Wychowanie prorodzinne

(fot. horrigans / flickr.com)
Mirosław Rucki / slo

Jest dla mnie sprawą oczywistą, że system edukacji powinien wspierać wychowawcze wysiłki rodziców. Oczekuję, że dziecko usłyszy w szkole o wartościach, o których słyszy w domu i które pomogą mu zbudować w przyszłości własną szczęśliwą rodzinę. Dlatego nie może mi być obojętne, czy w szkole jest "wychowanie prorodzinne", czy też "postępowa" edukacja seksualna.

Początki edukacji seksualnej w szkołach sięgają lat dwudziestych XX wieku i są związane z działalnością Światowej Ligi Reformy Seksualnej, której celem było rozpowszechnienie antykoncepcji, legalizacja aborcji, legalizacja prostytucji, propagowanie rozwodów oraz upowszechnienie aktywności seksualnej bez jakichkolwiek zasad etycznych. Moim zdaniem członkom Ligi raczej zależało na pieniądzach, które można zarobić w każdym z wymienionych wyżej obszarów, a nie na dobru społeczeństwa lub jednostki. Jak dotąd bowiem nikt nie zaproponował sensownej alternatywy dla rodziny, choć wielu podejmuje aktywne działania w celu zniszczenia rodziny jako instytucji. Po prostu rodzina i jej potencjał budowania relacji międzyludzkich w sposób naturalny sprzeciwia się wszystkiemu, co niosła ze sobą proponowana "reforma seksualna".

W wyniku tej "reformy" już w połowie XX wieku w Szwecji wprowadzono obowiązkową edukację seksualną, a za jej przykładem poszły inne kraje. Nie chcę powiedzieć, że edukacja seksualna nie jest potrzebna. Chcę tylko zadać pytanie: czy wiedza o płciowości człowieka ma służyć budowaniu czy niszczeniu? Czy za pomocą nauki człowiek powinien kaleczyć własne życie i życie innych, czy raczej budować relacje w rodzinie?

DEON.PL POLECA

Nie tylko ja zadaję te pytania. W wyniku poszukiwań wyodrębniły się w edukacji seksualnej trzy różne kierunki: a) wychowanie do czystości, b) przekazywanie biologicznej wiedzy o seksie, c) przekazywanie wiedzy złożonej z zagadnień etycznych i biologicznych. Ta "wiedza złożona", realizowana przez amerykańską Federację Planowanego Rodzicielstwa i jej filie w różnych krajach, zawiera w sobie następujące zagadnienia:

  • - wiedza biologiczna o ludzkiej prokreacji,
  • - wiedza o rozwoju płciowym człowieka,
  • - wiedza, jak nie dać się wykorzystać seksualnie,
  • - informacja o dostępności aborcji,
  • - informacja o dostępności środków antykoncepcyjnych.

Wydawać by się mogło, że taka "wiedza złożona" daje młodym ludziom pewien wachlarz możliwości do wyboru. W rzeczywistości jednak prowadzi ona nieuchronnie do załamania relacji małżeńskich, zniszczonych przez antykoncepcję i aborcję, do rozwiązłości seksualnej i do wiążącej się z nią bezpośrednio epidemii chorób wenerycznych. Rachunek jest bardzo prosty: ażeby dożyć sędziwego wieku w czystości i wierności, trzeba zachowywać czystość i wierność w każdej chwili życia, w każdej sytuacji przez wiele lat. Aby zniszczyć szczęście małżeńskie, wystarczy jedna zdrada. To, co się budowało przez wiele lat wspólnym wysiłkiem, można zniszczyć w ciągu zaledwie pięciu minut. To nie są "różne możliwości do wyboru" - to jest podawanie trucizny razem z pokarmem.

Dlatego już w latach 80. XX wieku pojawiły się na Zachodzie grupy osób promujących w ramach edukacji seksualnej wychowanie do czystości, a ich liczba ciągle wzrasta. W 1988 r. w USA jedynie 2% nauczycieli zalecało abstynencję seksualną jako jedyny pewny środek zapobiegania ciąży oraz chorobom wenerycznym, ale po 10 latach robiło to już 23% nauczycieli. W roku 2000 już 96% amerykańskich szkół nauczało o zarezerwowaniu aktywności seksualnej do ram małżeństwa.

Wyniki tych działań nieubłaganie wskazują na wyższość wychowania do czystości nad innymi kierunkami edukacji seksualnej, promującymi antykoncepcję i aborcję. Pomiędzy rokiem 1991, kiedy amerykańska młodzież była dobrze poinformowana co do metod antykoncepcyjnych, a rokiem 1995, kiedy to abstynencja seksualna została powszechnie zaakceptowana, liczba ciąż u niezamężnych nastolatek w USA spadła o 66%. Wskaźniki ciąż i aborcji u nieletnich spadły do najniższego poziomu odnotowanego od 1946 roku. Jednocześnie o kilka do kilkunastu procent spadła liczba zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową - efekt, którego nie zapewniło wcześniejsze upowszechnianie prezerwatywy, promowanej jako "środek zmniejszający ryzyko zachorowań"…

Dla porównania Wielka Brytania, w której preferuje się edukację seksualną opartą na wiedzy biologicznej oraz dostępności antykoncepcji i aborcji, ma obecnie najwyższy wskaźnik ciąż wśród nieletnich (26 urodzeń na tysiąc kobiet w wieku 15-19 lat). Wzrosła też liczba dokonywanych przez nastolatki aborcji. Liczba zachorowań na choroby weneryczne wzrosła katastrofalnie: chlamydioza o 67%, rzeżączka o 117%, syfilis - aż o 571%!

Rząd brytyjski jest zaniepokojony takimi wynikami. Jednak zamiast pójść za przykładem krajów, gdzie te wskaźniki się zmniejszają, Wielka Brytania podejmuje działania irracjonalne, jedynie obniżając wiek edukacji seksualnej, ale pozostawiając bez zmian sam program... W tej chwili o rzekomej skuteczności antykoncepcji uczą się dzieci w wieku 11-14 lat, ale są też pomysły objęcia taką edukacją nawet pięciolatków i żeby dwunastolatkom rozdawać bezpłatnie prezerwatywy… Jeżeli pójdzie tak dalej, możemy się spodziewać, że niedługo Wielka Brytania wyprzedzi wszystkie kraje Trzeciego Świata w chorobach wenerycznych i niechcianych ciążach.

Tym bardziej że niejeden znacznie gorzej rozwinięty ekonomicznie od Wielkiej Brytanii kraj zaczyna promować abstynencję seksualną. Przykładowo Kenia przeprowadziła badania nad wynikami programu Stay Alive (Pozostań przy życiu), który trwał 2,5 roku. Zaobserwowano 61-procentowy spadek liczby ciąż wśród nieletnich. Zimbabwe opracowało program skierowany na prewencję HIV/AIDS oparty na abstynencji seksualnej.

Ciekawie potoczyły się wypadki w Chile, gdzie ministerstwo zdrowia wprowadziło regulacje prawne pozwalające na rozdawanie prezerwatyw nastolatkom powyżej czternastego roku życia. Spowodowało to wzrost odsetka ciąż u nieletnich do 22,6%. Jednocześnie w wielu szkołach realizowano program promujący wstrzemięźliwość seksualną. U młodzieży objętej tym programem wskaźnik ciąż był pięciokrotnie niższy: zaledwie 4,4%.

Amerykanie, dla których fakty i liczby stanowią ważniejszy argument niż ideo­logia, uznali programy edukacyjne promujące abstynencję seksualną za jedynie efektywne. Mało komu w USA przychodzi do głowy kwestionowanie słuszności wprowadzania ich do szkół tylko dlatego, że u podstaw promowania czystości leży instrukcja Papieskiej Rady ds. Rodziny Ludzka płciowość: prawda i znaczenie. Wskazania dla wychowania w rodzinie. Tymczasem niektórzy Polacy, którzy naprawdę mogliby się szczycić niebywałymi osiągnięciami naszej edukacji w tej dziedzinie, niejednokrotnie kwestionują słuszność wychowania prorodzinnego (które od lat funkcjonuje w naszych szkołach) jako "zbyt religijnie ukierunkowanego"...

Kiedy ktoś fałszuje dane dotyczące aborcji, może sobie wymyślić miliony nielegalnych aborcji w Polsce i tysiące przypadków "turystyki aborcyjnej", bo i tak nikt nie jest w stanie tego sprawdzić. Ale dziwi mnie, że w mediach nie zwraca się uwagi na rzeczywiste i absolutnie niepodważalne dane dotyczące nieporównywalnie mniejszej liczby zachorowań na choroby weneryczne w Polsce niż na przykład w "postępowej" Wielkiej Brytanii z jej edukacją seksualną. Liczba przypadków kiły na 100 tys. mieszkańców w Polsce wynosi 0,52, w Wielkiej Brytanii zaś - 3,81. Rzeżączki - odpowiednio 0,26 i 37,25. Chlamydiozy - odpowiednio 0,87 i 166,41.

Być może ktoś pragnie iść za przykładem Brytyjczyków i doprowadzić nasz kraj do brytyjskiego poziomu chorób wenerycznych. Ja osobiście uważam, że to Brytyjczycy mają się czego uczyć - i to nie tylko od nas. Dla nas oni mogą być raczej ostrzeżeniem i przykładem, jakiej edukacji seksualnej nie należy wciskać młodzieży. Nie bądźmy więc obojętni na to, jak i przez kogo jest prowadzony w szkołach przedmiot wychowanie prorodzinne, by przypadkiem rzecznicy biologicznego wychowania seksualnego nie proponowali naszym dzieciom antykoncepcji jako równorzędnej alternatywy dla czystości seksualnej. Nie ufajmy łatwym rozwiązaniom, które nie przynoszą efektu. Wybierzmy trochę trudniejszą, ale skuteczną drogę czystości seksualnej i wierności małżeńskiej!

W artykule wykorzystano materiały Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka: Służba Życiu, nr 1/2007.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wychowanie prorodzinne
Komentarze (2)
MR
Maciej Roszkowski
27 sierpnia 2012, 20:26
 Zapytajmy, kto zarabia na "edukacji seksualnej" i jej kolejnych skutkach. 
KK
kle, kle
26 sierpnia 2012, 15:10
 Dzieci przynosi bocian. To forma "żartobliwej" edukacji seksualnej zamiast "postępowej".