Jan Paweł II

Jan Paweł II Wyd. WAM
Joanna Wilkońska / Wyd. WAM

Bł. Jan Paweł II - papież, mistyk, filozof, pisarz, poeta i dramaturg, a przy tym niestrudzony pielgrzym, orędownik pojednania, człowiek wrażliwy na ludzką biedę. Pokorną służbą i bezpośrednim sposobem bycia zdobywał ludzkie serca. Przynaglany miłością do Chrystusa i Jego Matki stał się świadkiem wiary dla całego świata.

2 kwietnia 2005 roku - w pierwszą sobotę miesiąca, a zarazem w wigilię święta Miłosierdzia Bożego - o godz. 21.37 Pan Bóg zaprosił na wieki do swojego domu w Królestwie Niebieskim największego z rodu Polaków - Ojca Świętego Jana Pawła II. Wydawało się wtedy, że świat zamarł. Wszystkie stacje radiowe i telewizyjne przerwały programy, by obwieścić światu wieść najsmutniejszą ze smutnych: Jan Paweł II odszedł do domu Ojca.

DEON.PL POLECA

Jan Paweł II - zobacz więcej

Fragment książki:

Wstęp

(...)

Trudno opisać tę chwilę, w której każdy na swój sposób przeżywał śmierć Ojca Świętego. Cały świat pogrążył się w żałobie. We wszystkich polskich kościołach rozdzwoniły się dzwony. W katedrze na Wawelu rozhuśtano wielki Dzwon Zygmunta. Jego donośny i pełen dostojeństwa dźwięk potwierdził tylko to, co już wszyscy wiedzieli: nasz ukochany Ojciec Święty odszedł na zawsze do wieczności. Niektórzy płakali, inni zatopili się w modlitwie, jeszcze inni milczeli. Ale równocześnie pierwszą reakcją zgromadzonego w Watykanie tłumu wiernych było wyrażane głośno przeświadczenie o świętości Jana Pawła II - "Santo subito!". Napisy na transparentach stały się najwierniejszym podsumowaniem życia tego, który przez ponad 26 lat zasiadał na Stolicy Piotrowej.
Jego życie, od dziecięcych lat przepojone cierpieniem, jego mądrość, umiejętność zdobywania ludzkich serc sprawiły, że już za życia zaczęto go nazywać "Wielkim". To, że lud domagał się jego natychmiastowej beatyfikacji, jest jednym z dowodów wdzięczności za wielkość i doniosłość działań, jakie papież podjął w celu przywracania pokoju na świecie, pomagania potrzebującym, dążenia do jedności religii i wyznań. To także wdzięczność za ogarnianie całego świata modlitwą, głoszenie słowa Bożego w najdalszych zakątkach ziemi, za pomoc materialną głodującym, chorym, ofiarom wojen, powodzi, pożarów. To wdzięczność za pokonanie setek tysięcy kilometrów w pielgrzymkach po całej ziemi, za książki, listy, tysiące wygłoszonych homilii i przemówień.
Dziś imię papieża nosi wiele szkół, szpitali, ulic, alei i placów, a nawet lotnisk i parków. Jan Paweł II patronuje też wielu stowarzyszeniom, instytucjom, grupom modlitewnym. Te wyrazy wdzięczności miały miejsce już za jego życia, a uznanie to wzrasta o wiele bardziej teraz, kiedy nie ma go już wśród nas.

Niebeztroskie dzieciństwo

16 października 1978 roku oczy świata zwróciły się w kierunku Wadowic - małej, dotychczas nieznanej, choć starej, XIII-wiecznej miejscowości na południu Polski. Tu bowiem przyszedł na świat Karol Wojtyła - drugi syn Karola i Emilii z Kaczorowskich Wojtyłów. Pierwszym był Edmund, urodzony 14 lat wcześniej. Po nim urodziła się jeszcze córeczka Olga, lecz zmarła tuż po narodzinach. Rodzina Wojtyłów - zwyczajna i niczym szczególnie niewyróżniająca się spośród tysięcy innych - dzięki narodzinom chłopca wkrótce stać się miała znana nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Karol urodził się 18 maja 1920 roku. Podobno kiedy w Wadowicach Emilia Wojtyłowa rodziła swojego drugiego syna, w pobliskim kościele odprawiano nabożeństwo majowe. Poprosiła więc akuszerkę o otwarcie okna, aby słyszeć modlitwę do Maryi. Przy dźwiękach Litanii Loretańskiej na świat przyszedł przyszły papież Jan Paweł II. Miesiąc później chłopiec został ochrzczony w kościele Ofiarowania NMP, otrzymując imiona Karol Józef. Wołano na niego Loluś albo Lolek.
Ojciec Karola był człowiekiem bardzo pobożnym, ale zarazem surowym. Przeszedł w swoim życiu wiele ciężkich chwil. Jako 21-letni młodzieniec został powołany do armii cesarza Franciszka Józefa I. Podczas I wojny światowej został odznaczony austriackim Żelaznym Krzyżem Zasługi z Wieńcem. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wstąpił do nowo utworzonej armii polskiej. Do końca pozostał zawodowym żołnierzem, pracując w administracji - zajmował się m.in. poborem nowych rekrutów, prowadził księgowość, starał się o zaopatrzenie dla armii. Mówiono o nim, że był człowiekiem uczciwym, poważnym, skromnym, dobrze ułożonym, godnym zaufania, a nade wszystko pracowitym i głęboko wierzącym.
Emilia Wojtyłowa wywodziła się ze skromnej rodziny rzemieślniczej. Była piątym z trzynaściorga dzieci krakowskiego tapicera. Jako dziecko uczęszczała do ośmioklasowej szkoły zakonnej prowadzonej przez siostry Miłości Bożej. Po wyjściu za mąż za Karola Wojtyłę, prawdopodobnie w 1904 roku, dorywczo zajmowała się krawiectwem. Większość czasu poświęcała dzieciom, dbając o ich religijne wychowanie.
Rodzina Wojtyłów przeniosła się do Wadowic z Krakowa prawdopodobnie około 1918 roku i zajmowała dwupokojowe mieszkanie na I piętrze budynku przy ulicy Kościelnej 7, położonego tuż obok wadowickiej parafii. Skromna kamieniczka, do której wchodziło się przez wąską bramę i ciasne podwórze, należała do Chaima Bałamutha - Żyda, który posiadał sklepik z rowerami i motocyklami, mieszczący się przy samym Rynku. Warto tu zaznaczyć, że dla Karola ważnym elementem mieszkania było okno wychodzące wprost na boczną ścianę kościoła, gdzie znajdował się słoneczny zegar z interesującym napisem: "Czas ucieka, wieczność czeka". Mieszkanie Wojtyłów składało się z dwóch pokoi oraz kuchni. Nie miało łazienki, a wodę trzeba było nosić ze studni. Na ścianach wisiało dużo obrazów o treści religijnej i zdjęcie ojca w mundurze legionisty. Wojtyłowie żyli skromnie, utrzymywali się z pensji ojca, który pracował w rejonowej komendzie uzupełnień. Edmund, po skończeniu wadowickiego gimnazjum, studiował w Krakowie medycynę.
Kilkuletni Lolek uczęszczał do ochronki, którą w mieście prowadziły siostry nazaretanki. Szybko rósł, stając się wesołym chłopcem. Bawił się z kolegami na podwórku, a najbardziej lubił grę w piłkę nożną. Był dobrym graczem i koledzy często wybierali go na kapitana drużyny. Miał nawet swój piłkarski pseudonim "Martyna", od nazwiska znanego wówczas obrońcy Pogoni Lwów - Henryka Martyny. Najczęściej jednak Lolek był bramkarzem. Ponieważ w klasie Lolka było kilku Żydów, podczas sportowych rozgrywek chłopcy często dzielili się na drużyny: "katolicką" i "żydowską". Żydowskich chłopców było znacznie mniej, nie zawsze udawało się zebrać ich tylu, by utworzyć z nich drużynę piłkarską, więc Lolek równie skutecznie jak zawsze bronił... bramki żydowskiej! Jednak gra na prawdziwym boisku pozostawała wtedy tylko marzeniem. Chłopcy najczęściej grali na podwórkach kolegów lub przed kościołem, skąd byli przepędzani przez księdza proboszcza, karcącego ich za bezczeszczenie świątyni. Zimą, kiedy boisko przykrywał śnieg, Karol ślizgał się na łyżwach lub grał w hokeja. Fascynował się też szybką jazdą na sankach, a nieco później zaczął jeździć na nartach. W ogóle bardzo lubił ruch i przebywanie na świeżym powietrzu.
Życie Karola nie zamykało się jednak w ciasnych ramach wadowickiego Rynku. Mama często zabierała go do Krakowa, gdzie mieszkały jej siostry i syn Edmund. Chłopiec poznawał krakowskie zabytki, kościoły, kamienice na Starym Mieście, miał też okazję zobaczyć jarmark, który odbywał się we wtorki i piątki na Rynku. Z tatą natomiast Karol jeździł do Kalwarii Zebrzydowskiej.
Sześcioletni Karol rozpoczął naukę w czteroklasowej szkole powszechnej, która znajdowała się na bocznej ścianie Rynku, a więc całkiem blisko domu. Chodzili do niej tylko chłopcy, szkoła dla dziewczynek mieściła się przy innej ulicy. Klasa pierwsza, do której został zapisany Karol, była bardzo duża - liczyła ponad sześćdziesięciu chłopców. Był wzorowym, pilnym i zdolnym uczniem, szczególnie uzdolnionym polonistycznie. Swe zdolności dzielił z innymi, douczając po lekcjach słabszych kolegów. Był lubiany, a koledzy cenili go za dobre serce i pomoc innym. Przechodził z klasy do klasy zawsze z wzorowym świadectwem. Wyróżniał się z grona rówieśników wielką pobożnością. Odrabiając lekcje, robił przerwę na modlitwę, modlił się także w ciągu dnia, przed jedzeniem i po jedzeniu.
Spełniło się także jego marzenie - został ministrantem. Zachęcił go do tego szczególny przyjaciel dziecięcych lat - ksiądz Kazimierz Figlewicz, rodowity krakowianin, a ówczesny wikary parafii wadowickiej, uczący także religii w wadowickim gimnazjum. Posługę przy ołtarzu Karol traktował jako wielki zaszczyt i wyróżnienie. Codziennie służył do mszy św. o godz. 6 rano. I choć kapłan nie miał żadnych zastrzeżeń do jego posługi, po latach Jan Paweł II wyznał, że był ministrantem, ale jednak niezbyt gorliwym. Pamiętał też, że wtedy jego ojciec, spostrzegłszy niezdyscyplinowanie syna, nakazał mu modlić się do Ducha Świętego i nauczył go nawet stosownej modlitwy. Dla Karola była to ważna lekcja duchowa, a jej efektem była jego późniejsza encyklika o Duchu Świętym.
Spokojnie płynące życie Karola przerwał niespodziewanie ciężki cios - 13 kwietnia 1929 roku wracającego ze szkoły dziewięcioletniego Karola powitała w domu sąsiadka. "Twoja matka umarła" - powiedziała wprost. Emilia Wojtyłowa miała 45 lat i choć zawsze była słabego zdrowia, nikt nie przypuszczał, że dosięgnie ją tak poważna choroba, jaką było zapalenie serca i nerek. Niestety, ówczesna medycyna nie poradziła sobie z tym przypadkiem. Pogrzeb Emilii Wojtyłowej odbył się trzy dni po śmierci na wadowickim cmentarzu, a ceremonię poprowadził ówczesny proboszcz parafii ks. Leonard Prochownik. Po latach trumnę z ciałem mamy Lolka przeniesiono na cmentarz Rakowicki w Krakowie. Po pogrzebie ojciec z synami udali się do kalwaryjskiego sanktuarium, by modlić się w intencji zmarłej. Od tego dnia Kalwaria Zebrzydowska stała się dla Karola miejscem, do którego przybywał we wszystkich ważnych momentach życia, aby powierzać Maryi swoje trudne i bolesne sprawy oraz dziękować za radości życia.
Karol bardzo przeżył śmierć mamy, zwłaszcza że niedługo miał przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej. Jak każde dziecko chciał mieć wtedy przy sobie oboje rodziców. Przez długi czas nie mógł pogodzić się z tym, że odeszła. W końcu uwierzył, że stało się tak, gdyż taka była wola Boga. Jego koledzy wspominają, że pytany o swoją mamę, zawsze odpowiadał: "Została wezwana przez Boga" albo "Widocznie Bóg tak chciał".
Po śmierci matki Lolek korzystał ze śniadań przygotowywanych przez szkolną woźną, natomiast na obiady chodził wraz z ojcem do jadłodajni przy ulicy Kościelnej 4, którą prowadziła mama jednego z kolegów Karola, Maria Banaś. Boże Narodzenie i Wielkanoc spędzali w Białce, u przyrodniej siostry Wojtyły seniora. Poczciwa kobieta często odwiedzała ich w Wadowicach, by - jak mawiała - "obszyć" Karola: pocerować jego ubrania, zaszyć dziury, przyszyć łaty. Na nowe ubrania nie starczało bowiem pieniędzy. W opiece nad chłopcem pomagała też ojcu krewna Maria Pukłowa. Lolek zaprzyjaźnił się bardzo z jej dziećmi i dzięki temu nie czuł się tak samotny. Czasem przebywał u zaprzyjaźnionej rodziny państwa Kotlarczyków. Mieczysław Kotlarczyk był reżyserem i nauczycielem języka polskiego. Chłopiec szczególnie lubił słuchać jego opowiadań. To właśnie on zachęcił Karola, by pomagał mu w przygotowaniach dekoracji do przedstawień teatralnych, a z czasem zaproponował mu udział w jasełkach na scenie teatralnej. Przedstawienie nosiło tytuł Betlejem polskie. Karol zagrał rolę pastuszka. Miał doskonały słuch, ładny głos, a uczenie się tekstów, nawet długich, nie sprawiało mu żadnych trudności. Dlatego w miarę upływu czasu dostawał role coraz trudniejsze do zagrania. Oprócz praktycznych wskazówek reżysera słuchał też mądrych rad, które potem przydały mu się w życiu. Nieraz nawet umawiał się z Kotlarczykiem na długie spacery. Karol bardzo je lubił. Zawsze słuchał swego nauczyciela z wielkim przejęciem.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jan Paweł II
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.