Anielka umrze na pewno. Rodzice ani przez chwilę nie myśleli o aborcji

(fot. shutterstock.com)
Stacja7.pl / Szymon Żyśko

"Jak tylko położna odebrała Anielkę krzyknęła: «żyje!» i podała Maćkowi do ochrzczenia (…) Dwa dni po urodzeniu całą Mszę przeryczałam. Ale nie z powodu bólu, ze szczęścia" - mówi mama. "Jesteśmy pogodzeni, że tak musi być" - dodaje tata. Historia Ireny i Macieja poruszyła już wiele osób. Módlmy się razem za ich córkę Anielkę.

Irena i Maciej Kaczyńscy mają czwórkę dzieci: Rózię (lat 5), Jankę (lat 3), Piotrusia (półtora roku) i Anielkę, która urodziła się kilka dni temu. Małżonkowie w wywiadzie dla Stacji7 podzielili się wzruszającą historią ich miłości do Anielki. Od początku wiedzieli, że ich córka ma śmiertelną wadę. Mimo to odrzucili propozycję aborcji i mówią głośno o tym, dlaczego to zrobili.

Mijał właśnie 10 tydzień ciąży, gdy podczas tzw. USG genetycznego okazało się, że wykryto poważną wadę. "Pani technik była przerażona, lecz starała się tego po sobie nie pokazać. Ponieważ, jak powiedziała, wykryła bezechowy obszar (…) po jej stopniu zaangażowania już wiedziałam, że jest źle" - wspomina ten dzień Irena. Lekarze przekazali im złą wiadomość: Anielka cierpiała na bezczaszkowie. Jest to wada letalna, bardzo często połączona bezmózgowiem lub szczątkowo rozwiniętym mózgowiem. "Najbardziej prawdopodobne było, że Anielka umrze jeszcze przed narodzinami, po cichu lub w trakcie porodu. Żaden z lekarzy, z którymi się w tym czasie zetknęliśmy nie miał przypadku dziecka z bezczaszkowiem, które urodziłoby się żywe" - dodaje.

DEON.PL POLECA

Kleryk uratował dziewczynkę przed aborcją<<

Lekarz prowadzący już na początku zapytał, czy rodzice zdecydują się na terminację. Sugerował, że na tym etapie to "tylko pigułka". Kaczyńscy stanowczo odmówili. "W przypadku śmiertelnej choroby któregoś z naszych starszych dzieci, nie odebrałabym im ostatniego pół roku życia" - opowiada Irena. "Usłyszał [od nas - przyp. red.], że przecież ktoś tę decyzję podejmuje, ktoś tę pigułkę podaje, to się nie dzieje samo. A na pytanie o to ile takie dziecko może przeżyć niewzruszony powiedział coś w stylu «urodzi się i jeszcze się trochę pomęczy». W takich kategoriach postawiono nam sprawę. Potraktowano nas jak byśmy byli bez serca i celowo skazywali dziecko na cierpienie" - wspomina Maciej.

Rodzice Anielki postanowili jak najlepiej przygotować się na jej narodziny. "Od samego początku nie było w nas żadnego buntu, niezrozumienia, żalu do Pana Boga, że nas to dotyka" - stwierdza w wywiadzie dla Stacji7 Maciej. Najtrudniej było jednak tę wiadomość przekazać dzieciom. Na początku tematu ciąży nie poruszali, ale wraz z rozwijającą się Anielką, ciąża zaczynała być widoczna. Na pomoc i zrozumienie trafili w przychodni założonej przez prof. Chazana. Pani doktor podeszła do problemu całościowo, zachęciła Irenę i Macieja, aby odezwali się do hospicjum dziecięcego po poradę psychologiczną.

"Chcieliśmy mówić, że dzieciątko jest bardzo chore, że u mamusi mu jest bardzo dobrze, tymczasem pani psycholog powiedziała jasno: żadnego mówienia o chorobie, bo potem, gdy np. będzie chory tata lub mama dziecko będzie się bało, że stanie się z nią to, co z Anielką. Radziła za to, by wprost powiedzieć co się dzieje: że bardzo nam przykro, że Anielka ma źle zbudowany mózg i nie wiemy co z nią dalej będzie. Wyrazić nadzieję że jako duża, najstarsza dziewczynka to zrozumie" - opowiada Irena.

Rózia przyjęła to na spokojnie. "Już pod koniec ciąży podchodziła do brzuszka i wygłaszała takie przemowy do Anielki: «Anielko, wiesz? Ty jesteś bardzo biedna, nie masz mózgu, ale to nie szkodzi, Matka Boża się tobą zaopiekuje»" - wspomina tata.

W końcu 1 lutego tego roku nadszedł dzień porodu. Anielka urodziła się w sposób naturalny. Małżonkowie są szczególnie wdzięczni położnej, która pozwoliła im ochrzcić córeczkę. "Jak tylko odebrała Anielkę krzyknęła: «żyje!» i podała Maćkowi do ochrzczenia" - mówi Irena. Na porodówkę jechali z ubrankami, w których chcieliby ja pochować. Dziś już wiedzą, że Anielka może jeszcze zdążyć z nich wyrosnąć nim odejdzie do Boga.

Lekarze nie chcieli budzić fałszywych nadziei, więc nie zakładali nawet tego, że Anielka wytrzyma poród. Tymczasem minęło już kilka dni i dziewczyna zostanie prawdopodobnie wypisana do domu, gdzie będzie mogła odejść w gronie najbliższych. "Nie ma przeszkód, aby ona przy nas w domu umarła, ponieważ gdyby to się działo w szpitalu, to też lekarze nie robiliby nic innego poza dokładniejszym monitorowaniem tego procesu" - mówi mama. "Anielka umrze na pewno. Jesteśmy pogodzeni, że tak musi być. Że możemy tylko łagodzić cierpienia. Podtrzymywanie jej przy życiu nie jest też celowe" - dodaje tata.

Papież Franciszek: w konfesjonale zrozumiałem dramat aborcji<<

O ich historii ludzie dowiedzieli się przypadkiem. Jeszcze w czasie ciąży Irena zobaczyła, że pewien ksiądz na Twitterze prosił o podesłanie intencji, które on będzie mógł złożyć, odprawiając mszę przy grobie św. Jana Pawła II w Rzymie. Niestety rodzice nie mogli się z nim skontaktować przez wiadomość prywatną. Wtedy Irena zdecydowała się krótko opisać swoją historię i intencję w publicznym komentarzu. Posypała się lawina dobra i wsparcia. Wielu ludzi zadeklarowało modlitwę.

Na wywiad ze Stacją7 zdecydowali się, aby dać świadectwo w tej trudnej chwili. "Chodzi (…) o świadectwo, o sianie dobrego fermentu, obalenie pewnego fałszywego przekonania, które dali sobie wpoić także niektórzy ludzie wierzący. Czyli o tak zwaną decyzję, wybór. Niektórzy, w serdecznych przecież komentarzach, dziękowali nam za ten wybór. Tymczasem tu nie było pola wyboru. Problem w wyborze aborcji jest wtórny. Pierwotnym problemem jest pomysł by postawić człowieka przed pytaniem: zabić drugiego, czy pozwolić mu żyć? (…) Szczególnie jeśli mamy do czynienia z człowiekiem bezbronnym i uwięzionym, który nie ma możliwości uciekać. A takim jest dziecko w łonie matki. Zaatakowane zwierzę może się bronić; bezbronne i słabe - spróbuje uciekać. A dziecko w łonie matki nie ma ani możliwości by się bronić, ani uciekać. Dlatego aborcja to jedno z najgorszych zabójstw, jakich można dokonać. Dlatego o tym mówimy" - podkreśla stanowczo Maciej. "Chciałabym powiedzieć, że przede wszystkim to jest człowiek. Anielka jest człowiekiem" - dodaje do tego Irena.

Małżonkowie podkreślają, że ich łzy są przede wszystkimi łzami szczęścia, że Anielka mogła się narodzić. Nie płaczą ze smutku, ale z wdzięczności. "Płaczą ci, którzy nas nie znają, nie widzą naszego szczęścia (…) Przyznam, że w minioną niedzielę, dwa dni po urodzeniu Anielki całą Mszę przeryczałam. Ale nie z powodu bólu, ale ze szczęścia. Poczułam się przytłoczona tym dobrem, które stało się naszym udziałem: że Anielka się urodziła, że udało się ją ochrzcić, że w spokoju te dwa dni przeżyła, że dostajemy tyle dowodów troski i miłości. Że paradoksalnie ten mały, biedny, wzgardzony człowieczek, z automatu wysyłany na śmierć - porusza tak wielu ludzi. Ludzie pokochali Anielkę, widzimy to. (…). Wdzięczność zachowam w sercu do końca życia. W naszych oczach są i powinni się czuć jej rodzicami chrzestnymi" - wzrusza się mama Anielki.

"Chciałbym coś dodać z perspektywy męskiej (…). Byłem przy narodzinach trójki dzieci, a mimo to doświadczenie było takie, że dopóki nie zostaną odstawione od piersi - nie mam szansy na zawiązanie z nimi bardzo bliskiej relacji. (…) Przy Anielce jednak wiedziałem, że tego czasu nie będę miał, że muszę się postarać pokochać ją wcześniej, tak się psychicznie nastawić, by nauczyć się bez tego fizycznego kontaktu rozwinąć osobową relację. To było ważne ćwiczenie dla mnie, duchowe i intelektualne jednocześnie. Na pewno też pomogło, że to ja miałem zaszczyt i szczęście ją ochrzcić. Właśnie jej chrzest był dla nas największym zmartwieniem w ciąży: czy zdążymy. Czy będzie choć jeden oddech. Udało się. I jestem przekonany, że to za łaska, która spłynęła dla nas za sprawą tych wszystkich modlitw w naszej intencji" - dzieli się swoim szczęściem Maciej.

Aborcja nie jest OK. Życie jest OK<<

"Mam również takie przekonanie po tej ciąży, że nigdy nie wolno potępiać kobiet, które zostawiły swoje dzieci zaraz po porodzie, w szpitalu, w oknie życia. Żeby docenić to ich macierzyństwo, docenić to, że dały życie" - podsumowuje Irena i zachęca innych przyszłych rodziców, aby szukali wsparcia i nie bali się przyjąć własnego dziecka, nawet jeśli jest skazane na śmierć.

Irena i Maciej Kaczyńscy podkreślają, że ich małżeństwo jest silne tylko dzięki łasce od Boga, a oni sami nie daliby rady tego unieść gdyby nie wiara w ich życiu.

Jeśli chcecie przeczytać cały wzruszający wywiad z nimi, zajrzyjcie na Stację7. Znajdziecie go pod tym linkiem<<

Nasza redakcja dołącza do modlitwy za Anielkę i jej rodzinę. Was również gorąco do tego zachęcamy. Pamiętajmy w modlitwie również o wszystkich dzieciach skazanych na aborcję oraz o ich rodzicach. +

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Anielka umrze na pewno. Rodzice ani przez chwilę nie myśleli o aborcji
Komentarze (3)
AK
~aneta kowalewska
26 września 2019, 13:18
Podjeliście piękną, bo Waszą decyzje, decyzje, o której uważacie, że była słuszna... W obliczu tak ogromnej tragedii, jaką jest urodzenie śmiertelnie chorego dziecka, pozwólmy rodzicom na pożegnanie go wedle własnego sumienienia. Nie niszczmy im życia własnymi poglądami.
J
Jan
15 lutego 2019, 13:33
Rodzić powinno się do życia, a nie do śmierci. Życia doczesnego - tu i teraz, a nie wiecznego - gdzieś i kiedyś. Śmierć i tak w końcu przyjdzie po każdego i każdą z nas. Jednak rodzić zawsze należy ze skierowaniem ku życiu, nie ku śmierci. Rodzić dzieci przeznaczone na śmierć to nieludzka i krótkowzroczna filozofia, która prędzej czy później skutkować będzie potwornymi, trudnymi do wyobrażenia nadużyciami.
MR
Maciej Roszkowski
8 lutego 2019, 19:45
Boże Wam błogosław, a Anielka znajdzie miejsce w domu Ojca.