Dlaczego udajesz? Możesz już przestać tak bardzo się starać

(fot. prywatne archiwum autorki)
Jennie Allen

Mówimy: "W porządku. Dobrze. Świetnie". Zdradzę wam tajemnicę: Nikt nie ma się w porządku, dobrze, świetnie. Ale, wielkie nieba, wszystkie jesteśmy zmęczone udawaniem, że tak jest.

Przyznaj się do pragnienia

Jennie, dlaczego coś ukrywasz? Moi najbliżsi przyjaciele zawsze zadają wścibskie pytania. Wciśnięta w tylne siedzenie samochodu podczas wyprawy do Houston tuż przed Bożym Narodzeniem udzielałam krótkich, banalnych odpowiedzi, nie chcąc skupiać na sobie szczególnej uwagi. Wiedziałam, że moje życie w porównaniu z życiem wielu innych osób po prostu nie jest aż tak trudne, jak czasem się wydaje. Oni nie dali się jednak nabrać. Bekah naciskała: - Widzę to, Jennie. Widać, że coś w tobie siedzi. Jesteś taka spięta. Skąd się to bierze?

Wyjrzałam przez okno. Oczy piekły mnie od łez, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie mogłam się zdecydować, czy rzeczywiście chcę o tym wszystkim powiedzieć i naprawdę to poczuć. Chociaż bardzo starałam się być szczera, mówiąc "wszystko w porządku", w ostatnich miesiącach stopniowo rosła we mnie niema rozpacz.

DEON.PL POLECA


Zdawało mi się, że cały czas coś ciężkiego leży mi na sercu i spędziłam wiele bezsennych nocy, lękając się i jednocześnie próbując zaufać Bogu co do takich kwestii jak dokuczliwa niepewność, którą dźwigam, zastanawiając się, czy sposób, w jaki spędzam życie, ma jakiekolwiek znaczenie; rosnące wyzwania związane z jednym z naszych dzieci i jego specjalnymi potrzebami; smutek, jaki czuję w związku z moją małą siostrą, która cierpi, przechodząc niewyobrażalną tragedię; nieunikniony stres, którego doświadczam, prowadząc rosnącą organizację zaczynającą żyć własnym życiem; zmęczenie, które przynoszą wszystkie te i inne trudne sytuacje; grzech, jaki wychodzi ze mnie wobec ludzi, których kocham, spowodowany całym tym stresem.

Ech. Czy mam się w to wgłębiać? Co dobrego by z tego wynikło? Nie chcąc tracić opanowania, zachowałam to wszystko dla siebie w trakcie kilku godzin jazdy do Houston. Pragnęłam się skryć za znajomą pozą, aż wszyscy skierują uwagę na inny temat. Milczałam i się zastanawiałam. Ale oni nie zamierzali przestać. Zmiana tematu. - Zatrzymajmy się i zjedzmy coś. Nie jesteście głodni? Postanowili, że pozwolą mi zjeść, jeśli się przed nimi otworzę i powiem, jak naprawdę się czuję. Szantażowana przez tych do szaleństwa dobrych przyjaciół musiałam zaryzykować i opuścić gardę. Jakimś cudem na eleganckich przedmieściach Houston znaleźliśmy niedużą budę z hamburgerami, nieogrzewaną i z niewykończoną podłogą. Byliśmy jedynymi klientami. Stłoczyliśmy się przed zewnętrznym kaloryferem i zjedliśmy jedne z najlepszych burgerów w życiu.

Ku nieustannemu zmartwieniu wspaniałego kelnera, który co chwilę donosił mi serwetki, rozkleiłam się i w strumieniu łez wyjawiłam przyjaciołom całą prawdę o sobie: o stale odczuwanej niekompetencji; o strachu, że zawiodę tych, którymi kieruję, albo - co gorsza - własne dzieci; o uporczywej presji, którą próbuję ignorować, nie mogąc się od niej uwolnić; o smutku z powodu mojej siostry; o częstym zwątpieniu w Boga, mimo że wygłaszam mowy i piszę o Nim książki; o tym, że wcześniej warknęłam na biednego stażystę w biurze; o swoim stałym przekonaniu, że choćbym nie wiem jak się starała, nigdy nie będę wystarczająco dobra. Powiedziałam wszystko, czego nie chciałam mówić, a nawet przyznać sama przed sobą.

Przez bite dwie godziny przyjaciele poświęcili mi całą swoją uwagę. To było niczym tlen, który ofiarnie i bez osądzania podali mi i do którego wdychania mnie zmusili, a ja przyjęłam go z miłością i bez strachu. Po raz pierwszy od dawna śmiałam się mocno i bez skrępowania. Głębokim, radosnym śmiechem, żartując z siebie i własnego życia. Przez te dwie godziny pozwoliłam sobie na bycie lekkomyślną osobą, której życie znajduje się w totalnej rozsypce. Uwolniłam się od oczekiwań, odgrywania ról, stresów codzienności (...).

Niczego nie musiałam udowadniać. Upajałam się łaską. Nie wiedziałam, że właśnie jej tak bardzo pragnęłam. Łaski. Nie wiedziałam, dopóki nie wyznałam swego pragnienia na klepisku nad hamburgerami. Moi przyjaciele mieli całe jej zapasy czerpane z zaraźliwej łaski Jezusa, którą dobrze znają. Jak zimny strumień łaska Jezusa wylała się z nich na moją suchą, strudzoną i spragnioną duszę. Może też znasz to pragnienie, to siedzące głęboko w kościach łaknienie ulgi? Może czujesz je właśnie teraz? Jestem przekonana, że każda z nas zmaga się z jakąś presją, jakimś cierpieniem, grzechem, ciężarem - może z nimi wszystkimi jednocześnie. A tymczasem co odpowiadamy, gdy słyszymy pytanie: "Jak się masz"?

Mówimy: "W porządku. Dobrze. Świetnie". Zdradzę wam tajemnicę: Nikt nie ma się w porządku, dobrze, świetnie. Ale, wielkie nieba, wszystkie jesteśmy zmęczone udawaniem, że tak jest.

Gdybym była twoim wrogiem

Gdybym była twoim wrogiem, oto, co bym zrobiła:

Sprawiłabym, żebyś uwierzyła, że potrzebujesz pozwolenia, aby kimś kierować.
Sprawiłabym, żebyś uwierzyła, że jesteś bezradna.
Sprawiłabym, żebyś uwierzyła, że nic nie znaczysz.
Sprawiłabym, żebyś uwierzyła, że Bóg wymaga od ciebie dobrych manier i stosownego zachowania.

(...)

Przez lata te kłamstwa wystarczyły, aby zamknąć sporą część Kościoła. Ale teraz wiele z was doznało przebudzenia. Jesteś zanurzona w Słowie i padłaś na kolana. Bóg przechodzi przez ciebie i stajesz się niebezpieczna. Zaczęłaś się wyzwalać i prowadzić innych ku wolności. Stare kłamstwa już nie wystarczają.

Gdybym więc była twoim wrogiem, otępiłabym cię i odwróciła twoją uwagę od Bożej historii. Technologia, media społecznościowe, Netflix, podróże, jedzenie
i wino, komfort. Nie kusiłabym cię ewidentnie złymi rzeczami, bo nabrałabyś podejrzeń. Rozpraszałabym cię wygodami codziennego życia, byś karmiła się przyziemnymi sprawami i zapomniała o Bogu (...).

W Księdze Jeremiasza Bóg dokładnie wyjaśnia, co się dzieje:

Bo podwójne zło popełnił mój naród:
opuścili Mnie, źródło żywej wody,
żeby wykopać sobie cysterny,
cysterny popękane,
które nie utrzymują wody (Jr 2,13).

Jezus mówi:

"Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do
Mnie i pije!", mówi On w Ewangelii według św. Jana. "Jak rzekło
Pismo: Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza" (J 7,37-38).

On sam jest Źródłem, z którego wypływa wszystko, czego pragniemy i kim mamy nadzieję się stać. Cieszę się, że mogę zacząć właśnie od tego, nie składając pustych obietnic. Bo moim jedynym celem jest poprowadzić twą spragnioną duszę do strumieni wody żywej, do Jezusa. On zawsze dotrzymuje słowa.

Fragment pochodzi z książki: "Niczego nie musisz udowadniać. Dlaczego możesz przestać tak bardzo się starać" >> Kolejny przeczytacie już za tydzień na DEON.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego udajesz? Możesz już przestać tak bardzo się starać
Komentarze (2)
Zbigniew Ściubak
8 maja 2018, 09:24
Serio Deon? Ja wiem, stracę czas. Nikt tego nie przeczyta, ani nie weźmie pod uwagę. Promowanie "marności" będzie nadal miało się dobrze, bo NIE ZALEŻY NAM, na jakości, rzetelności to jest uczciwości. Liczy się MARKETING. Doraźna transakcja. Tempo. Oglądalność. Zysk. 1. Tekst w warstwie językowej i literackiej jest gorzej niż żałosny. Zupełnie nie wiem, jak do czegoś takiego mogło dojść i jak ktoś zdecydował się opublikować to na stronie internetowej. No dobra wiem, JAKI PAN TAKI KRAM. Ale poczęstujmy się potrawą jaką dla ducha podaje Deon.pl: "znaleźliśmy niedużą budę z hamburgerami, nieogrzewaną i z niewykończoną podłogą. Byliśmy jedynymi klientami. Stłoczyliśmy się przed zewnętrznym kaloryferem" Serio? "Stłoczyliśmy" się? Będąc jedynymi klientami? To tłumaczenie z google translator czy syn Pani Kasi ze szkoły podstawowej? O przepraszam córka.  No i... przed "zewnętrznym kaloryferem"? Serio? "Może też znasz to pragnienie, to siedzące głęboko w kościach łaknienie ulgi?" Okej, wystarczy, "siedzącego głęboko w kościach łaknienia ulgi". Ot... książki i deon, i promowanie - niestety - śmieci.
Z
zbyszeks
8 maja 2018, 09:23
2. Wynurzeń pani Jennie Allen w obszarze duchowym i religijnym właściwie nie sposób skomentować inaczej jak "przerażająco uproszczone". Sprowadzają się one do skupiania się na własnych odczuciach i sposobach zapewnienia sobie odczuć pozytywnych za pomocą pewnej interpretacji religijnej, przetesowanej przez Autorkę w trakcie jej "poszukiwań". Jest to generalnie mieszanka amerykańskiej ideologii wolności, sukcesu, praktyk life coachingu, opakowane w folię z napisem chrześcijaństwo. Jest w tym wszystkim sporo elementów pozytywnych, ale ta mieszanka niestety jest PRODUKTEM. To jest czymś co się ma SPRZEDAWAĆ i tyle. Książkę pani Allen wydało wydawnictwo WAM i propaguje ją deon.pl. Kosztuje ona 33 złote za ok trzysta stron i zawiera porady "religijne" pani Jannie Allen dla kobiet (jest kierowana do kobiet) jak poczuć się wolną i niezależną. Chyba warto ją kupić, "stłoczyć się" przy "zewnętrznym kaloryferze" i  poczuć "siedzące głęboko w kościach łaknienie ulgi". To złe miejsce, ale ja zapromuję swoją książkę. Nie dlatego, że wskutek tej promocji, ktoś ją kupi albo zacznie czytać (dostępna jest w formie komercyjnej i za darmo), ale dlatego, że to się jej należy. Bo nijak się ma do tego, co wyżej, bo jest prawdziwa, bo jest piękna i będzie (może także dlatego właśnie) odrzucana przez świat. Dlatego właśnie zamieszczam linki: Strona książki: [url]http://camino.zbyszeks.pl/droga/[/url] Strona pobierania: <a href="http://camino.zbyszeks.pl/droga-pobieranie/">Pobieranie</a> Strona wydawnictwa Gaudium: <a href="https://gaudium.pl/pl/p/DROGA-CZ.-1-ZBIGNIEW-SCIUBAK/4418">Gaudium - "Droga"</a>