Rodzinne podróżowanie zaczyna się od jednej decyzji [WYWIAD]

(fot. archiwum prywatne)
Julia Bondyra / Magda Moll-Musiał

- Podróżowanie na własną rękę z dziećmi nie jest dla każdego – na pewno nie jest dla rodziców, którzy lubią mieć zawsze wszystko pod kontrolą. Jest dla tych, którzy potrafią cieszyć się wspólnymi chwilami, umieją znieść to, że dzieci nie zawsze będą czyste i nie zawsze zjedzą najbardziej pożądany posiłek - mówi podróżniczka, Magda Moll-Musiał.

Julia Bondyra: Pierwsza Twoja podróż to wyjazd na misje do Boliwii w 2008 roku. Przez 10 miesięcy zajmowałaś się tam dziewczynkami z Domu Dziecka. Skąd taki pomysł? Co Cię do tego skłoniło?

Magda Moll-Musiał: Od dziecka podróżowałam wiele z rodzicami. Gdy byłam małą dziewczynką, mój tata zabierał mnie pod namiot. Potem razem uczyliśmy się żeglować i co roku jeździliśmy całą rodziną na jachty na Mazury. Wyjeżdżaliśmy też na wakacje do różnych krajów europejskich, jeździliśmy na nartach. Bardzo polubiłam taki aktywny tryb życia i jestem niezmiernie wdzięczna rodzicom za to, że tak nas wychowywali.

DEON.PL POLECA

Jeszcze w szkole uczestniczyłam w różnych rajdach górskich, a potem zapisałam się do PTTK i zdobywałam szczyty Rumunii, Bułgarii czy Ukrainy. Każde pieniądze, jakie udało mi się zaoszczędzić na studiach, wydawałam na podróże. Organizowaliśmy różne wyjazdy ekipą studencką, czasem jeździłam na wycieczki „last minute” albo podróżowałam z koleżanką autostopem.

Wróćmy do wyjazdu do Boliwii. Skąd taki pomysł?

W Boliwii byłam już wcześniej, zanim decydowałam się pojechać na misje. Najpierw pomogłam wyjechać do Cochabamby mojej przyjaciółce, Kasi, która nosiła w sobie takie pragnienie. Znałam misjonarza, który pracował w Boliwii i Peru, więc skontaktowałam ich. Gdy Kasia zdecydowała się kupić bilet i wyjechać, obiecałam jej, że ją odwiedzę. Tak też się stało. Wybrałam się wtedy z koleżanką z pracy na miesiąc do Ameryki Południowej, podróżowałyśmy na własną rękę po Peru i Boliwii.

Jest to niezwykła historia, którą opisuję w książce „Tańce wśród Piratów, opowieść o marzeniach, które stały się rzeczywistością”, wydaną w 2013 roku przez Wydawnictwo WAM. Na koniec podróży spędziłyśmy kilka dni na misjach, gdzie przebywała Kasia. Ona kończyła swój wolontariat, a ja, nie mając zupełnie takiego planu, zgłosiłam się na ochotnika, by wrócić tam, jak Kasia wyjedzie… Okazało się, ze bardzo potrzebna jest kolejna osoba, bo ktoś, kto miał przyjechać, złamał nogę i nie da rady. Pomysł narodził się spontanicznie w moim sercu, ufam, że było to natchnienie Boże.

W podróży poznaję wielu ludzi, których postrzegam jako żyjących bardzo blisko Pana Boga, co zawsze jest wielką inspiracją.

Pracowałam wówczas w korporacji i zapowiadałam się chyba na dobrego lidera. Miałam w sobie pragnienie przeprowadzenia się gdzieś za granicę i skosztowania życia w innej kulturze. Myślałam o pracowniczej relokacji do Australii, właściwie złożyłam w firmie dokumenty z prośbą o przeniesienie. Firma współfinansowała moje studia podyplomowe typu MBA, dlatego moja ewentualna relokacja była uzależniona od ukończenia tych studiów. Skończyłam je w pierwszym możliwym terminie, jednakże zaczął się wtedy kryzys ekonomiczny i zablokowano pracownikom wszystkie międzynarodowe możliwości.

Co było dalej?

W momencie odrzucenia mojej prośby o relokację do Sydney, pojawiła się możliwość misji w Boliwii. Także skorzystałam z niej. Złożyłam wypowiedzenie w pracy i po trzech miesiącach byłam na misjach. Dokładnie wiedziałam, gdzie jadę, bo zajęłam miejsce po Kasi. Był to ośrodek prowadzony przez siostry sercanki o nazwie Hogar de Ninas San Francisco, czyli dom dla Dziewczynek im. Świętego Franciszka. Ludność tubylcza Boliwii to kilka grup Indian, w tym Indianie Quechua, mieszkankami domu dziecka były dziewczynki z tej grupy etnicznej.

Obecnie podróżujesz całą rodziną, razem z dziećmi. Gdzie wybraliście się na pierwszą podróż z dzieckiem i jak to wspominasz?

Gdy urodził się nasz synek, Mateusz, najpierw zabieraliśmy go na lokalne wycieczki. Myślę, że pierwszym wyzwaniem było przejście w Tatrach całego szlaku przez Czerwone Wierchy, gdy Mateuszek miał 7 tygodni. Przez całą trasę nosiliśmy go na zmianę w chuście. Pierwsza nasza zagraniczna podróż to były październikowe wakacje na południu Hiszpanii, Mati kończył tam trzy miesiące. Bardzo dobrze to wspominam. Było po sezonie, pogoda doskonała do spacerów, zwiedzania i plażowania. Na dodatek wtedy ceny są niższe, więc wynajęliśmy bardzo dobrze wyposażony, komfortowy apartament, 100 metrów od brzegu morza. Mateuszek był noszony w chuście, miał też swoje pierwsze mini-kąpiele w morzu.

(fot. archiwum prywatne autorki)

Gdybym zapytała Twoje dzieci o to, z czym im się kojarzy podróżowanie, to jak myślisz, co by to było?

Marysia jeszcze nie umie mówić, ma niecałe półtora roku. Myślę, że nasza trzymiesięczna podróż po USA w zeszłym roku kojarzy jej się z byciem blisko mamy i ssaniem piersi na każde życzenie. Egipt – z chlapaniem się w wodzie, a Szwajcarii, Cypru czy Turcji myślę, że nie pamięta.

Mateuszowi podróżowanie kojarzy się z odkrywaniem przyrody: poznawaniem nowych zwierząt, jak żółw morski, kojot, bizon, czy niedźwiedź, szukaniem wielkich szyszek i kolorowych kamieni, z długimi wędrówkami, ze spaniem w hotelu, namiocie, camperze czy w nie swoim domu, z kontaktem z nowymi dziećmi, które czasem inaczej wyglądają i inaczej mówią i chyba z jedzeniem owoców, frytek i czekolady, bo to stanowi jego główne menu w podróży.

Jak zacząć podróżować z dziećmi? Nieraz jesteśmy pełni obaw i lęków albo mamy tak wymagające dziecko, że mamy wrażenie, że taki pomysł nie jest możliwy do zrealizowania. Od czego można zacząć to wyjście ze schematów?

Jest wiele książek, blogów i programów, które pokazują odkrywanie świata razem z dziećmi. Myślę, że warto zacząć od poznania paru przykładów i popatrzenia, czy chcemy robić tak samo. Podróżowanie na własną rękę z dziećmi nie jest dla każdego – na pewno nie jest dla rodziców, którzy lubią mieć zawsze wszystko pod kontrolą. Jest dla tych, którzy potrafią cieszyć się wspólnymi chwilami, umieją znieść to, że dzieci nie zawsze będą super czyste i że nie zawsze zjedzą najbardziej pożądany posiłek. Jeśli jednak zobaczysz, że chcesz odkrywać świat z dzieckiem, że wartością jest dla Ciebie czas spędzony z rodziną, że lubisz niespodzianki, jesteś otwarty na różne opcje, które zrodzą się na miejscu – to podejmij decyzję i zrób pierwszy krok.

Jak wszystko – rodzinne podróżowanie zaczyna się od pozytywnej decyzji, a jego sukces i skala są uzależnione od konsekwencji.

Co polecasz na początek?

Zebrałam kilka wskazówek, które mogą pomóc rodzicom:

  • wybierajcie się w kraje, po których łatwo się podróżuje, z bogatą infrastrukturą turystyczną i łatwym dostępem do opieki medycznej;
  • planujcie podróże przed sezonem lub po nim – w większości popularnych kierunków wtedy nie ma upałów, a za te same pieniądze co w sezonie znajdziemy lokum z lepszymi warunkami,
  • korzystajcie nie tylko z hoteli, ale też np. z airbnb, czyli wynajmu prywatnych domów – nam super sprawdza się ta opcja, gdyż jest nieograniczony dostęp do kuchni i pralki oraz jest dużo więcej swobody, a czasem są też dostępne zabawki.
  • sprawdzajcie różne opcje wynajmu auta – często poza lotniskiem ceny są dużo niższe i można wziąć większy, bardziej komfortowy samochód w niższej cenie, niż standardowe auto na lotnisku (przedostać się z lotniska do innej wypożyczalni można taksówką czy fantastyczną opcją, jaką jest Uber, gdzie nikt nas nie oszuka, bo przejazdy taryfuje aplikacja i płatność jest bezgotówkowa).

Razem z mężem założyliście Akademię Dzielnego Odkrywcy, już wkrótce rozpoczynacie wakacyjne spotkania online dla dzieci. Na czym one będą polegały?

Razem z Marcinem prowadzimy firmę Poznajemy Świat, która, można śmiało powiedzieć, zdobyła serca tysięcy dzieci. Z naszych podróży przywozimy setki rekwizytów, zabawek, instrumentów muzycznych, zdjęć, historii i wspomnień, na bazie których tworzymy scenariusze zajęć dla dzieci o różnych krajach, kulturach i zjawiskach. Do wybuchu epidemii nasi podróżnicy prowadzili te zajęcia w przedszkolach, szkołach i domach kultury jako cykliczne serie spotkań. Koronawirus uniemożliwił nam takie działanie jak do tej pory. Ale nie poddaliśmy się, bo uważamy, że nasza działalność ma ogromną misję i znaczenie. Pragniemy budować pokolenie dialogu, kształtować dzieci na osoby szanujące innych ludzi i naszą planetę. Postanowiliśmy więc przenieść nasze zajęcia na formułę online.

Jak to wygląda?

Od świąt wielkanocnych pracujemy z placówkami edukacyjnymi przez Internet, korzystając z aplikacji zoom. Od 6 lipca dajemy możliwość rodzicom, by zapisali dzieci na warsztaty z naszymi podróżnikami.

Wakacyjne warsztaty online startują 6 lipca, a kończą się 28 sierpnia. Będą odbywać się co rano od poniedziałku do piątku w grupach dla dzieci 4-7 lat, 8-12 lat oraz dla dzieci anglojęzycznych. Można zapisać dziecko na całe wakacje lub na wybrane cykle po 8 spotkań. Jeśli więcej dzieci korzysta z jednego komputera, płaci się tylko jak za jedno dziecko.

Warsztaty są interaktywne, dzieci mogą zadawać pytania, komentować. Prowadzący widzi dzieci, a one widzą jego.

(fot. archiwum prywatne autorki)

Czego dzieci mogą nauczyć się w czasie warsztatów?

Warsztaty pokazują przyrodę świata, życie dzieci na różnych kontynentach, opowiadają o ciekawych zwyczajach. Są pełne różnych aktywności, nie polegają tylko na opowiadaniu i pokazywaniu zdjęć. Dzieci słuchają gry na etnicznych instrumentach, oglądają rekwizyty i stroje, poznają zabawy i zabawki z bliskich nam i odległych krańców ziemi.

Rodzice w trakcie naszych zajęć mają czas dla siebie. Mogą mieć pewność, że wybrali świetne wakacyjne rozwiązanie, które wspiera ich dziecko we wszechstronnym rozwoju – uczy, wychowuje, stymuluje kreatywność i inspiruje do podjęcia nowych zainteresowań i pasji. Zapisy i szczegóły można znaleźć na stronie www.dzielniodkywcy.pl.

Świat nazywasz "zachwycającym prezentem Boga dla ludzi". Co najbardziej Cię zachwyca w podróżach?

W podróżach zachwycają mnie zwykle dwie rzeczy: przyroda i mój mąż. Przyroda jest dla mnie wyrazem geniuszu Stwórcy, jest nie do opisania słowami. To, co już widziałam w swoim życiu, wprawia mnie w głęboki zachwyt i uwielbienie.

Jezus narodził się dla nas wszystkich i rozdaje się nam wszystkim, bez względu na nasz kulturowy styl.

Mój mąż jest zawsze zaradny, wie, jak znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, świetnie nawiązuje kontakty z lokalnymi mieszkańcami i radzi sobie za kierownicą niezależnie od tego, po której stronie auta ją ma. Ja gubię się na zwykłym rondzie, gdy mam kierownicę po prawej stronie. Człowiek to w końcu ukoronowanie dzieła stworzenia. Cieszę się, że w moim mężu tę prawdę jasno widać. To też prezent od Pana Boga.

Czy epidemia koronawirusa pozbawiła Was podróżniczych planów i marzeń?

Nie. Tuż przed epidemią byliśmy na nartach w Tyrolu, skąd przywieźliśmy dzidziusia pod moim sercem. Nie czułam się za dobrze na początku ciąży, więc czas ograniczeń i tak spędziłabym w Polsce. Na pewno wyjedziemy lub wylecimy gdzieś rodzinnie na te wakacje, choć decyzję, gdzie i na ile czasu, podejmiemy w oparciu o bieżącą sytuację. Poważniejsze podróże zaplanujemy, jak już będziemy w piątkę i się z tym oswoimy.

Jak odnajdujesz Boga w podróżach? Czy udaje Ci się uczestniczyć w Mszy, kiedy jesteście w trasie?

Bóg mówi przez przyrodę, spotkanych ludzi i różne sytuacje. Mnie często pokazuje, w czym sobie radzę, a gdzie jestem bardzo słaba. Gdzie potrzebuję więcej łaski i miłosierdzia, choćby sama nad sobą.

W podróży poznaję wielu ludzi, których postrzegam jako żyjących bardzo blisko Pana Boga, co zawsze jest wielką inspiracją. Odwiedzamy też różne miejsca związane ze świętymi lub z kultem. Bardzo przeżyłam pobyt w Meksyku u Matki Bożej z Guadalupe, ale też wizytę w prawosławnej pustelni na mokradłach - w skicie w Odrynkach na Podlasiu. Chyba są miejsca, gdzie czuje się Pana Boga na powierzchni skóry.

Jeśli jesteśmy w kraju, gdzie są chrześcijanie, idziemy na Mszę świętą. Raczej się nam udaje, ale nie zawsze. Co ciekawe, przemierzając na własną rękę Ziemię Świętą, nie udało nam się przez 17 dni znaleźć żadnej chrześcijańskiej mszy.

Uczestniczenie w Mszach świętych w różnych miejscach świata to bardzo ciekawe przeżycie. W Nikaragui, gdzie w ramach tacy Indianie przynoszą księdzu dary, takie jak owoce czy papier toaletowy; w biednej dzielnicy Los Angeles zamieszkałej przez czarnoskórych, gdzie radosny, roześmiany ksiądz śpiewa gospelowym głosem; w indiańskiej osadzie w paragwajskm buszu, gdzie wraz z Indianami Guarani w mszy uczestniczy ich szaman; czy w sterylnej, poukładanej Japonii, gdzie równo uczesani Japończycy śpiewają w rozczulający sposób Ojcze Nasz. Ta sama liturgia ma inny koloryt, jak gdyby inny klimat. Takie doświadczenia budują we mnie niesamowite przekonanie o powszechności kościoła, o tym, że Jezus narodził się dla nas wszystkich i rozdaje się nam wszystkim, bez względu na nasz kulturowy styl.

Gdy w jakimś miejscu świata przychodzi nam spędzić święta, szukamy tam polskich misjonarzy. Tak na przykład udało się nam spędzić Boże Narodzenie w najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Bogoty (stolica Kolumbii), gdzie misję mają polscy pallotyni.

Jakie macie kolejne marzenia podróżnicze jako cała rodzina?

Chyba mamy podzielone marzenia (śmiech). Nasz syn chce koniecznie wrócić do Egiptu. Ja wybrałabym się do Nowej Zelandii i do Patagonii. Mojego męża najbardziej wzywa Afryka – Kenia i Tanzania. Maria jeszcze nie umie powiedzieć, jej jest na razie wszystko jedno, byle była tam woda. Żeby nasze marzenia pogodzić, rozwiązaniem będzie chyba podróż dookoła świata.

Uważam, że jak najbardziej należy marzyć o rzeczach dużych i nie ograniczać Pana Boga. Najpierw jednak musi skończyć się epidemia, by było bezpiecznie.

Magdalena Moll-Musiał - mama, psycholog, podróżnik. Pomaga rodzicom wygrać walkę z nudą i obudzić w dzieciach dzielnych odkrywców. Odwiedziła ponad 80 krajów świata, z czego połowę z własnymi pociechami. Prowadzi z mężem Marcinem firmę „Poznajemy Świat”, która edukuje dzieci z zakresu kultury i przyrody krajów świata i pozwala rodzinom wygrać życie pełne wrażeń, radości i spełnienia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzinne podróżowanie zaczyna się od jednej decyzji [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.