Scjentologia, Hollywood i reinkarnacja

Scjentolodzy - inni ich nienawidzą albo ignorują (fot. by tacosdelaluna / flickr.com)
Stanisław Kokesz / slo

Hollywood dzieli się z grubsza na dwie grupy. Producenci, reżyserzy, aktorzy, kompozytorzy i inni, którzy są scjentologami, w każdej sytuacji popierają się nawzajem i trzymają się razem, a jest ich sporo, i mają swój luksusowy Celebrity Center.

Dziś będzie o ogromnie długim tekście w "New Yorkerze" w podwójnym numerze 14 i 21 lutego. Tekst zajmuje pół podwójnego numeru tego tygodnika. Czytałem z przerwami przez trzy dni. Tytuł "The Apostate", autor Lawrence Wright.

Apostate to Paul Haggis, który pisał scenariusze do wielu seriali, a ostatnio reżyseruje i za "Crash" dostał 5 lat temu Oscara. Podobał mi się ten film z wieloma wątkami o białych i czarnych. Haggis przez 34 lata był scjentologiem, szedł jak Cruise i Travolta do góry przez wszystkie szczeble hierarchii tego kultu i zapłacił przez te lata ponad pół miliona dolarów, co jest przeciętnym haraczem, jaki od swoich bogatych członków ściąga ta mafia. Tu dodam, że określenie "mafia" jest moje, Wright tego określenia nie używa.

DEON.PL POLECA

Hollywood dzieli się z grubsza na dwie grupy. Producenci, reżyserzy, aktorzy, kompozytorzy i inni, którzy są scjentologami, w każdej sytuacji popierają się nawzajem i trzymają się razem, a jest ich sporo, i mają swój luksusowy Celebrity Center. Inni ich nienawidzą albo ignorują. Haggis był przez kult popierany, ale ich z hukiem opuścił. Takich, którzy scjentologami byli i odeszli, a teraz przeważnie źle o kulcie mówią, jest więcej, lecz on był najbardziej znany.

Odszedł z kilku powodów. Dwie jego córki, już dorosłe, są lesbijkami. Ojciec ich nie potępia, a kult jest nastawiony wrogo do gejów i lesbijek, choć unika demonstracyjnych gestów. Ron Hubbard, założyciel kultu, który już nie żyje, ale według scjentologów jego duch jest na innej planecie i nad nimi czuwa, pisał o homoseksualistach obelżywie. Wszystko, co napisał, jest dla kultu jak Pismo Święte dla chrześcijan. Haggis żądał od obecnego kierownictwa kultu, żeby wydali oświadczenie, że nie potępiają gejów i lesbijek. Nie zrobili tego.

Haggisa poruszyło też, gdy się dowiedział, co kult robi z dziećmi. Za zgodą rodziców scjentologów, zgodą czasem wymuszoną, dzieci są zabierane ze szkół często już w wieku 10 albo 12 lat i skoszarowane w kwaterze głównej kultu. Po wypraniu mózgów stają się członkami tak zwanej Organizacji Morskiej*. Bez normalnego wykształcenia młodzież nie jest zdolna do życia poza kultem. Prawie nikt nie wie, gdzie jest kwatera główna kultu, zwana Gold Base, pilnie strzeżona forteca.

Jest tam Hole, czyli więzienie dla około stu nieposłusznych. Mafia zaprzecza, że Hole istnieje, ale są też inne obozy karne, także na Florydzie. Dziesiątki byłych członków organizacji występują do sądów, chcąc dostać odszkodowanie. Czasem sprawę wygrywają, lecz częściej sąd sprawę umarza. Adwokaci kultu dowodzą, że uciekinierzy kłamią. Często uciekinierów mafia ściga, a podobno, gdy dopadną, biją i dowożą z powrotem do Gold Base. Z ich niewolniczej pracy korzysta też Tom Cruise, na przykład przy budowie hangaru dla swego samolotu.

FBI od lat prowadzi dochodzenie w sprawie niewolniczej pracy, także nieletnich, agentki FBI przesłuchiwały tych, którym udało się uciec, na razie bez widocznych skutków. Na razie kult ma zwolnienie od podatków jako niby religia. Kult twierdzi, że ma miliony członków, ale według spisu ludności jest ich w USA 40 tysięcy.

Ron Hubbard nienawidził psychiatrów i psychologów, którzy jego nauki wyśmiewali. To zostało. Kult głosi, że psychiatrzy i psychologowie nikomu nie pomagają, lecz szkodzą. Tylko nauki Hubbarda mogą pomóc. Żadnych środków farmaceutycznych, myślenie pozytywne wszystko uleczy.

Niektóre nauki Hubbarda są ściśle tajne, scjentolog poznaje je po wielu latach. Wpadły jednak w ręce redakcji "Los Angeles Times". Kult chciał zablokować sądownie publikację, nie udało się. Było to w roku 1985, gdy Hubbard jeszcze żył. Zaszył się potem gdzieś na odludziu. Skrócę.

75 milionów lat temu planeta Ziemia nazywała się Teegeeck i była częścią konfederacji 90 planet. Rządził okrutny władca Xenu. Ziemia była przeludniona, więc Xenu rozkazał wrzucić nadmiar ludności do wulkanów, po czym wrzucono bomby H, potężniejsze niż dzisiejsze atomowe. Ludzie zginęli i wyszły z nich duchy, które do dziś są wśród nas. Nazywają się tetans. Gdy człowiek, w którym jest tetans, umrze, tetans przenosi się do innego.

Scjentolog ma w to wierzyć. Hu, hu, ha. Ale reinkarnacja to nic nowego, jest w kilku starych religiach. Król czy faraon umiera, jego duch przenosi się do następnego króla czy faraona. W Azji w reinkarnację wierzą miliony, a tu scjentolodzy i buddystki. Kiedyś Shirley McLaine mówiła o swoich życiach poprzednich. Dalajlama umiera, jego duch przechodzi do następnego Dalajlamy.

Jak w każdym europejskim kraju, i w Polsce jest placówka kultu, ale ma trudności z praniem mózgów, bo polskie mózgi są odporniejsze na pranie.

* – prosimy nie mylić z polonijną Ligą Morską – przyp. red. Weekendu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Scjentologia, Hollywood i reinkarnacja
Komentarze (3)
SA
smutne ale prawdziwe
4 kwietnia 2015, 15:11
>bo polskie mózgi są odporniejsze na pranie bo po praniu mózgu jakie funduje katolicyzm, już nic nie zostaje co by można było prać
Bolesław Zawal
19 marca 2011, 16:37
Nikt nie spierze mózgu Polaka. A jak sie to komuś uda to albo obiekt sam odrzucił Polskość albo był w większym stopniu nie-polakiem niż Polakiem Jak to nie daj polakowi butelczynę a dostanie małpiego rozumu ( nie dotyczy wszystkich tylko niektórych).
J
Joda
19 marca 2011, 11:45
Nikt nie spierze mózgu Polaka. A jak sie to komuś uda to albo obiekt sam odrzucił Polskość albo był w większym stopniu nie-polakiem niż Polakiem