Antykwariat czy supermarket? Ikony czasu

(fot. nanny snowflake / flickr.com)
Grzegorz Bogdał / "Perspektywy kultury" / slo

O antykwariacie i supermarkecie mówi się na różne sposoby. Najczęstszym jest ujęcie wykorzystujące narzędzia badawcze socjologii (w wielu odmianach), psychologii i ekonomii - dzięki tego rodzaju opracowaniom zwiększa się nasza wiedza na temat usytuowania, wpływu i znaczenia antykwariatu oraz supermarketu w świecie współczesnym.

Nie popadając w rozważania zupełnie prywatne, pozbawione szerszego oglądu, chciałbym zaproponować spojrzenie na temat z nieco innego punktu widzenia, znajdującego się w pewnym sensie na obrzeżach dyskusji. W moich rozważaniach o antykwariacie i supermarkecie przyjąłem perspektywę temporalną - uznając, iż czas jest siłą najintensywniej modelującą obie przestrzenie i świadomość przebywającego w nich człowieka.

Antykwariat i supermarket, to dwa terytoria, które moim zdaniem usytuowane są na przeciwnych krańcach czasu - ze względu na organizujący je funkcjonowanie i określający istotę czynnik dominujący. Podstawowa przyjęta przez mnie opozycja, to przeszłość - przyszłość. Pierwsza wartość dotyczy antykwariatu, druga supermarketu - rozumianych szeroko, nie tylko jako miejsca, ale także jako sposób przeżywania rzeczywistości. Z wymiarami czasu związane są określone postawy, wyróżnione przez św. Augustyna: oczekiwanie - przyszłość, uwaga - teraźniejszość, pamięć - przeszłość. Poza głównym obszarem moich zainteresowań pozostawię "teraźniejszość"; w poniższym szkicu nie ma miejsca na rozważania o (nie)istnieniu teraźniejszości jako takiej.

DEON.PL POLECA

Skojarzenie antykwariatu z przeszłością jest dość naturalne, można powiedzieć, że samo się narzuca, nie wymaga szczegółowych wyjaśnień, przynajmniej w przypadku tej ogólnej, konstytuującej istotę antykwariatu zasady. Inaczej jest w przypadku supermarketu. Otóż jego przyszłościowy charakter wiąże się głównie ze zdecydowanym odrzuceniem przeszłości, które dokonuje się w jego przestrzeni, i ze skierowaniem uwagi człowieka ku "wydarzeniom"/emocjom oraz pragnieniom, które mają się dopiero pojawić - i co ważne, nie są przez niego zbyt dobrze znane. Oczekiwanie pozbawione jest "przedmiotu"/celu, dopóki nie zostanie on narzucony przez jeden z licznych bodźców skierowanych ku klientowi. Supermarket (hipermarket), już przez samą swoją nazwę, sprzyja hiperbolizacji, przekraczaniu, tego co bezpośrednio dane, zauważalne i aktualne. Zawsze jest ponad. W ciągłym dążeniu do wykroczenia poza zwykłe ramy. W pogoni na oślep.

Zamazywanie konturów przyszłości, a zarazem sugerowanie, że niesie ona coś cennego i uzasadniającego wędrówki z koszykiem lub wózkiem wśród szeregu stoisk i regałów - jednym zdaniem, popychanie człowieka w niewiadome, przy jednoczesnym poklepywaniu go po plecach i zasypywaniu obietnicami szczęścia - ma w sobie coś z manipulacji. Reżyserowany przebieg całego pobytu w markecie, w większości szczegółów znany jest "górze". Natomiast klienta wystawia się na kolejne pokusy, wzbudza się w nim coraz to nowe głody, pragnienia i potrzeby, których wcześniej - przed przybyciem do supermarketu - nie uświadamiał sobie, nie przeczuwał ich nawet. "Presja zewnętrzna objawia się jako popęd wewnętrzny; zależność jako wolność. Nic dookoła nie dzieje się przypadkowo, choć wszystko udaje spontaniczność; nic nie jest puszczone samopas, choć wszystko schlebia odkrywczej żyłce spacerowicza; to spacerowicz jest troskliwie prowadzonym za rękę aktorem w wielkim spektaklu nabywania towarów.

Supermarket zachęca do rezygnacji z poznania. Jest to warunek konieczny, aby pobyt klienta w sklepie zakończył się sukcesem. Dla firmy. Poznanie bowiem prowadzi do refleksji i może spowodować rezygnację, wynikającą także z zaspokojenia pragnienia poprzez wyobrażenie sobie przeżycia, które mógłby dać zakup. Fantazmatyczne spełnienie pragnień potrafi osłabić potrzebę zrealizowania ich tu i teraz. Tożsamość człowieka zostaje w jakimś stopniu okaleczona. Samoświadomość pozwala na prawidłowe rozpoznanie własnych pragnień i potrzeb. Nic gorszego dla supermarketu - potrzebny mu człowiek, któremu można wskazać, czego potrzebuje i czego pragnie. Zanim sam zdąży to zrobić. Antycypacja jako sposób na "uwodzenie".

Szał zakupów przypomina niekiedy zwierzęcy spęd. Nic w tym obraźliwego ani złośliwego - jest to duże zgromadzenie stworzeń, które przybyły, aby zaspokoić swoje pragnienia/żądze/głody. Rzadko wiedzą przed przybyciem na miejsce, jaki głód poczują. Przyszłość staje się dla nich zagadką, w tych punktach, które nie są objawiane przez supermarket. Niewykluczone, że dużej części klientów to nie przeszkadza. Ich pobyt w sklepie nie jest podyktowany koniecznością życiową, a chęcią wzmocnienia własnego "ja" w oczach innych. Staje się sposobem spędzania czasu, smutnym stylem życia. "Ostentacyjna konsumpcja nie ma na celu zaspokojenia rzeczywistych potrzeb człowieka, jest ona rodzajem wymogu społecznego, który musi być zrealizowany przez jednostkę pretendującą do uzyskania wysokiego prestiżu".

Supermarket nie daje czasu na marzenia i zastanowienie. Skupia uwagę człowieka, aby za chwilę rozproszyć ją za pomocą innego czynnika. Jeśli klient nie podda się jednej sugestii na zasadzie impuls-reakcja, być może uda się to w kolejnym przypadku. Tak podmiot zostaje skonfrontowany z warunkami, które eliminują możliwość, naturalnego przecież dla każdego człowieka, przywoływania spójnych fragmentów przeszłości. Ożywianie wspomnień w takim miejscu, to rodzaj buntu. Znamienne są w tym kontekście słowa Bergsona: "Aby przywołać przeszłość w postaci obrazu trzeba posiadać zdolność oderwania się od aktualnie dokonywanej czynności, trzeba umieć cenić to, co nieużyteczne, trzeba chcieć marzyć".

W supermarketach zazwyczaj brak jest zegarów i okien. Nie ma tu zwyczaju do informowania ludzi o czasie w jego wymiarze fizykalno-społecznym, ani też o upływie czasu, który mógłby być zauważony dzięki obserwacji zmian zachodzących w przyrodzie. Z czasu wewnętrznego, współtworzącego ludzką świadomość, człowiek jest zwyczajnie odzierany przez nieustanne rozbijanie uwagi na szereg drobiazgów. O tego rodzaju zagrożeniu dla osobowości pisał niegdyś Roman Ingarden: "jeżeli nie umiem się »skupić«, jeżeli gubię się w bezznaczeniowości drobiazgów życia codziennego (…), jeżeli »trwonię« me siły na sprawy bez wartości lub zużywam się w ułudnej pogoni za pozornymi wartościami (…) wówczas powoli rozpadam się w czasie. Wówczas sam jego upływ mię niszczy, »z dnia na dzień« coraz bardziej staję się »niczym«".

Supermarket staje się sztucznym rajem, gdzie można odnieść wrażenie, iż czas się zatrzymał. Człowiek nie odczuwa jego upływu, bo niewiele się zmienia w otoczeniu. Opuszczając market doznaje nagłego "przesunięcia" - słońce i wskazówki zmieniły swoje położenie, czas wykonał szaleńczy skok. Teraz jego znakiem jest torba z zakupami. Ciężar straconego czasu niesiony do domu. Przykre wrażenie, że ktoś przestawił dekoracje, odpiął słońce i przymocował je w innej części nieba, które w międzyczasie przybrało już inny kolor.

Supermarket chce ogarnąć wszystkie sfery życia - nakarmić, ubrać, napoić, dostarczyć rozrywki i wypuścić, ale z piętnem, na smyczy, która każe wrócić, aby dokonać jeszcze raz niemal identycznego rytuału (a jeśli rytuał, to oferuje też pewnego rodzaju duchowość). Jak każdy projekt totalny, oferujący wszechstronne i uniwersalne rozwiązania jest zagrożeniem dla osobistej wolności człowieka.

W supermarkecie człowiek doświadcza pewnego rodzaju szantażu: kto opuści długą kolejkę, jeśli poświęcił, stracił, spędził (każde z określających to słów będzie chyba związane z utratą) tyle czasu na zgromadzenie produktów. Z drugiej strony jest to szczęśliwy czas, gdy klient już "posiada" w "swoim" koszyku określone artykuły (i zapewne broniłby go zaciekle, gdyby ktoś spróbował mu je wykraść), ale jeszcze nie zapłacił za nie. Niecierpliwie przebiera nogami przed bramą do "raju", która wydaje się nią tylko dopóty, dopóki nie stanie w jej progu - ­­po przekroczeniu zostaje już tylko rozczarowanie, kończy się możliwość gromadzenia, czar pryska. Zaczyna się oczekiwanie na powrót, dzięki któremu człowiek może odnaleźć w markecie sfalsyfikowany okruch przeszłości - déjà vu. Paradoksalnie człowiek tęskni za nudą będącą "wynikiem powtórzenia".

Supermarket zawczasu pozbawia człowieka przeszłości, czy mówiąc ściślej wyjątkowych przeżyć, które w przyszłości mogłyby stać się cennymi wspomnieniami. Zabiera zagadkę i tajemnicę prywatnego, intymnego przeżycia, w zamian oferuje powszechność, banał i pseudo-wspólnotę na siłę. Trudno wyobrazić sobie, że pobyt w markecie może stać się inspiracją do stworzenia pełnego uroku, wrażliwości i tajemnicy opisu odwiedzanego niegdyś "sklepu", jak zrobił to Jarosław Iwaszkiewicz w krótkim, pięknym opowiadaniu - Staroświecki sklep.

"Przeszłość" pojawia się w marketach za pośrednictwem produktów w stylu "retro" - ale jest to tylko udawanie, stylizacja, niekiedy (niezamierzona) parodia - najczęściej pastisz, który "podobnie jak parodia, jest naśladownictwem specyficznego czy też wyjątkowego stylu, jest nakładaniem stylistycznych masek, posługiwaniem się martwym językiem; jest jednak neutralnym przypadkiem praktyki podrabiania, pozbawionym ukrytej intencji parodystycznej, satyrycznego impulsu, prześmiewczości (…). Pastisz to pusta parodia, to parodia, która zatraciła poczucie humoru". Przeszłość staje się ikoną, atrakcyjnym produktem, dopasowanym do aktualnych gustów i trendów.

Nawyki nabyte w supermarkecie wpływają też na inne sfery życia - w tym szeroko pojmowaną uczuciowość człowieka. Każde działanie rozciąga się w czasie. Aktywność wywołuje kontr-aktywność. Ale nie natychmiast, wymaga to czasu, oczekiwania. Czyli czegoś, czego człowiek oduczany jest przez kulturę supermarketu, oferującą zaspokojenie tu i teraz. Zbawienie za cenę długu rosnącego na karcie kredytowej, ale z odsuniętym terminem spłaty, zawsze za ileś tam dni. Spełnienie na wyciągnięcie ręki, jak kawa z automatu - bez wysiłku. Tego rodzaju deformacje przynosi nadużywanie nowoczesnych form "kontaktu" na przykład w postaci nałogowego, nieumiarkowanego używania SMS-ów, które są jak gilotyna dla tęsknoty - trwa ona od jednego do drugiego sygnału telefonu komórkowego. Okaleczona tęsknota zmienia się we frustrację i rozdrażnienie, gdy nie zostaje uciszona (a przecież istnieją warunki ku natychmiastowemu kontaktowi). Możliwość nieustannej łączności odbiera człowiekowi nie tylko, cenną przecież, samotność, ale także współobecność, dając w zamian substytut obecności drugiego człowieka. Tak rozrasta się kultura suplementu, która "nie może zastąpić zróżnicowanej diety", ale wbrew rozsądkowi - zastępuje, stając się nawet, w skrajnych przypadkach, substytutem realnego kontaktu. Ludzie chodzą wygłodniali, chociaż nie do końca zdają sobie sprawę, co oznacza to dziwne, męczące ich uczucie pustki.

SMS przenosi kontakt i gesty do sfery wirtualnej. Oczekiwanie na list było nauką przeżywania przywiązania i tęsknoty, sposobem na samopoznanie. W obecnych warunkach zostaje to znacznie ograniczone. Człowiek nie ma okazji doświadczyć całego spektrum potencjalnie drzemiących w nim emocji. Kuleje.

Ponadto kultura i technika oparta na szybkim przekazie słów przy pomocy SMS-ów pozwala policzyć, ile ktoś oszczędza na kontakcie, gdy nie odpowiada, milczy; ile jest w stanie zapłacić, aby "być", kiedy dostaje sygnał, że jest potrzebny. Pozwala więc liczyć to, czego liczenie jest profanacją.

Słowa Lisa z Małego Księcia o podnieceniu odczuwanym przed przybyciem kogoś oczekiwanego, coraz mniej odnoszą się do relacji interpersonalnych. To "podniecenie" daje się coraz częściej zaobserwować na innym poziomie - głośniki brzęczą irytująco, gdy na pobliski telefon komórkowy ma nadejść wiadomość. Nierzadko alarm jest fałszywy, oczekiwanie daremne. Dochodzi do przeżywania tęsknoty i pełnego nadziei drżenia, które nie są poparte nadchodzącym zdarzeniem, a tylko jego widmem, falsyfikatem.

***

Tak jak w supermarkecie, tak i w antykwariacie mamy do czynienia ze zbiorem towarów. Jednak w drugim przypadku jest to zasadniczo zbiór indywidualności posiadających swoje własne, wyjątkowe historie. Wynika to nie tylko z mniejszej skali produkcji w poprzednich wiekach, ale także z faktu, iż chyba każdy z dostępnych w antykwariacie przedmiotów miał już właściciela, naznaczony jest historią określonego człowieka, jego życiem, miejscami, w których przebywał. Dodaje to nieco ludzkiego i pozamaterialnego wymiaru "zwyczajnym" przedmiotom. Rzeczy z antykwariatu w pewnym znaczeniu są "pamiątkami", zagubionymi, czekający na człowieka potrafiącego (roz)poznać i ożywić ich historię. Natomiast supermarket oferuje zbieraninę bezosobowych nowości najczęściej pozbawionych historii innych niż (masowa) produkcja i dystrybucja. Każda ze stojących na półkach rzeczy była dotykana tak samo, ze względów praktycznych, bez "czułości".

Antykwariat bywa (zazwyczaj słusznie) uważany za "okazję" na zbliżenie do przeszłości uobecnionej, trwającej na wyciągnięcie ręki; sprężynę uruchamiającą kontakt z przeszłością, wyzwalającą wspomnienia prywatne lub skłaniającą do "marzenia" o przeszłości wykraczającej poza jednostkową egzystencję. Antykwariat umożliwia zatem podróż w przeszłość - nie tylko prywatną, ale i kulturową, wspólną dla pewnej grupy.

Wszystko to sprawia, iż antykwariat można zaliczyć do szerokiej rodziny tzw. miejsc pamięci, w rozumieniu, jakie nadał temu terminowi historyk Pierre Nora: "chodzi o miejsca, w dokładnym znaczeniu tego słowa, gdzie pewne wspólnoty - jakiekolwiek by one były - naród, rodzina, grupa etniczna, partia przechowują swoje pamiątki (souvenirs) lub uznają je za niezbywalną część swojej osobowości: miejsca topograficzne, jak na przykład archiwa, biblioteki czy muzea; miejsca monumenty - pomniki, cmentarze, architektura; miejsca symboliczne, takie jak rocznice, pielgrzymki, upamiętnienia; miejsca funkcjonalne - stowarzyszenia, autobiografie, podręczniki".

Na dawnych bazarach i marketach zapewne również można było znaleźć "wszystko" (na miarę czasów i warunków geopolitycznych), ale zasadnicza różnica polega na tym, że na równi z mnogością dostępnych dóbr, klient miał tam do czynienia z wielością oferujących swe towary samodzielnych podmiotów. Natomiast supermarket skupia wszystko w "rękach" jednego bezosobowego "właściciela" - firmy. Pracownicy poszczególnych działów stają się jedynie narzędziami mającymi zagwarantować sprawne i szybkie działanie innych, cenniejszych narzędzi intensyfikujących zysk sklepu - klientów. Samodzielne decyzje dotyczące własności, bezpośredni kontakt kupiec - klient nie mają tu miejsca. Człowiek kupuje od firmy, nie od człowieka. Nic ludzkiego nie rozluźnia sztywnych reguł, które zostały zapisane grubymi czcionkami na tabliczkach z ceną przez "niewidzialną rękę rynku".

Krytyka hipermarketu nie jest równoznaczna z idealizowaniem antykwariatu - pobyt w nim też może mieć pobudki czysto konsumpcyjne, dążące do zaspokojenia "głodu" zakupów. Różnica polegałaby wtedy jedynie na preferowaniu odmiennej estetyki, nieco bardziej wyrafinowanej niż uniwersalność (estetyczna) produktów z marketu. Nieprawidłowe, bezmyślne "korzystanie" z tego, co oferuje antykwariat doprowadza do histerycznego, ślepego wchłaniania produktów, stających się wtedy ikonami "retro", lub w przypadku melancholijnej postawy do zagubienia w przeszłości, wegetowania w świecie iluzji, w świecie, który przestał istnieć i jest tylko na okrągło wskrzeszany w postaci powidoków przez zagubiony podmiot. Zagubienie w przeszłości poza melancholią i umieszczającą ideał w przeszłości nostalgią może prowadzić do efektu paramnezji, "czyli percepcji czasu, stapiającej w jedną, nierozróżnialną całość rozróżnialne dotąd sfery przeszłości i teraźniejszości. Paramnezja to sposób przeżywania czasu, właściwy ludziom, których poczucie czasu uległo zaburzeniu".

Przyszłością supermarketu jest wysypisko śmieci. Antykwariat jest w ciągłym ruchu - część rzeczy, oczywiście, niszczeje, ale inne przekazywane są kolejnym osobom lub oddawane do… antykwariatu.

Po zamknięciu w obu tych przestrzeniach panuje cisza. Antykwariat i supermarket nie istnieją bez podmiotu. Pierwszy dlatego, że nie ma kto sięgnąć po historie z przeszłości, zaktualizować je, włączyć w porządek teraźniejszości, przedłużyć ich trwanie dzięki znalezieniu odpowiedniego miejsca w ludzkiej pamięci.

Supermarket nie ma prawa bytu bez człowieka, nie dlatego, że wymiera w nim coś zdeponowanego z przeszłości, a dlatego że niemożliwa staje się dla niego przyszłość. Znajdujące się w nim artykuły stracą ważność i staną się tylko odpadkami (w które przemienią się także, gdy zostaną kupione przez kogoś, ale wtedy przyniosą przynajmniej wymierny zysk pozwalający na kontynuowanie działalności). Długie trwanie i "oczekiwanie" przedmiotów w antykwariacie zwiększa ich potencjalną wartość. W przypadku supermarketu, jest to odliczanie do zera, w miarę upływu czasu wartość produktów zmniejsza się, a gdy nadejdzie krytyczny moment, organizowana jest pospieszna wyprzedaż.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Antykwariat czy supermarket? Ikony czasu
Komentarze (5)
MD
Muommar Dziadziafi
9 lutego 2012, 13:52
 Ja tam do markietów chadzam 3x w ciągu dnia.  Do tego telewizorek i żyje mi sie pięknie. 
P
polonopitek
26 listopada 2011, 13:06
Z perspektywy czasu nic się nie ostanie. Ani antykwariaty, ani supermarkety, ani kościoły, ani rakiety. Tylko dlatego że nie chcieliście zapłacić.
K
karola
26 listopada 2011, 12:47
świetny artykuł!
A
Aleksandra
25 listopada 2011, 16:25
Kapitalna analiza! GRATULUJĘ arcyciekawych obserwacji. Psychologiczne cacko - przeczytałam z niekłamana przyjemnością. Dziękuję!
W
wlodek.piekut
25 listopada 2011, 10:52
Bardzo dobry artykuł. Żadne zdanie w nim nie jest zbyteczne. Każde jest autnomiczne i ma swój sens.