Przebaczyć z serca

(fot. ambrozjo / sxc.hu)
Anselm Grün OSB / slo

Aby móc z serca przebaczyć, trzeba przebyć kolejno kroki prowadzące do przebaczenia i pojednania. Żadnego z nich nie wolno pominąć, w takim wypadku bowiem przebaczenie utknęłoby na szczeblu woli, nie dosięgając serca.

Pierwszym krokiem do przebaczenia jest dopuszczenie do siebie raz jeszcze bólu, jaki nam ten ktoś zadał. Musimy ten ból raz jeszcze przeżyć, aby móc się z nim rozstać. Niekiedy przy zranieniu w ogóle nie zauważamy, co się właściwie stało. Po prostu coś nas zabolało. Ale już w następnej chwili zajęliśmy się czymś innym i wyparli ze swojej świadomości raniące słowo. Czasami cały ból odzywa się z pełną ostrością, gdy powracamy wspomnieniem do tego, co się konkretnie wydarzyło. Dopiero wtedy uświadamiamy sobie, jak nieprzyzwoicie i brutalnie zostaliśmy potraktowani i jak bardzo te słowa nas dotknęły.

Drugi krok polega na tym, by dopuścić gniew i złość, jakie wzbierają w nas przeciwko temu, kto nas zranił. Przebaczenie sytuuje się u końca złości, a nie u jej początku. Dopóki ten, kto nas zranił, jeszcze tkwi w nas ościeniem, rana nie może się zagoić. Jeśli nóż pozostaje nadal w ranie, rana nigdy się nie zasklepi. Złość jest siłą, która pozwala raniący nóż z siebie wyrwać - tego, który nas zranił, usunąć z naszego serca. Aby móc stanąć naprzeciw niego, potrzebujemy najpierw pewnego zdrowego dystansu. Dopiero wtedy stajemy się zdolni spojrzeć mu w twarz. Dopóki jest on jeszcze w nas, nie rozpoznajemy go należycie. Czujemy tylko zranienie, ale nie widzimy twarzy tego, kto nas zranił. Kiedy widzimy go z pewnego zdrowego dystansu, poznamy być może, iż on sam jest zranionym dzieckiem, że po prostu zadawał dokoła siebie ciosy, bo sam był kiedyś bardzo bity, że nas krzywdził, bo sam jest skrzywdzony.

Trzeci krok do przebaczenia polega na tym, by z dystansu, jaki uzyskaliśmy wskutek swojej złości, ocenić bardziej obiektywnie, co nas tak głęboko zraniło. Widzimy wtedy, co było właściwie przyczyną tego zranienia, co się rzeczywiście wydarzyło. I orientujemy się, jak dalece ten ktoś dotknął w nas miejsca, w którym już jesteśmy zranieni i dlatego reagujemy na każde słowo ze szczególną wrażliwością. Jeśli zranienie ugodziło nas w czułe miejsce, rozerwało dawną ranę. I właśnie to bardziej boli niż sama rana.

Jeśli dopuściliśmy do siebie złość, pozwala nam to lepiej ocenić, czy ten drugi człowiek świadomie chciał nas zranić, czy też dlatego tylko poczuliśmy się tak skrzywdzeni, że jego słowo dotknęło w nas chorego miejsca i otwarło dawną bliznę.

Słyszę zwłaszcza od kobiet, które w dzieciństwie były wykorzystywane seksualnie przez bliskich krewnych, że bardzo trudno jest im sprawić, by wyładowała się w nich złość. Dopóki jednak nie doznają gniewu, nie mogą obiektywnie dostrzec swego zranienia i uwolnić się od niego. Pozostają wtedy uwikłane w swoich uczuciach. Obok przepastnego bólu doznają zarazem smutku i poczucia winy. Smutek paraliżuje je, a poczuciem winy ranią same siebie. Czynią sobie wyrzuty, że ciągle chodziły do wujka, który dopuszczał się wobec nich lubieżnych czynów, że się należycie nie broniły. Zupełnie nie dostrzegają, że jako dziecko były bezsilne. Szukają w sobie udziału w winie, powiększając tym samym ranę, jaką zadał im ktoś inny. Dlatego muszą doznać gniewu. Nie powinny zbyt szybko okazywać zrozumienia dla tego kogoś. To, co on im wyrządził, było czymś szczególnie brutalnym i niewybaczalnym. Było to zranienie głębokie. Ten ktoś zranił je w miejscu szczególnie intymnym, skrzywdził je jako osoby, w ich kobiecości, w ich ludzkiej godności. Winne nie jest nigdy dziecko, które do swojej seksualności ma stosunek zupełnie naturalny; winien jest zawsze dorosły, który się czegoś takiego wobec dziecka dopuszcza. Dopiero kiedy taka kobieta wyrzuci z siebie owego człowieka, może pozwolić sobie na myśli w rodzaju: "On też był przecież zraniony. Może, kiedy był dzieckiem, tak samo stał się czyjąś ofiarą. Może nie mógł sobie poradzić ze swoją seksualnością. Może był chory, miał wewnętrzne zahamowania, był nadmiernie pobudzony seksualnie". Wtedy może z wolna pojawić się myśl o przebaczeniu. I kiedyś serce rzeczywiście będzie mogło przebaczyć. Odsuwamy od siebie zranienie, przekazujemy je Bogu, aby On ranę uleczył.

Czwartym krokiem jest wyzwolenie się spod władzy tego drugiego. Dopóki mu nie przebaczymy, dajemy mu nad sobą władzę. Stale jeszcze bowiem jesteśmy z nim wewnętrznie związani. Może wyparliśmy już zranienie ze świadomości, jednak skoro tylko myślimy o tym kimś, wzbierają w nas uczucia rozpaczy i nienawiści, które nie są dla nas niczym dobrym. Nie wyświadczamy sobie przysługi, trwając w swojej nienawiści.

Nienawiść może przez pewien czas być nawet pożądana: może nam dać siłę zdystansowania się wobec tego drugiego. Kiedy jednak w niej trwamy, poczyna nas ona zżerać. Popadamy wtedy w swoistą niewolę. Ten drugi ciągle jeszcze ma nad nami władzę. Niektórzy ludzie nigdy nie dochodzą do zdrowia, ponieważ temu, kto ich zranił, jeszcze nie przebaczyli. Niektórzy nie mogą umrzeć, ponieważ nie są zdolni przebaczyć tym, którzy ich zranili. W ich sercu tkwi jeszcze coś obcego.

Przebaczenie uwalnia ich od tego zimnego kamienia, który przygniata ich serce, od trucizny, która ich wewnętrznie zatruwa. Kiedy przebaczając wyzwalamy się spod władzy drugiego człowieka i spod jego zatruwającego wpływu, wtedy sami na tym zyskujemy, wtedy przebaczenie nie jest czymś, co przekracza nasze siły, lecz wyzwoleniem i uzdrowieniem.

Więcej w książce:  Przebacz samemu sobie. Pojednanie - przebaczenie o. Anselm Grün OSB

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przebaczyć z serca
Komentarze (10)
D@
do @kk
17 sierpnia 2013, 22:30
Lepiej się nie odzywaj, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia. Niech i ciebie mąż opuści, a potem powiedz sobie "nieważny jest mój dramat, musze przbaczyć" Skąd się biorą tacy bezduszni internauci?
T
tttttttttttttttttttttttttttttttt
17 sierpnia 2013, 21:26
no
RA
Rara avis
17 sierpnia 2013, 21:13
Cóż... Chrystus naucza , że jeśli trzeba to warto przebaczać nawet i 77 razy !!!  Pełne przebaczenie jest w istocie i pełnią wolności... Nie ma bowiem potężniejszego wroga człowieka niż on sam... A brak przebaczenia sieje wewnętrzny zamęt i spustoszenie... Jest przciw nam... jest wrogiem , podobnie jak pycha i jeszcze wiele innych wewnętrznych utrapień... Przebaczenie drugiemu jest prawdziwą drogą do realizacji największego z przykazań , przykazania miłości... Bez pełnego przebaczenia , niemożliwa jest i pełna realizacja tego istotnego pouczenia chrystusowego... Przebaczenia często jest także konieczne wobec samego siebie... Przywraca ono też i nam właściwy stan naszej wolnej woli , danej przez Pana Boga... To kolejne zerwanie kajdan... Potrzeba być niezwykle odważnym aby przebaczać , wymaga ten proces ogromnego , nadludzkiego wysiłku... Dlatego tak ważna jest nieustanna , ufna modlitwa w tej intencji... Sami nie damy rady , wróg przecież potężny :):)  Pozdrawiam :):)
TT
tes tes
17 sierpnia 2013, 09:02
Autor atrykułu zapomnial w nim o czyms bardzo ważnym-o przyznaniu sie do winy i żąlu za zło przez tego co zrobił krzywdę.A jasno precyzuje to ewangelia: "Jesli brat twój zawini-upomnij go,jesli żaluje-przebacz mu.I jesliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy na dzień zwróciłby sie do ciebie,mówiąc :żałuje tego-przebacz mu!"
K
kk
17 sierpnia 2013, 08:42
do Foki Nie ważne,jak wielkie są ludzkie dramaty. Przebaczyć trzeba, choćby dlatego, że dopiero wtedy Bóg nas uzdrawia, również fizycznie i zsyła mnóstwo łask, gdy człowiek jest wolny od nienawiści i nieprzebaczenia. Nieprzebaczenie blokuje nam dostęp do Boga.
K
kk
17 sierpnia 2013, 08:37
Trochę mało w tym Boga, a przecież mamy przebaczać mocą Jezusa Chrystusa i w jego imię, a nie sami z siebie
J
jolka
17 sierpnia 2013, 06:19
przechodziłam kolejne opisane fazy- utknęłam przy nienawiści i mimo iż wiem, że mnie to zżera, że sprawia, że płaczę każdego dnia, nie potrafię sobie z tym poradzić:( chcę i nie potrafię wybaczyć! może to jeszcze kwestia czasu? moja psychika, moje serce ma dziurę wielkości leja po bombie atomowej i mam wrażenie, że z chorobą poprmienną będę się zmagała przez resztę życia:((
DF
do Foki
17 sierpnia 2013, 01:23
mój nawet nie powiedział: Przepraszam
D@
do @Foki
23 lipca 2013, 11:46
Autorzy mówią o takim zwyczajnym przebaczeniu, gdy ktoś cię uderzy, czy nawet okradnie. Nie wiedzą nic o prawdziwych dramatach, jakim jest odejście od małżonka. Poza tym łatwo jest teoretyzować i głosić górnolone hasła o chrzescijańskim wybaczeniu, a w życiu już inaczej bywa
F
Foka
23 lipca 2013, 11:39
ciekawe , co autorzy powiedzą o przebaczeniu, gdy ktoś wiąże się z tobą sakramentem małżeństwa , oszukuje cię że jest to dla niego równie ważne jak dla jak dla ciebie, a potem odchodzi do innej nowej zabawki  , pozbawiając cię mozliwości posiadania rodziny i skazując na niezasłużoną samotnosć ,  bo nie jestes w stanie żyć z kimś innym w cudzołóstwie  ? jak to przebaczyć ,że ktoś zniszczył nam życie i powolanie ? co z tego że mówi przepraszam i że nie było w tym żadnej winy osoby opuszczonej i że nawet jakby chciał to nie ma możliwości zadośćuczynienia ,  czy to coś zmienia ? co z poczuciem sprawiedliwości i potrzebą zadośćuczynienia ?