"Połamałaś mnie mamo, to się nie zrośnie. Ale i tak Cię kocham". Poruszający list dorosłej córki do surowej matki

(fot. depositphotos.com)
Blog Ojciec / facebook.com / sz

"Każdy jeden raz lądujący na moim ciele odbierał mi stopniowo odwagę, łamał mojego ducha i zwiększał lęk przed światem. To nadwyrężyło moją asertywność i zdolność do stawiania granic. Do tego stopnia, że zostałam wykorzystana seksualnie. (…) Tak naprawdę winny jest tamten jeden mężczyzna, który mnie wykorzystał. No i Ty, bo wpajałaś mi bezwzględną uległość" - pisze córka w poruszającym liście do matki. To trzeba przeczytać!

Tekst ukazał się w całości na facebookowym profilu Blog Ojciec. Jest to list nadesłany przez jedną z czytelniczek tego bloga:

Droga Mamo,

DEON.PL POLECA

To ja, Twoja dwudziestopięcioletnia córka, ta najstarsza, ta ponoć idealna. Piszę, choć nigdy tego listu nie przeczytasz. Ty nie, ale może przeczytają go inne mamy, takie jak Ty. Zanim przejdziesz do dalszej lektury, chcę Ci powiedzieć, że kocham Cię, mamo. I zawsze będę…

…mimo, że mnie złamałaś.

Wychowywałaś mnie surowo, mamo. Pamiętam, że kilka razy oberwałam skórzanym pasem ojca za przewinienia, z których nawet nie miałam szansy się wytłumaczyć. Nie wiem, czy patrzyłaś, czy równo puchnie, jak zawsze w takich momentach zapowiadałaś. Pamiętam jednak, że każdy jeden raz lądujący na moim ciele odbierał mi stopniowo odwagę, łamał mojego ducha i zwiększał lęk przed światem.

Pamiętam, jak słyszałam od Ciebie, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie" albo że "ryby i dzieci głosu nie mają". Słowa te padały często, zwłaszcza, gdy nie umiałam poradzić sobie ze swoimi emocjami i krzyczałam lub płakałam. Nauczyłam się wtedy, że moje zdanie się nie liczy, że zawsze i bezwzględnie trzeba słuchać innych, bo przecież ja prawa do głosu nie mam. To nadwyrężyło moją asertywność i zdolność do stawiania granic. Do tego stopnia, że w wieku dwudziestu trzech lat zostałam wykorzystana seksualnie. Nie umiałam stawić dość zaciętego oporu, bo przecież zawsze uczono mnie, że należy ulegać. Nie wiesz o tym, mamo. Nikomu nie powiedziałam całej prawdy o tamtej nocy, ale wiąże się z nią mój ogromny strach przed zajściem w ciążę. Jak wiesz, kocham dzieci, lubię z nimi spędzać czas, dzieci dają mi poczucie bezpieczeństwa, ich świat jest dla mnie zrozumiały, ale boję się zajść w ciążę, mimo że ogromnie chciałabym mieć dzieci. Ten irracjonalny lęk, utrudniający mi jakąkolwiek aktywność seksualną sprawił, że niedawno odszedł ode mnie chłopak, już trzeci, bo nie sprostał ogromowi cienia, jaki mnie otacza. Nie winię go za to, tak naprawdę winny jest tamten jeden, który mnie wykorzystał. No i Ty, bo wpajałaś mi bezwzględną uległość.

Jak wiesz, nigdy nie byłam taka jak Ty i tata. Wy - twardo stąpający po ziemi realiści, ja ciągle bujałam głową w chmurach, kochałam książki. Nawet sama pisałam. Już od szkoły podstawowej wygrywałam konkursy literackie, mam takich sukcesów na koncie dziesiątki.

Niestety, nikt w rodzinie nie potrafił docenić, że jestem w tym naprawdę dobra. Zawsze liczyło się to, że nie byłam orłem z fizyki. Dziś kończę drugie studia, w tym jedne zagraniczne na jednej z najlepszych uczelni świata, posługuję się pięcioma językami obcymi, jeżdżę na konferencje naukowe, piszę artykuły, od niedawna nauczam… i zawsze wydaje mi się, że jestem beznadziejna w tym, co robię, nawet jeśli to, co robię, to moja miłość. Może gdybym była fizykiem, to byłabyś ze mnie bardziej dumna?

To, czego mnie jeszcze nauczyłaś, mamo, to przekonanie, że wszyscy są ważniejsi ode mnie. Nigdy nie dawałaś wiary temu, co Ci mówiłam. Pamiętasz Natalkę, córkę Twojej przyjaciółki? Mieszkałyśmy w tej samej klatce. Do liceum chodziłyśmy do tej samej klasy. Natalka mnie gnębiła już od najmłodszych lat, ale nie potrafiłam się bronić. Często mnie biła, na podwórku zadzierała mi znienacka sukienkę do góry, potem, gdy zaczęłam dojrzewać, wyśmiewała moje piersi i biodra. Pewnego razu byliśmy na podwórku, Natalka chciała bawić się w coś innego niż wszyscy pozostali, chodziło o berka albo chowanego. Podjęliśmy demokratyczną decyzję, że najpierw pobawimy się w to, co chce większość grupy, a potem w drugą zabawę. Ale Natalki nigdy nie była zadowolona, gdy coś szło nie po jej myśli. Przybiegła do Ciebie, mamo, z płaczem i poskarżyła, że ją kopnęłam. Rzecz jasna: nie zrobiłam tego, ale uwierzyłaś obcemu dziecku, zamiast swojej córce. Ukarałaś mnie wtedy okrutnie, mimo że płakałam i powtarzałam, że przecież nigdy nikogo nie kopnęłam. I tak było niejednokrotnie, bo Natalka była świetną aktorką, umiała płakać na zawołanie, więc kto by wierzył stojącej z boku dziewczynce z zaciśniętymi zębami? Zaciśniętymi nie ze złości, ale aby się nie rozpłakać. W dodatku dziewczynce dużo brzydszej, chudej, z wystającymi kośćmi policzkowymi. Dziś Natalka jest mężatką, przed dwoma laty miesiącami urodziła syna. Ja idę przez życie sama, bo tak trudno mi komukolwiek zaufać.

Kiedy przed kilkoma laty trafiłam do szpitala psychiatrycznego, cała rodzina okryła to wydarzenie całunem milczenia. Nigdy Wam nie powiedziałam, że w szpitalu psychiatrycznym było mi dobrze, nie bałam się pacjentów, nawet tych bardzo ciężko chorych. Być może pobyt za zamkniętymi drzwiami był najpiękniejszym okresem w moim życiu, mimo że nawet lekarze mnie wyśmiewali, no bo jak to, ktoś z tak zaskakująco wysokim ilorazem inteligencji i siedzi w psychiatryku, przecież to wystarczy wziąć się w garść! Nigdy nie wystarczyło po prostu wziąć się w garść. Nawet nie wiedziałaś, że na długo przed tym wydarzeniem chorowałam na anoreksję i bulimię, coś Wam się wydawało, ale nigdy tego nie potwierdziliście. Z choroby tej wyszłam sama, bo nawet psycholog mnie wtedy zignorował. Zawzięłam się, po raz kolejny mając świadomość, że jestem na tym świecie sama i jeśli sama sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomoże.

Kim dziś jestem, mamo? Jeśli zapytasz moich znajomych, powiedzą Ci, że jestem duszą towarzystwa, osobą o jasno określonych poglądach, taką, która idzie przez życie z podniesioną głową, głośno mówi, gdy coś jej się nie podoba, zawsze staje w obronie słabszych, jest dowcipna, a przy okazji szalenie inteligentna. Nikt nie wie, a mój psychiatra jedynie to podejrzewa, że zmagam się z potworną fobią społeczną, a cała ta maska to lęk przed uczuciem zażenowania, byciem wyśmianą, odrzuconą. Tak bardzo boję się doprowadzić do jakiejś wstydliwej sytuacji, powiedzieć coś nie tak, że czasem śni mi się to po nocach. Dlaczego? Bo ilekroć coś mi nie wyszło, to wyśmiewałaś mnie mamo, dziesiątki razy opowiadałaś znajomym i rodzinie (w dodatku w mojej obecności), jak to czy owo zrobiłam nie tak. Było mi wtedy tak okropnie wstyd, że to uczucie nigdy mnie nie opuszcza. Nigdy, mamo.

Tak więc jestem duszą towarzystwa, skończyłam jedną z najlepszych uczelni na świecie, właśnie kończę drugą, mówię pięcioma językami obcymi… A przy okazji jestem dziewczyną, która została zgwałcona, która pewnie nigdy nie zostanie matką, która ma w sobie cień, pustkę i wstyd, która nie wierzy w siebie, która nie może znieść swojego odbicia w lustrze, która boi się wszystkiego, nawet przejścia przez ulicę, mimo że staje między psem a rosłym mężczyzną, który próbuje katować swojego pupila. Ale przede wszystkim jestem samotna, mimo że mam dziesiątki znajomych. Jest we mnie więcej sprzeczności niż mogłabym zliczyć, czuję się niespójna, rozedrgana wewnętrznie, wciąż się czegoś boję, przez co cierpię na chroniczną bezsenność, mam wadę serca, a moje nadwyrężone byłą anoreksją mięśnie są w opłakanym stanie, podobnie jak żołądek przez bulimię. A mimo to, gdy ktoś na mnie spojrzy, pomyśli: "ale ładna". Ale nie jestem ładna, na pewno nie wewnętrznie…

Połamałaś mnie, mamo, a to, co zostało we mnie połamane, nie zrośnie się. Nie da się też tego skleić. Nie da się zaszyć. Wiem, co mówię, bo wbrew temu, co sądzisz, nie jestem osobą słabą. Ilekroć upadam, podnoszę się i próbuję stawiać kolejne kroki. Mimo nieustannie towarzyszących mi myśli samobójczych, nigdy nie podjęłam próby odebrania sobie życia. Pracuję nad sobą, bo choć wiem, że dziedzina, jaką jest psychologia rozwoju i osobowości, nie daje mi zbyt wielu szans na życiowy sukces, to wierzę, że jeszcze uda mi się być tym, kim chcę. Ale to, co we mnie popsułaś, popsute zostanie na zawsze. To jak posklejanie porcelanowej lalki - mimo, że zebrana do kupy, nigdy nie będzie taka sama, jak przed upadkiem.

Wiedz jednak, mamo, że Cię kocham. Bo jesteś moją mamą. Wiem, że nie chciałaś nigdy zrobić mi krzywdy. Wiem, że wychowywałaś mnie najlepiej, jak umiałaś. Wiem też, że zawsze ciężko pracowałaś, bym miała pełny brzuch, czyste ubranie, bym mogła wyjechać na kolonie… Wiem, że po prostu nie wiedziałaś, że to, co robisz, może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. Nigdy nie byłaś złą mamą, nawet jeśli mnie złamałaś. Starałaś się, dlatego ja, już jako osoba dorosła, nauczyłam się z Tobą żartować, nauczyłam się mówić Ci więcej… Nigdy nie poznasz całej prawdy o mnie, ale cieszę się, że możemy pogadać o chłopakach i ciuchach. Albo o jakimś filmie. To niedużo, ale mnie to wystarcza. Chcę, żebyś wiedziała, że bardzo Cię kocham, mamo.

Twoja złamana córka.

Post został opublikowany na profilu facebookowym Blog Ojciec:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Połamałaś mnie mamo, to się nie zrośnie. Ale i tak Cię kocham". Poruszający list dorosłej córki do surowej matki
Komentarze (6)
R6
Rocksett 6
29 czerwca 2021, 17:11
Terapeuta pokazał mi całą prawdę na Twój temat i Twoją "miłość" do mnie którą tak się szczyciłaś. Nie boję się zostać mamą mimo że wciąż boję się siebie. Czasem jeszcze śnię o tym po nocach ale staram się żyć. Wiem że nigdy tego nie zrozumiesz. Zawsze wolałaś myśleć że wszystko co robisz jest dobre i to inni zasługują na krytykę. Ale mimo tego wiem że nie miałaś łatwego życia. Tak jak ja próbuję sobie z nim poradzić, tak Ty też próbowałaś. Mogę jednak być dumna z siebie. Ukończyłam szkoły, studia. Mam dobrą pracę. Nie ważne że dopiero mając 27 lat. Na naukę nigdy nie jest za późno. Szkoda że Ty uczyć się nie chciałaś. Dla wszystkich matek. Tych które krytykują, oskarżają swoje dzieci. Dla tych które karcą dziecko za nic, dla tych nadopiekuńczych i tych zagubionych. Nie jesteście idealne. Nie jesteście dobre. Ale macie szansę się poprawić. Szukajcie pomocy u psychologa. Leczcie się. Lepsza matka która chce coś naprawić niż ta zapatrzona w siebie.
R6
Rocksett 6
29 czerwca 2021, 17:09
Ty także mnie połamałaś... Wiedziałaś że ojciec molestuje tą malutką dziewczynkę. 7 latek i stracone dziewictwo... Kontrolowalaś mnie cały czas. Ciągle i zaciekle. Wciąż chciałaś znać wszystkich moich znajomych, wszystko co robię. Wpływać na to co jem, co piję, o której idę spać, o której wstaję. Stałam się Twoją rzeczą. Bez prawa głosu, prawa do własnego zdania, prawa do życia... I choć dałaś mi dach nad głową, dałaś ubranie i ciepły posiłek, to nie dałaś tego co najważniejsze- miłości. Ja jednak mimo tego kocham Ciebie. Nawet wtedy kiedy myślę o samobójstwie. Kochałam nawet wtedy kiedy mając 13 lat zakładałam sznur na drzewie żeby się powiesić. Kochałam kiedy miałam 8 lat i do ręki brałam nóż próbując wbić go sobie w brzuch, bo zobaczyłam taką scenę w filmie. Kochałam nawet wtedy kiedy mnie krytykowałaś, kiedy ignorowałaś i manipulowałaś. Choć jeszcze się nie uwolniłam od Ciebie, to czuję że ten czas nadchodzi.
HM
~Halina Merkel
26 czerwca 2021, 11:20
Wstrząsający ten list .Często rodzice łamią własne dzieci, choć bardzo pragną wychować je dobrze, myślę ,że najgorsze w wychowaniu jest schematyczne myślenie i tkwienie w starych wzorcach .Rodzice powinni więcej czytać na temat wychowania i rozwoju dzieci. Dziecko ma prawo być inne i iść własną drogą, trzeba je w tym wspierać. Przemoc fizyczna i psychiczna są nie do przyjęcia, dziecko z tego nigdy nie wstaje, czuje się pokonane i niedowartościowane, kurczy się w sobie i nie wierzy, nie ufa ludziom, cierpi, bo jego ufność i wiara w dorosłych zostały "zabite" w dzieciństwie. Serdecznie pozdrawiam i życzę pomyślności Autorce listu!
ZK
~Zuza Kowal
6 lipca 2020, 08:13
Mnie też mama popłakała... kiedy nic nie zrobiła... A ojciec mnie molestował... wiedziała...
JD
~Joanna Dybal
3 lipca 2020, 09:27
Połamałas mnie mamo... i mnie mama polamla i choć ona już nie żyje 7 lat, mam córkę, męża to nie potrafiłam się jej nigdy przeciwstawić, dlatego boje się zawalczyć o siebie, bo łatwiej jest o kogoś... rozumiem ta dziewczynę i jej samotność nawet wśród ludzi...prawda jest taka, ze ran zadanych przez mamę nie da się nigdy wyleczyć...trzeba nauczyć się z nim żyć i zrozumieć że to ona była zła a nie ja... dziękuję za list bo wiele zrozumiałam.
10 sierpnia 2019, 05:45
Bardzo, ale to bardzo ważny tekst. Dziękuję.