wolność wyznania i sumienia? bracie_robocie, czytując Ciebie czasem zastanawiałem się kim jesteś, bo czasem wydawało mi się że masz krytyczne podejście gdyż szukasz prawdy, a czasem odnosiłem wrażenie że jednak Tobie nie chodzi o prawdę, a o to by tutaj namieszać i opluć Kościół. W tej chwili, biorąc pod uwagę sposób i kontekst Twojej w/w wypowiedzi nie mam już jednak najmniejszych wątpliwości że chodzi o to drugie... a szkoda... A odpowiadając merytorycznie... Zajrzyj sobie najpierw do mojej dzisiejszej wypowiedzi z godz. 09:43:30, tam masz wytłumaczone na czym polegał problem. ''Quanta Cura'' ani Syllabus Błędów nie są współcześnie obowiązującymi dokumentami, i założę się że doskonale o tym wiesz. Znaczna część katolików może nawet nie kojarzyć ich istnienia zupełnie tak samo jak wielu innych historycznych dokumentów Kościoła. Pamięć o tych dokumentach odświeżana jest wyłącznie przez osoby rozpaczliwie usiłujące w jakiś sposób dokopać katolikowi w dyskusji i nie widzące już innej możliwości. Jak zapewne również doskonale wiesz, ciągle obowiązujące są dokumenty drugiego Soboru Watykańskiego. Deklaracja o wolności religijnej jest np. pod linkiem: http://www.archidiecezja.lodz.pl/czytelni/sobor/dwr.html Nie wdaję się w bardziej szczegółową odpowiedź bo uważam że to nie miałoby sensu.
9 lutego 2010, 11:39
Czy encyklika "Quanta Cura" Piusa IX nadal jest obowiązującym katolików dokumentem? A Syllabus Błędów? Skoro porządny katolik nie może uznawać, że "Każdy człowiek ma swobodę wyboru i wyznawania religii, którą przy pomocy światła rozumu uzna za prawdziwą", musi odrzucić tezę, że "w wypadku konfliktu ustaw dwóch władz, prawo świeckie ma pierwszeństwo" - jak może być dobrym obywatelem współczesnego państwa, gwarantującego rozdział kościoła od państwa i wolność wyznania i sumienia?
L
leszek
9 lutego 2010, 10:16
Przepraszam za post ktory nie jest poprawny teologicznie chodzi mi ze oprocz tego co zostalo napisane pod natchnieniem mamy tez Tradycje. Nauczanie Chrystusa wynika ze Strego Testamentu a Tradycja Koscioła wynika z nauk Chrystusa. W tym sensie mowilem o tym jak o filarach poniewaz nie wszystkie sprawy ze Starego Testamentu zostały powtórzone w Nowym Testamencie. Jednak Misja Chrystusa była przede wszystkim misją Miłośći - Boga będącego czystą Miłością [2 przykazania Miłości]. To nie kwestia poprawności teologicznej a merytorycznej. Można mieć poglądy niepoprawnie teologicznie ale poprawne merytorycznie, a Ty choć zapewne chciałeś napisać poprawnie teologicznie napisałeś niepoprawnie merytorycznie. I dalej brniesz scretch Z tym paleniem na stosie to była ironia - czytaj Kosciół mieszal sie w nauke i uznawal za jej arbitra co jest prawda a co nie. Nie da się sensownie prowadzić dyskusji jesli ktoś zamiast argumentować rzuca bezsensowne stwierdzenia a potem kwituje to z rozbrajającą szczerością że to tylko ironia... Współczesnym odczytywaniem Nauki Chrystusa pod wpływem Ducha Świętego - czyli jesli mamy do czynienia z Duchem Świetym to Kosciół nie powinien popełniac błędów w sprawach nauki? Jak na razie to nic nie zrozumiałeś :-( Kościół nie zajmuje się nauką! Kościół zajmuje się tym co się wiąże z naszym zbawieniem! Błędem było/jest wypowiadanie się przez Kościół w kwestiach naukowych. Klasycznym już chyba przykładem jest kwestia stworzenia świata. Błędem było upieranie się że Biblia opisuje JAK (w sensie naukowym) odbyło się stworzenie świata i człowieka. Biblia wszystkich tych wyznan jest tworzona na bazie tych samych tekstow  - tylko tlumaczenie wykonane inaczej - w duchu kazdego z nich A więc nawet nie wiesz na czym polegają różnice... Pytanie wiec brzmi w jakich sprawach zwiazanych z nauka Kosciol moze zabierac glos? To zależy co rozumiesz przez naukę i co to wg Ciebie znaczy 'związanych z nauką'
L
leszek
9 lutego 2010, 10:03
 Poglądem naukowym czy religijnym jest teza o istnieniu zycia od poczecia? Oczywiście że naukowym! A jakżeś to wymyslił że religijnym?!?
L
leszek
9 lutego 2010, 09:58
 Pius XII (1939–1958), przemawiając w 1952 r. na kongresie medycznym zwrócił uwagę, że pacjent nie jest absolutnym panem swego ciała: „Nie ma więc prawa narażać swej integralności fizycznej i psychicznej w imię medycznych poszukiwań, jeżeli mogą one narażać go na szkodę i poważne ubytki” - początki transplantologii. Taka wypowiedź ze strony papieza byla niejednoznaczna jesli chodzi o poparcie transplantologii 1954 – pierwsze przeszczepienie nerki pomiedzy bracmi blizniakami A ty scratch uważasz że możesz wystawić swoje ciało na medyczne poszukiwania nawet gdyby miało go to narażać na szkodę i poważne ubytki? Zdziwię się jak odpowiesz że tak, ale przyjmę to do wiadomości. Łudzę się jedynie że jednak uznasz zasadność stanowiska przeciwnego. Dziwię się jednak że gdy powiedziałeś o negatywnym stanowisku KK względem transplantacji i poproszono Cię o podanie tego przykładów, to jako przykład takiego negatywnego stanowiska podałeś stwierdzenie w którym wcale nie ma mowy o transplantologii i które jak sam stwierdzasz było niejednoznaczne względem transplantologii. To ma to być przykład/dowód negatywnego stanowiska?!? Ale odpowiem Ci w ten sposób: - miałeś podać przykład stanowiska Kościoła, a zacytowałeś jakąś wypowiedź Papieża... nie widzisz różnicy? - miałeś podać przykład negatywnego stanowiska wobec transplantologii, a podałeś wypowiedź w której jest negatywna wypowiedź o szkodliwych eksperymentach medycznych ale nie ma słowa o transplantologii... nie widzisz różnicy pomiędzy szkodliwymi eksperymentami medycznymi a transplantacjami? nie widzisz różnicy pomiędzy negatywnym stanowiskiem względem transplantologii a negatywnym stanowiskiem względem czegokolwiek?
L
leszek
9 lutego 2010, 09:43
cd. Oczywiście , że zdarzały się w historii Kościoła różne wpadki . Dla mnie najbardziej tragiczne czasy przeżył KK kiedy władza religijna była połączona z władzą polityczną; papież był jednocześnie władcą politycznym ,noszonym w lektyce, ponieważ musiał być wyżej niż reszta członków Kościoła, podobnie było z kardynałami i innymi hierarchami Kościoła. Wówczas często mieszano sprawy polityczne i religijne tak , że już nie było wiadomo co nadrzędne a co nie, co czemu służyło religia polityce czy na odwrót. KK jednak bardzo się zmienił i nie wydaje mi się by teraz np.: próbowano spalić na stosie kogoś za odkrycia naukowe. Tak ,że zamiast ciągle wypominać stare dzieje bardziej owocna jest próba zastanowienia czy możliwy jest powrót tych błędów. Ja uważam ,że nie. Generalnie zgadzam się z tym co napisałeś tad, ale jdno uzupełnienie. Jesli spojrzeć na to obiektywnie to trudno uznać że sojusz ołtarza z tronem był błędem Koscioła. To czasy były takie że W SPOŁECZEŃSTWIE nie rozdzielano spraw świeckich i religijnych. Albo ktoś był władcą i miał władzę albo nie, a jeśli miał władzę to była to władza całościowa. Religia władcy była religią obowiązującą poddanych. A odstępca religijny nie był tylko odstępcą religijnym ale bardzo niebezpiecznym przestępcą politycznym! Odstępca religijny dokonywał zamachu na obowiązującą władzę i władcę! On śmiał podnosić rękę na obowiązujący system społeczno-polityczny! I dlatego był ścigany i karany! Jedyną realną władzą była władza oparta na przemocy, a więc władza zbrojna, władza świecka. I Kosciół jeśli chciał nie tylko istnieć ale i jeszcze funkcjonować to musiał jakoś brać udział w tej władzy. Wpadką Kościoła nie było więc to że brał udział w tej władzy (w okresie gdy to było konieczne), ale że zdarzało mu się mylić sprawy świeckie z religijnymi. Drugą wpadką Kościołą było to, że gdy udział we władzy przestawał jużbyć konieczny, to Kościołowi było trudno się z nią rozstać. Do dziś zresztą ludzie Kościoła mają ciągoty aby z włądzy świeckiej robić swoje narzędzie do religijnych celów. To świat się zmienił i dziś już Kosciół generalnie nie ma potrzeby sprawować władzy świeckiej aby istnieć i działać, a więc Kościół wycofał się z władzy świeckiej.
Robert
9 lutego 2010, 00:35
 Zamiast wynika wstawcie "jest spójna z" - wszystko RAZEM tworzy jedna całość... Miałem na mysli to ze Kosciol musial sie dostosowywac do zmieniajacych sie warunkow i postep cywilizacji nastepowal po zapisaniu ostatniego z Listów Apostolskich tak wiec Jezus i Apostolowie nie mogli sie wypowiadac np na temat czy Katolikom wolno latac samolotem...
Robert
9 lutego 2010, 00:31
Przepraszam za post ktory nie jest poprawny teologicznie chodzi mi ze oprocz tego co zostalo napisane pod natchnieniem mamy tez Tradycje. Nauczanie Chrystusa wynika ze Strego Testamentu a Tradycja Koscioła wynika z nauk Chrystusa. W tym sensie mowilem o tym jak o filarach poniewaz nie wszystkie sprawy ze Starego Testamentu zostały powtórzone w Nowym Testamencie. Jednak Misja Chrystusa była przede wszystkim misją Miłośći - Boga będącego czystą Miłością [2 przykazania Miłości]. Z tym paleniem na stosie to była ironia - czytaj Kosciół mieszal sie w nauke i uznawal za jej arbitra co jest prawda a co nie. Współczesnym odczytywaniem Nauki Chrystusa pod wpływem Ducha Świętego - czyli jesli mamy do czynienia z Duchem Świetym to Kosciół nie powinien popełniac błędów w sprawach nauki? Biblia wszystkich tych wyznan jest tworzona na bazie tych samych tekstow  - tylko tlumaczenie wykonane inaczej - w duchu kazdego z nich Pytanie wiec brzmi w jakich sprawach zwiazanych z nauka Kosciol moze zabierac glos?
Robert
9 lutego 2010, 00:17
 Poglądem naukowym czy religijnym jest teza o istnieniu zycia od poczecia?
Robert
9 lutego 2010, 00:13
 Pius XII (1939–1958), przemawiając w 1952 r. na kongresie medycznym zwrócił uwagę, że pacjent nie jest absolutnym panem swego ciała: „Nie ma więc prawa narażać swej integralności fizycznej i psychicznej w imię medycznych poszukiwań, jeżeli mogą one narażać go na szkodę i poważne ubytki” - początki transplantologii. Taka wypowiedź ze strony papieza byla niejednoznaczna jesli chodzi o poparcie transplantologii 1954 – pierwsze przeszczepienie nerki pomiedzy bracmi blizniakami
L
leszek
9 lutego 2010, 00:11
Owszem zaś Ty Bracie ze mamy trzy filary Wiary i Chrystus ze Swoją nauką jest jedynie jednym z nich. Mianowicie Stary Testament, Nowy Testament i Tradycja czyli to co Kościół podaje do wierzenia. scretch, coś Ci się pomyliło! Albo 'tylko' nie znasz katolicyzmu albo wręcz nie jesteś katolikiem! Nie ma żadnych trzech filarów wiary! Piszesz tak jaby Jezus był czymś osobnym i nie związanym z Biblią, a Biblia była bytem nie związanym z Jezusem! Jest jeden filar naszej wiary, jest nim Naucznie Apostolskie, zwane Depozytem Wiary, i jest ono zawarte w Pismie Świętym i Tradycji, rozumianych jako coś nierozłącznego. Cały czas rozbijamy się o najnowsze wyzwania nauki moralnej Kościoła o których Chrystus ani Stare Przymierze nie wspominało. Tak więc są one jedynie interpretacją w duchu Ewangelii i Starego Testamentu dokonanej przez Kościół. Nieprawda! W duchu Pisma Świętego ORAZ Tradycji! Tak aby wyrażały ducha Nauki Chrystusa! Chwała Najwyzszemu ze nie oglaszanej jako nieomylna - wszak warto pamietac ze sprawa transplantacji nie zawsze byla popierana przez Kosciol. Nalezy przede wszystkim rozróżniać naukę moralną oraz praktyczne stosowanie tych nauk. Nauka moralna jest wiec wynikiem glosowania omylnych biskupow. Znowuż nieprawda! Nauka moralna nie jest wynikiem głosowania ale współczesnym odczytywaniem Nauki Chrystusa przez biskupów pod wpływem Ducha Świętego! Fakt ze wiek XX byl wiekiem ogromnego postepu a co sie z tym wiazalo wielu dylematow sprawil ze zdarzaly sie "gafy" jak chocby ta wymieniona. Tak wiec przypominam ze mamy do czynienia z INTERPRETACJA słów Boga i przeniesieniem ogolnej Jego mysli na konkretne nowe wyzwania naszych czasow. Nieprawda! To co nazwałeś gafami pojawia się gdy Kościół zabiera głos tam gdzie nie powinien! Majac jedna Biblie wiele Kosciolow dochodzi do roznych wnioskow... A czy Ty widziałeś choć raz w życiu Biblię protestanta, katolika i jehowity?!? To była jedna i ta sama Biblia?!? Rozwój nauki czesto powodował wstepny sprzeciw Kościoła - w koncu i galileusz trafil przed sad koscielny za obrazoburcza teorie Kopernika... Owszem, ale to jest przykład błędu który pojawia się gdy Kościół zaczynał orzekać co jest prawdą z tych badań a co nie jest! Sam Chrystus sprzeciwial sie tezie ze ziemia krazy wokol slonca i uwazal ze kazdego kto tak twierdzi trzeba spalic... A to skąd wytrzasnąłeś?!? Kościół przyznajac ze popełniał błędy - a pontyfikat Papieza Polaka zawieral wiele przeprosin i zlagodzen stanowiska Kosciola np poparcia niektorych dzialan medycznych- przyznaje ze nie musi miec racji w tym co podaje do wierzenia i jedynym PEWNIKIEM jest to co mowi Bog w Pismie Swietym Nieprawda! Kosciół przyznając że popełniał błędy robił to w pewnych okolicznościach. Kościół nie odwoływał swojego nauczania dotyczącego Depozytu Wiary! Kościół przyznawał że błędem było wchodzenie w zakres kompetencji nauki i wyrażanie poglądów naukowych jako religijnych!
T
tad
8 lutego 2010, 23:53
cd. Oczywiście , że zdarzały się w historii Kościoła różne wpadki . Dla mnie najbardziej tragiczne czasy przeżył KK kiedy władza religijna była połączona z władzą polityczną; papież był jednocześnie władcą politycznym ,noszonym w lektyce, ponieważ musiał być wyżej niż reszta członków Kościoła, podobnie było z kardynałami i innymi hierarchami Kościoła. Wówczas często mieszano sprawy polityczne i religijne tak , że już nie było wiadomo co nadrzędne a co nie, co czemu służyło religia polityce czy na odwrót. KK jednak bardzo się zmienił i nie wydaje mi się by teraz np.: próbowano spalić na stosie kogoś za odkrycia naukowe. Tak ,że zamiast ciągle wypominać stare dzieje bardziej owocna jest próba zastanowienia czy możliwy jest powrót tych błędów. Ja uważam ,że nie. A teraz do szczegółów. W świetle tego co napisałem muszę stwierdzić , że nie znam, żadnego oficjalnego dokumentu KK który by zabraniał transplantacji. Być może pojawiły się jakieś głosy, ja ich nie znam , ale to nie znaczy, że nie były, ale sądzę , że były to indywidualne opinie , które każdej żywej istocie wolno wygłaszać . Inna sprawa czy te opinie są mądre i czy rzeczywiście wyrażają wolę Bożą. Trudno bez pewnego dystansu i namysłu popierać każdą nowinkę. Łatwo wtedy popełnić błędy. Gdy się odpowiada za miliard ludzi tym bardziej trzeba się zastanowić na postawą w stosunku do tych nowych rozwiązań. Natomiast nie przychodzi mi jakiś dramatyczny przykład z ostatnich 100 lat, który by wskazywał na to, że nauczanie KK nie zdało egzaminu. Jeżeli pomożesz mi taki przykład sobie przypomnieć możemy dalej owocnie podyskutować , Bracie.
T
tad
8 lutego 2010, 23:51
Scratch bracie, Nie ma tradycji Starego i Nowego Testamentu poza Chrystusem. Można uznawać tylko Stary Testament, ale wtedy nie stoi się na gruncie chrześcijaństwa. Stary Testament interpretujemy z perspektywy Nowego Testamentu a ten jest nauczaniem Chrystusa i w ten sposób Nowy i Stary Testament stanowią w pewnym sensie jedno. Religia żydowska nie uznaje Jezusa Chrystusa a więc Nowego Testamentu i w ten sposób inaczej interpretuje treść Starego testamentu. Z tego powodu są to dwie różne religie a nie jedna. Można wybrać jedną z nich. Tradycja , która nie jest zgodna z nauczaniem Jezusa nie jest tradycją akceptowalną dla chrześcijan. Ona coś dopowiada do treści nauczania, jest pewnym naddatkiem, ale nigdy nie może zaprzeczyć nauce Jezusa, bo wtedy byłaby tradycją ale nie KK. To tyle jeśli chodzi o filary. Chyba muszę zaznaczyć , że prezentuję moje podejście a nie nauczam Cię. To tak na wszelki wypadek gdy by to brzmiało jak pouczanie.
Robert
8 lutego 2010, 23:33
 A fanatykiem nazwę osobę która po formacji zamyka się na swiat zewnetrzny, jedynym jej swiatem staje sie Wspolnota i ktora z obiektywnego punktu widzenia nauki wymaga pomocy lekarza psychiatry albo psychoterapii. Pojecie tego typu fanatyka zostalo poruszone w tym wątku - "ludzie ktorzy potem trafiaja do psychiatry."
Robert
8 lutego 2010, 23:03
 Ad vocem Tad Scratch, Nie wiem o czym mówisz. Czy mógłbyś mi napisać kto to jest fanatyk? Czy jeżeli większość uzna, że np. :rozwody są dozwolone to Kościół ma je uznać, ponieważ my wszyscy stanowimy Kościół. Zapomniałeś Bracie, że wszystkie ważne nakazy katolicyzmu pochodzą od Jezusa Chrystusa i moralności katolickiej nie ustala się przez głosowanie. Owszem zaś Ty Bracie ze mamy trzy filary Wiary i Chrystus ze Swoją nauką jest jedynie jednym z nich. Mianowicie Stary Testament, Nowy Testament i Tradycja czyli to co Kościół podaje do wierzenia. Cały czas rozbijamy się o najnowsze wyzwania nauki moralnej Kościoła o których Chrystus ani Stare Przymierze nie wspominało. Tak więc są one jedynie interpretacją w duchu Ewangelii i Starego Testamentu dokonanej przez Kościół. Chwała Najwyzszemu ze nie oglaszanej jako nieomylna - wszak warto pamietac ze sprawa transplantacji nie zawsze byla popierana przez Kosciol. Nauka moralna jest wiec wynikiem glosowania omylnych biskupow. Fakt ze wiek XX byl wiekiem ogromnego postepu a co sie z tym wiazalo wielu dylematow sprawil ze zdarzaly sie "gafy" jak chocby ta wymieniona. Tak wiec przypominam ze mamy do czynienia z INTERPRETACJA słów Boga i przeniesieniem ogolnej Jego mysli na konkretne nowe wyzwania naszych czasow. Majac jedna Biblie wiele Kosciolow dochodzi do roznych wnioskow... Rozwój nauki czesto powodował wstepny sprzeciw Kościoła - w koncu i galileusz trafil przed sad koscielny za obrazoburcza teorie Kopernika... Sam Chrystus sprzeciwial sie tezie ze ziemia krazy wokol slonca i uwazal ze kazdego kto tak twierdzi trzeba spalic... Kościół przyznajac ze popełniał błędy - a pontyfikat Papieza Polaka zawieral wiele przeprosin i zlagodzen stanowiska Kosciola np poparcia niektorych dzialan medycznych- przyznaje ze nie musi miec racji w tym co podaje do wierzenia i jedynym PEWNIKIEM jest to co mowi Bog w Pismie Swietym
RK
Robert Kożuchowski
8 lutego 2010, 20:18
Fakty są takie, wróciłem z pogrzebu mojego Proboszcza, nie piszę świetej pamięci, bo i wierni i kapłani mówią, że natychmiast trafił do Domu Ojca. Jedna Msza była w mojej Parafii, druga w rodzinnej. Jeśli Kościół Katolicki ma się w Polsce słabo, to ja w jakim ja kraju byłem? Rzesze ludzi, rzesze rozmodlonych Polaków, starych i młodych.
Grażyna Urbaniak
8 lutego 2010, 14:05
http://www.youtube.com/watch?v=wX0887-4WTE&NR=1 Tu charyzmatyczny dominikanin - o.Antonello Cadeddu mówi: "Polacy mają ważną misję. Dzięki wam cała Europa wróci do Jezusa.
T
tad
8 lutego 2010, 12:09
Artykuł mi się nie podoba, bo jest jednostronny, a przez to nie służy rozeznaniu sprawy, lecz tworzeniu stereotypów. Gdy autor wyraża taką opinię , cytuję: „ Tu zaryzykuję twierdzenie mocno niepopularne: Polacy poza katolicyzmem nie mają żadnej innej tożsamości. Właściwie nie ma czegoś takiego jak polskość, która byłaby oderwana od katolicyzmu. Mają rację ci, którzy, jak prezydent Kaczyński, mówią: Polak to ten, kto stoi pod krzyżem, katolik. Tylko że, według mnie, to fatalnie.” To zamyka mi usta . Jesteśmy zbyt daleko. Co to ma wspólnego z rozeznaniem rzeczywistości. To jest osobista deklaracja ,że fatalnie , ze Polak łączy swoją tożsamość z religią katolicką.To wierdzenie udaje odkrycie naukowe, czyli obiektywną prawdę. Proszę zauważyć autor, nie byle kto tylko dr hab. formułuje twierdzenie. Ilu ludzi rozróżnia twierdzenie od hipotezy? Potem te nieznośne uogólnienia. Gdyby to był artykuł dziennikarza , to co innego. Artykuł w gazecie może wyostrzać celowo pewne problemy, ale wypowiedź uczonego musi być OBIEKTYWNA, ZNIUANSOWANA. Jest przecież różnica między uprawianiem nauki a uprawianiem dziennikarstwa. Chyba , że ktoś tego nie rozumie. Jeszcze raz powtórzę. Zła diagnoza nie sprzyja poprawie sytuacji, lecz ją pogarsza. Przesadna krytyka na ogół nie prowadzi do poprawy .
Jurek
8 lutego 2010, 11:16
Powtórzę za ojcem Wójtowiczem, żeby gdzies nie zaginęło w chałasie :) Bogu niech będą dzięki za Kościół w Polsce, który rodzi tak wspaniałe owoce świętośći. No i nasladujmy takie przykłady, a będzie coraz lepiej w Kościele i w polskim społeczeństwie.
8 lutego 2010, 10:32
Salome. Zgoda - i myślę, że na tych obojętnych Kościół cały czas czeka z utęsknieniem.
Grażyna Urbaniak
8 lutego 2010, 10:18
Mocna, syn marnotrawny, kiedy trwonił majątek - też nie widział problemu, ale jednak nie przestał być oczekiwanym z tęsknotą synem.
8 lutego 2010, 10:06
Dlatego śmieszą mnie ciągłe zarzuty - "tylu ich katolików, a wcale nie są święci" Salome - nie grzeszność jest tu zarzutem, ale obojętność. Gdybyż problem polegał na tym, że ludzie grzeszą, ale żałują. niestety problem w tym, że ci liczni, ochrzczeni katolicy żyją wbrew wierze i nie widzą problemu. 
Grażyna Urbaniak
8 lutego 2010, 09:19
Trafiłeś w sedno robercie! Niektórym jest potrzebne pojeść strąków ze świńskiego koryta, żeby docenili dom ojca. Bóg każdego prowadzi inną drogą. Istnieje takie pojęcie "błogosławiona wina". Dlatego śmieszą mnie ciągłe zarzuty - "tylu ich katolików, a wcale nie są święci"
RK
Robert Kożuchowski
8 lutego 2010, 09:08
Wiara, jeśli nie prowadzi ku miłoście do Boga i do drugiego człowieka ( ale według wzorca miłości danej nam przez Jezusa), staje się wierzeniem. Sądzeni będziemy z bezinteresownej miłości. Kto z nas zna stan serca drugiej osoby, która pozornie jest "słabym katolikiem" lub katolikiem pozornie nie jest? Kto wie, czy czasowe odejście od Kościoła nie drogą do zbawienia takiej osoby?
8 lutego 2010, 08:57
tad, odnoszę wrażenie, że nie różnimy tak bardzo się w oglądzie rzeczywistości. Nie bez powodu przecież chciałbyś stosować bardziej wymagające kryteria dla nazwania kogoś katolikiem. Dobrze jest widzieć oba zjawiska - zaangażowaną część wierzących i niestety mierny ogół. W to się wpisuje nasza wcześniejsza wymiana zdań, czy ten mierny ogół zaliczyć do katolików czy nie. Czy wystarczy chrzest (i wtedy zaliczyć), czy też chcemy wymagać czegoś więcej i wtedy tych nieznających zasad wiary, lub nieuznających ich w praktyce - odrzucimy. I zostaniemy pewnie z owymi 11% w ruchach plus kilkoma procentami niezrzeszonych. Stereotypy, które w rozmowie się pojawiają nie wzięły się z przypadku. Widzę ich potwierdzenie na każdym kroku. W moim miejscu pracy otaczają mnie ludzie deklarujący się jako katolicy, ale doradzanie rozwodu, chodzenie do wróżek i tym podobne historie są na porządku dziennym. W poprzednim miejscu pracy było podobnie. Bardziej ogólną ilustrację problemu mogą dać centra handlowe, tętniące życiem w każdą niedzielę. Pan Dobroczyński nie uzwględnił w swojej wypowiedzi tych, no niech będzie - 20% - świadomych, zaangażowanych wiernych. Ale pozostałą większość zcharakteryzował, jak mi się wydaje, dość trafnie.  
Grażyna Urbaniak
8 lutego 2010, 08:13
Proszę bardzo essey - zgłaszam do konkursu na sianie nienawiści żydowskie święto Purim. Małe dzieci są tam zachęcane do wyzwisk i agresji. Biją i wieszają kukłę Hamana.
E
essy
7 lutego 2010, 23:50
Ojcze Marku, przytoczenie przykładów nie jest przekonujące. Mogłabym przytoczyć o wiele więcej negatywnych przykładów- nawet nie chodzi tylko o ludzi, którzy są katolikmi "od święta" ale o zaangażowanych katolików, a przynajmniej za takich się uważających. Jak już wcześniej pisałam uważam, że w polskim Kościele jest ogromny problem z życiem na co dzień Ewangelią, zwłaszcza w zakresie relacji z bliźnimi. Szkoda, że duchowni tak rzadko zwracają na to uwagę. A swoją dogą- tak wszystkich zabolało, że w artykule dokonano uogólnień, ale to przecież powszechna praktyka w polskim społeczeństwie- ocenianie i ogólnianie. Szkoda, że ani Ojciec, ani żaden inny ksiądz nigdy nie reaguje kiedy to innych- przykładowo wyznawców innych religii ocenia się w taki sposób, na zasadzie odpowiedzianośći zbiorowej: "bo oni.... " . Wtedy jest wszystko OK, byleby tylko na nas nic nie mówili, byleby katolików nie obrażali. A może ktoś zaproponuje jakiś tytuł nie tylko dla obrażająych księży i katolików, ale dla każdego siejącego nienawiść-byłoby to naprawdę ładnie.
T
tad
7 lutego 2010, 22:39
@mocna, Przepraszam Cię , ale przesadzasz z tym , że dla polaków JPII to kremówki, a religia to paciorek itd. Piszesz o stereotypach. Na stereotypach nie da się zbudować porządnej wiedzy o społeczeństwie. Ponieważ stereotypy zawsze są przesadą. Zauważ także , że sama sobie zaprzeczasz. W Poście z 5.02 piszesz, że w Polsce w ruchach i wspólnotach katolickich jest zaangażowanych około 3 mln ludzi. W Polsce jest ponad 38 mln. Jeżeli od tego odejmiemy około 4 mln ludzi powyżej 63 roku życia (ponieważ Ci są mniej aktywni co nie oznacza , że prymitywni religijnie), około 7 mln ludzi w wieku od 0-15 lat, to mamy razem 38 mln – 4mln – 7 mln = 27 mln. Z tej liczby 3 mln to jest około 11% aktywnych religijnie i można założyć o dużej świadomości religijnej. Przecież to nie jest źle. Coś mi się wydaje, że różnice nasze w spojrzeniu na Polaków stosunek do wiary polega na maksymalizmie oczekiwań jednych, a być może minimalizmie drugich. Obawiam się ,że nie doczekamy czasów kiedy 100% Polaków będzie się legitymizowało wiarą na najwyższym poziomie, nie sądzę też aby gdziekolwiek wystąpiło O % ludzi wierzących. Tego nawet w Rosji za komuny nie było. Uważam , że nie ma sensu skupianie się jedynie na tych, którzy z różnych powodów za bardzo świadomi religijnie i zdyscyplinowani nie są. A zresztą co my robimy aby było lepiej? Narzekać każdy potrafi. Narzekanie nie ma nic wspólnego z prawdziwą nauką.
o. Marek Wójtowicz SJ
7 lutego 2010, 22:34
Jak piękny i życiodajny jest polski katolicyzm, wystarczy zobaczyć tylu ludzi mądlących się na nocnych czuwaniach w Łagiewnikach czy w bazylice N. Serca Pana Jezusa w Krakowie. Wystarczy odwiedzić Przytulisko na Malborskiej w Krakowie, gdzie świete Siostry Albertynki ratują człowieczeństwo i godność dziecka Bożego kobiet o trudnych życiorysach; wystarczy spotkać tam pana Roberta Wyroda, aktora, który od 15 lat spotyka się na modlitwie i refleksji z paniami, by im pomóc. Wystarczy w tych dniach odwiedzić panią Irenę Koch z Warszawy, która zorganizowała zimowisko dla niewidomych i niepełnosprawnych z Warszawy. Pamagają jej studenci i p. Wanda, emerytowana nauczycielka. Bogu niech będą dzięki za Kościół w Polsce, który rodzi tak wspaniałe owoce świętośći. No i nasladujmy takie przykłady, a będzie coraz lepiej w Kościele i w polskim społeczeństwie.
T
tad
7 lutego 2010, 22:09
Szanowna Pani Profesor, Znajomość badań nad szeroko rozumianymi zmianami kulturowymi, nie oznacza , że jest Pani specjalistką w bardzo wyspecjalizowanej dziedzinie badań nad religijnością. Trudno znać się na wszystkim nawet jak się ma tytuł naukowy, tego ostatniego szczerze gratuluję. A teraz ja proszę aby Pani była łaskawa przeczytać ze zrozumieniem swój ostatni wpis , poddać go analizie naukowej jak dalece jest on związany z kulturą. Serdecznie pozdrawiam, Niedouczony student tad
7 lutego 2010, 21:18
salome: Jezus zachęcał do wiary otwartej jak u dzieci, ale nie do infantylizmu. "Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce." (Hymn o miłości) Nam czas się wyzbyć tego co dziecięce i wypłynąć w końcu na głebię (vide dzisiejsza ewangelia). U mnie w parafii ksiądz przytaczał z tej okazji słowa z listu "Novo Millennio Ineunte": przed Kościołem otwiera się nowy etap drogi, rozbrzmiewa w naszych sercach echo słów, jakimi pewnego dnia Jezus, skończywszy przemawiać do tłumów z łodzi Szymona, wezwał Apostoła, aby «wypłynął na głębię» na połów ryb: Duc in altum (Łk 5, 4). Piotr i jego pierwsi towarzysze zaufali słowu Chrystusa i zarzucili sieci. «Skoro to uczynili, zagarnęli (...) wielkie mnóstwo ryb» (Łk 5, 6). Kościół w Polsce bardzo potrzebuje tego wypłynięcia na głębię. Wystarczy porozmawiać z księżmi, którzy właśnie zakończyli, lub kończą wizyty duszpasterskiee. Ogólny poziom religijności w Polsce jest bardzo płytki. Powierzchowny. Słyszałam to z ust niejednego księdza. Modlitwa to paciorek, spowiedź i komunia to raz w roku, a Jan Paweł II to kremówki w Wadowicach. Stereotypy, nie biorą się znikąd. Ten ogół wiernych w Polsce to są praktykujący niewierzący. Niestety. To co jest faktyczną nadzieją - to ruchy katolickie, które zrzeszają osoby szukające czegoś więcej. I na szczęście te ruchy są bardzo żywe.
RK
Robert Kożuchowski
7 lutego 2010, 20:57
Dobrej nocy, z Panem Bogiem wszystkim.
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 20:45
Już się dzisiaj dosyć napunktowałam. A jeszcze będzie pewnie niejedna okazja do tego. A i bez mojego punktowania się przekonasz za jakiś czas.
7 lutego 2010, 20:42
OK , juz się robi bracie robocie! A więc twierdzę, ze polski katolicyzm jest zieloną, żywą odroślą na zmurszałym Kościele Europy. a jakieś argumenty? może wypunktowane?:)
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 20:39
OK , juz się robi bracie robocie! A więc twierdzę, ze polski katolicyzm jest zieloną, żywą odroślą na zmurszałym Kościele Europy.
7 lutego 2010, 20:36
Może moglibyśmy wrócić do tematu?
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 20:35
Swiecka - dzięki, że zarzucasz mi infantylizm. Jezus życzył sobie, żebyśmy się stali jako dzieci.
Krzysztof Pachocki
7 lutego 2010, 19:18
To jest rezygnacja z wolności w zamian za pewnego rodzaju poczucie (często złudne) bezpieczeństwa, czy też komfortu. Ale miałem się już zamknąć. Przepraszam.
RK
Robert Kożuchowski
7 lutego 2010, 18:46
Franciszkańska duchowość dla osób świeckich jest w  FZŚ, tylko tu jest ostatecznie profesja wieczysta. Wolność to także wybór przyjmowania i wybór posłuszeństwa.
Jurek
7 lutego 2010, 17:48
zirex, WŻCh oparate jest o duchowość ignacjańską. Ta duchowość mi odpowiada bo bardzo mocno integruje życie duchowe z tym ziemskim. Ja niedawno odkryłem piękno modlitwy brewiazowej (brewiaż dla świeckoch). Wiem, że parę osób z mojej wspólnoty tez odmawia, ale nie jest to wymóg. Robak50, nie chcę wypowiadać się na temat innych wspólnot. Moja wspólnota korzystała z odnowy w przypadku Chrztu w Duchu św. (wylanie Ducha św) To co pamiętam z czasów studenckich za dużo dla mnie było w tych wspólnotach postawione na emocje. Ale w kościele mamy bogactwo różnych charyzmatów, formacji więc tylko brać i korzystać.
Krzysztof Pachocki
7 lutego 2010, 17:36
JurkuS, chodzi mi o Neokatechumenat (rok chodzilem), Odnowę w Duchu św. po której ludzie lądują u psychiatrów, innych duszpasterstw nie znam. Mam też kolegę, który chodzi na spotkania LPR i tam szuka sojuszników w walce z bezbożnym światem. Nie potępiam, chodzi mi tylko o to, że katolicyzm to wolność i nie może się zamieniać w kastowość. Trezba żyć tu i teraz, w tym świecie. I już nie będę tu ględził.
Z
zirex
7 lutego 2010, 16:47
JurekS, mam pytanie. Czy w WŻCh praktykujecie czytanie brewiarza codzienne w rodzinach? Chodzi mi czy to jest zalecane, czy wymagane przez wspólnotę, czy też jest pozostawione do decyzji każdego, zgodnie z Katechizmem?
RK
Robert Kożuchowski
7 lutego 2010, 16:38
Wspólnota dobra rzecz. Często ktoś nie może znaleźć swojej wspólnoty, bo niewłaściwie rozpoczyna swoje szukanie. Najpierw trzeba samego siebie odnaleźć.
Jurek
7 lutego 2010, 16:24
Robak50, ja mam 49 lat. We wspólnocie WŻCh jest od 28 lat. I współczuje twoim znajomym, którzy uciekli do wspólnot. Moższ powiedziec co to za wspólnoty? Wiem, że są osoby nieporadne życiowo i takie wspólnoty są miejcem ucieczki. Ale często są miejscem nowych narodzin. Dlaczego piszesz o nich "wzorowi katolicy" a nie wzorowi katolicy? Moze zaproś ich tutaj, zeby się wypowiedzieli na temat swojego katolicyzmu.
T
tad
7 lutego 2010, 16:07
@Salome, Po prostu różnimy się, ale skutki jak już pisałem przyjęcia definicji katolika są ogromnie ważne. Nie można wbrew woli człowieka narzucać mu kim on jest . Bóg nie po to ludziom dał wolność aby inni jej nie szanowali. Co jest warta narzucona wiara. Czy Ty naprawdę myślisz że Bóg by się do tego zniżył. Wymuszał na nas wiarę w siebie i miłość. W historii to robili tylko ludzie, nie Bóg. Jeżeli ktoś nie chce być katolikiem, kompletnie się z tą religią nie identyfikuje,nie zna jej zasad, nie modli się, np.: morduje katolików, nigdy nie przystępuje do spowiedzi i komunii, księdza po kolędzie jak dzwoni do drzwi ,wyzywa, to po co, jaka ważna przyczyna stoi za tym aby się upierać się, że i tak jest katolikiem. Czy Czeczot wyszydzający księży twierdzący, że pedofilia jest niższym sakramentem kapłańskim to też katolik , bo ochrzczony? Czy taka definicja katolika przynosi nam zaszczyt? To ma być sposób na podniesienie autorytetu katolicyzmu? Ksiądz, gdy chrzci dziecko wymaga aby rodzice chrzestni się wyspowiadali, jakoś wtedy nie wystarcza , żeby pokazali dokument, że są ochrzczeni. Jak myślisz dlaczego? Jak myślisz co sądzi ksiądz po kolędzie, wyrzucony za drzwi przez „katolika”? Że to katolik. Nie rozumiem tego uporu. To nie ma nic wspólnego z możliwością powrotu do Kościoła. To jasne. Każdy nawet największy grzesznik jak twierdzi nasza wiara, może wrócić na łono Kościoła, dzięki męcę Jezusa Chrystusa, aczkolwiek wyjątkowość grzechu przeciwko Duchowi Świętemu stawia tu ograniczenia. Wrócić oznacza, że niekoniecznie cały czas tam jest. Jeżeli tyle postów na ten temat piszę i to ciągle nie jest czytelne to oznacza , że nie mam daru przekonywania i już więcej ani słowa na ten temat nie napiszę.
T
tad
7 lutego 2010, 15:43
@Salome, Strasznie Cię przepraszam pomyliłem Twego posta z Mocną. Wybacz. @Swiecka Przepraszam, rzeczywiście nie natknąłem się na fragment w którym byś oceniała wyżej katolicyzm zachodni niż polski. Takie głosy były ale tego nie zauważyłem u Ciebie. Sprawdziłem. Dziwi mnie natomiast dalej Twoja admiracja dla tego kiepskiego tekstu. Facet prawie na samym początku pisze, że to fatalnie , że naszą tożsamość wyznacza katolicyzm, a TY w swoim poście pięknie opisałaś tego przyczyny. Ty świetnie rozumiesz, on nie, ale to on ma rację i pisze świetny tekst. Może podoba Ci się, ze względów wychowawczych potępianie wszystkich w czambuł, aby nimi wstrząsnąć , ale efekt jest odwrotny. Kłamliwe diagnozy raczej choroby ( o ile istnieje) nie wyleczą. Zapewne jest jakiś powód, poza łatwowiernością, że bezgranicznie ufasz dr hab. Zapewne, jeżeli to nie jest łatwość ulegania autorytetom, Twoje wsparcie podyktowane jest znajomością licznych badań na omawiany temat, które potwierdzają wnioski autora. Jednocześnie mam nadzieję , że nie są to publikacje z Przekroju, Polityki, Onet.pl, Gazety Wyborczej i tym podobnych wiarygodnych źródeł. Jeżeli nie znasz osobiście takich badań…to......
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 15:30
Tad, tu akurat zgodzę się z mocną, że podłość nie wyklucza z Koscioła. I każdy, kto został w nim ochrzczony, jest katolikiem, nawet gdyby w dalekiej krainie wyjadał strąki ze świńskiego koryta. Jeśli tylko zechce wrócić, może się czuć w Kościele jak u siebie.
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 13:59
Cóż, skoro "przenikliwy naukowiec" nie zauważył, to pewnie w Waszym imieniu dopowiem, że są w Polsce miliony ludzi, którzy stwierdzą, że są katolikami bo: 1. Jezus zechciał dotknąć ich serca, i teraz mogą powiedzieć "Mój miły jest mój, a ja jestem jego". Do tej grupy zaliczam ojców Jezuitów, i dziwię się, że nie protestują, że wnikliwa analiza ich pominęła. 2. Bo tak ich wychowano w domu. Tę postawę  bardzo często się deprecjonuje a nawet wyszydza. A przecież to piękne cnoty - zachować wiarę ojców i kulltywować rodzinną tradycję. Trzeba dużej dojrzłości, żeby oprzeć się modnym nowinkom nachalnie lansowanym przez media. 3. Z obu powyższych powodów. I jestem pewna, że większość katolików odnajdzie sie w wymienionych grupach, a "naukowiec" w ogóle ich nie zauważył.
Krzysztof Pachocki
7 lutego 2010, 13:42
Ciągnąca się dyskusja nad tym artykułem, świadczy o tym, że autor poruszył czułą strunę. Gdyby był to stek bzdur, nie doczekałby się żadnego komentarza. Nie wiem ile macie lat. Ja mam 50. Moi rówieśnicy, ktorzy mają po 4, 5 dzieci i uchodzą za "wzorowych katolików" męczą sie okrutnie w nowej rzeczywistości. Uciekają do jakichś wspólnot - gett i tam się nawzajem pocieszają, "ewangelizują" i utwierdzają w swojej świętości poklepując po plecach. Pokolenie o 10 lat młodsze, dynamiczne, przedsiębiorcze, z dużych miast ma już Kosciół gdzieś, żyje po swojemu, samodzielnie,  choć choinkę jeszcze ubiera. Tak wygląda obecny polski katolicyzm. Żadna awangarda. Kler ma się dobrze i żyje w swoim świecie oderwanym od rzeczywistości.
7 lutego 2010, 13:28
@jurek ale właśnie starałem się pokazać, że nie zawsze tak się da...
Jurek
7 lutego 2010, 13:21
Swiecka, dziekuję za Twoją wypowiedź w poscie 2010-02-07 11:34:10. Rozumiem, że pisząc to patrzysz pozytywnie na to zjawisko. W artykule niestety jest to przedstawione z wydźwiekiem negatywnym i stąd moje oburzenie. Co do prymasa Glempa. Ja w tym czasie byłem na strajku okupacyjnym Politechniki Lubelskiej. I też wtedy oczekiwaliśmy grzmiącego głosu prymasa. A o powiedział. Dzisiaj cena jednej głowy jest bardzo niska. Nie bardzo chcieliśmy to przyjmować do świadomości. Ale z perspektywy czasu chylę czoła przed postawą prymasa. Tak na marginesie, Swiecka. Myślę, że gdybyśmy usiedli przy kawie doszlibyśmy do wielu wspólnych konkluzji. Twoje zdanie: Nie mozna wydarzen w skali macro interpretowac przez pryzmat jednostkowego doswiadczenia. Próbuję przekonywać o tym gdzie tylko mogę, ale nawet i tutaj jego logika przez niektórych nie jest uznawana.
7 lutego 2010, 13:19
@swiecka - to nie byla krytyka, raczej przedstawienie innego punktu widzenia. Przyznasz też, że trudno poglądy/działania Glempa lub papieża Grzegorza XVI sprowadzać do jednostkowego wymiaru, prawda? Skoro "legalny" papież Grzegorz wydaje bullę potępiającą powstanie listopadowe, ergo Kościół potępia powstanie listopadowe, tak? Bardzo łatwo sprowadzić sprawę to kilku jednostek, które nie były w porządku. Ale tym przypadku to chyba błąd. Swoją drogą, dużo pewnie zależy od języka opisu: kiedy mówi się, że 10 proc. kleru kolaborowało z władzami komunistycznymi (współpracowało z tajnymi służbami) - to dużo zależy już od nas, czy zinterpretujemy to 10 proc. jako margines czy wyraźną część. Ale akurat o tym dyskusji bym nie chciał tu rozwijać, żeby nie otwierać kolejnego wątku w i tak już rozbudowanej debacie. pozdrawiam
T
tad
7 lutego 2010, 12:51
cd. W tej dyskusji niektórzy się pogubili , ponieważ nie przyjęli jasnych kryteriów kto jest katolikiem. Formalistyczne podejście pozwala nawet największe szuje uznać za katolików ( tak Salome) i co się dziwić, że taki obraz , kompletnie bezsensowny sobie tworzymy. Nawiasem mówiąc chrzest nie jest aktem wstąpienia do Kościoła , to skutek uboczny, po prostu zapisanie w księgach kościelnych. Najważniejszym efektem Chrztu Św. jest uwolnienie człowieka od grzechu pierworodnego. Tak więc są tacy w tej dyskusji , którzy inne kryterium katolickości przyjmują dla Zachodu a inne dla Polski i co im wychodzi? Ano Polscy katole to pijacy, złodzieje, oszuści, natomiast Zachodni to wierni , gorliwi katolicy. A przecież jest zupełnie normalne, że w każdym społeczeństwie w stosunku do każdej idei są jej gorliwi wyznawcy, mniej gorliwi, tacy, których ona zupełnie nie interesuje i jej przeciwnicy. Dla mnie jest to kiepski i bałamutny wywiad i nic tu nie pomogą Twoje zachwyty Swiecka, Twoje zachwyty nad Zachodnią wiarą również. Nie tylko Ty się zetknęłaś z Zachodem.
T
tad
7 lutego 2010, 12:48
@ Swiecka i trochę Salome Jak pamiętasz entuzjastycznie wyrażałem się o Twoim pomyśle w sprawie Chama-katofoba, ale tu się z Tobą całkowicie nie zgadzam. Wybacz. Artykuł jest nieprofesjonalny, nie oparty na badaniach socjologicznych. To widać. Zobacz ile tam jest konkretów , a ile mało efektownych, podszytych stereotypami twierdzeń. Te tezy, które zacytował dr hab. słyszę ciągle od wrogów katolicyzmu jako zarzuty. Stawiasz niczym nie potwierdzona tezę, że dr hab. po przeprowadzeniu setek badań, analizie tysiąca innych, kilkunastoletnich przemyśleniach oświeca nas. Psycholog ma bardzo ograniczone pojęcie o procesach społecznych, gdyby się skupił na socjologii byłby kiepskim psychologiem. Następnie nie przyjmujesz do wiadomości udowodnionych faktów , mianowicie co roku w trzecią niedzielę października odbywa się liczenie , w całej Polsce ,osób, które uczestniczą we mszy św. Już podawałem, że średnio około 50% Polaków w nich uczestniczy, przy czym w dużych miastach około 30% na wsiach więcej. Wmawianie, że wszyscy Polacy są katolikami powoduje niepotrzebne nieporozumienia. Właśnie dlatego wychodzą takie dziwolągi, że ktoś pisze że na Zachodzi jest mniej katolików ale są lepsi, gorliwsi. Więc przeczytaj sobie dane o Francji , czy Twojej Kanadzie. Bardzo duża ilość ludzi deklaruje tam, że wierzy w Boga ( o ile się nie mylę około70%) a do kościoła chodzi i spełnia powinności religijne niecałe 10%. Jasne?
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 12:13
Swiecka, ja dobrze znam historię. Ale oczekuje odpowiedzi na pytanie.Z którego powodu wyłuszczonego przez "przenikliwego naukowca" ty jestes katoliczką? 1/ bo masz problemy z określeniem własnej tożsamości 2/ z powodu presji, konformizmu i lęku przed ostracyzmem 3/ bo jesteś lękliwa , niepewna i niedostosowana w realiach transformacji 4/ bo wyznajesz przednowoczesne wartości, typowe dla krajów słabo rozwiniętych 5/ bo potrzebujesz pozytywnej grupy odniesienia i odcięcia się od negatywnej grupy odniesienia 6/ bo jeseś niewolnikiem spektaklu, żeby nie było nudno
7 lutego 2010, 11:50
@Świecka Podobną interpretację rol Kościoła w utrzymaniu polskości zaproponował Roman Dmowski, sam mający dość duże problemy z wiarą, ale widząc w katolicyzmie siłę. przestrzeń, system integrujący naród i wyróżniający go spoza "obcych". Na ile dziś taka interpretacja byłaby poprawna, to już temat na kolejny wątek obszernej dyskusji. co do pronarodwej roli Kościoła jako przestrzeni utrzymania ducha narodu - tutaj jak wszędzie trzeba zobaczyć pewne szarości: już w gronie zdrajców Targowicy był biskup (Ignacy Jakub Massalski, powieszony w czasie insurekcji kościuszkowskiej w Warszawie w czerwcu 1794 r), sam Kościół krytycznie też wypowiadał się na temat powstań narodowych (papież Grzegorz XVI oficjalnie potępił powstanie listopadowe, co stało się też inspiracją do krytyki stosunku papiestwa do sprawy niepodległości polski, jaką przedstawił Słowacki), pełna szarości jest także choćby postawa Glempa w stanie wojennym (i jego stosunek do Popiełuszki i polityki Jana Pawła wobec Solidarności: To prawda, między papieżem i prymasem występowały różnice: ten pierwszy nie zrezygnował z popierania "Solidarności", ten drugi w nią nie wierzył. Ale papież na każdym kroku wychwalał kardynała Glempa i słał mu z Rzymu słowa poparcia" - opisuje Jan Żaryn. <a href="http://bit.ly/91OwsY">bit.ly/91OwsY</a>). Sprawa jest jednak złożona, generalizacja zamazuje jednak wiele szarości, które dla poznania prawdy są przecież niezbędne.
G
Gog
7 lutego 2010, 11:27
Swiecka. Przepraszam, ale patrzysz w moje oczy i chciałabyś widzieć katolika-psa. Zawsze wierny, patrzący w oczy pana, daje michę czy kijem obija - potulny. Zawsze pójdzie trop w trop za panem, zawsze dobrze odgaduje jego potrzeby. Ja jestem człowiek. Ja całymi latami trzymałem się daleko od Boga. Nie miałem ochoty Go naśladować. Jedno nawet z pozoru błache zdarzenie przestawi człowieka 0 180 stopni. Dziś oceniam sie jako praktykujący, dobry katolik, który co nieco rozumie i stara sie byc lepszym.  I dziś na tym forum są ludzie, którzy stwierdzą, że jestem diabła wart i co najgorsze będą mieli  rację.  Bo człowiek nie pies, i w ciągu krutkiego okresu może byc diametralnie odmienny, pomijając reakcje wynikające z jego osobowości z zasady wogóle nieczytelne dla otoczenia. Popatrz na mnie .... jak na swego psa.... z miłością Swiecka z miłością. Odnosząc się do artykułu proponuję zaproś dr. Dobroczyńskiego na swą farmę.
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 10:20
Swiecka, nie uchylaj się od odpowiedzi na pytanie. Z którego "naukowego" powodu ty jesteś katoliczką: 1/ bo masz problemy z określeniem własnej tożsamości 2/ z powodu presji, konformizmu i lęku przed ostracyzmem 3/ bo jesteś lękliwa , niepewna i niedostosowana w realiach transformacji 4/ bo wyznajesz przednowoczesne wartości, typowe dla krajów słabo rozwiniętych 5/ bo potrzebujesz pozytywnej grupy odniesienia i odcięcia się od negatywnej grupy odniesienia 6/ bo jeseś niewolnikiem spektaklu, żeby nie było nudno
Jurek
7 lutego 2010, 09:23
Swiecka, ten arykuł jest fałszywy i szkodliwy bo udezra w podstawy bycia Polakiem tu i teraz. Choćby to zdanie, które juz wcześniej cytowałem: Właściwie nie ma czegoś takiego jak polskość, która byłaby oderwana od katolicyzmu. Ten artykuł jest przemieszaniem takich własnie tez z tezami, z którymi ja się zgadzam. Ale jest tak zamącony, że mówi nam: Oderwij się od tego koścoła, co będziesz słuchał biskupów, księży (i do tgo pedofilów, kapitalistów, rozpustników). Bądź nowoczesnym katolikiem. Dlaczego RM jest tak wściekle atakowane, były nawet próby wciągnięcia (na szczęście nie udane) w to struktur kościoła. Bo mówi bądź wierny Chrystusowi, bądź wierny swoim korzeniom bo tylko wtedy ochronisz swoja tożsamość.Ten artykuł chociaz dotyka niewątpliwych problemów to pokazuje je w zafałszowanym świetle i stawia kłamliwe tezy. Masz rację Swiecka, że to, że w sondażach Tusk ma tak duże poparcie to patologia. Takie głosy wypowiadają juz nawet niektórzy publicyści. Ale to jest między innymi skutek urabiania mózgów społeczeństwa przez lata i bynajmniej nie w dobrej intencji odbudowy kościoła Polskiego, ale jego zniszczenia. Podałas przykład z latarniami. A dlaczego nie podasz ilu jest księży, zakonników i zakonnic w Polsce, a ilu z nich sprzeniewierzyło się drodze powołania? Tylko, ze tytaj uogólnienia robi się na niekorzyść Kościoła. Uderz w pasterza, a rozproszą się owce. Jeżeli będzie więcej zaufania do Kościoła to i społeczeństwo może wyjdzie ze swojej shizofrenii. Tylko pytanie, komu tak naprawdę na tym zależy?
Grażyna Urbaniak
7 lutego 2010, 00:22
Swiecka, artykuł tak cię zachwycił swoją przenikliwością, więc pytam ciebie i innych forumowiczów, którzy deklarują się jako katolicy. Kto zgodnie z tezą autora jest katolikiem, 1/ bo ma problemy z określeniem własnej tożsamości 2/ z powodu presji, konformizmu i lęku przed ostracyzmem 3/ bo jest lękliwy , niepewny i niedostosowany w realiach transformacji 4/ bo wyznaje przednowoczesne wartości, typowe dla krajów słabo rozwiniętych 5/ bo potrzebuje pozytywnej grupy odniesienia i odcięcia się od negatywnej grupy odniesienia 6/ bo jest niewolnikiem spektaklu, żeby nie było nudno
J
joan
6 lutego 2010, 22:47
Salome, nikt nie miał pretensji, że polscy katolicy nie są święci. Chodzi o to, że sposród tych ponad 96% bardzo dużo, to ludzie, którzy wymuszają udzielenie chrztu i innych Sakramentów i przeklinają księdza, że się czepia, czy chodzą do kościoła. W Polsce chrzest, I Komunia czy ślub albo uczestniczenie w katechezie szkolnej to dla wielu tradycja albo strach przed napiętnowaniem społecznym. Inny problem to nacisk na praktyki pobożnościowe, przy jednoczesnym braku przełożenia wiary na codzienne życie, w tym też relacje z bliźnimi. Niestety, ale również na forach katolickich jest to widoczne. Mnie osobiście często aż trudno o poczucie wspólnoty z współwyznawcami. I naprawdę uważam, że nie ma żadnego uzasadnienia dla poczucia wyższości polskich katolików nad innymi. Salome, Jurku: "Nadzieja i awangarda Europy"? Mocno przesadziliście. Myślę, że byłoby z korzyścią jednak przyjrzeć się katolikom z Zachodu- można wiele dobego się nauczyć.
6 lutego 2010, 21:06
Ciągle trawją próby rozmiękczenia kościoła w Polsce, próby rodzielenia duchowieństwa od wiernych. Moim zdaniem bariera między duchowieństwem a wiernymi to fakt. Czy wiesz może, kto miałby owe próby zmiękczenia Kościoła realizować? Zakłada to istnienie jakiejś jednostkowej albo kolektywnej woli o wielkich wpływach. Więc kim są wg. Ciebie owi ONI?
BK
Błażej Klisz
6 lutego 2010, 20:48
 Ciekawy wywiad, zdecydowanie warto było przeczytać!
Jurek
6 lutego 2010, 20:01
salome, tad, to jest właśnie to. Papież Jan Paweł II wołał: musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni tego od was nie wymagali. Ciągle trawją próby rozmiękczenia kościoła w Polsce, próby rodzielenia duchowieństwa od wiernych. Widzimy to i będziemy o tym mówić. Kościół Chrystusowy jest piekny, a takim jest Kościół w Polsce. Powtórzę za salome: Kłamstwem jest, że trwamy w Kościele, bo jesteśmy niezaradni, bojaźliwi i zacofani. Przeciwnie - jesteśmy szansą, nadzieją i awangardą Europy.
G
Gog
6 lutego 2010, 18:26
Salome... wrzeczy samej. Wypalony od środka jest prof. Dobroczyński
Grażyna Urbaniak
6 lutego 2010, 18:18
A więc, skoro dyskusja zamknięta, czas na konkluzję: Polski katolicyzm jest piękny. Wcale nie jest "pomysłem Wyszyńskiego". Kształtował się przez wieki, i pięknie nam się udał - jest masowy, maryjny, ostentacyjny. Nie dał się wstydliwie czy bojaźliwie zamknąć w czterech ścianach domu. Czy jest ludowy? Raczej narodowy. Wielu zarzuca nam, że nie jesteśmy święci. A kto jest? Czy oni są? My przynajmniej nie "wyrzucamy na śmietnik" poczucia winy. Czujemy się winni, gdy grzeszymy i prosimy o przebaczenie w konfesjonale. Jezus powiedział, że "krolestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło". Otóż przepowiednie mówią, że własnie polski katolicyzm będzie tym zaczynem ponownej chrystianizacji Europy. Kłamstwem jest, że trwamy w Kościele, bo jesteśmy niezaradni, bojaźliwi i zacofani. Przeciwnie - jesteśmy szansą, nadzieją i awangardą Europy.
6 lutego 2010, 17:09
tad, to prawda, że to co napisałam to ujęcie formalistyczne. Jednak taki już jest skutek chrztu - włączenie do Kościoła. Idąc za Twoją definicją - katolik to ten, któy przyjmuje zasady katolicyzmu, musielibyśmy dokonać bardzo ostrego cięcia - bo za katolików musielibyśmy uznać, tych, którzy te zasady przyjmują. I tu już byśmy "pogłowie" potencjalnych katolików zmniejszyli radykalnie na jednej z podstawowych zasad - że Kościół Katolicki ma depozyt wiary i należy uznawać nauczanie magisterium (nawet jeśli się go nie rozumie, czy nie poznało).
T
tad
6 lutego 2010, 16:43
Mocna, To jest zbyt formalistyczne ujęcie. W ten sposób katolikami mogliby być Hitler, Stalin itp. kreatury. Katolikiem jest , przynajmniej ja takie rozumienie przyjmuję, kto przyjmuje zasady katolicyzmu, tzn. wiarę katolicką i stara się bardzo te zasady respektować. Oczywiście jestem w pełni świadomy grzeszności człowieka, ale dla mnie katolik tę winę przyjmuje i stara się unikać , ze względu na miłość Boga i bliźnich, czynów zabronionych. Chrzest jest dla człowieka szansą, jednakże byłoby coś niegodnego ( i to nam właśnie zarzucają ateiści) gdyby był przymusem. Chrzest uwalnia nas od grzechu pierworodnego, ale nie zapewnia zbawienia. Nawet sam Bóg ludzi do niczego nie przymusza, szanując w nas swój największy dar , czyli wolność. Zresztą bez wolności nie ma winy a więc i grzechu. Ale wracając do sprawy, skoro Bóg nie przymusza człowieka, tym bardziej nie możemy zgodzić się na sytuację w której chrzest decyduje, że człowiek jest katolikiem obojętnie czy tego chce czy nie. Bycie katolikiem jest zaszczytem i trzeba o to się starać a nie przymusem. Masz rację tylko w jednej sytuacji, mianowicie, gdyby bycie katolikiem było kategorią statystyczną tak jak np.: bycie kobietą/mężczyzną, pracownikiem fizycznym, umysłowym itd.czyli niezależną od woli człowieka. Natomiast w innym przypadku nie można przyjąć, że katolikiem jest się jak chłopem przypisanym do ziemi. To ubliża katolicyzmowi.
A
Aura
6 lutego 2010, 15:15
"przeginamy" raz w jedną raz w drugą stronę nie szukamy rozwiązania, tylko głupich waśni o głupie nazywanie
RK
Robert Kożuchowski
6 lutego 2010, 15:12
Kto obraża Biskupa, obraża Chrystusa. Dla swojego dobra "robak50", opamiętaj się.
Krzysztof Pachocki
6 lutego 2010, 14:24
Biskupi są słabi, grzeszni, głupi, ślepi? Salome, opamiętaj się.
Grażyna Urbaniak
6 lutego 2010, 14:08
Przede wszystkim, nie dajmy się wmanewrować w pokrętną retorykę (częto tu spotykaną): "tylu w Polsce się deklaruje jako katolicy, a wcale nie są święci". Hola! Święci będą w niebie, a na ziemi Kościół tworzą zwykli ludzie - słabi i grzeszni ,głupi i ślepi. Jeśli ktoś się deklaruje jako katolik, to nie mówi, że jest święty, tylko że wyznaje pewen system wartości, do którego mozolnie, potykając się i upadając, podąża.
RK
Robert Kożuchowski
6 lutego 2010, 13:41
"scretch" cytujesz Ap 3,15. Zimny- ateizm-szczere uznanie, że Boga nie ma. Gorący-wiara,Bóg jest. Letni- agnostycyzm.
Krzysztof Pachocki
6 lutego 2010, 13:32
Dla mnie katolik, to ktoś taki, którego nieustannie gryzą wyrzuty sumienia, że nie jest święty.
6 lutego 2010, 13:15
tad: najogólniej jadnak, katolikiem jest każdy, kto przyjął chrzest w Kościele Katolickim, chyba, że dokonał aktu apostazji. I nawet jeśli dokonał aktu apostazji, dalej jest mocą chrztu włączony w Kościół. W tym sensie, do policzenia katolików w Polsce wystarczą statystyki parafialne o liczbie chrztów. Od tej liczby można odjąć niewielki odsetek apostatów. Jednym z polskich problemów jest pochopne udzielanie chrztu, będące często rzucaniem pereł przed wieprze. Wydaje mi się, że nowego członka Kościoła powinien do Kościoła ktoś wierzący wprowadzać. W przypadku dziecka - wierzący rodzic. Stąd też dobrze by było, gdyby ksiądz udzielający chrztu porozmawiał wpierw z rodzicami dziecka, właśnie na temat wiary, na tematy duchowe i dopiero w swoim sumienu zadecydował o chrzcie. Chrzest nie jest błahostką, a jest tak udzielany, jakby był.
T
tad
6 lutego 2010, 13:15
Scratch, Nie wiem o czym mówisz. Czy mógłbyś mi napisać kto to jest fanatyk? Czy jeżeli większość uzna, że np. :rozwody są dozwolone to Kościół ma je uznać, ponieważ my wszyscy stanowimy Kościół. Zapomniałeś Bracie, że wszystkie ważne nakazy katolicyzmu pochodzą od Jezusa Chrystusa i moralności katolickiej nie ustala się przez głosowanie.
Robert
6 lutego 2010, 12:59
Obciachem mój Drogi jest bycie w organizacjach Koscioła - fanatyk. Jednak bycie katolikiem oznacza w miejscu pracy posiadanie jakichs zasad moralnych narzuconych z góry - teoretycznie wyzsza uczciwosc. Napisze ponownie w inym miejscu pisze "Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" - gorący = wierzący, zimny = ten który odszedł i potrafi przyznac ze nie idzie z chrystusem a letni = cytujac klasyka "ni pies ni wydra cos na ksztalt swidra" A to że kosciół nie potrafi sobie poradzić z letnimi to jest jego problem...
T
tad
6 lutego 2010, 12:57
@ Captcha, Sw. Teresa od Jezusa :"Księga mojego życia." Przyjemnej lektury.
T
tad
6 lutego 2010, 12:50
7. Cytuję: „Po pierwsze, polskie życie religijne ma niewiele wspólnego z religijnością. Po drugie, praktyki religijne są wykonywane pod presją, z konformizmu i lęku przed ostracyzmem. Nawet działacze lewicy boją się publicznie krytykować Kościół. Po trzecie, Polacy są słabi teologicznie i mają małą wiedzę religijną.” Przy takiej deklaracji dr hab. ręce opadają. Całe polskie życie religijne? Pod jaką presją są wykonywane? Większość Polaków, żyje w dużych miastach, gdzie kontrola społeczna jest znikoma ., to po pierwsze, a po drugie większość ludzi nie chodzi do kościoła, więc chyba presja jest, aby do kościoła nie chodzić. Iluż to ludzi skarży się, że są wyśmiewani, gdy deklarują się jako katolicy. Katolicyzm to obciach. Najwięcej pomordowanych w całym XX wieku to katolicy. Jak można wypisywać takie bzdury, że niekatolicy, wykonują praktyki religijne pod presją.;JA NAWET NIE WIEM , KTÓRZY MOI SASIEDZI SĄ WIERZĄCY A KTÓRZY NIE. Nie mam już siły ani większej ochoty, aby dalej komentować pochopne opinie autora. Dziwi mnie wszak jedno. To jest wywiad zamieszczony w czasopiśmie katolickim. Dlaczego prowadząca ten wywiad nie wyraziła wątpliwości, których jest bez liku i które zgłaszają liczni forumowicze.
T
tad
6 lutego 2010, 12:49
cd. 5. Czy nieznajomość dogmatu o niepokalanym poczęciu dyskwalifikuje każdego człowieka jako katolika to problem, który winni rozstrzygnąć teolodzy, na pewno nie dr hab. psycholog. Jednakże można też zgłosić wątpliwość dlaczego ten pan kwalifikuje nieznających głównych zasad katolicyzmu jako katolików. Oczywiście to wynik przyjęcia założenia, że po pierwsze , każdy Polak jest katolikiem, (co by oznaczało, że katolicy to pijacy złodzieje itd.) , a po drugie, bez badań trudno określić jaka jest znajomość zasad wiary katolickiej wśród Polaków. Ci, którzy nie są katolikami, albo ich łączność z tą religią jest okazjonalna, bardziej oparta na tradycji i przyzwyczajeniu, oczywiście mogą mieć trudności ze znajomością dogmatów. 6. Jeżeli ktoś z przykazań wiary katolickiej wybiera to co mu się podoba, a innych nie przestrzega, np.: wierności małżeńskiej, uczciwości, miłości bliźniego, nie zabijania itd. To dalej aktualne jest pytanie czy jest katolikiem. Czy katolikiem się jest poprzez dążenie do przestrzegania zasad wiary, czy katolikiem się jest ze względu na subiektywną deklarację.
T
tad
6 lutego 2010, 12:47
 cd. 2. Następna rzecz dotyczy tożsamości. Dr hab. twierdzi, że swoją tożsamość określamy poprzez katolicyzm, co mu przeszkadza. Pisze , że to fatalnie. Otóż nie widzę w tym nic dziwnego. Ludzie na ogół określają swoją tożsamość , albo winni określać w odniesieniu do systemu wartości. Niby dlaczego ktoś kto określa swoją tożsamość jako komunisty, biznesmena, czy Amerykanina jest bardziej postępowy, niż ten kto określa ją, w relacji do religii. Pytam dr hab. czy określenie się jako Muzułmanin, Żyd ( poprzez religię), Buddysta, jest również wadliwe i w czym gorsze od określania tożsamości w inny sposób, 3. denerwujące są te komunały o płytkiej polskiej religijności, co znowu ma być dowodem na coś co już nawet nie chce mi się powtarzać. Przyjemnie byłoby otrzymać od dr hab. przykładu przynajmniej jednej religii, której zasady wszyscy przestrzegają w najwyższym stopniu. Już w ewangelii Jezus mówi o ziarnach z których jedne padły na drogę, inne na skały jeszcze inne między chwasty itd. Wtedy już ludzie myślący mieli świadomość, że wyznawcy każdej ideologii dzielą się na tych, którzy jej się całkowicie oddają, czyli gorących, ale także mniej gorących , średnich i bardzo oddalonych. Cóż w tym takiego dziwnego i dlaczego to zauważa się tylko w odniesieniu do Polaków. Naukowiec powinien wiedzieć , że jest to stan naturalny, powszechny i tylko proporcje mogą się zmieniać. 4. Skąd psycholog , który nie zrobił badań opinii publicznej wie , że Polacy nie widzieli w JPII przywódcy religijnego, lecz politycznego. Jak w sytuacji w jakiej znalazła się Polska można odróżni te dwa przywództwa. Czy JPII nie miał prawa wypowiadać się na tematy polityczne, gdy te niszczyły człowieka? l
Robert
6 lutego 2010, 12:47
Tad A skad Ty wziales pomysl ze do bycia katolikiem trzeba przyjmowac komunie czesciej niz w Wielkanoc albo co niedziele chodzic do kosciola? Kazdy grzeszy jeden bardziej drugi mniej. Wierzy 96% - jedni głębiej drudzy płycej... Jedni dla spokoju drudzy z milosci do Boga...
Robert
6 lutego 2010, 12:43
Salome Jak Ty widzisz sytuacje Polskiego Kościoła?
T
tad
6 lutego 2010, 12:42
To jest bardzo niedobry niekompetentny, nie oparty na naukowych faktach artykuł. Są to osobiste nienaukowe poglądy, psychologa ze stopniem naukowym dr hab., który wypowiada się na temat procesów społecznych. Psycholog zajmuje się jednostką, jej fobiami, nerwicami, postrzeganiem, osobowością itd. Psycholog społeczny zajmuje się małymi grupami. Tutaj psycholog wypowiada się jak socjolog do czego nie ma uprawnień i to widać. Poniżej podaję największe moje wątpliwości: 1. Nie jest prawdą, że 96% Polaków deklaruje, że są katolikami. W badaniach społecznych na ogół zadaje się pytanie, czy ktoś jest wierzący, albo czy wierzy w Boga. Jeżeli ktoś wierzy w Boga nie jest automatycznie katolikiem co oczywiste. Najpierw trzeba zdefiniować kto to jest katolik, czy tylko wystarczy wierzyć ogólnie rzecz biorąc w Boga, czy w Trójcę Świętą, czy katolik winien w niedziele i święta chodzić do kościoła, czy winien się spowiadać i przystępować do komunii św., czy winien się codziennie modlić, czy winien znać Pismo Św. itd. Bez tego nie wiemy o czym mówi ktoś , gdy wymawia słowo katolik. Rezultat jest taki, że mamy takie dziwne opinie , że Polacy są narodem katolików, a kradną , zabijają ,oszukują , cudzołożą, dokonują aborcji itd. Skąd wiemy , że to robią właśnie katolicy skoro, wg ostatniego liczenia tylko 50% Polaków chodzi co niedzielę do kościoła, w dużych miastach około 30% - to zależy od regionu. Communicantes ( przyjmujących komunię św.) 17%
Krzysztof Pachocki
6 lutego 2010, 12:28
Salome, chcesz zamienić deon w Nasz Dziennik? Chwała "Ojczulkom", że dopusczają różne głosy.
Robert
6 lutego 2010, 12:23
Ufny czytelnik pomyśli - to ja tak nie chcę - spadam z Kościoła. Szczerze dobrze by było - wtedy wiadomo by było kto po której stronie "walczy" . Jednak ufny czytelnik zobaczy co jest nie tak i nadal pozostanie przy byciu "masowym, ludowym i maryjnym, z naciskiem na sferę zachowań ". A etyki niech go uczą inni... Kościół to MY - lud Boży wyznający Chrystusa. Zadam więc pytanie czy jeżeli wiekszość Kościoła popiera inna nauka moralna to jest to zdanie Kościoła? Wspólnoty [podane tutaj 3 mln Polaków] i osoby Konsekrowane sa na nie ale są w mniejszości... Czy wiec możemy powiedziec ze wiekszość Kosciola popiera inny model nauki moralnej
Grażyna Urbaniak
6 lutego 2010, 08:26
Szewczyku dratewko, jeśli nie czytałeś artykułu, to dobrze. Szkoda czasu na kolejną wpadkę Deonu. Jakiś "naukowiec" tu wywodzi, że polski Kosciól tworzą bojaźliwi i nienowocześni ignoranci. Ufny czytelnik pomyśli - to ja tak nie chcę - spadam z Kościoła. A co na to ojczulkowie redaktorzy? Jak zwykle woda w ustach. Sami wypalaja ten kamień od środka. (I podcinają gałąź na której siedzą).
Robert
6 lutego 2010, 00:33
 JurkuS zapytam w jakiej jestes wspólnocie? Jak pisalem wczesniej swiat jest szary. Wszechobecna bylejakość powoduje ze Kosciół obecnie jest w jakims stopniu podzielony. Są prawdziwie wierzący, są fanatycy i są niewierzący. Kościołowi potrzeba spojrzenia obiektywnego na samego siebie. Odnalezienia swojej roli w zmieniającym sie swiecie. Xavier "Chyba o stopniowaniu wymagań i róznych poziomach formacji religijnej autor niestety nie słyszał." - stopniowanie wymagan opiera sie na chrzcie dzieci. Tym tez roznimy sie od pierwszych chrzescijan. Po młodzieżowemu Kościół robi ludzi w ... balona.Zamiast jasno okreslac czego chcemy bawimy sie tak jak krytykujemy inne ruchy religijne - stopniowe przyciaganie do siebie. Wątpię by za czasów Apostołów ukrywano wg jakich norm moralnych zyli chrzescijanie. - zaraz uslysze ze KK nie ukrywa tego. Jednak co innego wybaczac 77 razy a co innego trzymac grzesznika we wspolnocie... Zło rodzi sie tam gdzie jest na to przyzwolenie... Kościół ma problemy bo "przegapił" lata 60 czasy przemian moralnych w kulturze masowej. Gdy nauka poszla do przodu Kościół jako zbiurokratyzowana instytucja nie był w stanie szybko zareagować na nowinki. Kiedyś papiez wspomnial ze "ciało jest świątynia Boga" i tylko On moze nim dysponować. - To było za czasów początków transplantologii. Środowisko naukowe zapamietało te słowa - mimo ze nie wypowiedziane z dogmatu o nieomylnosci... Zapamietało tez pozniejsze poparcie dla transplantologii... A ludzie? Ludzie zrozumieli że jedynym Kapłanem dbającym o tę świątynię jest ten nie w czarnej a białej "sutannie".
Jurek
5 lutego 2010, 20:57
brat_robot, oczywiście nie każde zadawanie pytań w tej materii jest atakiem na kościół. Ale w tym artykule odczytuję daleko idące uogólnienia i stwierdzenia, które jak widać (screth - 2010-02-05 15:12:40) są przyczynkiem do rozszerzania kłamstw o polskim kościele) Przeczytaj akapit z artykułu: Po trzykroć. To nie są pytania. To nawet nie jest próba zdiagnozowania jak szeroki wymiar ma to co autor stawia jako tezę. Albo zdanie: Ale personel Kościoła ma zapewnione poczucie bezpieczeństwa i przywileje. Zdanie z gruntu nieprawdziwe. Nie trzeba być mędrcem jakie emocje będzie wywoływać szczególnie w dzisiejszych czasach. Nie popisali się Ojcowie przywołując tutaj ten artykuł. Myślę, że mozna było znaleźć coś bardziej rzetelnego. Jestem rozczarowany co nie znaczy, ze zrezygnowany:)
5 lutego 2010, 20:33
@jurek nie dziwmy się, że niektórzy aż grzmią z oburzenia nad "niepoprawnością" i "płytkością" tego artykułu. Przecież to wpisuje się w ich zapotrzebowanie. Jestem ciekawy, czy dla Ciebie osobiście wszelkie zadawanie pytań jest dowodem na chęć zaszkodzenia Kościołowi albo świadectwem kacerstwa? Może lepiej zamknąć oczy i udawać, że wszystko jest jasne, czytelne i proste, a harmonijny świat jest nieskomplikowaną układanką czarnych i białych elementów? Tylko czy to jest wiara czy ślepa wiara?
X
Xavier
5 lutego 2010, 20:02
 Pierwsza część jest trafna, pod koniec autor niestety plecie głupoty. W jaki sposób mozna przyciagnąć młodych do Kościoła? Przez gorzkie Zale? Chyba o stopniowaniu wymagań i róznych poziomach formacji religijnej autor niestety nie słyszał.
Jurek
5 lutego 2010, 18:37
Salome nie dziwmy się, że niektórzy aż pieją z zachwytu nad "mądrością" i "przenikliwością" tego artykułu. Przecież to wpisuje się w ich zapotrzebowanie. Rozbijmy kosciół. Po co na potrzebny papiez, biskupi, księża. Tylko przeszkadzają w "rozwoju" wiary w ich własnego boga. Porównanie polskiego katolicyzmu do wypalonego kamienia obraża milony Polaków głęboko przezywających wiarę w Boga własnie w takim a nie innym kościele. Tak jak pisałem w innym poscie: "Psy szczekają, karawana idzie dalej" Wspierajmy modliwtwą i czynem Kościół Chrystusowy mocni wiarą, że na Skale jest zbudowany i bramu piekielne go nie przemogą.
5 lutego 2010, 18:01
Bracie, dodam jeszcze św. Faustynę, św.ojce Pio. A słyszałeś, że czyste złoto musi przejść przez tygiel złotnika? Mnie tu bardziej od kościelnej retoryki interesuje aspekt indywidualnego podchodzenia do wiary. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Kościół nie przywiązywał wagi do indywidualnego doświadczenia religijnego - gdyby tak było, nie byłoby świętych anachoretów (choćby św. Antoniego). Ja nie mogę odnaleźć się w tym nawoływaniu Kościoła do wspólnoty i masowości, bardziej od jego wymiaru społecznego i kolektywnego interesuje mnie poziom jednostkowej relacji z Bogiem. To, co masowe, nie zawsze trafia do serca tak silnie jak osobiste doświadczenie.
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 17:53
Bracie, dodam jeszcze św. Faustynę, św.ojce Pio. A słyszałeś, że czyste złoto musi przejść przez tygiel złotnika?
5 lutego 2010, 17:48
"Wbrew deklaracjom, chrześcijaństwo w wersji rzymskiej nie przywiązuje wielkiej wagi do indywidualnego doświadczenia religijnego. Nie są mi znane wyraźnie przykłady wspierania przez Kościoły chrześcijańskie takiego doświadczenia. Historia Kościoła katolickiego pokazuje, że tacy ludzie doświadczali ciężkich prób ze strony Kościoła, np. św. Jan od Krzyża czy św. Teresa z Avila. Jezus też łamał święte zasady, np. szabat, nie miał wsparcia kapłanów."
Krzysztof Pachocki
5 lutego 2010, 17:40
Żby mieć mamonę, trzeba ją robić. By ją robić, trzeba być wolnym od pewnych ograniczeń, które nakłada religia. Stąd liberalizm moralny idzie w parze z przedsiębiorczością. Nie znam świętych biznesmenów, i nie wmówisz mi, że takowi są, lub byli.  Jak tata się dorobił, to syn może być bogaty i nawet księdzem zostać. To co innego. Zgadzam się z essy, w pewnym stopniu. Kościołowatość, to nie to samo, co chrześcijaństwo. Katolicyzm mamy powszechny, a stosunki międzyludzkie pod psem.
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 17:33
Cieszę się z tobą, że wyjechałeś z granicę.
E
essy
5 lutego 2010, 17:30
Salome, kto ci niby zazdrości? Widziałaś katolicyzm w którymś z krajów Europy Zachodniej? Mniej, ale prawdziwi katolicy. Nie tylko w kościele ale i między ludźmi. Masowość to chyba ni to o co chodzi. Maswo do chrztu, do ślubu, a na święcenie jajeczka to dopiero masówka. Tyle, że to jeszcze nie katolicyzm. Captcha jest takim samym dyskutantem jak inni, dlaczego miałby się nie wypowiadać? Nie potrafisz zwyczajnie formułować myśli, tylko si wyzłośliwiać? Nie, katolicyzm nie ma być zamknięty w czterech ścianach, ale nie może polegać na siedzeniu w kościele a po Mszy pluciu na każego kto chociażby inaczej wygląda. Cieszę się, że wyjechałam za granicę, tutaj można stracić zupełnie wiarę.
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 17:29
Robaku, ale chyba się zgodzisz, że mieć mamonę, a służyc mamonie to nie to samo. Byli wielcy święci z bogatych rodzin, i były podłe typy z ubogich.
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 17:10
cyt. Polski katolicyzm był jednak konstruowany na pomyśle kard. Wyszyńskiego – miał być masowy, ludowy i maryjny, z naciskiem na sferę zachowań (uczestnictwo, żegnanie się itd.. A to co za "naukowe" rewelacje? Polski katolicyzm kształtował sie długie wieki przed Wyszyńskim. I pięknie się udał - inni nam zazdroszą, że jest masowy i ludowy i maryjny, z naciskiem na sferę zachowań. Ale światli mężowie by woleli, żeby był wstydliwie zamknięty w czterech ścianach, indywdualny i prywatny. Bo przetsrzeń publiczna powinna być wolna  dla hałaśliwych parad sodomitów. No, tylko patrzec, a wyskoczy diabełek z pudełka =Captcha
Krzysztof Pachocki
5 lutego 2010, 16:08
scretch, wielu szuka. Modny zrobil się buddyzm, zen i próby kombinacji zenu z chrześcijaństwem (u nas Jezuici i Benedyktyni prowadzą takie grupy). Biznesmen potrzebuje wsparcia duchowego, ale czuje, że jego dzialalność nie jest całkiem fair. Nie można generalizować. Są i katoliccy biznesmeni obnoszacy się ze swoją wiarą, ale ja widzę u nich często skrywaną hipokryzję. Wg moich doświadczeń nie da się Bogu i mamonie. Naprawdę się nie da. Ale da się samej mamonie i niektórym to świetnie idzie.
Robert
5 lutego 2010, 16:02
 Robak50- masz pelna racje. Bogaty jest katolikiem bo nie chce byc odrzucony jak pisałem nie ma jaj by przyznac szefowi, kolegom ze jest ateistą że nie jest w tej samej grupie co reszta. Bo nie jest dla niego wazna religia i nie chce mu sie nawet szukac innej.
Robert
5 lutego 2010, 15:59
Wiem o tym jednak niewielu jest gotowych oddac wszystko... Akceptacja w swoim sercu mozliwosci oddania wszystkiego jest rownie ciezka jak sam czyn. nawiazujac do twoich slow - co nia jest? Obowiazek religii w szkole ja dewaluuje i nikt nie szanuje czegos czego sam nie wybral tylko mu narzucono. Sama pewnie pamietasz ze najlepiej smakowaly slodycze kupione ze kieszonkowe a jeszcze lepiej te zarobione za wykonanie okreslonej pracy. tak samo pierwszy chrzescijanin musial odbyc probe bedac pelnoletnim i udowodnic ze zyje idealami i wowczas to byl chrzczony... A jaki Ty podjelas trud by zostac katoliczka?
Krzysztof Pachocki
5 lutego 2010, 15:52
Salome, ludzie materialnego sukcesu miewają niestety kłopoty hierarchicznym Kościołem i bywają rozdarci. Nie można słuzyć Bogu i mamonie. Stąd też moda na duchowość w oderwaniu od struktur lub na ich obrzeżach . Bo jednak głód w duszy pozostaje.
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 15:43
Scretch - religijny to znaczy gotowy oddać wszystko, gdyby Jezus tego wymagał. A  Jezus posyła ludzi różnymi drogami - bogactwa i ubóstwa. Ubóstwo ze swojej istoty też nie jest wylęgarnią świętości.
Robert
5 lutego 2010, 15:42
Wypraszam sobie takie uwagi. Znam wielu ludzi sukcesu głęboko religijnych. Szkoda czasu na czytanie wywodów "naukowca", który sugeruje, że Kościól to schronisko dla nieudaczników. Hmm a ilu znasz nie-religijnych? Ładniej pytajac ilu ludzi znasz spoza Domowego Kościoła? Z gory przepraszam za ten atak, jednak piszac na forum biore pod uwage ze czasem mozna tu trafic na ludzi ktorych swiatopoglad dyskwalifikuje znajomosci z "slugami/ niewolnikami konsumpcjonizmu". Piszac tu pamietam ze moge trafic i na fanatyka ktory zostal ministrantem nalezal do oazy, rozeznal powolanie, poznal dziewczyne i porzucil kaplanstwo... ateista powie ze konformista, jago kaplan ze Bóg zeslal mu kobiete.
Robert
5 lutego 2010, 15:33
Wypraszam sobie takie uwagi. Znam wielu ludzi sukcesu głęboko religijnych. Szkoda czasu na czytanie wywodów "naukowca", który sugeruje, że Kościól to schronisko dla nieudaczników. Latwiej wielbladowi przejsc przez ucho igielne... Nie oszukuj sie religia zostala w pierwszym rzedzie skierowana do wiekszosci ubogich bo hedonizm kosztuje i niewielu bogatych "stac" by sie pozbyc doczesnych przyjemnosci.
Robert
5 lutego 2010, 15:31
Sa zaangazowani - jednak czesciej to zapalony wikary niz konserwatywny proboszcz. Mnie tez irytuje AKCEPTACJA 90% słupów. Chrześcijaninem jesteś albo i nie. Jednak najbardziej mnie rozbawił argument jednego z kapłanów - dlaczego akceptują - "ponieważ nie wiemy czy Bóg nie zechce nawrocic grzesznika ktory przychodzi w te niedziele raz na tydzien do kosciola". Pomyslałem - tak, bez zycia sakramentalnego, bez postepowania zgodnie z wiara... Ten hedonista, ktory jest szczesliwy odkryje w sobie pragnienie porzucenia wygodnego zycia - bo nie czarujmy sie z jego perspektywy katolicyzm "na maksa" - wymagalby wielu wyrzeczeń... Wiara w Moc Ducha jest dobra jednak pamietajmy ze mamy pracowac jakby wszystko zalezalo od nas a modlic sie majac zaufanie w pelni do Boga... 
Grażyna Urbaniak
5 lutego 2010, 15:30
" Wielu Polakom transformacja nie przyniosła korzyści. Dla nich Kościół jest ostatnią ostoją, ale znowu nie religijną tylko bezpieczeństwa światopoglądowo-socjalnego. W stylu: To jest mój dobrze znany świat, wszystkiemu winni są ci, którzy nie wyznają moich wartości."   Wypraszam sobie takie uwagi. Znam wielu ludzi sukcesu głęboko religijnych. Szkoda czasu na czytanie wywodów "naukowca", który sugeruje, że Kościól to schronisko dla nieudaczników.
5 lutego 2010, 15:19
Dobrego kapłana dziś ze swiecą szukac. Scretch: Bez przesady. Na szczęście jest wielu wspaniałych kapłanów i wcale nie potrzeba wiele wysiłku by znaleźć. Wręcz przeciwnie, oni zwykle są mocno zaangażowani duszpastersko i dzięki temu widoczni.
5 lutego 2010, 15:16
Dlaczego do jasnej... ja mam ze swojej tożsamości wyrzucać katolicyzm?! To może u światowida mam szukać swojej tożsamośći?!, albo u jakiegoś neardentalczyka. Jurku, no chyba właśnie o tym powiedział pan Dobroczyński. Katolicyzm jest nierozerwalną częścią tożsamości Polaków. Z tym, że o ile w Twoim przypadku łączy się to z prawdziwą religijnoscią, z wiarą, o tyle w przypadku wielu osób pozostaje samo okreslenie "katolicki" a wiary, ba nawet świadomości religijnej, brakuje. Uogólnienie w tym wywiadzie jest dość bolesne. Wrzuca bowiem wszystkich do jednego wora, tymczasem jest spora grupa Polaków wierzących katolików, nie tylko deklarowanych. I zawsze była w historii. W ruchach i wspólnotach katolickich jest coś koło 3 mln. Polaków (dane które mi gdzieś przemknęły kilka lat temu). Czyli około 8%. Jakby odliczyć dzieci, to odsetek byłby większy. To sporo, obecność w ruchach świadczy o zaangażowaniu. Z drugiej strony grupa katolików tylko zadeklarowanych (praktykujących niewierzących) jest pewnie większa. Niestety sami księża podtrzymują taką powierzchowność. Mam przykład we własnej rodzinie - rodzice małego dziecka wybrali na chrzestną osobę rozwiedzioną, żyjącą w nowym związku. Księża w parafii sami doradzili jak załatwić, by chrzest się odbył (pod nieobecność proboszcza). Więc będzie praktyka bez wiary usankcjonowana przez wikarych. (Nie ukrywam, że mnie to frustruje, bo wszystko, co starałam się rodzinie przy okazji powiedzieć na temat istoty sakramentu i roli chrzestnego mogę sobie teraż o kant d. potłuc).
Robert
5 lutego 2010, 15:12
Mądry doktor mówi: Polacy nie mogą być wzorem – po trzykroć nie. A w seminariach to krasnoludki się przygotowuja do kapłaństwa. I pewnie krasnludki ich wychowały, a nie polskie rodziny Chyba nie uda mi się doczytać do końca tego artykułu. Tak  Krasnoludki wychowały i te same krasnoludki sprawiły ze pojecie rozeznania powołania jest niektórym obce. Dobrego kapłana dziś ze swiecą szukac. Pokora to zapomniana cnota - zbyt czesto. Polacy moga byc wzorem "produkcji" kapłanów. Zastanówmy sie tylko jakie są przyczyny dla ktorych zdrowi mezczyzni ida w mury seminaryjne. Mowie o tych ktorzy odeszli lub zalozyli rodziny. zgadzam sie w pewnym stopniu z autorem. Duza wiekszosc katolików to tchorze jedni wstydza sie swojej wiary drudzy "nie mają jaj" by odejść. Antykoncepcja, aborcja [nawet 3 ustawowe przypadki] i inne wybrane aspekty nauczania kosciola - tu ida wlasna droga jednak brakuje sil by pojsc z dwoma znajomymi do proboszcza i odejsc z kosciola... Zresztą i sam Kosciol ma duze zaleglosci w "chirurgii" w czasach za ktore przepraszalismy potrafiono walczyc ze zgorszeniem a slowa jesli twoje oko jest przyczyną grzechu wydlub je nabieraly glebszego sensu. Zdrowy organizm potrafil walczyc z choroba a wiara byla nie tylko przywilejem lecz zobowiazaniem. Stare czasy... Latwo potepic inkwizycje [nomen omen pamietajmy ze koscielnej podlegal jedynie heretyk] jednak zastanowmy sie jak mozemy przeciwdzialac zgorszeniu... Pozdrawiam
A
Aura
5 lutego 2010, 14:42
pardon za dodanie litery w nicku :)
A
Aura
5 lutego 2010, 14:41
Chaptcha, może zerknij tutaj: http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tw/spis.htm p.s. zaskakujesz
A
ann
5 lutego 2010, 14:34
Na pewno jest dużo uogólnień, ale tych trudno uniknąć. Generalnie- prawda. Tak przykra, że niektórzy nie potrafią jej przyjąć.
A
Aura
5 lutego 2010, 14:23
no fakt :) :) na szczęście więcej jest zdań zasługujących na rozważenie
C
Captcha
5 lutego 2010, 14:22
Baj de łej - w tekście wspomniano św. Teresę z Avili. Może mi ktoś polecić dobrą książkę opisującą jej wizje? Albo jakąś jej biografię? Cokolwiek dobrego i szczegółowego na jej temat?
C
Captcha
5 lutego 2010, 14:11
Póki co chciałbym tylko wyśmiać stwierdzenie redaktora, że nie ma już muzyki rockowej, wystarczy posłuchać ostatniej płyty Chylińskiej. No kupa smiechu :)
Krzysztof Pachocki
5 lutego 2010, 12:32
A mi się ten wywiad podoba. Trafnie diagnozuje bolączki polskiego katolicyzmu. Może tylko niesłuszne i niesprawiedliwe jest uogólnienie, że wszyscy Polacy są tacy sami. Napewno jest wielu, którzy odnajdują w Kosciele autentyczną duchowość i znają podstawy teologii chrześcijańskiej.
Jurek
5 lutego 2010, 12:09
Mądry doktor mówi: Polacy nie mogą być wzorem – po trzykroć nie. A w seminariach to krasnoludki się przygotowuja do kapłaństwa. I pewnie krasnludki ich wychowały, a nie polskie rodziny Chyba nie uda mi się doczytać do końca tego artykułu.
Jurek
5 lutego 2010, 12:06
Jeszcze nie doczytałem do końca a juz się wkurzyłem. Tak na marginesie Przegląd Powszechny to chyba ciągle jezuicki miesięcznik. Jak mozna takie bzdety pisać:Polacy poza katolicyzmem nie mają żadnej innej tożsamości. Właściwie nie ma czegoś takiego jak polskość, która byłaby oderwana od katolicyzmu. Dlaczego do jasnej... ja mam ze swojej tożsamości wyrzucać katolicyzm?! To może u światowida mam szukać swojej tożsamośći?!, albo u jakiegoś neardentalczyka.
Q
q.
5 lutego 2010, 10:44
"Religia przez prawie 200 lat pełniła w Polsce funkcję zastępczą, integrowała Polaków w sytuacji zagrożenia bytu narodowego". Jak mozna tak głupie pytanie zadawac. Jak mozna tak prymitywnie oceniać wiarę milionów ludzi, na przestrzeni 200 lat. To nie tylko ignorancja, ale i arogancja.
A
ADAM.
5 lutego 2010, 10:35
PRZEINTELEKTUALIZOWANE. ABA ANALIZOWAC WIARE, TRZEBA SAMEMU BYC BARDZO WIERZACYM. ROZEZNAWANIE WIARY INNYCH, WYMAGA POKORY, A NIE MEDRKOWANIA. TO BŁYSKOTLIWA SOCJOLOGIA... ALE ONA JEST SLEPA NA DOSWIADCZENIE PANA BOGA I  W LUDZKIEJ DUSZY NIC NIE ZOBACZY. A SWOJA DROGA NASTAŁ CZAS WYMODRZANIA SIE KATOLIKOW O KATOLICYZMIE. 
SZ
student z Warszawy
5 lutego 2010, 10:27
Ostro pojechał...