Czekam na gości z Ukrainy. Mam nadzieję, że dotrą w końcu pod nasz dach
Dzwoni telefon. „Do trzech razy sztuka”, myślę sobie. Sprawdzam ostatni raz wyprawkę dla maleństwa. Składam kocyki, wygładzam pościel. Ostatni rzut oka na pokój. Mam wielką nadzieję, że tym razem goście z Ukrainy dotrą w końcu pod nasz dach - pisze jedna z deonowych blogerek, Danuta Kamińska.
Dzwoni telefon. „Do trzech razy sztuka”, myślę sobie, mając w pamięci dwie rodziny, którym zadeklarowaliśmy się udzielić schronienia, a które ostatecznie do nas nie dotarły, a także wyczekiwanie naszych dzieci na ich przyjazd (i nasze, dorosłych, wyczekiwanie również). To jest wojna, a nie wycieczka czy wczasy, więc rozumiem jak najbardziej to zamieszanie z odwołanymi przyjazdami. Mam jednak wielką nadzieję, że tym razem goście z Ukrainy dotrą w końcu pod nasz dach.
Sprawdzam ostatni raz wyprawkę dla maleństwa. Składam kocyki, wygładzam pościel. Ostatni rzut oka na pokój.
***
Przyjaciółka z Rzeszowa już się doczekała „swojej” rodziny. Odsypiają podróż. Dzieci są tak maleńkie i zagubione w nowej rzeczywistości. Niech odpoczną. Teraz już nie muszą się nigdzie spieszyć, są bezpieczne.
***
Znajoma z Torunia opowiada z przejęciem, ile osób włączyło się w pomoc rodzinom, które do nich przybyły. „To niesamowite!”, wykrzykuje mi do słuchawki. „To jest tak, jakby nasi ludzie tylko czekali na sygnał, by ruszyć ze wsparciem: są tak otwarci i hojni!”
***
Obserwuję, jak T. z uwagą i wielkim skupieniem maluje dwie flagi: biało-czerwoną i niebiesko-żółtą. Pyta mnie, jak się pisze „dzień dobry” w języku naszych gości. Ja z kolei dopytuję, czy to jest zadanie domowe. Nie, to jego własna inicjatywa. Jestem wzruszona, bo wiem, jak dużo go kosztuje, by skupić się na czymś przez dłuższą chwilę.
***
W klasie młodszego synka już są od wczoraj dwaj nowi uczniowie, w klasie starszego jest ich czworo. W przedszkolu u córeczki także od wczoraj powiększyła się liczba przedszkolaków. U jeszcze starszego syna dzieci z Ukrainy mają pojawić się dopiero w poniedziałek. W klasie zaś najstarszego, jeszcze nic nie wiadomo na ten temat, ale już zbierane są nowe przybory szkolne. To tylko kwestia czasu, tylu przecież uciekło z terenów objętych terrorem, że na pewno tych kilkoro, których teraz widzimy czy oczekujemy, to dopiero początek.
***
Szkolny hol tonie w niebiesko-żółtych kwiatach i flagach w tych samych barwach. Wszędzie widoczne są napisy w języku polskim i ukraińskim, wzywające do zaprzestania wojny oraz skierowane do uchodźców – pełne otuchy i życzliwości.
***
– Mamo, wygrywamy! – woła syn, pokazując mi wyświetlacz telefonu z otwartym serwisem informacyjnym. Tak, powinnam wytłumaczyć mu od razu, że to tylko jedna i do tego niewielka miejscowość odbita z rąk wroga oraz że to tak nie do końca „my” wygrywamy, ale nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy, jednak nie robię tego. Przyjdzie na to odpowiedni moment.
Poza tym czuję bardzo podobnie: na poziomie rozumu potrafię rozdzielić rzeczywistość na „tam” i „tu”, ale na poziomie serca jestem „tam”; nie widzę granicy, bo jej… nie ma.
***
„Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.
Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? Lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25, 35-40)
Tekst ukazał się na blogu jasminowa.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł