Razem na zawsze? A wyjście awaryjne?

(fot. shutterstock.com)
Paolo Curtaz / slo

Piękno, jak doskonale wiemy, jest pojęciem umownym, szczególnie jeśli chodzi o kanony estetyczne. Wybierzcie się do galerii sztuki i zobaczcie, jaki był ideał kobiecego piękna kilka wieków temu!

Obfite kształty i nadmiernie blada cera Wenus z Urbino z pewnością nie przykuwa uwagi współczesnego widza. W różnych epokach i w różnych kulturach obowiązują odmienne kryteria piękna. Wybierając się w podróż do krajów północnoafrykańskich, zauważamy, że także w różnych kulturach kanony estetyczne bardzo się od siebie różnią! Nie inaczej jest z kanonami męskiej urody. Zwróćcie uwagę, jak bardzo różni się kinowy ideał efeba o wampirycznych cechach, którym zachwycają się nasze dorastające córki, od muskularnego bohatera epickich filmów z lat sześćdziesiątych XX wieku!

Piękno jest w nas. Ujawnia się, kiedy dotyka nas do głębi.

DEON.PL POLECA

Skoro jednak piękno zawarte jest spojrzeniu widza, możemy je nieustannie pielęgnować i chronić przed zgubnym działaniem czasu. Nie łudząc się, że uda się zatrzymać czas lub oszukać nieunikniony proces starzenia się, można przez całe życie podtrzymywać zakochanie i wysoki poziom zadziwienia drugim człowiekiem.

Dość przykry widok przedstawiają osoby, które nie potrafią zaakceptować swojego wieku i uciekają się do różnych trików, czasami bardzo bolesnych i kosztownych, tylko po to, by usunąć z twarzy kilka zmarszczek! Oczywiście, powinno się utrzymywać dobrą formę i prowadzić aktywny tryb życia, ale zabiegi upiększające i odmładzanie się na siłę nie są wyjściem z sytuacji, kiedy w związku brakuje elementu zakochania. To nie ty powinnaś się zmienić. To ja mogę dokonać wewnętrznej odnowy, aby poza nieuniknionymi zmianami dostrzec to, co sprawiło, że się w tobie zakochałem!

Trzeba adorować się przez całe życie! Trzeba wiedzieć, jak wzajemnie pielęgnować swoje zalety, trzeba umieć zaskoczyć partnera niespodziewanym komplementem, drobnym podarunkiem, liścikiem miłosnym. Skoro zadziwienie jest w naszym spojrzeniu, a nie w osobie, która stoi przed nami, można być zakochanym przez całe życie, wprawdzie z różną intensywnością, zawsze jednak z wielką radością.

Współczesny człowiek ma skłonność do unikania wysiłku w złudnej nadziei, że można osiągnąć jakiekolwiek rezultaty bez zaangażowania. Zjawisko to dotyczy wszystkich dziedzin życia, nie tylko sfery uczuć. Wiedzą coś na ten temat nauczyciele w szkołach podstawowych i gimnazjach, którzy codziennie toczą prawdziwą walkę, starając się przekonać uczniów, aby poświęcili odrobinę energii na naukę! Dzisiaj obowiązuje zasada wszystko i natychmiast. Zgodnie z tą logiką maksimum rezultatów powinno osiągać się przy minimum wysiłku. Prawa się nam należą, ale obowiązki podlegają negocjacji.

Taki sposób myślenia, który jest dzieckiem niedbalstwa i postawy konsumpcyjnej, może się również przekładać na sferę uczuć.

Łączy nas zakochanie, jeżeli jednak coś się nie układa, jeżeli dochodzi do najdrobniejszej różnicy zdań, nie potrafię mężnie stawić czoła sytuacji, lecz opuszczam pole bitwy! Ludzie są ze sobą pod pewnymi warunkami, gotowi dzielić ze sobą wszystko, ale tylko w pewnych granicach. A granice zazwyczaj nie są wyraźnie wyznaczone. Nie mówią o nich nawet sami partnerzy. Oboje zachowują dla siebie wyjście awaryjne, aby w razie czego uciec ze związku, który okazał się niezadowalający.

Francuski socjolog Jean-Claude Kaufmann stwierdza: W fazie początkowej partnerzy prowadzą podwójną grę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Oficjalnie jedynym czynnikiem spajającym ich związek jest uczucie miłości i wzajemna atrakcyjność, autentyczne szczęście związane z chwilą obecną. Potajemnie jednak, nawet jeżeli nie są tego świadomi, wzajemnie się szpiegują, oceniają, wartościują.

Osobiście uważam, że prawdziwy jakościowy skok w rozwoju związku następuje wtedy, gdy oboje partnerzy doświadczają własnych ograniczeń i ograniczeń drugiej osoby, także w bolesnych konfliktach. Kiedy po poznaniu ciemnych stron swojej osobowości i osobowości partnera, mimo wszystko postanawiają wspólnie zainwestować w przyszłość. Miłość może rozwijać się tylko wtedy, kiedy podejmujemy trud i wysiłek. Zejście z boiska w złudnej nadziei, że mecz można wygrać przy zielonym stoliku lub że uda się znaleźć bardziej ugodowego przeciwnika, oznacza przyjęcie stereotypowej, zgnuśniałej postawy wobec samego siebie i wobec małżeńskiego życia.

Jednym z największych paradoksów współczesnego zachodniego świata jest właśnie złudzenie, że można żyć i nawiązywać relacje, nie angażując się, nie zmieniając swojej postawy, nie szukając porozumienia i sposobu na wspólne życie. Trzeba, oczywiście, przyznać, że społeczeństwo, w którym żyjemy, nie ułatwia ludziom żyjącym w związku rozwiązywania ich problemów! Powszechną akceptację zyskują pewne stereotypy, które są sprzeczne z konkretnymi danymi. Jednym z takich stereotypów jest przekonanie, że kiedy małżonkowie czują się nieszczęśliwi w swoim związku, powinni się rozwieść. Jeżeli napięcie w rodzinie wzrasta tak bardzo, że nie da się nad nim zapanować, najlepiej przestać się krzywdzić. Słusznie. Ale niezupełnie.

Wyniki pewnego badania naukowego, przeprowadzonego niedawno przez amerykańskich naukowców, pokazują, że spośród osób, które pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku uważały, że są nieszczęśliwe w małżeństwie, a mimo to postanowiły kontynuować związek, aż 86% po upływie pięciu lat deklarowało, że jest o wiele bardziej szczęśliwe. Trzy piąte par, które wcześniej uznawały się za nieszczęśliwe, po pewnym czasie deklarowało, że ich małżeństwo jest bardzo udane lub dość udane.

Oczywiście, kiedy pojawiają się naprawdę poważne trudności, trzeba wykazać się odwagą i pokorą i zwrócić się o pomoc do specjalistów (do zaprzyjaźnionego, rozsądnego księdza, do konsultantów rodzinnych, na terapię małżeńską...), aby przeanalizować problemy i znaleźć odpowiednie rozwiązania.

Przede wszystkim jednak trzeba uświadomić sobie, że zmiany są koniecznym elementem rozwoju relacji między dwojgiem ludzi. Jeżeli chcemy, aby nasz związek się rozwijał, musimy być gotowi na podjęcie wysiłku. Pozwólcie, że powrócę do ogrodniczej metafory: kto chce wyhodować piękne pomidory, musi je pielęgnować i podlewać, nawet jeżeli kosztuje go to wiele potu i bólu pleców. Kto chce mieć w ogrodzie róże, musi ich doglądać i je chronić. Kto chce, aby jego uczuciowa relacja była udana, musi o nią dbać.

Ma rację Erikson: Można powiedzieć, że miłość najpierw jest złudzeniem, później rozczarowaniem, a w końcu poświęceniem. Każdy z tych rozwojowych etapów jest konieczny. W danym momencie nie da się wybiec myślą do następnego etapu, można tylko ponownie przeżywać poprzednie. Działanie czasu, ciężar codziennego życia, ludzkie ułomności i błędy przenoszą nas z pierwszej fazy do drugiej. Z drugiej do trzeciej przechodzi się ścieżką mądrości, wyznaczaną przez duchowy wymiar miłosierdzia i cierpliwości, dzięki któremu człowiek przestaje zajmować się sobą i na pierwszym miejscu stawia drugiego człowieka. Dopiero po przejściu tej drogi docieramy do miłość dojrzałej, wolnej, niezależnej i kreatywnej. W pierwszym etapie doświadcza się szczęścia posiadania, w drugim bólu straty, w trzecim radości dawania. Oczywiście, o ile wcześniej nie zejdzie się z drogi...

Odwagi!

Kiedy ludzie się spotykają, zakochują się w sobie, coraz lepiej się poznają, doświadczają wad partnera i własnych, mogą podjąć decyzję o małżeństwie: z tobą chcę spędzić resztę życia, ciebie biorę za żonę/męża. Zdaję sobie sprawę, że jesteś darem, a zatem przyjmuję ciebie jako męża/żonę na wszystkie dni życia. Kocham cię tak bardzo, że pragnę cię poślubić, jak mówił wielki Gian-franco Fregni.

Jeżeli naprawdę poświęcam całego siebie, jeżeli angażuję się całkowicie, odwołanie podjętej decyzji nie jest łatwe, a zmiana zdania na ogół łączy się z ogromnym cierpieniem. Rozwód zawsze jest niezwykle bolesnym doświadczeniem, ponieważ oznacza zniweczenie marzeń. Czy rzeczywiście musimy z góry skazywać marzenia na porażkę?

Więcej w książce: MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE - Paolo Curtaz

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Razem na zawsze? A wyjście awaryjne?
Komentarze (7)
G
gg
14 września 2014, 11:37
Tylko pamiętajcie, że uczucie zakochania i MIŁOŚĆ to jednak inne rzeczy...
C
czytelnik
12 sierpnia 2014, 09:38
Dobre rozważanie zwłaszcza dla młodych osób wchodzących w dorosłość, poszukujących swojej drugiej połówki pomarańczy.Dla tych zaś z wieloletnim stażem małżeńskim (lub w związku) przyczynek do refleksji - zrobiłem tyle co mogłem czy jednak były mniejsze lub większe niedociągnięcia, braki lub może nawet uczuciowwe lenistwo?
P
Piotr
12 sierpnia 2014, 08:09
zabezpieczyłem domeny: karolwojtyla.pl, sjp2.pl, swietyjanpawel2.info. Z pewnych przyczyn muszę je wydzierżawić. Zaproponowałem to już wielu instytucjom kościelnym ale te mają to gdzieś. Nie chcę tego dawać pod strony erotyczne (a takie oferty mam), więc jeśli jesteście zainteresowani wydzierżawieniem za naprawdę niewielką kwotę to proszę o info na: p.swierczewski@wp.pl
J
JakTo?
11 sierpnia 2014, 21:00
Ale skąd wiadomo kiedy jednak osoby do siebie nie pasują? Czasami tak po prostu w życiu jest że ludzie nie pasują do siebie, są sfrustrowani brakiem rozwiązań i ciągłym życiu w stanie wojennym . Nie dzielą ze sobą pasji, mają trudność rozmowy ze sobą bo wyczerpały im się współne tematy, czasami łączy ich tylko współżycie seksualne. Skąd wiadomo kiedy przestać walczyć o zwiążek?
C
czytelnik
12 sierpnia 2014, 09:45
Jeżeli ludzie nie mają o czym rozmawiać a łączy ich tylko współżycie seksualne to jest znimi COŚ NIE TAK! Nie wyobrażam sobie, że brak więzi emocjonalnej można przeskoczyć (pominąć) i być ze sobą fizycznie najbliżej. Jako jednorazowe ekscesy z przygonymi osobami chyba tak, ale w stałym związku ciągły stan wojenny jest wykańczający i albo ktoś odpuszcza, albo znajdują rozwiązanie i wspólnie pracują na poprawę stanu rzeczy.
G
grzesiek
13 sierpnia 2014, 11:00
Odpowiedź chyba jest prosta - po ślubie nigdy nie przestać walczyć; przed ślubem, owszem, można się wycofać, choć warto to dobrze rozważyć. Pewnie teraz usłyszę pytanie: no ale jak walczyć, jak ludzie nie pasują? Czy wtedy też jest sens walczyć? Pewnie istnieje coś takiego jak niepasowanie do siebie, ale podejrzewam, że często może być przeceniane - tzn. podejrzewam, że ludzie doświadczając zwykłych kryzysów, które są normalne w długich związkach stwierdzają, że pewnie oto do siebie nie pasują.  No ale załóżmy, że dwoje ludzi rzeczywiście tworzy słabo dobraną parę. Czy to "niepasowanie" jest powodem, aby przestać walczyć już po ślubie? Nie. Jeżeli był ważny ślub, to znaczy, że Bóg błogosławi temu związkowi nawet, jeżeli ta dwójka wydaje się "niepasująca". Jedynym powodem rozstania mogłoby być, gdyby się okazało, że ślub był nie ważny - nie znam się na prawie kanonicznym, ale nie słyszałem, aby "niepasowanie" było powodem nieważności małżeństwa (niech ktoś mnie sprostuje, jeżeli się mylę). Dla mnie to wspaniałe - znaczy to, że łaska Boga pozwala budować związek nawet w przypadku par, które z ludzkiego punktu widzenia  "słabo rokowały". Oczywiście pod warunkiem, że te dwie osoby będą współpracowały przy tym budowaniu, ale nie tylko czekały na magiczne efekty znikąd.
G
grzesiek
13 sierpnia 2014, 11:16
Z resztą - co to właściwie znaczy słabo dobrana para? Bo właśnie zacząłem wątpić w istnienie takiego fenomenu. Może jest tak, że albo dwie osoby są dojrzałe i gotowe do tworzenia związku, albo nie są, a jeżeli są, to będzie to po nich widać i będą dobrze wyglądać razem nawet, jeżeli mają całkiem odmienne zainteresowania? Bo w czym miałoby być widać to niedopasowanie? W różnicy zainteresowań? W różnicy temperamentów? W różnym poczuciu humoru? Z jednej strony, to chyba normalne, że każdy szuka "drugiej połówki", z którą będzie mieć coś, co ich łączy. Ale z dugiej strony, jak się zastanowiłem, to jestem w stanie sobie wyobrazić parę z różnymi zainteresowaniami, która mimo to jest dobrą parą. Podobnie, jestem w stanie sobie wyobrazić dobre pary z występującymi różnicami temperamentów czy poczucia humoru . Co daje szansę takim parom, aby zaistniały? Może właśnie wzajemne zainteresowanie sobą mimo różnic?