"Zgadzać się" nie znaczy "być zgodnymi"
Statystyki na temat par narzeczeńskich opracowane przed zawarciem związku małżeńskiego pokazują, że wśród największych obaw co do przyszłości małżeństwa pojawiają się nuda, przyzwyczajenie, monotonia. Statystyki odnośnie późniejszych separacji i rozwodów wskazują natomiast coś innego: główne przyczyny rozpadu małżeństwa leżą w niedojrzałości osobistej, niewłaściwym wzajemnym odnoszeniu się, w błędnych oczekiwaniach co do natury życia w związku.
Wydaje się zatem, że "lęki" okresu poprzedzającego małżeństwo nie znajdują potwierdzenia wśród przyczyn rozpadu związków, jakkolwiek nie da się zaprzeczyć, że niewłaściwa komunikacja, na przykład, może stwarzać klimat nudy, rutyny i przyzwyczajenia. Jednak taka rozbieżność między lękami "przed" a tym, co później, służy za punkt wyjścia do dyskusji na temat istotnego nieporozumienia odnośnie harmonii związku.
Każda para, zawierająca związek małżeński, ma przed sobą partyturę miłości, którą winna zinterpretować w oryginalny sposób. Każda para, która zawiera związek małżeński, ma przed sobą drogę codzienności, którą winna przebyć z czułą miłością. Czasami jednak melodia zostaje wykonana z fałszowaniem lub droga nie jest odbywana w harmonii i z czułością z racji przedziwnej dwuznaczności: tej, według której, aby "żyć w zgodzie", trzeba "być zgodnymi" czyli, w pewnym sensie, trzeba być prawie identycznymi. Takie nieporozumienie, niczym prawdziwa skórka od banana, na której można się poślizgnąć, może być porównane do następującego rozumowania: nuty, aby były zgodne, muszą być jednakowe. Akord natomiast rodzi się z ich różnicy.
Dlaczego upierać się co do bycia zgodnymi, aby się zgadzać? Dlaczego upierać się co do bycia jednakowymi, aby móc żyć w zgodzie? Można także żyć zgodnie nie będąc zgodnymi. Można żyć w zgodzie nie będąc jednakowymi. A nawet - właśnie dlatego. Podobnie jak nuty, które tworzą akord pomimo, i właśnie dlatego, że są różne...
Harmonia życia, czułość małżeńska w codzienności rodzą się z bezbronnej i pełnej zdumienia akceptacji wzajemnych różnic. Samo współżycie cielesne jest możliwe właśnie dlatego, że ciała małżonków są różne.
Tak więc harmonię małżeńską można by rozumieć jako pewną umiejętność skłonienia do współżycia własnych myśli, jakkolwiek różnych (w przeciwnym razie doszłoby do dialektyki walki z opinią drugiego), umiejętność skłonienia do współżycia własnych wzajemnych uczuć, chociaż różnych i być może nie zbieżnych (w przeciwnym razie doszłoby do dynamiki umniejszania lub rywalizowania z uczuciem partnera, tak jakby drugi człowiek był zarządcą lub administratorem swojej uczuciowości), umiejętność skłonienia do współżycia wzajemnych pragnień duszy, chociaż odmiennych (w przeciwnym razie mogłoby dojść do dynamiki pychy egzystencjalnej w odniesieniu do partnera, tak jakby drugi był w posiadaniu klucza do odczytywania kosmicznej tajemnicy życia, znanej jedynie Bogu).
To właśnie ze sztuki spotkania się z umysłem wolnym, z sercem otwartym i czystą duszą rodzi się każde "tu i teraz", czułość codzienności. Sztuka spotkania, której uczymy się powoli i której zaczynamy uczyć się fizycznie w magicznym kontekście pierwszej zalęknionej intymności.
Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw - Gigi Avanti
Skomentuj artykuł