Zadzwoń po wsparcie!

(fot. demandaj / flickr.com)
Kamila Tobolska / slo

Stereotypy zawsze są krzywdzące. Wielodzietność, bieda i niskie wykształcenie rodziców nie równa się przecież patologii w rodzinie. Kiedy jednak państwowi urzędnicy myślą takimi kategoriami, wspierani narzędziami, jakie daje im prawo, zaczyna być naprawdę niebezpiecznie. A najpoważniejsze skutki ich decyzji ponoszą oczywiście dzieci.

To wyjątkowy numer telefonu, chociaż szkoda, że musiał w ogóle powstać. Dzwoniąc pod niego rodzice, pokrzywdzeni pochopnym odebraniem dzieci z powodu biedy czy nieporadności, mogą uzyskać pierwszą pomoc. A jest ona potrzebna coraz większej liczbie rodzin. I nie chodzi tutaj tylko o cierpliwe wysłuchanie konkretnej historii. Dzwoniących trzeba bowiem skontaktować z odpowiednimi instytucjami udzielającymi wsparcia materialnego, wesprzeć psychologicznie, monitorować działania sądu w ich sprawie czy nagłośnić ją w mediach.

Właśnie takich działań podjęły się Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, uruchamiając 1 lutego Telefon "Wsparcie Rodziców". Wprowadzona w 2010 r. nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, nie bez powodu nazywana wprost antyrodzinną, sprawiła niestety, że stale wzrasta nie tylko liczba rodziców, którym bezzasadnie zabiera się dzieci, ale także tych, którym grozi taka ewentualność. Bez profesjonalnego wsparcia ludzie ci są właściwie bezradni. Nie dość, że brakuje im odpowiedniej wiedzy prawniczej, to najczęściej także środków na opłacenie adwokata. Każdy zgłoszony w Telefonie "Wsparcie Rodziców" przypadek przed podjęciem interwencji jest bliżej badany. To oczywiście po to, jak wyjaśniają członkowie stowarzyszenia, aby nie angażować się w przypadki, w których między małżonkami dochodzi do konfliktu spowodowanego rozwodem czy ewidentnie w rodzinie występuje patologia.

Niemowlę bez mamy

Za najbardziej dramatyczną sprawę, z jaką przyszło się zetknąć, obsługujący Telefon "Wsparcie Rodziców" uważają przypadek matki, której odebrano 4-miesięczną córeczkę. Kobieta zgłosiła się do szpitala z chorym niemowlęciem, a tam dziecko złapało kolejną infekcję. Matka po trzech dniach i nocach spędzonych na szpitalnym krześle, nie widząc poprawy stanu zdrowia dziecka, zaczęła odczuwać coraz silniejszy stres. Tym bardziej że nie mogła liczyć na wsparcie jego ojca, a w domu czekała na nią druga, niewiele starsza córka. Coraz silniejsze objawy jej nerwowości zaniepokoiły personel szpitala. Zastanawiające jest jednak, dlaczego nie próbowano w tej trudnej sytuacji udzielić kobiecie wparcia psychologicznego. Co więcej, "pomoc" poszła w zupełnie innym kierunku. Matkę uznano za niezdolną do opieki nad dzieckiem i uruchomiono procedurę, która doprowadziła do odebrania jej córeczki jeszcze w szpitalu. Jednocześnie powołano tzw. asystenta rodziny, który podobnie jak kurator społeczny, po przyjrzeniu się sprawie nie znalazł podstaw do wydania takiej decyzji. Mimo że uważają oni, iż dziecko powinno wrócić do rodziny, od dwóch miesięcy przebywa w oddalonym o 60 km domu małego dziecka. Nie trzeba być psychologiem rozwojowym, żeby wiedzieć, iż taka rozłąka niemowlęcia z matką musi prowadzić do uszczerbku na jego psychice. Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców wspiera więc matkę w staraniach o odzyskanie dziewczynki, nie tylko organizując bezpłatną pomoc prawną, ale także zapewniając finansowanie jej dojazdów do dziecka, na które kobiety po prostu nie stać.

Inna ze zgłoszonych historii jest jak wzięta prosto ze Szwecji, gdzie już w przedszkolu uświadamia się dzieciom, że w każdej chwili mogą donieść na rodziców odpowiednim służbom. Pewna nastolatka została bowiem odebrana rodzicom po tym, jak zgłosiła przemoc w rodzinie pedagogowi szkolnemu. Dziewczyna przeżywająca okres buntu nieco "upiększyła" swoją opowieść i pomimo niesprawdzonych informacji uruchomiono proceduralną machinę. Doprowadziła ona do tego, że od kilku miesięcy nastolatka, która bardzo chce wrócić do domu, przebywa w placówce opiekuńczej, a jej zrozpaczeni rodzice próbują ją odzyskać.

Rodzice kontra ekspertyzy

Te przypadki wyraźnie pokazują, że polskie sądy niekiedy zbyt niefrasobliwie podejmują drastyczną decyzję o odebraniu dzieci z rodzinnego domu. To także opinia ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, którą wyraził w jednym z wywiadów prasowych. Te pochopne decyzje są skutkiem wprowadzenia wspomnianej już nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, w ramach której powołano w gminach zespoły interdyscyplinarne. Otrzymały one uprawnienia do monitorowania rodzin, zbierania i przetwarzania ich wrażliwych danych osobowych, w tym o stanie zdrowia czy nałogach. Pracownicy socjalni mają też prawo, w sytuacji kiedy uznają, że zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka, odebrać je rodzinie i to bez wyroku sądu.

W ciągu 24 godzin sędzia musi jedynie potwierdzić tę decyzję podczas rozprawy o tymczasowe odebranie dziecka. − Dano pracownikom socjalnym ogromną władzę, a nie wzięto pod uwagę, że nie mają w pełni kompetencji do jej sprawowania - zauważa Aleksandra Januszewicz, socjolog pracująca w Telefonie "Wsparcie Rodziców". Jak wynika z jej doświadczeń, w wielu gminach szuka się po prostu odpowiednich rodzin, żeby uzasadnić sensowność funkcjonowania zespołów interdyscyplinarnych. − W ten sposób ofiarami stają się bardzo często rodziny ubogie, wielodzietne, z niskim wykształceniem, w których nie ma problemu alkoholowego i nie występuje przemoc. Kurator stwierdza po prostu istnienie trudnych warunków mieszkaniowych, a tym samym złych warunków dla dzieci - tłumaczy, dodając, że po odebraniu dzieci rodzice miesiącami bezskutecznie dobijają się do instytucji państwowych, próbując udowodnić, że są zdolni do opieki nad swoimi pociechami. Przeciw nim przemawiają jednak ekspertyzy i opinie pracowników instytucji państwowych: wykształconych, po szkoleniach, które postrzegane są przez sąd jako bardziej wiarygodne.

Prawnik potrzebny od zaraz!

Odebranie rodzinie dziecka to traumatyczne wydarzenie, które ma wielorakie skutki. Zwłaszcza w małych miejscowościach może ono zniszczyć reputację rodziny, nawet wtedy, kiedy sprawa zostaje później rozstrzygnięta na korzyść rodziców i dziecko wraca do domu. W społecznym odbiorze taka rodzina przez lata jest napiętnowana. Na szczęście już od początku najczęściej ma wokół siebie także życzliwe osoby. − Często to właśnie sąsiedzi, znajomi, członkowie dalszej rodziny kontaktują się z nami, prosząc o interwencję w danej sprawie. Rodzice, którym odebrano dzieci, są w totalnym szoku i tak zdezorientowani, że dzwonią do nas dopiero wtedy, kiedy już ochłoną - stwierdza Aleksandra Januszewicz.

Uruchomienie telefonu interwencyjnego było możliwe dzięki pomocy darczyńców, także Czytelników "Przewodnika Katolickiego". Jednak aby mógł on funkcjonować, potrzebne jest dalsze wsparcie, także choćby poprzez niewielkie wpłaty. − Po kilku tygodniach funkcjonowania telefonu jeszcze wyraźniej widzimy, jak wprost niezbędna jest tego typu pomoc i na co powinniśmy położyć szczególny nacisk w jej udzielaniu. Już teraz bardzo potrzebny jest nam prawnik, który zechciałby nieodpłatnie konsultować sprawy, chociażby telefonicznie. Planujemy także stworzenie sieci samopomocy rodziców wrażliwych na los innych i niezgadzających się z praktykami, o których mówimy. Zgłoszenia intensyfikują się bowiem z dnia na dzień i bez wsparcia lokalnego skuteczne pomaganie rodzinom z różnych zakątków kraju będzie dla nas coraz trudniejsze - przyznaje Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców.

Konieczne są zmiany

Równocześnie stowarzyszenie zabiega o taką zmianę prawa, aby w kodeksie rodzinnym znalazł się przepis zakazujący odbierania dzieci rodzicom z powodu biedy. Po spotkaniu z jego przedstawicielami minister sprawiedliwości Jarosław Gowin poinformował pod koniec lutego na łamach "Rzeczpospolitej", że jego resort wypracował taką zmianę prawa. Minister zauważył, że należy doprecyzować przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Zapowiedział przy tym, że powinna znaleźć się w nim zasada, że zastosowanie przez sąd środków ingerencji we władzę rodzicielską, prowadzących do rozdzielenia dziecka i rodziców, może mieć miejsce jedynie wówczas, gdy wcześniej stosowane inne środki były nieskuteczne lub niecelowe. Również dobro dziecka musi przemawiać za oddzieleniem go od rodziców. Deklaracje te pozwalają mieć nadzieję, że w najbliższej przyszłości polskie prawo będzie naprawdę gwarantowało dobro dziecka i zapobiegało zbyt pochopnemu zrywaniu jego więzi z najbliższymi .

Telefon "Wsparcie rodziców": 515 866 142 (czynny w poniedziałki, wtorki i środy w godz. 15.00-17.00 oraz w czwartki 12.00-16.00). Wcześniej warto przesłać opis sprawy pod adresem: wsparcierodzicow@rzecznikrodzicow.pl.

Wsparcie umożliwiające funkcjonowanie telefonu można przekazywać na konto Fundacji Rzecznik Praw Rodziców: 28 2490 0005 0000 4500 2748 0168 z tytułem: Darowizna na cele statutowe - Telefon "Wsparcie rodziców". Szczegóły na www.rzecznikrodzicow.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zadzwoń po wsparcie!
Komentarze (3)
D
dana
29 września 2013, 20:47
Numer telefonu niewiele pomoże jak jest znieczulenia wśród ludzi:-)
DJ
dana jak zwykle
29 września 2013, 20:44
Oby polskie prawo nie bylo tak jak w Niemczech,ze Jugendamt zabiera dzieci,kradnie je rodzicom,nawet jak maja dochody.....trzeba myslec o ludziach,o czlowieku,o milosci,ktora nam nakazal nasz Pan,dzielic sie chlebem,wiedza,niebem.....z Bogiem
DJ
dana jak zwykle
29 września 2013, 20:40
W Polsce sa lamane prawa przez urzednikow z Osrodkow Pomocy Spolecznej ludziom odcinaja wode,gaz,prad,a Pomoc zamiast wesprzec Rodzicow,pomoc znalezc prace,to pracownicy znecaja sie psychicznie nad podopiecznymi,malo tego wspolpracuja z kamienicznikami,po to by eksmitowac rodziny z dziecmi na bruk,dlaczego w Polsce jest bezprawie?Dlaczego o problemach ludzi milczy sie?Dlaczego Kosciol umywa rece od osob,ktore maja male dzieci,sa pobozni,zgodnie zyja,?Dlaczego popiera sie tyranow,ktorzy nic sobie nie robia z czlowieka?Nie dziwie sie,ze ktos traci wiare,ze ucieka zPolski za chlebem....nic mnie wbt tym kraju nie zaskoczy.....ale BOG widzi ta krzywde o wie o oprawcach wszystko....i oprzesladowcach......