Samotność, stres, pycha, bierność - dlaczego księża piją

(fot. topfer / sxc.hu / CC)
KAI / drr

Ks. infułat Jan Sikorski: Nie jest tematem tabu. Wiadomo, że alkoholizm zagraża ludziom z każdego środowiska, począwszy od ludzi prostych, a skończywszy na wysublimowanych intelektualistach. W środowisku duchownych alkoholizm nie zdarza się tak często. Ale ludzi, którzy są "na świeczniku", wystawieni na widok publiczny, w dodatku żyjących samotnie, nie mających rodzin, dotykają specyficzne stresy. To sprawia, że człowiek staje się bardzo słaby fizycznie i psychicznie, ma więc pokusę, aby dla relaksu sięgnąć po kieliszek.

Kiedyś pytano Jana Pawła II o to, jak przeżywał samotność jako ksiądz. Odpowiedział, że nigdy się takim nie czuł, gdyż zawsze był w rodzinie, czyli w gronie bliskich sobie ludzi i nawet jak przeżywał stresy, to nie miał czasu, żeby się nimi przejmować. Jednak nie zawsze tak jest, że ma się przyjaciół pod ręką. Przyczyn alkoholizmu wśród księży jest wiele i nie wiadomo, która w jakimś momencie zadziała. Ksiądz, który nie jest w swoim domu kontrolowany, pozostaje bardziej narażony na pokusę. Tym bardziej dotyczy to biskupa, który tych stresów ma jeszcze więcej niż przeciętny ksiądz. Nie zawsze da się sięgnąć do głębi życia duchowego tak, by dialog z Panem Jezusem chronił od pokus.

Modlitwa jest wysiłkiem, nie zawsze idzie się na modlitwę jak na skrzydłach. Jeżeli ksiądz jest psychicznie zmęczony, a jeszcze dojdzie do tego chandra, która może dopaść każdego, to nietrudno ulec pokusie. Tu jesteśmy wszyscy absolutnie równi - i świeccy, i duchowni - wszyscy jesteśmy ludźmi słabymi, a w dodatku grzesznymi.

W seminarium nie ma programu skierowanego do kleryków jako do potencjalnych alkoholików. Nie znaczy to jednak, że w rozmowach nie przestrzega się ich przed niebezpieczeństwami, z którymi mogą się zetknąć. Zresztą klerycy wyjeżdżają na wakacje, mają praktyki duszpasterskie w parafiach, więc z tymi problemami się czasem stykają. Jednak nie jest to dla nich problem istotny na tyle, żeby stosować wobec nich jakąś profilaktykę.

Klerycy wiedzą z własnej obserwacji, że wielu parafian poczytuje sobie za zaszczyt, żeby z księdzem wypić kieliszek wina, albo, nie daj Boże, wódki. Jako ojciec duchowny zawsze ich przed tym przestrzegałem. Uczulałem, by byli bardzo powściągliwi i nie dali się nigdy na coś takiego namówić.

Takich przypadków nie było z prostej przyczyny. Klerykom podczas studiów w ogóle nie wolno sięgnąć po alkohol pod groźbą usunięcia z seminarium. I wszyscy doskonale o tym wiedzą, więc jeśli uczestniczą w przyjęciu po jakiejś uroczystości, gdzie podaje się wino albo inny alkohol, to nie piją nawet toastu. Te ostre reguły na ogół są przestrzegane.

Tak. Ksiądz jest osobą publiczną, trzeba stawiać wobec niego surowe wymagania, ale, wiadomo, natura ludzka nie zawsze potrafi temu sprostać i dlatego czasami zdarzają się gorszące i przykre przypadki alkoholizmu wśród księży. Z tego powodu mamy w Polsce placówki, gdzie leczy się duchownych i nieraz prowadzą te domy księża - niepijący alkoholicy.

Przyczyny są dwie. W alkoholizm wchodzi się zupełnie nieświadomie. Człowiek cały czas jest przekonany, że nad sobą panuje, wypije tyle ile chce i ani kieliszka więcej. Im bardziej w to brnie, tym ma mniejszą świadomość zagrożenia. Lekceważy problem i uważa, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Z drugiej strony księża mają mnóstwo zajęć w parafiach i trudno im znaleźć czas, aby ratować kolegę. Niektórzy to robią - podają rękę, ale nie zawsze ta pomocna dłoń jest przyjmowana. Poza tym księża z natury są indywidualistami, a ci dotknięci chorobą alkoholową są bardzo pewni siebie. Tymczasem alkoholizm wdziera się niepostrzeżenie.

O ile księdzu jest trudno zwrócić uwagę, to w przypadku biskupa trudność wzrasta do n-tej potęgi. Poza tym księża łatwiej nawiązują między sobą kontakt koleżeński, bo w każdej diecezji są ich setki, a biskupów: jeden, dwóch, może trzech. Gdy ktoś nosi godność biskupią, nie jest łatwo wejść z nim w kontakty koleżeńskie, więc biskup jest często wyizolowany.

Z jednej strony - jak pisał św. Paweł, biskup powinien być człowiekiem trzeźwym, więc wybiera się na ten urząd takich, którzy mają odporność na nałogi. Ale z drugiej strony stresy, które ma biskup, są niewspółmiernie większe niż stresy przeciętnego kapłana. O ile ksiądz żyje w trudnych warunkach, o tyle biskup w jeszcze trudniejszych. Ma on z jednej strony większą odpowiedzialność, a z drugiej - choć przebywa często wśród ludzi - nie posiada swojej parafii, nie ma swego "milieu" (środowiska) parafialnego, o który może się postarać każdy proboszcz. Biskup nie ma też nad sobą kontroli, bo każdy się krępuje zwrócić mu uwagę. Na szczęście wśród naszych biskupów nie ma wielu przypadków ulegania nałogom, choć, niestety, zdarzają się. Choroba alkoholowa to szatański wróg, który wdziera się absolutnie wszędzie.

Wszyscy ulegamy pokusie, która się nazywa pycha, podsycająca takie lub inne ambicje ludzkie. Nie zawsze rzeczywistość odpowiada naszym oczekiwaniom. W przypadku hierarchów może to mieć jeszcze większe znaczenie. Zawiedzione nadzieje, poczucie zapomnienia, odrzucenia, nieraz krzywdy - prawdziwej, czy też wyimaginowanej - może być przyczyną choroby alkoholowej.

Kapłani ratują się poprzez pogłębione życie religijne, dni skupienia, rekolekcje, codzienną modlitwę osobistą. Jednak niestety, nie żyjemy w zakonie, gdzie życie duchowe jest "na dzwonek", ułożone i systematyczne. To jak sobie ułożymy życie duchowe, zależy od nas samych, a ksiądz nie zawsze jest w stanie sprostać zadaniom, które na nim spoczywają.

To jest tak, jak z każdym grzesznikiem. Jeśli trwa w grzechu, sam siebie "wyautowuje" ze swojej funkcji i ze środowiska. Natomiast jeśli jest pokutnikiem, zawsze ma szansę powrotu - wobec Pana Boga i Kościoła. W przypadku biskupa, czy znanego księdza, jego cnoty są rzadko dostrzegane, natomiast jakiekolwiek upadki bywają wyolbrzymiane, dlatego też "powrót" bywa trudniejszy i zajmuje więcej czasu. W takich sytuacjach księża odbywają jakąś kwarantannę, by dojść do siebie. I wielu to się udaje.

U mnie w parafii był ksiądz, alkoholik niepijący od 20 lat i bardzo był w naszej wspólnocie pożyteczny. Nie ukrywał swojej przeszłości, mówił że można wyjść z nałogu. Odsyłałem do niego ludzi z problemem alkoholowym i on im pomagał, albo ludzie sami się do niego zgłaszali. Zaakceptowali i docenili księdza, który dał sobie radę z własną słabością.

Tak jak w tym bolesnym przypadku, który się wydarzył ostatnio w naszej archidiecezji. Ksiądz Biskup zaimponował nam swoim oświadczeniem, bardzo mądrym, odważnym - sprawy nie tuszował, przeprosił za zgorszenie i podjął stosowną pokutę. Wydaje mi się, że jest przykładem człowieka, który uległ słabości, ale który nie stracił godności osobistej - człowieczej i kapłańskiej. Myślę, że po oczyszczeniu droga do normalnej pracy pozostaje dla niego otwarta.

To kwestia spadku czujności z powodu lawiny fałszywych posądzeń, jakie spadają na duchownych. O księżach opowiada się niestworzone historie, a plotki w 90 procentach okazują się fałszywe. Stąd trudno nieraz uwierzyć, że coś niepokojącego naprawdę miało miejsce. Ja sam z reguły nie wierzę w różne "rewelacje", dopóki ich nie sprawdzę, a to zajmuje dużo czasu i bywa trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy hierarchy. O słabości księdza biskupa dowiedziałem się dość późno.

I dokładnie sprawdzać, gdy pojawią się jakieś sygnały. Jest to wielkie zadanie dla ludzi świeckich, którzy mówią do swego księdza "ojcze", żeby traktowali go jak odpowiedzialne dzieci. A dzieci, zwłaszcza dorosłe, mają prawo upomnieć, zwrócić uwagę, zatroszczyć się, modlić się za swoich rodziców. Taką samą postawę powinni mieć w przypadku księdza. To jest ostrzeżenie i zarazem apel do wiernych: aby byli bardziej synowscy wobec swoich ojców duchownych - księży i żeby też o nich się troszczyli i za nich się modlili.

Bardzo się pilnowałem. Gdybym powiedział w jakimś domu, że chętnie wypiję kieliszek wódki, to zapewne na tym jednym by się nie skończyło. Nie jestem stuprocentowym abstynentem, ale od samego początku kapłaństwa zawsze odmawiałem, bo wiedziałem, że zgoda w jednym miejscu spowoduje lawinę nagabywań: "z tamtym ksiądz wypił, a ze mną nie"?

I tu mam apel do wiernych. Niech też sobie powiedzą: ja z księdzem pić nie będę, choć miałbym ochotę.

Wynika to z tego, że ludzie sami mają podobne grzechy na sumieniu, więc z pobłażaniem patrzą na słabości duszpasterzy. Jest to fałszywa delikatność. Myślę, że w tym głośnym przypadku jest - jeszcze raz wrócę do tego pojęcia: "szczęśliwa wina" - żeby na problem alkoholizmu księży spojrzeć rozsądniej i bardziej surowo. Bo jednak ojcostwo kapłana jest nie tylko radosne i piękne, ale bardzo mocno zobowiązuje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Samotność, stres, pycha, bierność - dlaczego księża piją
Komentarze (12)
U
ukl
25 listopada 2012, 21:31
"Trzeba mieć dużo odwagi, aby się do tego przyznać. Tak jak w tym bolesnym przypadku, który się wydarzył ostatnio w naszej archidiecezji. Ksiądz Biskup zaimponował nam swoim oświadczeniem, bardzo mądrym, odważnym - sprawy nie tuszował, przeprosił za zgorszenie i podjął stosowną pokutę." Odwagą zaimponowałby mi ten biskup, gdyby przed wypadkiem przyznał się do nałogu(przed sobą, szefem, i tam, gdzie konieczne)  i poszedł na leczenie. Natomiast nazwać po imieniu niezaprzeczalne fakty, widoczne dla wszystkich gołym okiem - to naprawdę niewielki wyczyn, to minimum w tym wypadku.
.
...
25 listopada 2012, 21:16
 Co do biskupa Jareckiego, to on przynajmniej nie szedł w zaparte, jak to czyni u nas wielu polityków, sędziów i innych ważniaków. Przyznał się do winy, przyznał się też do nałogu i podjął starania, aby z tym skończyć. Bez przesady z tymi pochwałąmi bpa Jareckiego, że się przyznał, nie szedł w zaparte. Zadecydowały okoliczności, zwyczajnie, został złapany na "gorącym uczynku". Jak mógł próbować nie przyznawać się? To, że nazwał rzeczy po imieniu to dlatego, że inaczej się już nie dało, nie tym razem. Nałóg upijania się nie powstaje z dnia na dzień. Biskup ukrywał go, aż wylądował na latarni i w tym momencie prawda odsłoniła się sama. Zaprzeczanie jej nie miałoby żadnego sensu, nie tym razem.
jazmig jazmig
25 listopada 2012, 20:04
Ewa: Jak słucham ostatnio czy czytam księdza Sikorskiego to mam ochotę walnąć go wałkiem dla oprzytomnienia.  Walnij się sama w swoją pustą makówkę. To jest b. dobra wypowiedź o problemie alkoholizmu księży i otwarte stwierdzenie, że jego przyczyną często jest pycha. Co do biskupa Jareckiego, to on przynajmniej nie szedł w zaparte, jak to czyni u nas wielu polityków, sędziów i innych ważniaków. Przyznał się do winy, przyznał się też do nałogu i podjął starania, aby z tym skończyć. Byłoby dobrze, żeby inni umieli postąpić podobnie.
E
Ewa
25 listopada 2012, 18:27
 Jak słucham ostatnio czy czytam księdza Sikorskiego to mam ochotę walnąć go wałkiem dla oprzytomnienia. Czasem tak coś chlapnie że można się załamać. Biskup Jarecki stał się niestety kłamczuchem i alkoholikiem, z autorytetu dla mnie stał się nikim. Po za tym jak zauważyłam na pewnym przykładzie z dobrze mi znanego miejsca to ręka rękę myje. Żałosne. A Ksiądz niech tak waszej społeczności nie wybiela bo mnie to już mndli. 
B
Beata
31 października 2012, 15:06
Chyba lekka przesada z tym większym od innych stresem biskupów... Myslę o nas, świeckich...Mąż zdradza zonę lub odwrotnie, dziecko nieuleczalnie chore lub z ADHD, brak pieniędzy, zwolnienie z pracy lub groźba zwolnienia, problemy z dorastającymi dziećmi, samotność w małżeństwie,  praca od rana do wieczora, zakupy na obiad, sprzątanie domu, wieczorem nawet nie ma siły wyjść na spotkanie z przyjaciółmi.... MY- świeccy-  też mamy powody do alkoholizmu. Też czasem jesteśmy samotni w tłumie. Myślę, że takie biadolenie na ciężką dolę księży, a tym bardziej biskupów, na ich stresy itp. nia ma sensu. Życie każdego jest trudne, wymaga samodyscypliny, bo słabi jesteśmy. A u księży to nie tyle problem stresu, samotnośći, co braku motywacji i kontroli. Żona nie wrzaśnie, że pije, liczyć się z pieniędzmi nie musi, jak jest upojony alkoholem, to może się połozyć spokojnie w swoim pokoju... Tu właśnie trzeba mieć ogromną samodyscyplinę.
A
alu
31 października 2012, 14:39
Brak mocnej wiary i milosc wlasna rozbudzaja w nas pyche a ta otwiera drzwiczki roznym zniewalajacym nas duchom.  Zdradzamy Boga dla chwilowego upojenia i wiary we wlasna wielkosc, ale juz na tzw.kacu nasza nedza daje znac o sobie, wiec trzeba ja zagluszyc kolejna, silniejsza dawka by znow sie oklamac i uwierzyc we wlasne bostwo. Diebelska gra, ktora wciaga i stopniowo niszczy czlowieka.  W tej walce wlasnie o to chodzi, zeby znienawidzone Dziecko Boze zniszczyc, poslugujac sie nim samym. Tylko pokora i posluszenstwo wobec Boga, moze zblizac nas do Milosci i odzyskamy wolnosc. Uzdrowieni, pelni milosci, bedziemy mogli sami uzdrawiac. Wielka szansa dla  biskupa, naszego  pasterza i dla nas owiec. Niepokalane Serce Maryji przytul Go do siebie i otocz opieka!
W
wer
31 października 2012, 11:24
 "Najlepszym antidotum na pokusy wydaje się być aktywność. Księża, którzy bardzo mocno angażują się w swoją pracę i cały czas są z ludźmi nawet nie mają chwili, żeby pomyśleć o tym, by się napić."Śmiechu warte rady:)... Taki ks. po 5 albo 10 latach zwykle "wypala się"zawodowo i wpada w depresje albo:)zaczyna pić...
L
leon
31 października 2012, 09:16
w dzisiejszych, wrogich dla chrześcijaństwa i Kościoła czasach, kapłan musi miec oparcie w jakiejś wspólnocie, bo jeżeli chce samotnie iść przez życie to przepadnie. W mojej parafi proboszcz ma jedną czasami dwie msze św. na dzień do tego na spółkę z wikarym. Nie prowadzi religi, poza paniami z żywego różańca nic więcej w parafi nie robi. Jakie konsekwencje: parafia wygląda jak stygnącu tróp, ci co chcą więcej niż odbębniną msze jeżdżą do innych parafi i wspólnot. Samotni księża zafiksowani na samych sobie, nudzący się, szukają innych wrażeń poza parafią. Widoczny pozostaje alkoholizm proboszcza i ogólny marazm obydwu kapłanów, a że na alkohol (i ewentualne inne sprawy) potrzeba pieniędzy więc pojawia się kolejne zarzewie konfliktu między my (księża) i oni (parafianie). Ale winni są tu również i to bardzo zwierzchnicy: dziekan który udaje że nie widzi problemów księdza, biskup który podczas wizytacji również udaje że nie widzi katastrofalnej kondycji parafi.
Jadwiga Krywult
31 października 2012, 08:33
Zróbcie coś z tym kodem czasem po 5-6 razy trzeba wpisywać. Trzeba się logować i problem z kodem odpada :))
E
Ewa
31 października 2012, 08:00
 nobody Tylko, że sam alkoholik nie zauwaza że jest chory, ze ma problem wiec zapewne się z tego nie spowiada... Zróbcie coś z tym kodem czasem po 5-6 razy trzeba wpisywać.
E
Ewa
31 października 2012, 08:00
 nobody Tylko, że sam alkoholik nie zauwaza że jest chory, ze ma problem wiec zapewne się z tego nie spowiada...
N
nobody
31 października 2012, 07:44
W artykule jest mowa, że trudno zwrócić uwagę biskupowi z racji zajmowanego przez niego stanowiska. Ale na pewno każdy biskup ma spowiednika, który musiał wiedzieć o problemie i co za tym idzie zastosować odpowiednie środki, pokutę, czy nawet nakazać leczenie odwykowe.