Coaching nie taki straszny. Nie bój się wyjść z cienia

(fot. shutterstock.com)
Wojciech Jędrzejewski OP

Jeśli coach jest zaproszony przez drugiego człowieka do przygody jego życia, której na imię wolność - wszystko to, co staje się manipulacją, wmawianiem czegoś - jest nadużyciem.


Zacznijmy od słusznych obaw

Podobnie jak niegdyś - temat psychoterapii budził wiele obaw, zastrzeżeń, wątpliwości i zarzutów, tak dziś coaching dzieli los swej starszej siostry. Nie należy się temu dziwić. Obie wspomniane dziedziny poruszają się wewnątrz najważniejszych ludzkich spraw: wolności i odpowiedzialności; samoświadomości i rozwoju. Obie również operują wewnątrz określonej antropologii, często nienazwanej, tym niemniej obecnej. Są to zatem projekty, które przekraczają to, co chwilowe i sytuacyjne, zapraszają natomiast do zmiany życiowej filozofii.

Obie wreszcie są bardzo związane z ważną postacią, jakim jest osobą inicjująca istotne procesy zachodzące w pacjencie czy kliencie, po prostu w człowieku. W tym miejscu chcę podzielić się przekonaniem, że zarówno w psychoterapii, coachingu i kierownictwie duchowym - "pomagający" dzielą się na trzy kategorie: dobrzy, przeciętni i …niebezpieczni. To właśnie ta trzecia grupa ponosi odpowiedzialność za czarny PR każdej z tych dziedzin. Nie trzeba dodawać, że w obszarze życia duchowego rzeczonych nadużyć i ich konsekwencji nie jest mniej niż w "świeckim wydaniu" towarzyszenia innym.

Jeśli coach jest zaproszony przez drugiego człowieka do przygody jego życia, której na imię wolność - wszystko to, co staje się manipulacją, wmawianiem czegoś - jest nadużyciem. Wydaje się, że to właśnie jest największą obawą wysuwaną pod adresem coachingu. W swojej karykaturalnej i niepoważnej formie staje się bombardowaniem sugestią, autosugestią i naiwną wiarą, że stanie się wszystko, co sobie zamarzysz.

DEON.PL POLECA

Tyle, że w takiej postaci coaching nie ma nic wspólnego z filozofią, jaka go stworzyła i kształtuje: każdy człowiek podejmuje decyzje, których głębię, sens i konsekwencje - może lepiej rozumieć i skuteczniej wcielać w życie. To za każdym razem poważne przedsięwzięcie, gdzie potrzeba otwartości, szerokiej świadomości, realizmu, ale także pasji i wyobraźni. Coach jest człowiekiem, który nadużywałby swojej pozycji wmawiając cokolwiek osobie, której towarzyszy. Jego rolą jest pytać oraz aranżować sytuacje, które poszerzą świadomość i pogłębią odpowiedzialność osoby korzystającej z coachingu.


Dostrzegając różnice

Posługując się metaforą cienia, zobaczmy różnicę między psychoterapią, coachingiem i kierownictwem duchowym. Upraszczając: terapia jest wyprowadzeniem ludzkich uczuć z cienia. Gdy bowiem pozostaną w lochach podświadomości - zamieniają się w upiory. Coaching wyprowadza z cienia świadomość i decyzje: pozostając w "bezpiecznym" ukryciu karleją - jak talent zawinięty w chustkę (Łk 19, 20). Nota bene ewangeliczna chusta - oznacza po prostu całun, w który był owinięty zmarły.

W obszarze życia duchowego - cieniem może być nieufność wobec Boga - ukrycie - o którym mówi księga Rodzaju. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze, kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu (Rdz 3,8).

Wolność w cieniu

Wspomniana już przypowieść o talentach, czy też dzierżawcach winnicy, niepokojąco zwraca uwagę na to, co robimy z naszą wolnością. Zacznijmy od tego, że sam Bóg usuwa się stwarzając przestrzeń. Zarówno powierzający pieniądze, jak i właściciel winnicy - wyjeżdża (Mt 25, 15, Mk 12, 1). On sam usuwa się w cień. Żydowska kabała mówi wręcz o Bogu, który stwarzając świat "wycofał się", by stworzyć mu miejsce. Bóg nie rzuca cienia na naszą wolność.

Oczywiście w realnym, ludzkim doświadczeniu Bóg może jawić się naszej wyobraźni jako Wieki Cień, który sprawia, że obawiamy się zagospodarować naszą wolność. Starszy brat z przypowieści wydaje się być człowiekiem, który zamknął się w poczuciu lojalności wobec ojca, pozostając jednak biernym. Nie umie korzystać z tego, co do niego należy, z tego, co przypada mu w udziale. Zawinął swój talent w całunie roszczeń, rozżalenia i wściekłości na brata.

I tak osiadając na mieliźnie w pół drogi do tych przepaści i szczytów, trzepotali się raczej, niż żyli, wydani dniom bez kierunku i jałowym wspomnieniom - błąkające się cienie, które wtedy tylko mogły nabrać siły, gdy zapuszczały korzenie w ziemię swych cierpień. (Albert Camus, Dżuma)

Wydani dniom bez kierunku

Przy drodze siedział niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza. Na wieść o tym, że przechodzi sam Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Synu Dawida, Jezusie! Zlituj się nade mną! I wielu próbowało go uciszyć. On jednak tym głośniej wołał: Synu Dawida! Zlituj się nade mną! Wtedy Jezus przystanął. Zawołajcie go - polecił. Zawołali go więc, mówiąc: Odwagi! Wstawaj! Woła cię. Bartymeusz zrzucił płaszcz, zerwał się na nogi i podszedł do Jezusa. Jezus zapytał: Co chcesz, abym ci uczynił? Niewidomy na to: Panie, spraw, abym znów mógł widzieć. Wtedy Jezus powiedział: Idź, twoja wiara ocaliła cię. I natychmiast odzyskał wzrok - i wyruszył za Nim w drogę (Mk 10,46-52).

Jezus pyta niewidomego: co chcesz, abym ci uczynił? Pytanie to wydaje się nieco dziwne. Czyż odpowiedź nie jest oczywista? Dlaczego tak ważne jest sformułowanie prośby - celu modlitwy? Dlaczego tak na tym zależy Jezusowi? Dokładnie z takiego samego powodu z jakiego wzywa do szukania i kołatania. Pan zaprasza nas do aktywnego współdziałania z Jego zamierzeniami wobec nas. Gdy pytamy samych siebie o cel naszych dążeń, o cel naszych modlitw - otwieramy się wewnętrznie na łaskę, która szanuje nasze wybory. Sprawa jest tak dużej wagi, że św. Ignacy Loyola w swoich ćwiczeniach duchowych wzywa, by każda modlitwa miała określony cel, intencję (np. ćd.48).

Co wtedy, gdy proszę o coś, co się Bogu nie podoba? Szczęściem w nieszczęsnej prośbie Apostołów był fakt, że była ona bardzo konkretna. Spraw - powiedzieli - abyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po Twojej prawej, a drugi po lewej stronie. Dlatego Jezus mógł odnieść się do niej wskazując jej nierealny charakter: nie wiecie o co prosicie (Mk 10, 38).

Lepiej wiedzieć, czego się chce - a następnie to skorygować, niż całe życie nie wiedzieć czego się chce i utknąć w martwym punkcie. Kategoria celu jest centralna w każdej pracy coachingowej. O czym chcesz porozmawiać? Co chcesz osiągnąć? Na czym ci zależy? Do czego dążysz? Z czym chciałbyś wyjść z tej sesji? Po czym poznasz, że osiągnąłeś swój cel? Chodzi o maksymalne uszczegółowienie - ukonkretnienie. Każdy z celów poddany jest dość surowym kryteriom. Nie ma to nic wspólnego ze współudziałem w mrzonkach i nakręcaniu na nierealistyczne pomysły. W coachingu trzeba postawić sobie kilka ważnych pytań: czego konkretnie chcę, na ile jestem w stanie to osiągnąć, po czym poznam - jak zweryfikuję, że osiągnąłem zamierzony cel.

Cień przywiązania do przeszłości. Wydani jałowym wspomnieniom

Przywoływanie na pamięć tego, co już się kiedyś wydarzyło, a było efektem działania Pana - jest podstawową formą życia duchowego każdego Żyda. Taki rodzaj wspomnień stawał się pokarmem dla nadziei: Ten, który nas prowadził wczoraj, nie zostawi nas dziś, ani jutro. A jednak nie brak w Biblii przynagleń wskazujących przyszłość jako tak bardzo nową w Bożych rękach, że wspominanie tego, co było staje się obciążeniem.

Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu (Iz 43,18).

Wolność współdziałania z Bogiem dokonuje się na wciąż nowych drogach. On je otwiera, gdy jesteśmy gotowi podążać ku pełni Jego pragnień. Bóg nie bawi się z nami w grę terenową pt: zrób tak jak było kiedyś. Jego zaproszenie brzmi - Pójdź za mną.

Te wciąż nowe drogi Pana wyłaniają się, gdy odkrywamy że nie chcemy by nasze dni mijały jak wydłużające się cienie (Ps 102). Jakie wspomnienia, stają się więzieniem trzymających nas z dala od nowych dróg na pustyni? Z pamięci jakich minionych wydarzeń potrzebujemy być wyzwoleni?

Takim cieniem mogą być na przykład wszystkie sprawdzone sposoby modlitwy. A jednak Pan zaprasza nas do żywej relacji, w której Słońce Jego jaśniejącego oblicza wschodzi każdego dnia zapraszając do podjęcia nowych dróg odkrywanej bliskości z Nim.

Podobnie rzecz ma się z relacjami z innymi ludźmi. Ich życiodajny puls nie polega na odtwarzanych rytuałach. Warto przywołać w tym miejscu genialny cytat z filmu Dzień świra: Towarzyszu podróży, zbudowałeś byt swój zasklepiając jak termit wyloty ku światłu i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków, w dławiącym rytuale codziennego życia. I choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo, mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom i uczuciom. Dość trudu cię kosztuje, by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka. Teraz glina, z której zostałeś utworzony, wyschła i stwardniała. Nikt już się nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety, człowieka, którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś.".

Coaching niechętnie sięga w przeszłość - nawet tę, która przyniosła dobre rezultaty w pewnych istotnych dziedzinach życia. To, co było kiedyś uwieńczone powodzeniem, może stać się pułapką strefy "komfortu". To sformułowanie oznacza przywiązanie do tego jak było, jak się sprawdzało, nawet wówczas, gdy widzimy poważne braki dawniejszych postaw i rozwiązań.

Otrzymaliśmy od Boga dar kreatywności. Cudowną możliwość dostrzegania nowych ścieżek prowadzących do nieodkrytego jeszcze piękna i pogłębienia relacji w jakich jesteśmy. Podczas pracy coachingowej chodzi o obudzenie tych wciąż tkwiących w cieniu pomysłów, sposobów, opcji, które pozwolą rozwijać otrzymany potencjał.

To samo dotyczy np. czytania Biblii. Sięgamy odruchowo po sprawdzone sposoby wgryzania się w tekst, odsuwając w cień całe potężne zasoby naszej percepcji. Trzymamy się kurczowo tylko intelektualnego ujęcia - rezygnując z wejścia w czytany tekst naszą wyobraźnią, uczuciami, pragnieniami. Coaching jest przywołaniem wszystkich naszych zasobów, by twórczo uczestniczyć w ważnych dla nas obszarach rzeczywistości. Chodzi o odpowiedzialność w znaczeniu szerokiej gamy elastycznie dobieranych odpowiedzi na wciąż nowe wyzwania.

Cień cierpienia. Zapuszczając korzenie w ziemię jałowych cierpień

Wygodniej jest pobiadolić nad tym, jak nieszczęśliwe jest moje życie - zamiast wziąć odpowiedzialność za kształt jaki ono może przybrać. Cień doznanych krzywd, niesprzyjających okoliczności, obojętnych lub wrogich osób wokół może stać się krainą, gdzie zamieszkamy na dobre (Mt 4, 16).

Wspomniana już "strefa komfortu": może również być wyborem cierpienia, poczucia bezsensu i udręki. Ma to swoje profity. Udzielam sobie wówczas przywileju powtarzania jak mantry: Nic nie mogę zmienić w swoim życiu, ponieważ jestem głęboko naznaczony moją rodziną, deficytami, zranieniami doznaną krzywdą.

Ewangelia św. Jana opowiada o takim właśnie człowieku, który zewnętrznymi okolicznościami tłumaczy swoją wieloletnią niedolę.

Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: «Czy chcesz stać się zdrowym?» Odpowiedział Mu chory: «Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną». Rzekł do niego Jezus: «Wstań, weź swoje łoże i chodź!» (J 5,5-8).

Pytanie Jezusa (czy chcesz stać się zdrowym?) jest zaskakujące podobnie jak to z rozmowy z niewidomym. Kwestia wydaje się oczywista, a jednak niekoniecznie. Człowiek znad sadzawki nie odpowiada wprost na zadane mu pytanie. Zdaje się on mówić - okoliczności są niesprzyjające, nie ma życzliwych ludzi, inni mają lepiej. Jestem bez szans.

Jedno z kluczowych pytań podczas sesji coachingowych brzmi: co wybierasz? Praca z obranym celem prędzej czy później napotka na opór związany z opuszczaniem strefy komfortu: w myśl przysłowia - ciasne, ale własne; alternatywą zaś jest być może "szersze, większe, ale nieznane". Może lepiej będzie jednak pomęczyć się ze starym cierpieniem niż ryzykować sytuację nieprzewidywalną? Po co ryzykować rozczarowanie?

Czy chcesz stać się zdrowy? To niepokojące pytanie. Wybór nowej, zamiast jałowej ziemi starych cierpień - wymaga odwagi i realnej gotowości na zmianę, której kształtu nie jesteśmy sobie w stanie do końca uświadomić.

W uzdrawiających promieniach Słońca

A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Wyjdziecie swobodnie i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta (Mal 3,20).

Wizja utuczonych cieląt, które mimo iż są "wypasione" pozostają żwawe i radosne jest zachwycająca. To wizja takiego działania Boga, który w promieniach swojego uzdrawiającego działania prowadzi nas coraz dalej. Nie tylko uzdrawia, ale przywraca radość rozwoju.

Wolność, jaką zostaliśmy obdarowani coraz bardziej zamienia się w entuzjastyczną swobodę działania. Coaching podejmuje ten rodzaj pragnienia, który nosimy w swoim sercu: pasji życia, które wychodzi z cienia. Odwagę wolności, która odkrywa ukryte w sobie głębie i potencjał. Jesteśmy zaproszeni do szczęścia, któremu na imię wolność ujawniająca swoją siłę, piękno i pomysłowość.

Wojciech Jędrzejewski - dominikanin, kaznodzieja, autor książek. Koordynator warsztatów kaznodziejskich dla księży, coach. Nagrywa codzienny komentarz do Ewangelii (EwangeliarzOP) oraz tematyczne konferencje na kanale Youtube (Paśnik).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Coaching nie taki straszny. Nie bój się wyjść z cienia
Komentarze (2)
KA
Klara Adamska
19 listopada 2018, 13:50
Mnie pomogła wyjść ze swego czarnego cienia Aleksandra Łomzik, life coach, dzięki której uświadomiłam sobie co mnie blokuje i jak sobie radzić z własnymi blokadami, jak nie załamywac się przy każdej porażce. To była bardzo cenne lekcje.
ZW
Zuza WojtyS
24 października 2019, 11:24
Ola Łomzik jest najlepsza! <3 Ja wzięłam udział w diet coachingu i pomalutku, pomalutku coraz bardziej lubię się z moim ciałem. Dzięki niej nie jem czegoś bo muszę, tylko chcę bo to dobra dla mojego organizmu.