Zaczęło się od tego, że wśród papierów na podpałkę znaleziono kilka zeszytów pamiętnika, zapisków i wierszy młodziutkiej krakowianki, Anielki Budkówny, zmarłej w czternastym roku życia nagle, na powikłania po zapaleniu wyrostka robaczkowego. Kiedy trzy lata wcześniej dziewczynka zaczęła pisać, kończyła się II wojna. Wraz z nastaniem względnej normalności Anielka kontynuowała pisanie, zawierając w nim obraz swojej codzienności.
Gdzieś w okolicy dwunastych urodzin, wchodzenie w okres dojrzewania napełnia ją egzystencjalnym niepokojem. Nie żyje już babcia, która ją wychowywała, opiekując się równocześnie chorą ciocią. Mimo szczerego oddania rodzicom, zacnym, ale dotkliwie zapracowanym i przedenerwowanym, Anielka nie czuje z nimi szczególnej więzi, więc zamyka się w sobie. Wiara jest dla niej ważna. Pojawia się stanowcza decyzja pracy nad sobą. Bystra dziewczynka orientuje się, że jej słabością może być skłonność do zarozumialstwa (wybija się ponad swój wiek -jest zdolna, ma wyraźną łatwość słowa, bujną wyobraźnię, wręcz talent literacki, jest świetnie oczytana, pożera przecież literaturę, trzech wieszczów zna niemal na pamięć, a na dodatek z przedstawień cały (klasyczny i bogaty) repertuar krakowskich teatrów, sama pisze wiersze.) Anielka oskarża się także o egoizm, choć to ona z zapałem i konsekwencją pomaga w szkole mniej zdolnym koleżankom, ani też nie brak jej absorbujących domowych zajęć. “Chciałabym więcej pisać, ale ani rusz, bo trzeba na gwałt obiad robić”. Denerwuje ją poczucie własnej przeciętności. Na własny użytek ustala więc plan pracy nad sobą. Są to tzw. warunki. “Nie myśleć o sobie, nie dogadzać sobie” itp.
Anielka, którą wyraźnie pociąga sam proces twórczy chwilami nie jest wolna od egzaltacji, zaczerpniętej najpewniej od polskich romantyków, w których się rozczytuje. W pamiętniku jest bardzo autentyczna, nie pozuje, niczego nikomu nie udowadnia. Czasem się nieco buntuje. Może trochę przesadza wyolbrzymiając swoją nędzę i obwiniając się o zmysłowość, ale to jest częścią etosu jej środowiska i epoki…
I gdyby Anielka na tych ascetycznych, umoralniających postanowieniach naprawy swego charakteru poprzestała, jej pamiętnik byłby żywym i ciekawym- ale jednak na swój sposób przewidywalnym zapisem wrażliwej “grzecznej dziewczynki” pilnej w wypełnianiu standardowych praktyk religijnych. Tymczasem Anielka jest osobą z krwi i kości. Jest gimnazjalistką zajętą nauką. Barwnie przedstawia szkolne problemy, koleżeńskie bijatyki, różne psikusy i beztroskie zabawy, pisząc z humorem, używa gwary szkolnej, zabawnych powiedzonek, wykrzykników.
“Byłam dziś na misterium u ojców Salezjanów. Luni się podobał Pan Jezus, Rena z góry sobie zastrzegła ślicznego i cudownie śpiewającego Piłata, a mnie biednej nic nie zostało- chyba rudy Judasz, albo stary Piotr. Wyniosłam jednak dużo. Bo gdy Pan Jezus wychylał kielich, pomyślałam, odczułam wyraźnie, że to gorycz, krew i pot, i wina całego świata, a gdy Jan mówił, odczułam to tak bezgranicznie piękne przykazanie samozaparcia i wzgardzenia doczesnością. A potem Piotr swoim zaparciem wykazał mi jasno, jak piękne obietnice spełzają na niczym.”
Boryka się z sobą pragnąc ideału. “ Ja marzę o heroizmie i świętości wielkich, jak Franciszek z Asyżu, a nie umiem dać sobie rady z najbardziej elementarnymi rzeczami. (…) Jedynymi promieniami są mi niedzielne Komunie.”
W kwietniu 1947 znajdujemy na przykład taki wpis: “Bylam na rezurekcji, gdzie było jak zwykle nudno i nie było ks. P. Czemu? I dzisiaj też nie miał Mszy, tylko spowiadał kogoś. On jest dziwnie nieśmiały i bardzo pokorny, a ja sobie myślę, że właśnie taki musiał być św. Jan Ewangelista”. Rozszyfrowujemy, chodzi o Jana Pietraszkę, późniejszego biskupa, dziś Sługę Bożego. Kiedy indziej :“Gdy ksiądz P. mówił o wewnętrznym przeżywaniu męki Jasnego ( tak konsekwentnie Anielka nazywa Jezusa), przeraziłam się.
Przecież ja nie potrafię, ja która nawet za grzechy nie umiem żałować. I właśnie wtedy pozłocisty promień spadł z Jego czoła i przeniknął mnie. Ujrzałam Ojca w blasku niezmiernym i chwale anielskiej. Pojęłam, że jego miłość nie przebiera, że jest ogromna jak nic materialnego, że jest większa od wszystkiego, co tylko istnieje. A w tym oceanie tonie świat i ludzkość. O gdyby ci biedni pojęli szczęście morza miłości! A ja nurzałam się w tej toni i rozświetliłam nią duszę. Pojęłam, że tu życia nie można ujmować w twarde karby warunków. Tu każdy warunek to za mało, żadna ofiara i samozaparcie to nie dosyć.”
On przyszedł mnie nawiedzić w nocy, pokryjomu
Do drzwi duszy nie pukał, bo stały otworem.
Tęsknota go gościła, w opuszczonym domu,
Zabawiając skarg cichych żałosnym klangorem.
I Pan niebos przestronnych nie wzgardził gościną.
Lecz ręce swoje jasne na duszy położył.
A czucia, nie duszone niemoty kurtyną,
Radowały się temu, który radość stworzył.
A więc mistyka, mistyka w codzienności, bez spektakularnych cudów. Bo prawdziwe przeżycia mistyczne to niekoniecznie lewitacje, obezwładniające wizje, mistyczne zaślubiny, wymiana serc i zjawiska tym podobne. Czasy się zmieniły. Mistyka nie jest już siostrą skrajnej ascezy. Dziś każdy może być mistykiem - choć potrzeba do tego łaski -bo przeżycie mistyczne to po prostu doświadczenie obecności Boga.
Uderza paralelność drogi wzrostu duchowego Anielki z dziejami duszy św. Teresy z Lisieux. Jest to droga codziennego uświęcenia, droga od egocentryzmu do miłości ofiarnej, od religijnej buchalterii i tendencji do perfekcjonizmu do całkowitego zawierzenia, od zmagań i skrupułów do uznania własnej słabości i prostego ofiarowania jej Jedynemu w odpowiedzi na świadomość Jego miłości.
To właśnie "Pamiętnik Anielki". Miejscami zabawna, miejscami poważna, zawsze poruszająca opowieść o dziewczynce, której za życia nie znała własna, choć kochająca matka, a którą teraz wszyscy mamy wspaniałą okazję poznać.
Skomentuj artykuł