Jak łagodzić ból w relacjach?

Jak łagodzić ból w relacjach?
(fot. t r e v y / flickr.com)
Katarzyna Gajdosz

Sprawy rodzinne, związane z rozwodem, opieką nad dzieckiem, podziałem majątku mogą ciągnąć się w sądzie latami. Skłócone strony nigdy nie są zadowolone z wyniku rozpraw. Bo nawet, jeśli jedna zwycięża, to tylko pozorna wygrana. Obie osoby, których łączyły niegdyś silne relacje, wychodzą z sądu poranione.

Czy skuteczną metodą na rozwiązanie konfliktów rodzinnych mogą być mediacje, pytamy Magdalenę Grudziecką z Polskiego Centrum Mediacji.

Magdalena Grudziecka: Mediacje, jako metoda działania w konflikcie, przede wszystkim jest skuteczna tam, gdzie zrodziły się długotrwałe relacje między ludźmi. Najczęściej problemy przerastają nas w chwili, gdy istnieje silny konflikt relacji. Nie patrzymy na to, co jest dla nas dobre, czego byśmy chcieli, ale myślimy, w jaki sposób "uderzyć" drugą stronę tak, żeby ją najbardziej zabolało. Ludzie, którzy długo żyli z sobą, wiedzą, gdzie szukać czułych punktów. I tak sprawy okołorozwodowe potrafią ciągnąć się latami. Mediacje mogą położyć temu kres. Mediator rodzinny, w odróżnieniu od mediatorów w sprawach karnych, pełni specyficzną rolę edukatora i rzecznika dziecka. Nie może oczywiście niczego narzucać, ale pokazuje, jaki wpływ na dziecko ma rozwód rodziców.

Małżonkowie w sytuacji rozwodu są tak bardzo skupieni na relacji między sobą, że zapominają, iż dziecko jest ich wspólne, a przez swoje zachowania ranią właśnie tę "część" siebie. Mediatorzy pomagają stronom przejść z relacji partnerskich, małżeńskich do relacji i ról rodzicielskich. Ojcem i matką będą do końca życia. Rozwodząc się, rodzice nie mogą zapomnieć, że jeśli na tym etapie nie pomogą dziecku poradzić sobie z nową sytuacją i w najmniej bolesny sposób przejść przez ich rozwód, szybko stanie się "pryszczatym nastolatkiem, który będzie w umiejętny sposób manipulował rodzicami dla swoich korzyści. Będzie odreagowywał złe emocje na rodzicach i dopiero wtedy zaczną się ich problemy.

DEON.PL POLECA

Katarzyna Gajdosz: Czy świadomość społeczeństwa w sprawie mediacji rośnie, czy nadal, rozwodząc się, czujemy się tak zranieni, że pierwsze co nam przychodzi do głowy to dochodzenie swoich racji w sądzie? Za wszelką cenę!

Muszę powiedzieć, że wiedza ta jest coraz bardziej powszechna, zwłaszcza wśród mieszkańców dużych miast - tam też jest po prostu więcej mediatorów i częściej sprawy z sądów są kierowane do mediacji. Coraz częściej również małżonkowie, zanim złożą pozew, przychodzą do mediatora, ustalając swoją przyszłość po rozwodzie. Wówczas ich sprawa kończy się najczęściej na jednej rozprawie. Od czerwca 2009 r. rozwodzących się rodziców obowiązuje tzw. plan wychowawczy - choć mediatorzy wolą go nazywać planem rodzicielskim - który szczegółowo określa sposób opieki nad dzieckiem. Rodzice sporządzają go na drodze mediacji i już uzgodniony i podpisany przez oboje rodziców przedstawiają w sądzie.

Co zawiera taki plan?

Wytycza opiekę nad dzieckiem, od spraw ogólnych, po bardzo szczegółowe. Małżonkowie ustalają terminy spotkań z dzieckiem, konkretne daty, godziny. Dziecko, którego rodzice się rozwodzą, ma zachwiane poczucie bezpieczeństwa, wytyczenie stałych kontaktów pozwala w jakiś sposób zachować mu równowagę. Wie, że nic go nie zaskoczy. W planie określone są też kwestie zajęć szkolnych, które z rodziców chodzi na wywiadówki, kto odpowiada za opiekę medyczną itp. Podczas mediacji rozmawia się także o samym wychowaniu. Od tak prozaicznych spraw - jak to, czy jemy przy stole razem, czy osobno na kanapie przed telewizorem - do ogólnych zasad. Istotne jest bowiem, by styl wychowania dziecka rodziców był podobny, a nie w jednym domu czuło się nazbyt swobodnie, a w drugim stało na baczność.

Mediator pokazuje, że informacje, jakie otrzymuje dziecko od rodziców, muszą być spójne. By świat wartości, który dziecko buduje, był jeden i przekazywany przez rodziców tak samo. Bywa poruszana też kwestia wiary. Rodzic, który pokazuje swoją przynależność do Kościoła, nie chce, aby były partner widywał się z dzieckiem w niedzielę. Obawia się bowiem, że nie pójdzie z synem/córką na mszę. Dzięki rozmowie u mediatora wyjaśniają sobie i te kwestie. Ustalają też od razu sprawy alimentów i, jeśli mają taką potrzebę, podział majątku. Unikają w ten sposób tzw. "prania brudów" w sądzie. I to jest z reguły najlepsze rozwiązanie. Zapisy kodeksowe zapraszają ludzi do konfliktu. Samo też hasło "władza rodzicielska" wzbudza chęć rywalizacji i walki.

Istnieje szansa, by je zastąpić?

Mediatorzy niejednokrotnie postulowali, aby zmienić tę nazwę na "obowiązki rodzicielskie". Taki zapis powodowałby inne patrzenie na dziecko. Ono przecież nie jest przedmiotem, o który będziemy walczyć, ale podmiotem, wobec którego mamy obowiązek wychowania i zaspakajania jego potrzeb w zależności od wieku. Kiedy tworzono nowelizację do planu wychowawczego, zrodziła się dyskusja na temat nazwy "władza rodzicielska". Proponowano "pieczę rodzicielską". Jednak pozostawiono dotychczasowe nazewnictwo, argumentując m.in., że "społeczeństwo już się do tego przyzwyczaiło".

A rodzice, są w stanie przyzwyczaić się i przestrzegać zapisów "planu wychowawczego"?

Plan wychowawczy jest dlatego tak szczegółowo konstruowany, by nie budził żadnego zarzewia konfliktu. Przecież jeżeli rodzice będą już umieli ze sobą rozmawiać, wówczas mogą ten plan zmieniać i dostosowywać do aktualnych potrzeb. Niemniej, gdyby konflikt między nimi znowu się zaognił, mają dokument, podpisany przez nich oboje, do którego zawsze mogą się odwołać.

"Na sali sądowej nie ma czasu na szczerą rozmowę, dla sądu liczą się fakty" - powiedziała mi jedna z osób, która namówiła partnera na mediację. Dziś udaje im się jakoś porozumieć w sprawie wychowania córki. U mediatora możemy sobie pozwolić na pranie brudów?

Mediator ma inną rolę i wiedzę niż sędzia. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że mediacja opiera się na pięciu podstawowych zasadach: dobrowolności - obie strony wyrażają zgodę na mediację i mogą z niej zrezygnować, poufności, bezstronności, neutralności mediatora oraz akceptowalności zasad. W szczególności poufność pozwala na budowę atmosfery sprzyjającej szczerej rozmowie. Strony wiedzą, że mediator nie może być świadkiem w sądzie, jeśli nie uda im się podpisać ugody i swoich racji będą chcieli dochodzić jednak na wokandzie. Mediator jest zobowiązany tylko do sporządzenia protokołu, który zawiera podstawowe informacje: termin spotkań z mediatorem, miejsce spotkań i osoby uczestniczące.

Jak wiele potrzeba spotkań z mediatorem rodzinnym, by doszło do ugody?

Statystycznie około trzech spotkań. Pierwsze spotkanie opiera się na budowaniu relacji rodzicielskich, drugie, przeważnie, to ustalenie podstawowych zasad wychowania, a trzecie na dograniu szczegółów i podpisaniu ugody. Mając jednak na myśli trzy spotkania, mówiłam o sesjach wspólnych. Zanim do nich dojdzie, mediator rozmawia ze stronami osobno, aby przedstawić zasady mediacji, jej procedury, a nade wszystko poznać subiektywny punkt widzenia każdej ze stron.

Co takiego się stało, że doszli do tego momentu swojego życia, co według każdej ze stron powinno być tematem mediacji? Czy widzą możliwość pojednania poprzez powrót do siebie, czy pozostaje już tylko pojednanie poprzez ustalenia wspólnego planu rodzicielskiego dla ich dzieci? Jak każde z nich wyobraża sobie tę wspólną opiekę, co jest dla każdego z nich ważne, a jak myślą, co jest istotne i ważne dla drugiej strony? Pokazują również standardowy plan rodzicielstwa, który pozwala rodzicom zastanowić się, jak opieka nad dzieckiem teraz ma wyglądać. W trakcie trwania małżeństwa pewne zasady były ustalane tzw. metodą "rozumie się samo przez się". Po rozstaniu już tak łatwo nie jest. Jeśli strony łączą jeszcze jakieś pozytywne emocje, bywa, iż po takich spotkaniach wstępnych stwierdzają, że mniej emocji będzie ich kosztował powrót do siebie, niż rozstanie. Dobrze jeśli mediacje rodzinne są prowadzone przez dwie osoby, kobietę i mężczyznę. Daje to komfort obu skłóconym stronom i jeszcze większą pewność bezstronności mediatorów.

Z tego wynika, że mediator musi być dobrym psychologiem i znać się na prawie. Tymczasem przepisy mówią, że mediatorem tak naprawdę może być każdy…

Niestety, do tej pory nie zostały określone kwalifikacje mediatora i standardy jego kształcenia. Wszystko zależy od organizacji, w której mediator jest zrzeszony. Nie zawsze stawiają one wysokie wymagania, dlatego z punktu widzenia Polskiego Centrum Mediacji bardzo istotne jest zatwierdzenie przez Ministerstwo Sprawiedliwości zakresu i tematyki szkoleń, jakie powinien ukończyć mediator, aby zapewnić odpowiedni standard mediacji dla stron. O konieczności szkoleń dla mediatorów mówi tylko rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości dotyczące mediacji z nieletnim sprawcą czynu karalnego. W sprawach cywilnych wystarczy znaleźć organizację, która wpisze nas na listę stałych mediatorów. W sprawach karnych musimy tylko mieć ukończone 26 lat, mówić po polsku i nie być karani za przestępstwa umyślne. Na szczęście, sądy są w miarę zorientowane w sytuacji i potrafią wskazać mediatora.

Mediacje, z tego co Pani mówi, pozwalają zaoszczędzić czas, ale czy również pieniądze?

Mediacje nie są drogie - rozporządzenie mówi o 50 zł za pierwsze spotkanie, 25 za kolejne. U nas, w PCM wstępne spotkanie, informacyjne, kosztuje 60 zł i trwa ok. godzinę-półtorej. Wspólne sesje mediacyjne zajmujące ok. dwóch godzin kosztują 180 zł. Oszczędzamy czas, pieniądze, ale przede wszystkim budujemy przyszłość, nie tracąc wokół przyjaciół, rodziny. W sądzie bowiem, chcąc udowodnić swoje racje, wzywamy świadków. Znajomych, którzy uważali się za przyjaciół obu małżonków, stawia się w niezręcznej sytuacji, bywa, iż dochodzi do utraty bliskich osób. Cierpi na tym też rodzina. Dzieci czują się zdezorientowane, bo nagle rodzic mówi o cioci, która zawsze dla malucha była miła, że to zła osoba, bo w sądzie na mamę/tatę strasznie naskarżyła…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak łagodzić ból w relacjach?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.