Zmarł na koronawirusa, ale zostawił żonie list pożegnalny. "Jestem szczęściarzem"

(fot. youtube.com)
tvn24.pl / jb

John w wieku ośmiu i szesnastu lat wygrał walkę z rakiem. Niestety, w wieku 33 lat w szpitalu w Danbury w Connecticut. Jako przyczynę śmierci podano zatrzymanie akcji serca powikłane z zakażeniem koronawirusem.

Jak podaje TVN 24, John uzyskał pozytywny wynik na wirusa 24 marca. Na początku dokuczał mu tylko kaszel, potem miał problemy z oddychaniem, więc udał się do szpitala. Po tygodniu został podłączony do respiratora, to na chwilę pomogło. Później po kilku dniach zmarł. 

Jego żona, Katie, i lekarze do dzisiaj nie do końca wiedzą, jak to się stało, ponieważ czuł się już dobrze. Katie mówiąc o śmierci męża, wyznaje: "czuję, że część mnie umarła". Od ośmiu lat byli małżeństwem, mieli dwójkę dzieci, Braedyna (2 lata) i Penelope (10 miesięcy). Chłopiec urodził się z poważnymi problemami neurologicznymi.

Kiedy John umarł, Katie chciała zgrać z jego telefonu wspólne zdjęcia. Znalazła tam... list od męża. Napisał: "Kocham was całym moim sercem, daliście mi najlepsze życie, o jakie kiedykolwiek mógłbym prosić. Jestem szczęściarzem i jestem dumny z bycia mężem i ojcem". Skierował także słowa bezpośrednio do żony: "Jesteś najpiękniejszą opiekuńczą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Jesteś naprawdę jedyna w swoim rodzaju. Mam nadzieję, że żyjesz szczęśliwie z taką samą pasją, która sprawiła, że się w tobie zakochałem. To, że jesteś najlepszą mamą dla dzieci, jest najwspanialszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem". 

Katie podejrzewa, że John napisał ten list, zanim został podłączony do respiratora. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmarł na koronawirusa, ale zostawił żonie list pożegnalny. "Jestem szczęściarzem"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.