Na kim zawsze można się oprzeć?

(fot. shutterstock.com)
Dr Jacek Pulikowski

Mężczyzna-ojciec powinien być opoką - kimś, na kim zawsze można się oprzeć. Swoją postawą powinien zachęcać do szczerości w każdej, nawet trudnej, sytuacji…

Dr Jacek Pulikowski - mąż, ojciec, wykładowca akademicki, świetny mówca. Wyliczać tak można długo. Najważniejsze jednak, że zakochany. W swojej żonie, rodzinie, pracy. Człowiek z pasją. Tą ostatnią jest zwyczajna pomoc w przezwyciężaniu kryzysów małżeńskich, budowaniu relacji rodzinnych czy postawy rodzicielskiej.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na kim zawsze można się oprzeć?
Komentarze (11)
G
gfdhdt
4 stycznia 2014, 00:30
Taka krótka odpowiedź na pytanie z pierwszego komentarza w oparciu o.. powiedzmy doświadczenie. Nigdy nie miałem takiego ojca, z którego warto byłoby brać przykład i jednocześnie to jakim był jest dla mnie wszystkim co mi dał - przykładem jakim samemu nie być w przyszłości. Jednego jestem pewien - chcę i będę jego przeciwieństwem. Taki tylko problem w Twoim przypadku, że Ty masz podwójne zadanie, przekazać dzieciom co najważniejsze.
CM
czarna morwa
3 stycznia 2014, 11:22
Tak, ojciec ma być tym , na którym zawsze można sie oprzeć. Ma być kimś takim, jak Józef dla Maryi i Jezusa. Ta jego rola jest szczególnie ważna, gdy żona spodziewa się dziecka, jest w połogu, gdy w rodzinie pojawia sie choroba czy niepełnosprawność, kataklizm, niebezpieczeństwo, kryzys. To jest wyjatkowe powołanie mężczyzny: być oparciem dla słabszych. W rodzinie i szerzej rozumianej wspólnocie. Tyle, że niewielu dziś takich mężczyzn( są,są, a jakże, ale jak się rozejrzeć ,liczba nie poraża). Nawet wśród chrześciajńskich ojców, zaangażowanych w różne wspólnoty, wychowanych na Pulikowskim właśnie,wielu pretenduje do roli panów,przewodników,dyrygentów i kapitanów, ale z tym dawaniem oparcia różnie bywa. Miło podecydować, pokrytykować,zamanifestować swoją wolę. Gorzej, gdy trzeba sie wykazać zrobieniem herbaty chorej żonie, odwiedzeniem kogoś w szpitalu, podwiezieniem kogoś do kościoła. Mamy wtedy wysyp męskich, "racjonalnych", argumentów:"A od czego mam dzieci?; Wiesz, że nie cierpię szpitali; A to nie ma swoich dzieci, żeby ją do kościoła zawiozły?" O panach, którzy porzucają swe chore żony i niepełnosprawne dzieci nawet szkoda pisać. A panów tu piszących, którzy są prawdziwym oparciem dla bliskich i słabszych, serdecznie pozdrawiam:)
AS
Adrian Syndłak
3 stycznia 2014, 09:52
Wina nie zawsze leży po dwuch stronach, oraz nie da się przewidzieć co będzie za 10 lat, ale jeśłi stoi się przed ołtażem to nie śłubuję iż będę ci wierny jak będzie ok, tylko w każdym momencie. Nawet jak mnie zdradzisz, nawet jak odejdziesz będę ci wierny... i to nie jest gwarancja którą daje swoim słowem tylko dzięki łąsce kogoś znacznie większego odemnie. W przypadku narzeczeństwa faktycznie nie da się przewidzieć wszystkich zachowań narzeczonej/narzeczonego tak samo nie da się zapewnić że zawsze będzie dobrze. Chodzi o to abym ja nabrał pewności że chcę z tą osobą spędzić resztę życia. Ważne jest abym najpier posiadał siebie aby dać z siebie dar dla niej/niego, jak również z drugiej strony musi być przyjęcie mnie z całym bagażem który przynoszę. Samo napiętnowanie, etykietowanie to ślad po pewnym fermencie który wkrada się w relację narzeczonych... etykietjemy gdy już nie chcemy z kimś rozmawiać, dlaczego? Ponieważ jest to wygodne, ponieważ będzie boleć jak wrócimy do relacji i będziemy musieli się nauczyć żyć z opuszczeniem, ze zdradą czy jakim kolwiek innym cierpieniem. A czemu zaczeliśmy etykietować ? Bo albo w pewnym momencie zabrakło nam miłości (rozumianej jako postawa, a nie chmurny i durny wzlot serca), albo wyrozumiałości , szczerości, prostoty. Wazje jest staranie się zabieganie o drugą osobę... czasem te wysiłki są próżne, czasem przynoszą efekt... ale ważne jest działanie w imię przysięgi złożonej przed ołtażęm.
AS
Adrian Syndłak
3 stycznia 2014, 09:50
Obecnie można zaobserwować coś co się nazywa kryzysem męskoci... (zbyt mało tu miejsca na rozwodzenie się nad tym tematem). Kryzys ten ma podstawę w wychowaniu chłopców, w braku przykładu ze strony Ojców, braku wsparcia ze stony matek (lub zbyt wielkim wspaciu matek). Zyjemy w pewnej zamkniętej przestrzeni, co powinno skłaniać nas do współpracy, do łączenia sił w imię pewnego celu, czasem jednak małżeństwa przypominają dwie różne orkiestry które nie chą grać razem a ich celem jest albo grać głośniej od konkurenta (choć nie powinno być tego słowa w małżeństwie) albo przeciągnąć go na swoją stronę.  Ale co po orkiestrze jak nie ma drygenta... Co po małżeństwie jak nie ma w nim Boga.
J
jurek
3 stycznia 2014, 08:07
wina zawsze lezy po dwóch stronach ... Czy to generalna zasada? No to gdy ukradnie ci ktoś samochód, to jest wina złodzieja i właściciela?
M
marek
3 stycznia 2014, 00:09
wina zawsze lezy po dwóch stronach a najbardziej cierpią dzieci  , nie rezygnuj z niego walcz nie poddawaj sie pokaz ze  ci zalezy a on wróci
DW
do wpisu poniżej
2 stycznia 2014, 21:46
Niektórzy ludzie są po prostu wredni. Kobieta, @m , żali się że mąż ją porzucił i od razu zjawiają się sępy, żeby rozszarpać ofiarę. No to życzę wam doświadczenia tego samego, co @m, i wtedy pogadamy o winie
@D
@ do m
2 stycznia 2014, 21:23
A ja bardzo współczuję mężowi M, skoro odszedł to była ku temu przyczyna. Kobieta czesto od razu szuka wine w mezczyznie, ew zaszufladkuje go jako "alkoholika, nieodpowiedzialnego męża itp" dla spokoju własnego sumienia, które obudzone niechcący może ukazać przerażające rzeczy o nas samych - czyli prawdę 
D@
do @m
2 stycznia 2014, 16:12
Droga @m, nie czytaj co pisze jakiś pyszałek Adrian, któremu się wydaje, ze  można przewidzieć w chwili ślubu, co się stanie za np. 10 lat.. Bardzo Ci współczuję i lepiej, by Twoje dzieci nie brały przykładu z ojca. Dzis generalnie mężczyźni są nieodpowiedzialni tak, że dzieci mają problemy z realizacją przykazania "czcij ojca swego", gdy ojciec to alkoholik, albo porzucający rodzinę.
AS
Adrian Syndłak
2 stycznia 2014, 13:49
Droga M. a gdzie były oczka jak się wybierało ojca dla swoich dzieci, jak wygądał czas waszego narzeczeństwa? A było wsparcie dla ojca swoich dzieci? A jak wyglądało wasze małżeństwo? Oparliście je na jakimś sensownym fundamencie? (Bogu), jakie mieliście cele wchodząc w małżeństwo? może któreś z was nie chciało dzieci? itd...reasumująć trudno ocenić nie mając kilku inf, i trudno mówić o przykładzie jeśli jest się jedynie rodzicem lub małżonkiem jedynie mechanicznie...( a tu takiej pewności nie było)
M
m
2 stycznia 2014, 13:06
Ojciec moich dzieci opuścił rodzinę. Jaki mają brać z niego przykład?