Jeśli przechwytujesz emocje od innych, pora pomyśleć nad swoimi granicami. Bez nich ucieknie ci szczęście
Zdarza się nam przerzucać odpowiedzialność za własne emocje na kogoś, kto rzekomo je wywołał. Pewnie nieraz słyszałyśmy lub same mówiłyśmy: „Denerwujesz mnie”, „Doprowadzasz mnie do szału”, „No i widzisz, przez ciebie mamie jest smutno”. A prawda jest taka, że to ja się smucę, ja się wściekam i ja doprowadzam siebie do szału, bo pozwalam, by zachowanie danej osoby wywoływało we mnie tak silną reakcję emocjonalną. Emocje, które przeżywam – ich intensywność i jakość – nie są jednak bez znaczenia dla mojego stanu zdrowia - pisze pisze s. Małgorzata Lekan w swojej nowej książce " Cała ja. O przyjaźni ze sobą i swoim ciałem".
Lekan fragment 3 granice 10 000 zzs
Czy wiesz, gdzie leżą twoje emocjonalne granice?
Granica emocjonalna określa, gdzie zaczyna i kończy się świat moich emocji, oraz za którą część tego świata jestem odpowiedzialna, a za którą już nie. Zdaję sobie sprawę z tego, że część z nas już po tych pierwszych dwóch zdaniach o emocjach może odczuwać zniechęcenie. Dlaczego? Bo nie dość, że w dzieciństwie prawdopodobnie nikt nie uczył nas przeżywania emocji, to w dodatku teraz wymaga się, by stawiać im jakieś granice. I może jeszcze się okaże, że krzyk to coś niepożądanego, nawet gdy jestem mocno zdenerwowana? Albo tak samo negatywnie zostanie oceniony mój płacz, gdy czuję się smutna i chcę to jakoś wyrazić?
Podobnie jak granice fizyczne dookreślają słusznie należącą mi się przestrzeń, tak granice emocjonalne wskazują na pulę przeżyć, które są moje. Emocje to bowiem nic innego jak osobiste reakcje na konkretne sytuacje – zaistniałe wewnątrz mnie albo na zewnątrz – które mnie jakoś dotykają, więc nie pozostaję wobec nich obojętna. Na przykład, gdy boli mnie żołądek albo jak widzę moje dziecko przewracające się na rowerze, na który zabroniłam mu wsiadać, to reaguję smutkiem albo irytacją, bądź jednym i drugim. Obrazowo można powiedzieć, że emocje są jak jednostki szybkiego reagowania, bo mobilizują się zawsze, gdy wydarza się coś, co wpływa na mój dobrostan. Jest zmiana – jest emocja, i to moja, a nie kogoś innego!
To wpływa destrukcyjnie na poczucie szczęścia
Zdarza się nam przecież przerzucać odpowiedzialność za własne emocje na kogoś, kto rzekomo je wywołał. Pewnie nieraz słyszałyśmy lub same mówiłyśmy: „Denerwujesz mnie”, „Doprowadzasz mnie do szału”, „No i widzisz, przez ciebie mamie jest smutno”. A prawda jest taka, że to ja się smucę, ja się wściekam i ja doprowadzam siebie do szału, bo pozwalam, by zachowanie danej osoby wywoływało we mnie tak silną reakcję emocjonalną. Innymi słowy, emocje rodzą się w nas, gdy coś robimy lub myślimy i kiedy inni coś zrobią lub powiedzą. Nikt ich we mnie nie wzbudza; one same się pojawiają. Emocje, które przeżywam – ich intensywność i jakość – nie są jednak bez znaczenia dla mojego stanu zdrowia. Stąd w procesie stawania się sobą ważne jest, by uczyć się świadomie je regulować. Choć nie ma emocji negatywnych i wszystkie są potrzebne, to intensywne i częste pojawianie się nieprzyjemnych emocji, takich jak gniew, lęk, rozczarowanie czy wspomniany smutek, wpływa destrukcyjnie na zdrowie i poczucie szczęścia.
Chcąc więc świadomie kształtować swoje życie, muszę przyjąć, że moderowanie tego, co czuję, jest szalenie istotne. Ponadto potrzebuję też umiejętności zdrowego wyznaczania granicy emocjonalnej, znajomości zasad jej mobilizacji i wiedzy o jej przepustowości, a także łatwości odcinania się od emocji niepotrzebnych lub cudzych. O granicy emocjonalnej – podobnie jak o granicy fizycznej – można myśleć jak o linii demarkacyjnej. W tym wypadku jednak rozdziela ona to, co pozornie niewidzialne, ale realne – świat moich emocji od emocji innych ludzi.
Gdy chcesz zająć się swoimi emocjami, zadaj sobie te pytania
Pytania, które mogę sobie zadać, by rozróżnić jedne od drugich, to na przykład: kogo dotyczy dana sytuacja? Co należy do mojej odpowiedzialności, a co pozostaje poza jej zasięgiem? Czy jestem w kontakcie z własnymi uczuciami i jak reaguję na dane wydarzenie? Czy przypadkiem emocje, które odczuwam, nie są zapożyczone? Czy umiem chronić się przed zalewem emocji innych osób, nawet jeśli byłyby to moje dzieci, współsiostry czy mój szef?
W codziennej praktyce może to zaś wyglądać mniej więcej tak: gdy mąż wraca z pracy sfrustrowany, oczywiście słucham jego opowieści i jestem blisko trudnych sytuacji tego dnia, ale – z szacunkiem i świadomie – nazywam to, co dzieje się w świecie moich emocji, rozgraniczam te emocje, w których nie ma mojego męża, i te, które z nim dzielę. Pozostaję empatycznie obecna, ale nie pełnię roli odkurzacza, który potem w nocy nie śpi, bo oprócz swoich własnych przeżyć z całego dnia mieli także trudy i emocje męża. Wypracowanie i podtrzymywanie zdrowych granic emocjonalnych wymaga wiele zaangażowania, szczególnie gdy nie otrzymałyśmy w tym względzie odpowiednich wzorców w dzieciństwie. Szukając jednak własnej dojrzałości, trzeba co dzień brać odpowiedzialność za emocje, które przeżywam, i nie wchłaniać bezrefleksyjnie emocji drugiego człowieka.
Emocje pomagają nam nawigować po świecie duchowości
Gdy więc jestem w świetnym nastroju, a spotkam zmartwioną czymś przyjaciółkę, to mogę empatycznie jej towarzyszyć, jednocześnie nie tracąc swojego pozytywnego nastawienia. Co więcej, jeśli ona będzie chciała, mogę jej go użyczyć – to też przejaw dojrzałej regulacji emocjonalnej. W wyznaczaniu tej granicy pomocne jest uczenie się kontaktu z własnymi emocjami poprzez regularne ich skanowanie, czyli na przykład zatrzymywanie się kilka razy w ciągu dnia na chwilę refleksji nad tym, jakie emocje aktualnie się we mnie rodzą. Gdy będę tego świadoma, łatwiej przyjdzie mi nie przechwytywać ich od innych, a także wyraźnie je nazywać i regulować. Emocje znacząco pomagają nam również nawigować po świecie duchowości, która – jak każdy obszar w nas – też powinna mieć wyraźnie obrysowane granice.
Granica duchowa zbudowana będzie wokół tego, co Tomasz Franc OP definiuje jako „wewnętrzną zdolność człowieka do budowania relacji z Bogiem” albo Bytem Transcendentnym – w zależności od tego, jaką drogą duchowości podążamy. Istotnie wchodzimy tu w obszar przekraczający to, co o człowieku może powiedzieć psychologia, a także każda inna dziedzina nauki opisująca jedynie to, co ludzkie. Z granicami duchowymi mamy do czynienia wtedy, gdy otwieramy się na byt większy niż my sami, co wydaje się naturalne dla każdego człowieka. Tradycje każdej religii świata spójnie bowiem dowodzą, że owa duchowa przestrzeń w człowieku jest aktualizowana od zarania dziejów, stąd nie mamy powodu, by powątpiewać w jej istnienie i dziś.
Na czym polega dojrzała duchowość?
Duchowość z założenia opiera się na wychyleniu ku relacji z Bytem, który jest inny, wyższy i świętszy niż ja sama. A skoro w grę wchodzi ktoś drugi – Ktoś, kto (według tego, w co część z nas, chrześcijan, wierzy) chce oddać mi się cały, przenikając mnie swoim istnieniem, to znaczy, że wchodząc w relację z Nim, sama muszę wiedzieć, kim naprawdę jestem. Dopiero wtedy przecież, gdy znam swoją tożsamość, mogę świadomie i dobrowolnie pozwalać Mu działać w sobie – a jeśli się na to zgodzę, to mogę także stać się aktywnym partnerem tej nierównej (ale jednak wciąż) relacji, w Biblii nazywanej przymierzem. Oczywiście nie wszyscy odkrywają w sobie tę przestrzeń, a wielu przychodzi to z ogromnym trudem. Powodów może być wiele – niektóre z nich to na przykład: brak zaangażowania, czyli wkładania odpowiedniego do wieku wysiłku w poznawanie swojej duchowości, ale też niedostatek wiedzy i narzędzi praktycznych, by ją rozwijać, wynikający z rzadkiego praktykowania modlitwy, umiejętności rozeznawania natchnień Bożych, zaniedbywania lektury tekstów świętych czy kontaktu ze wspólnotą wierzących.
W definiowaniu granic duchowych najważniejsze wydaje się to, by po prostu pozwolić Bogu być Bogiem, a sobie dać szansę pozostać człowiekiem. I choć może trochę dziwnie to brzmi, to tylko dojrzała duchowość ma w sobie zgodę na utrzymanie tych granic i ich respektowanie. Jedynie człowiek świadomy siebie pozwala zarówno Bogu, jak i sobie kierować się logiką swojego istnienia i działać metodami czy środkami właściwymi Stwórcy i stworzeniu (człowiek: praca, namysł intelektualny, modlitwa; Bóg: panowanie nad światem, łaska, cuda, działanie mocą Słowa). W sferze ducha – paradoksalnie – potrzeba wiele dyscypliny intelektualnej, by umieć właściwie rozgraniczać, co jest prawdą, a co fałszem. Nabywamy tę umiejętność, gdy pielęgnujemy w sobie granicę intelektualną, czyli umiejętność korzystania z władzy umysłu ukierunkowanego na poznawanie prawdy o świecie, sobie i Bogu.
---
Tekst jest fragmentem wydanej przez Wydawnictwo WAM książki " Cała ja. O przyjaźni ze sobą i swoim ciałem" autorstwa s. Małgorzaty Lekan. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł