Dziewictwo w czasach popkultury
April czekała z seksem do ślubu, bo chciała być dobrą chrześcijanką. I tak bardzo, bardzo chciała, że aż za bardzo. Jest doskonałym przykładem na to, że błędne założenia na początku, skutkują fiaskiem na końcu. Co takiego złego zrobiła?
Jeśli oglądaliście "Chirurgów" doskonale wiecie jaka była April Kepner. Jeśli nie oglądaliście to nic, i tak możecie się czegoś od niej nauczyć. Wiem, że to amerykański serial, który wyjaskrawia i nie rozumie sytuacji, którą opisuje. Ale pokazuje postawę i podejście wielu osób - mam wrażenie, że nie tylko niewierzących.
Zły, niedobry Pan Bóg
Jeśli próbujemy żyć dobrze ze strachu przed Bogiem i Jego karą za grzechy, która na nas spadnie gdy będziemy źli, to już przegraliśmy. Postawa April, która po przedślubnym seksie rozpacza, że "teraz Bóg jej nienawidzi, na pewno nie będzie słuchał jej modlitw, ona nie ma prawa do niego mówić" jest zaprzeczeniem chrześcijaństwa. A twierdzenie, że "kiedy upadła po raz kolejny i jest za słaba, Jezus na pewno się nią brzydzi", jest największą herezją świata. Jasne, Bóg brzydzi się grzechem (choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo) ale nigdy nie brzydzi się grzesznikiem.
"Karą" za seks przedmałżeński mogło być to, jak się czuła z myślą, że jej mąż nie będzie jej pierwszym. Tylko że nie Bóg zrzuca taką karę na nas (z akompaniamentem piorunów i trzęsienia ziemi). To jest konsekwencja, przed którą On przestrzega i z którą nie chce, żebyśmy musieli się mierzyć.
Złe założenia
Nie da się wytrzymać z seksem do ślubu ze strachu przed karą Bożą. Albo dlatego, że Bóg mówi, żeby czekać. No dobra, może się da, ale to strasznie głupie i wymaga niesamowicie dużo samozaparcia (jeśli ktoś tyle ma, to szczerze zazdroszczę). Bo wypełnianie rozkazu dla samego rozkazu jest po prostu głupie.
Trzeba zauważyć to, że Bogu nasze czekanie do ślubu jest do niczego nie potrzebne. Totalnie. To nam jest potrzebne, to nas ma czegoś nauczyć. Czego? To każdy powinien odkryć dla siebie. Wtedy ma to sens, przynosi korzyść - nam, a nie Bogu (niespodzianka!).
Wracamy do punktu wyjścia - Bóg nie jest maniakiem, który chce nas pozbawić czegoś co jest przyjemne, bo chce nas pognębić. On chce nam dać samo dobro, a że to nie zawsze jest łatwe.. Cóż, życie.
Zła przyjemność
W zdaniu wypowiadanym przez Kepner kilkukrotnie - "coś, co jest tak przyjemne, nie może być złe" - jest bardzo dużo racji. Bo seks nie jest zły i nawet Kościół Katolicki o tym mówi.
Porównanie seksu przedślubnego ze wspaniałym ciastkiem, które bardzo chce się zjeść, ale się nie powinno, bo jest niezdrowe i tuczy, też jest bardzo trafne. Tę metaforę pociągnęłabym jeszcze o krok dalej. Jest takie ciastko, wygląda super, bardzo chce się je zjeść, ale czy wyrządzi spustoszenie w naszym organizmie zależy w dużej mierze od nas; od naszego stylu życia, przemiany materii, aktywności fizycznej. Co więcej - choć wygląda super, smakować może różnie.
Seks po ślubie byłby zatem świetnym ciastkiem fit - 100% satysfakcji, żadnych skutków ubocznych. Ale znowu! Jeśli jedyną aktywnością fizyczną jest klękanie podczas mszy, to nawet minimalna ilość tłuszczu i cukru może wyrządzić szkodę. Może okazać się, że ciastko nie smakuje tak, jak zakładaliśmy. Co nie znaczy, że jest niedobre.
Rozumiecie? Czekanie do ślubu nie gwarantuje udanego małżeństwa. Seks przed sakramentem nie przekreśla związku. Seks nie jest zły. Ale skoro czekanie daje jakiekolwiek większe nadzieje na sukces (potwierdzają to badania naukowe), to po co ryzykować?
Brzmi jak zakład Pascala i jak on sam nie wystarczy, żeby wierzyć w przekonanie, że się opłaca, żeby mądrze wytrzymać. Ale można posłuchać ludzi, którzy czekali i coś im to dało. Może kiedyś wam opowiem jak to było z nami.
Ech, te "zawodowe" przyzwyczajenia. Jestem kulturoznawcą i strasznie interesuje mnie jak przedstawia się dziewictwo i czekanie do ślubu w popkulturze, jakie wnioski można z tego wyciągnąć.
Tekst pochodzi z bloga janowskablog.pl
Katarzyna Janowska-Łoboda - katoliczka, żona, polonistka. Uwielbia popkulturę i mądrości, które można w niej odnaleźć
Skomentuj artykuł