Jak wychować dziecko do samodzielnego i odpowiedzialnego życia?

(fot. shutterstock.com)
Joanna Winiecka-Nowak

Chcemy zapewnić naszym dzieciom świetlaną przyszłość. Wysyłamy je do szkół i na uniwersytety, opłacamy im kursy języków i prawa jazdy. A co robimy, by w przyszłości były dojrzałymi i odpowiedzialnymi ludźmi?

Krótka lekcja historii, czyli razem czy osobno

Przez wieki szkołę życia przechodziło się w rodzinie. Najmłodsi przebywając całą dobę w domu obserwowali, w jaki sposób rodzice tworzyli więzi ze współmałżonkiem, jak mądrze zajmowali się potomstwem, jak opiekowali starzejącym się ojcem i matką. Mieli też lekcje poglądowe z godzenia życia prywatnego z pracą zawodową i aktywnością społeczną, fakultet z planowania zamierzeń, a także z otrzepywania się po porażkach i zaczynania wszystkiego od początku.

Lekcje w szkole życia nie były tylko teoretyczne - obejmowały również szereg ćwiczeń i praktyk. Dorastając dzieci wdrażane były do coraz to nowych obowiązków, które nie tylko uczyły je konkretnych umiejętności, ale również doskonaliły szereg kompetencji miękkich - konsekwencję w działaniu, obowiązkowość, pracowitość, wytrwałość i tak dalej. Tak było już za czasów prehistorycznych, gdy maluchy towarzyszyły mamom w zbieraniu jadalnych roślin, a starsi chłopcy szli z ojcami na polowanie. Tak było w średniowieczu, w czasach odrodzenia i oświecenia. A jak jest obecnie?

DEON.PL POLECA

Drogi członków współczesnej rodziny się rozeszły. Po porannej galopadzie w kierunku pracy i jednostek edukacyjnych zobaczą się dopiero późnym popołudniem. Wielu z nich stawi się wspólnie do kolejnej sztafety - biegu na zajęcia dodatkowe. Po obowiązkowym angielskim, treningu koszykówki syna i ceramice córki na mecie czeka wątpliwej jakości nagroda - plecaki naszych pociech wypełnione zadaniami domowymi.

Wyczerpane dzieci niewiele już z nich rozumieją, potrzebują więc naszej pomocy, czasem całkiem sporej. Ba, niektóre troskliwe mamy porzucają swoje plany i w końcu samodzielnie uzupełniają ćwiczenia. W takich okolicznościach nauka gotowania czy pomoc w sprzątnięciu łazienki jest już kompletną abstrakcją. Mama zresztą jakoś poradzi sobie z tym sama…

Dorosłe dzieci czy zdziecinniali dorośli?

Konsekwencje opisywanego modelu są niestety mało optymistyczne. Wychowywani w ten sposób młodzi ludzie nabywają ogrom wiedzy akademickiej, doskonalą też swe zdolności artystyczne oraz sprawność fizyczną. Nie mają już jednak czasu na aktywności związane z życiem codziennym. W przyszłości będą więc bezradni pod względem technicznym. Co gorsza działania podjęte w dobrej wierze przez rodziców powoli ich demoralizują - parasol ochronny, który nad nimi rozpięto, staje się barierą ich rozwoju. Dziecko, za które dokończono rysunek z plastyki, uczy się, że nie musi finalizować swoich spraw, ktoś przecież zrobi to za nie.

Gdy otrzymuje gotowe rozwiązania zadań z matematyki, tworzy się w nim przekonanie, że nie musi się wysilać, lub - co gorsza - i tak nie da rady tego sam dokonać. Gdy może liczyć na usprawiedliwienie po wagarach, nie ma szans na wyrobienie w sobie odpowiedzialności. Jeśli mama pamięta za niego o wszystkim i wszystko mu organizuje, jest nikła szansa, że jej milusiński w przyszłości przejmie te aktywności na siebie. I tak dalej.

Opisywany efekt jest niestety dość powszechne obserwowany w pokoleniu obecnych dwudziesto- trzydziestolatków. Młodzi dorośli coraz później wyprowadzają się i zakładają swoje rodziny. Więcej czasu poświęcają na to, by "się wyszaleć" i "zrozumieć samego siebie". Odbywa się to na taką skalę, że w ostatnim czasie kilku naukowców wysunęło postulat, by podnieść granicę wieku dojrzewania z 18. do 24. roku życia. Pomyślmy - sto lat temu normą było, że dwudziestoczteroletnie kobiety otoczone były już sporym wianuszkiem pociech…

Rodzic-trener

Co można zrobić, by nasze latorośle nie dołączyły do grupy zdziecinniałych dorosłych? Propozycja psychologów jest dość prosta - należy wrócić do świadomego wychowania. Według tej koncepcji "rodzic-trener" aktywnie towarzyszy swojemu dziecku w dorastaniu. Na wstępie definiuje cel, ku któremu zmierza - zastanawia się, jakimi cechami ma się ono oznaczać, jako człowiek dorosły. Później krok po kroku wyznacza kolejne zadania, początkowo pomagając w ich wykonywaniu, a później pozwalając, by przejęło ono inicjatywę i samodzielnie zmierzyło się z problemem. Gdy nastąpi porażka, podaje pomocną dłoń i pokazuje, w jaki sposób ponieść jej konsekwencje i zacząć działanie od nowa.

Pierwszy krok jest najtrudniejszy - trzeba znaleźć wolny czas na nasze przemyślenia, a dalej na współpracę z dzieckiem. Rezygnacja z jednego z oglądanych seriali, albo - co gorsza - pewne okrojenie listy zajęć dodatkowych naszego potomka jest często nieodzowne. Zdecydowanie łatwiej i szybciej samemu załatwić wiele spraw, niż pozostawić je w rękach nieporadnych maluchów. Jest tak przynajmniej na wstępnym etapie wdrażania, gdy musimy być przy wykonywaniu pracy, do tego trwa ona dłużej i nierzadko wymaga późniejszych korekt z naszej strony. I choć zdarza się, że wieczorem mamy już tylko ochotę na odpoczynek, pamiętajmy, że jest o co powalczyć - sprawa dotyczy przecież przyszłości naszych dzieci.

Po co dziecku odpowiedzialność?

Jedną z najważniejszych cech, które chcemy w naszych dzieciach wyrobić jest odpowiedzialność za samych siebie. W ramach tego szerokiego zagadnienia mieści się między innymi sprawowanie kontroli nad własnym życiem, umiejętność planowania i wytrwałego dążenia do wyznaczonych celów, a wszystko to połączone z szacunkiem do innych ludzi, którzy nie mogą być traktowani instrumentalnie.

Już tylko to daje nam wizję, że wdrażanie potomstwa do odpowiedzialności jest zadaniem wieloetapowym, rozciągającym się na cały okres naszej rodzicielskiej troski. Szczęście, że samo życie przynosi nam wiele okazji do treningu. Ot - zwykłe, przytaczane wcześniej obowiązki domowe >> Poza nabywaniem umiejętności przydatnych w życiu, dają one okazję do nauki pamiętania o dyżurze i świadomość konsekwencji, które niechybnie spadną na głowę osoby uchylającej się.

To właśnie ten element jest najważniejszy i to o niego będziemy zabiegać docelowo (umiejętność trafienia łyżeczką do sortownika jest ważna, ale w dalszej perspektywie coraz mniej istotna). Jedną z ważniejszych składowych odpowiedzialności jest pilnowanie własnego kalendarza. Trudności w tej materii zwykle rozpoczynają się w pierwszej klasie, gdy pojawiają się zapowiedziane wcześniej sprawdziany, konieczność szykowania różnych przyborów na plastykę, o codziennym pakowaniu książek i zeszytów nie wspominając.

Z roku na rok tego typu atrakcji jest coraz więcej, choć my, jako rodzice mamy jeszcze możliwość pełnej kontroli. W nauczaniu początkowym częste jest udostępnianie opiekunom wszystkich danych drogą mailową, przez platformę edukacyjną lub tradycyjnie - na gazetce przy drzwiach klasy. W czwartej klasie zdecydowanie zwiększa się ilość przedmiotów szkolnych, a jedną panią wychowawczynię zastępuje szerokie grono pedagogiczne. Znacznie ciężej jest się spakować i na bieżąco kontrolować terminy, zwłaszcza, że szkoła składa już odpowiedzialność na barki ucznia, a my przestajemy być osobno informowani o nachodzących wydarzeniach.

Aby nie obudzić się z ręką w nocniku warto zawczasu wcześniej rozpocząć z dzieckiem treningi pamięci selektywnej. Tak naprawdę można zacząć już w przedszkolu, gdy na ściennym kalendarzu będziemy razem zaznaczać rysunkami dodatkowe wtorkowe tańce czy urodziny u koleżanki. Ze świeżo upieczonym pierwszakiem notujmy na nim wszystkie ważne terminy. Tuż obok kalendarza powieśmy plan lekcji, i - jeśli jest taka konieczność - listę wyposażenia, które codziennie musi powędrować do szkoły. Podczas pakowania może się przydać informacja o tym, że i tym razem w plecaku powinien znaleźć się piórnik, a w nim komplet kredek, ołówek, gumka i temperówka.

Na koniec warto sobie uświadomić, że poza brakiem czasu i cierpliwości czyha na nas jeszcze jedno, najtrudniejsze wyzwanie - konieczność konsekwentnego działania. Nawet jeśli nam serce się kraje, nie biegnijmy o poranku do marketu, by dokupić brakujący brokat, ani nie dowoźmy zeszytu z zapomnianym zadaniem domowym. Lepiej, że nasz Franek pozna skutki niefrasobliwości teraz, otrzymując jedynkę, niż za dwadzieścia lat, gdy skończą się one wyrzuceniem go z pracy lub kryzysem małżeńskim.

Przeczytaj też: Obowiązki dzieci: szkoła życia czy tania siła robocza? >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak wychować dziecko do samodzielnego i odpowiedzialnego życia?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.