Przecięcie pępowiny

(fot. the exploratorium / flickr.com)
Osvaldo Poli / slo

Co czuje rodzic, kiedy decyduje się na przecięcie pępowiny? Dlaczego to takie trudne? Ten decydujący krok powinno się rozważyć także pod kątem konsekwencji psychologicznych dotyczących rodzica, a nie tylko dziecka.

Aby móc przeciąć pępowinę, rodzic musi sam przejść proces formowania się zdolności do rozróżniania między odpowiedzialnością dziecka a własną, ograniczając swoją tendencję do tego, by czuć się całkowicie "wpleciony" w jego życie, obdarzony decydującą mocą oddziaływania w odniesieniu do jego zachowań i dlatego też skłonny do poczucia winy za jego ewentualne błędy. Pewna matka udowodniła, że przeszła pomyślnie ten proces, za pomocą stwierdzenia, które wyznaczyło punkt zwrotny w jej sposobie przeżywania niezliczonych trosk, jakich przysparzało jej dziecko. Po którymś kolejnym nieusłuchanym napomnieniu "poczuła jakiś impuls" - jak powiedziała - czy też potrzebę, by oświadczyć: "Szczerze mówiąc, myślę, że nie zasługuję na to, żeby mieć takie dziecko jak ty!".

DEON.PL POLECA

To dziwne i nieoczekiwane stwierdzenie było czymś w rodzaju wyzwolenia, jak później sama przyznała. Wyzwolenia od tego, co wcześniej stanowiło jej milczące założenie: że zachowania dziecka są (ściśle) powiązane ze sposobem bycia mamy, do tego stopnia, że jego niewłaściwe postępowanie odczuwała jako własną pomyłkę i porażkę w roli rodzica. "Teraz mogę powiedzieć sama sobie, że popełniałam błędy, ale zasadniczo nie jest to moja wina, że on się zachowuje nie tak, jak powinien" - przyznała sama przed sobą.

Na tym polega aspekt wyzwolenia, jakie niesie ze sobą przecięcie pępowiny z punktu widzenia matki. Uwalnia ją ono od obowiązku "kierowania życiem dziecko" z pominięciem jego własnej woli, od poczucia, że jest za dziecko całkowicie odpowiedzialna. Ta operacja psychologiczna wyzwala zarówno rodzica, jak i dziecko, i realizuje się w momencie, w którym zostaje uznana granica oddzielająca ich wzajemną odpowiedzialność. Mówiąc ściślej, rodzic nie przypisuje odpowiedzialności dziecku, ale (po prostu) ją uznaje. Oznacza to, że widzi i szanuje nieprzekraczalną granicę własnych obowiązków, uznając także swoją niemoc i niemożność zmiany dziecka, jeśli ono samo tego nie pragnie, lub "uchronienia" go przed błędami, od których ono samo nie chce być uchronione.

Wycofanie pretensji do własnej (iluzorycznej) wszechmocy jest dość skomplikowane i trudne z psychologicznego punktu widzenia, a jeśli nie przebiega w naturalny i stopniowy sposób, równolegle do rozwoju dzieci, musi odbyć się dramatycznie, w konfrontacji z niestosownymi i zbuntowanymi postawami nastolatka, który jest głuchy na wszelkie upomnienia czy groźby i doprowadza do fiaska wszelkie próby "ratowania" go przed tym, czego on sam jeszcze nie postanowił unikać.

Im bardziej rodzic czuje się odpowiedzialny za życie dziecka i im usilniej stara się zablokować wszelkie negatywne konsekwencje, jakie się pojawiają, tym bardziej ono będzie się starało pokazać swój brak zainteresowania i bierny opór.
Im częściej mama każe mu się kąpać i przebierać, tym mniej wydaje się zainteresowany swoją higieną osobistą.
Im bardziej troszczy się ona o jego wyleczenie i podsuwa mu lekarstwa, tym bardziej traktuje ją jak uciążliwą nudziarę.
Im częściej mama nalega, żeby się uczył i skończył szkołę, tym wyraźniej czuje, że nic do niego nie dociera.
Im częściej mama na niego krzyczy, próbując osiągnąć to, żeby wreszcie zaczął myśleć, tym bardziej wydaje się, że syn nie chce pójść za głosem rozsądku.

Ta dynamika nie rozwija się przypadkowo; przesadne uczestnictwo matki (tak zwane "myślenie za dziecko"), które prowadzi do rozwiązywania konsekwencji wszystkich jego błędów, do przyjmowania na siebie trudu i odpowiedzialności, których ono unika, ciągłe "ratowanie" przed porażką i "wypadnięciem źle" stwarza warunki, by dziecko żyło w całkowitym braku odpowiedzialności, na który potem uskarża się rodzic.

Nastolatek może doprowadzić rodziców do całkowitej bezsilności, torpedując wszystkie ich próby nakłonienia go do rozsądku. Aby afirmować siebie samego, musi wznieść przed ich wpływem barierę nie do przeskoczenia. Chcąc nie chcąc, rodzic będzie musiał się pogodzić z tym, że nie można "przetłumaczyć dziecku, iż się myli" i nakłonić je do robienia właściwych rzeczy aż do chwili, kiedy ono samo tego zapragnie i tak postanowi.
Nastolatek woli się czuć wolny popełniając błędy niż robić pod przymusem to, co jest właściwe.

Jeśli błąd dziecka rodzic przeżywa zgodnie z filozofią "nie byłem w stanie go przekonać i zmusić do myślenia", bez zrelatywizowania i dostrzeżenia w odpowiednim kontekście poczucia, że "jeśli ono postępuje w ten sposób, jest to moja wina", neguje się radykalnie wolność dziecka, jego zdolność do rozumienia i dokonywania wyborów. Takie doświadczenie (charakterystyczne dla uczuć macierzyńskich) jest bardzo wygodne dla dzieci, które w ten sposób czują się wolne od ciężaru odpowiedzialności, ale jednocześnie jest to niesłychanie uciążliwe, wręcz nie do zniesienia, jak same często wyznają.

Wycofanie się z pozycji rodzicielskiej wszechmocy zostało trafnie ujęte w tym typowo ojcowskim wyrażeniu: "jeśli on nie chce, to nic nie mogę na to poradzić". Aby doprowadzić do wyłonienia się bardziej dorosłych i odpowiedzialnych postaw u dziecka, rodzic musi ponieść (w rozsądnej mierze) ryzyko, omijając w ten sposób Słupy Heraklesa, jakimi są stopniowe próby przekazania dziecku odpowiedzialności za jego własne życie. W przeciwnym wypadku nie będzie ono mogło pokazać, że jest "dorosłe", zdolne do podejmowania decyzji, odpowiedzialne.

Jedynie wówczas, gdy rodzic ujmuje w nowe ramy swoje poczucie, że jest niezastąpiony ("beze mnie wszystko się zawali, beze mnie sobie nie poradzi"), dziecko może odnaleźć w sobie poczucie odpowiedzialności, nawet w elementarnej formie obawy przed konsekwencjami własnych wyborów.

Niewątpliwie prawdą jest, że żaden rodzic nie może w nieskończoność i całkowicie ochraniać dziecka przed bólem, porażką czy nieszczęściami w życiu.

"Wydaje mi się, że nastąpiła pewna zmiana - zwierza się rodzic - ponieważ teraz potrafię widzieć go jako niezależną osobę, a nie jako «moje dziecko»; od tego momentu nasze relacje bardzo się poprawiły".

Wpływ ojca może być decydujący, ponieważ reguluje zaangażowanie emocjonalne matki, sprawiając, że może ona przejmować postawę współmałżonka, cechującą się większym dystansem i pozostawiającą więcej miejsca na odpowiedzialność w pojmowaniu relacji z dzieckiem. Ojcu łatwiej jest przeciąć pępowinę, ponieważ... sam jej nigdy nie miał.

Wiecej w książce: SERCE TATY - Osvaldo Poli

Czy istnieje ojcowski styl wychowawczy?

Czy męska wrażliwość wychowawcza różni się od kobiecej?

Czy męski sposób rozumienia wychowania dzieci jest pożyteczny dla ich rozwoju?

Książka ukazuje ojcowski sposób wychowania dziecka. Z pewnością różni się on od matczynego, nie znaczy to jednak, że jest od niego gorszy. Wręcz przeciwnie, bez umiejętnego połączenia tych modeli bardzo trudno we właściwy sposób wychowywać najpierw dziecko, a później dorastającego człowieka. Książkę polecamy ojcom, aby odkryli potrzebę męskiego sposobu nawiązywania relacji z dziećmi.

Osvaldo Poli, psycholog, psychoterapeuta, przez wiele lat zajmował się formacją rodziców i par małżeńskich, współpracował z różnymi grupami, instytucjami społecznymi. Autor wielu artykułów i książek o tematyce wychowawczej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przecięcie pępowiny
Komentarze (4)
M
M
18 stycznia 2014, 10:10
"Szczerze mówiąc, myślę, że nie zasługuję na to, żeby mieć takie dziecko jak ty!" - słowa matki są rażące, tącą jakimś przekleństwem. A w odcienaniu pępowiny nie chodzi tylko o zrzucanie z siebie balastu, ale też o dobro dziecka. Tekst jest w moim odczuciu wyjątkowo niemądry - idealizuje rodziców i usiłuje zwolnic ich odpowiedzialności za swoje dzieci, takze za to jakie są w dorosłym życiu.  ... Też uważam, że to zdanie nie pasuje do mądrego odcinania pępowiny, bo jakoś mi brzmi: wyrzekam się dziecka...Bezsilność owej matki zaprowadziła ją do takiej reakcji, a wystarczyłoby uznać konieczność ponoszenia konsekwencji przez dziecko. Nie należy jednak zapominać, że pozostawienie nastolatka całkowicie samemu sobie z konsekwencjami, moze go zniszczyć.
K
Ktoś
17 stycznia 2014, 22:56
"Szczerze mówiąc, myślę, że nie zasługuję na to, żeby mieć takie dziecko jak ty!" - słowa matki są rażące, tącą jakimś przekleństwem. A w odcienaniu pępowiny nie chodzi tylko o zrzucanie z siebie balastu, ale też o dobro dziecka. Tekst jest w moim odczuciu wyjątkowo niemądry - idealizuje rodziców i usiłuje zwolnic ich odpowiedzialności za swoje dzieci, takze za to jakie są w dorosłym życiu. 
A
aka
17 stycznia 2014, 13:54
mariusz, czyżbyś był zbuntowanym nastolatkiem?;-) Bo jak dla mnie wszystko jasne i proste (chociaz nie jestem mamą nastolatka). Dobry tekst!
M
Mariusz
17 stycznia 2014, 08:08
Czytam kolejny raz i nie rozumiem.... Czy to taki problem pisać prosto i zrozumiale? Lanie wody i przerost formy nad treścią....