Tata umierał w szpitalu. Mówiłem do niego, że pozwalam mu odejść, żeby się już o nas nie martwił

Tata umierał w szpitalu. Mówiłem do niego, że pozwalam mu odejść, żeby się już o nas nie martwił
Fot. Leon Seibert / Unsplash
tatamaracje.blog.deon.pl / mł

Powiedziałem mojemu tacie, że pozwalam mu odejść. On już i tak zdawał się być jedną nogą w wieczności. Powiedziałem mu, żeby się nie bał nas zostawić, że potrafimy już zadbać o siebie, o nasze rodziny, o nasze dzieci. 

W przedostatni dzień lipca zmarł mój tato. Zmagam się ze słowem ,,zmarł” i próbuję zrozumieć jego dosłowny sens. Mówi się tak ładnie, że ten co zmarł ,,odszedł do Pana”, albo dla tych bliżej świętości, że ,,odeszli do domu Ojca”. Jeszcze bardziej poetycko można powiedzieć, że ten ktoś ,,zakończył ziemską wędrówkę”. Wszystko to są tylko określenia, które mają złagodzić nasze poczucie pustki i milczenia po stracie najbliższej nam osoby. Jakbym nie zaklinał rzeczywistości, to i tak osoby mojego taty fizycznie już z nami nie ma. Nastąpił nieodwracalny koniec, zamknęły się karty historii pewnego życia.

DEON.PL POLECA

Tata umierał w szpitalu. Było już z nim tak źle, że przez ostatnie pięć dni swego życia praktycznie nie było z nim kontaktu. Wraz z moją jedyną siostrą czuwaliśmy przy tacie na zmianę na tyle, ile mogliśmy. Patrzyłem na jego nieprzytomną twarz i zdawałem sobie sprawę, że on już odchodzi, że to jest tylko kwestia czasu. Modliliśmy się przy nim, wspólnie ze szpitalnym kapelanem. ,,Bądź wola Twoja…” – wybrzmiewały w moich uszach słowa Modlitwy Pańskiej. Nie chciałem, żeby na siłę, wszystkimi dostępnymi medycznymi metodami sztucznie podtrzymywano tacie jego ledwo tlące się życie. Lekarze i tak nie widzieli większej szansy na jego powrót do pełnego zdrowia. Z tatą od kilku miesięcy było coraz gorzej, a jego stan zdrowia fizycznego i psychicznego przypominał ostry zjazd bez trzymanki z wysokiej góry. Jego wola życia słabła z każdym tygodniem. Dlatego w szpitalu wpatrując się w nieprzytomne oblicze mojego osiemdziesięcioletniego taty  w cichej modlitwie prosiłem Miłosiernego Boga o dobrą dla niego śmierć.

Powiedziałem mojemu tacie, że pozwalam mu odejść. On już i tak zdawał się być jedną nogą w wieczności. Powiedziałem mu, żeby się nie bał nas zostawić, że potrafimy już zadbać o siebie, o nasze rodziny, o nasze dzieci. Chciałem, żeby się przestał martwić, żeby jego świadomość wędrowała już ku spotkaniu ze Stwórcą. Tata oddał ostatnie tchnienie we wtorek pod wieczór, w piątym dniu pobytu w szpitalu.

Nie było mi smutno, nie rozpaczałem. Czekałem na ten moment i przyjąłem go z dużym spokojem i zrozumieniem. Tata odszedł, bo tak chciał, bo szykował się do tej najważniejszej i ostatniej w swoim życiu drogi. Modlę się za niego, życząc mu łask Bożego Miłosierdzia. Modlę się, by na nie w pełni zasłużył. Wierzę, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Spotkam się z nim i mamą. Obym i ja tak, jak oni oboje zasłużył sobie na tak spokojne i naturalne przejście na drugą stronę, ku wieczności.

---

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu "Tata ma rację" . Tytuł pochodzi od redakcji.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Józef Augustyn SJ

Autor o. Józef Augustyn wnikliwie analizuje wydarzenia z życia Kościoła. Najczęściej są to wydarzenia bardzo trudne dla Kościoła, jak odchodzenie księży z szeregów kapłańskich, łamanie celibatu, nadużycia seksualne duchownych wobec nieletnich, kryzys małżeństwa i rodziny,...

Skomentuj artykuł

Tata umierał w szpitalu. Mówiłem do niego, że pozwalam mu odejść, żeby się już o nas nie martwił
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.