Krzyk jest nieludzki. Nie daj się zakrzyczeć

(fot. shutterstock.com)
Anna Kaik

Krzyk rani i poniża. Jest aktem bezpośredniej agresji. Dlaczego więc w naszych relacjach, zwłaszcza najbliższych, występuje często tyle krzyku i jak sobie z tym poradzić?

Moja znajoma jest osobą bardzo zaradną życiowo. W pracy zawodowej - jest grafikiem - radzi sobie bez problemu, ma męża i jedno, już częściowo "odchowane" dziecko, piętnastoletnią, młodą kobietkę. Ma swoją pasję - chodzenie po górach i grono dobrych znajomych. Tym, którzy ją znają nie przeszkadza, że mówi w specyficzny sposób: bardzo cicho, jakby bała się szeroko otworzyć usta - w ogóle nie lubi dużo mówić. Ona też się już do tego przyzwyczaiła, jednak w szkole i na studiach było to dla niej nie lada problemem. A ona po prostu nie potrafi inaczej, jak tylko cicho cedzić jak przez sitko słowa. Jej mąż twierdzi, że nawet przy nim, gdy są w pokoju tylko we dwoje, wypowiada się w ten sam sposób. Dzieje się tak nie bez przyczyny. Ojciec mojej znajomej nieustannie używał krzyku. Gdy jako dziecko za późno wracała do domu, wiedziała, że nie spotka ją inna kara, tylko długa awantura. Tak samo było, gdy przyniosła złą ocenę, gdy rozlała herbatę na obrus, a nawet gdy z nieuwagi wywróciła się na ulicy. Zawsze krzyk, w domu i na ulicy, sam na sam i wśród gości.

Nauczyła się w ten sposób, że nie ma prawa głosu. Bo to co chciała powiedzieć, nigdy nie było słyszane - nie było w stanie przebić się przez ścianę agresywnych słów ojca. Więc w domu prawie zupełnie się nie odzywała, w szkole też mówiła coraz mniej, coraz ciszej, coraz bardziej niewyraźnie. Tak jest do dziś: mówi tak specyficznie, że trzeba wkładać wysiłek, żeby ją usłyszeć i zrozumieć. Jakby nie dawała sobie prawa, do tego, że może mieć własne zdanie i jest ono ważne - tak jak przez całe dzieciństwo nie dawał jej tego prawa ojciec.

"To przez ciebie krzyczę"

Na przykładzie tej historii można stwierdzić, że krzyk w pewien metaforyczny sposób zabija, zwłaszcza krzyk wobec dzieci. Zabija w osobie, na którą się krzyczy poczucie własnej godności, bezpieczeństwa, świadomość, że mam prawo być taki, jaki jestem. Im więcej krzyku doświadczyliśmy w dzieciństwie, tym większe możemy mieć w tych sferach problemów. Bo krzyk to nie tylko podniesiony głos: to przekaz, że nie jesteś w porządku, że nie zasługujesz na szacunek, że jesteś "winny", skoro jedynym sposobem rozmowy z tobą jest właśnie krzyk.

W tej relacji następuje niejako "odwrócenie ról": winny - ofiara. Bo czy osoba krzycząca chce krzyczeć? Przecież dla niej też nie to jest przyjemne. Więc widocznie "winni" są ci, na których się krzyczy. Czasami nawet jako dorośli ulegamy tej fałszywej ocenie sytuacji, a co dopiero dzieci, które dopiero uczą się wiedzy o sobie? Na szczęście zazwyczaj potrafimy bronić się, gdy ktoś na nas krzyczy, ale niezależnie od tego, krzyk zawsze pozostawia poczucie skrzywdzenia, doświadczenia niesprawiedliwości. I nie oszukujmy się: sami też nierzadko krzyczymy. Zdarza się to najczęściej w relacjach, w których czujemy się najbezpieczniej: z rodzicami, z małżonkiem i właśnie - z dziećmi.

Dlaczego uciekamy się do tej agresywnej formy przekazu? Co kryje w sobie krzyk?

Kiedy przebierze się miarka

Mówi Anna Pyla - Mazur, psycholog: - Krzyk towarzyszy nam już od narodzin. Znamy wiele rodzajów krzyku, jak choćby krzyk głodnego niemowlęcia, krzyk z bólu czy właśnie krzyk podczas kłótni. W każdym jednak przypadku schemat powstawania reakcji krzyku jest podobny. Sedno leży w potrzebach, w tym przypadku tych niezaspokojonych, które rodzą negatywne emocje. Te zaś kumulowane, gdy sięgną zenitu prowadzą do reakcji emocjonalnej w postaci krzyku. Krzyk to nic innego jak próba rozładowania napięcia emocjonalnego. Każdy z pewnością zna z własnego doświadczenia takie sytuacje. Przykładem może być oto taki pospolity obrazek - matka wraca po ciężkim dniu w pracy do domu z zakupami w jednej ręce i dzieckiem w drugiej. Do wieczora sprząta, gotuje, wyprowadza psa itd. Scenariusz powtarza od wielu tygodni. Niezaspokojona potrzeba odpoczynku narasta, a tym samym narasta uczucie zmęczenia, frustracji, żalu, rozgoryczenia. I tak kumulowane emocje, gdy sięgają granicy odporności na frustrację wybuchają w postaci "niespodziewanej" awantury.

Oczywiście, mówiąc o niezaspokojonych potrzebach mamy na myśli nie tylko te podstawowe: odpoczynek, zaspokojenie głodu, bezpieczeństwo, ale i te wyższe - potrzebę miłości, szacunku, zrozumienia... Wymieniać można bez końca. Czyż nie te niezaspokojone potrzeby są powodem głośnych awantur w niejednym domu?

Desperacja i... wyuczenie

Trzeba zdać sobie sprawę, że lekceważone potrzeby nie "wyparowywują" z nas - zostają w nas w postaci frustracji, z którą prędzej czy później będziemy musieli się zmierzyć. A praktyka pokazuje, że im wcześniej, tym lepiej, zgodnie z powiedzeniem, że "nie przykrywa się kipiącego garnka", ponieważ tłamszona siłą (woli lub podświadomości) frustracja odzywa się z podwójną mocą.

- Ponadto, każdy człowiek dysponuje inną gotowością do reagowania krzykiem w sytuacjach napięcia emocjonalnego. Istotną rolę w kształtowaniu się tej predyspozycji odgrywa środowisko, w którym się człowiek wychowywał - wyjaśnia Anna Pyla - Mazur. - Osobie, która wychowała się w domu, gdzie krzyk był na porządku dziennym, reakcja taka w dorosłym życiu może przychodzić z większą łatwością. W takim przypadku możemy mówić o reakcji wyuczonej.

Często zdarza się też odwrotnie (jak we wspomnianej na początku historii): krzyk i awantury, których się było świadkiem w dzieciństwie były źródłem tak silnego lęku i poczucia zagrożenia, że rodzą reakcje odwrotne. Takie osoby we własnych dorosłych już związkach unikają głośnych kłótni, w obawie przed powrotem paraliżujących emocji.

Stop przemocy

Jak sobie wtedy radzić w sytuacji kłótni, zwłaszcza gdy wywołuje w nas ów "wyuczony paraliż", żeby nie zostać zakrzyczanym? - W takich momentach warto jest zdać sobie sprawę, iż osoba, która na nas krzyczy stosuje wobec nas nic innego jak agresję, tyle że słowną, która jednak tak samo jak agresja fizyczna stanowi narzędzie przemocy - tłumaczy Anna Pyla - Mazur. Mamy prawo wycofać się z takiej sytuacji, zaznaczają jednak, że chętnie wrócimy do rozmowy, kiedy ta osoba wyciszy się na tyle, by mogła podjąć ją w sposób racjonalny.

Początkowo może to wydawać się pomysłem odrealnionym, jednak jak pokazuje doświadczenie - możliwym i skutecznym. Pamiętać należy także, żeby próbować zrozumieć również punkt widzenia drugiej strony (nawet jeśli mamy odmienne poglądy) i pomóc jej samej nazwać swoje potrzeby. Wtedy nasz adwersarz szybko może odczuć, że taka forma rozmowy jest bardziej korzystna również dla niego samego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krzyk jest nieludzki. Nie daj się zakrzyczeć
Komentarze (8)
18 lipca 2018, 09:26
Treść artykułu dotyka coraz częściej spotykanego społecznego absurdu. Otóż neguje się w nim prawo do wyrażania emocji. Skutkiem tego powstaje puste miejsce w gradacji opowiedzi na zachowania agresywne. Te odpowiedzi powinny być następujące: negocjacja krzyk samoobrona Usunięcie krzyku prowadzi do sytuacji, w której agresor nie dowiaduje się, że jego zachowania są niepoprawne. W rezultacie zaraz po nieudanej próbie negocjacji dochodzi do rękoczynów.
Oriana Bianka
17 lipca 2018, 11:34
Apel do księży: Zachowania agresywne w rodzinie krzywdzą i są przyczyną rozpadu małżeństw. Nie każdy przeczyta i weźmie sobie do serca artykuł na ten temat. ale gdyby księża mówili na ten temat w kościele, to może do niektórych by dotarło, że postępują źle. Spotyka się małżeństwa w kościele, które przychodzą na mszę, ale osobno, siedzą daleko od siebie. Jedno z takich małżeństw w końcu się rozstało (po kilkudziesięciu latach), a przyczyną było agresywne zachowanie męża, właśnie krzyki, wyzwiska. Wyprowadziła się żona, a mąż pozostał sam (dzieci już usamodzielnione) w ich domu, który jest wspólnym dorobkiem. To nie odosobniony przypadek. Agresja w rodzinach była i jest. Prawie nigdy niestety księża nie poruszają tego tematu. A może by tak zacząć od zachęty, aby małżonkowie podali sobie rękę na znak pokoju - jeśli są w odległych miejscach kościoła to jest to niemożliwe, trzeba by ich zachęcić, aby zmienili te złe zwyczaje.
Zbigniew Ściubak
17 lipca 2018, 13:44
Zgoda z dwoma zastrzeżeniami: 1. Uporczywe pominięcie, widoczne w podawaniu przykładów. Gdy mowa o agresji, to przykładem jest niemal ZAWSZE agresywny mężczyzna. To wprowadza w błąd. Obie płci mają skłonność do agresji, zaś w ramach związku kobietom się zdarza nawet częściej. 2. Podawanie ręki na znak zgody w kościele to jest od tzw. d...  strony działanie. To powinno być i może być ZWIEŃCZENIE procesu pojednania, a nie jego początek. To tak nie działa. Najpierw trzeba zmienić ZACHOWANIA w życiu. Przestać się drzeć na drugą osobę. Przestać ją ranić. Zacząć ją zauważać w całej jej godności. Z tego wyniknie, jak Pan Bóg pozwoli, stopniowe pojednanie, którego zwieńczeniem będzie podanie sobie rąk. Odwrotnie to nie działa, bo to chwilwe intencje i gesty, które NIE MAJĄ oparcia w życiu.
Oriana Bianka
17 lipca 2018, 17:08
Nie można oczywiście rozwiązac konfliktów przez podanie ręki. Ale w kościołach, w których kięża mówią: podajmy sobie rękę na znak pokoju, ludzie to robią. Jeśli ksiądz nie przypomina o tym, rzadziej w takiej parafi ludzie podają sobie rękę. Nieraz ksiądz dodaje: uśmiechnijmy się do siebie i podajmy rękę. Tak samo mógłby powiedzieć kiedyś: podajmy rękę małżonkowi... Atmosfera w kościele w dużym stopniu zależy od księdza, bo to ksiądz ma prawo głosu, on mówi do wiernych, oni takiej możliwości nie mają. Ale przede wszystkim chodzi o to, aby poruszać sprawę agresji w rodzinie w kościele i wskazywać jak małżonkowie powinni sie do siebie odnosić, jak również do dzieci. Jest wiele okazji, żeby o tym mówić. A niestety księża o tym nie mówią, znam może jeden wyjątek. Agresywne zachowanie nie dotyczy tylko mężczyzn (podałam tylko przykład bliskich znajomych), krzyczą również kobiety: na męża, na dzieci.   Ludzie nie potrafią się ze soba komunikować, często dlatego że nie nauczyli się tego w domu, albo wprost wynieśli z domu bardzo złe wzorce. Umiejętności komunikowania się można się nauczyć również poza rodziną, zdecydowanie jest to umiejętność, którą dobrze jest opanować.
Oriana Bianka
16 lipca 2018, 18:19
@zbyszeks "Problem agresji w relacjach osób dorosłych to niestety droga do rozpadu relacji." Niestety tak. Nawet małżeństwa z długim stażem (np. 40-letnim) rozstają się z powodu agresji, po różnych próbach, że może się coś zmienić na lepsze. 
Zbigniew Ściubak
16 lipca 2018, 21:36
No to wtedy powstaje pytanie: Zmarnowane na swary i wzajemne waśni życie?
Zbigniew Ściubak
16 lipca 2018, 11:36
1. Każda przemoc rani. 2. Nie da się przeżyć bez ran. 3. Najgroźniejsza jest przemoc, która: a) prowadzi do naruszenia więzi b) stowarzyszona jest z negatywną emocją względem drugiej osoby 4. Najboleśniej ludzie odbierają agresję i przemoc psychiczną. 5. Istotnie, tutaj czapki z głów prze autorką, dochodzi do POMIESZANIA czy ZAMIANY ról. Agresor twierdzi, że to ofiara jest agresorem, bo jest powodem, dla którego agresor ma przykre emocje, które przecież "ma prawo" odreagować na drugim człowieku. Problem agresji (bo niekoniecznie przemocy) wobec dzieci jest b.trudny. Problem agresji w relacjach osób dorosłych to niestety droga do rozpadu relacji. Pomysł, że agresora "da się wychować", że "są sposoby", że "jakoś można", to mydlenie oczu. W większości wypadków, nie da się.
Oriana Bianka
16 lipca 2018, 09:41
Kolejny bardzo potrzebny artykuł na temat przemocy. Potrzebny, bo w relacjach rodzinnych było i jest wiele przemocy.  Krzyk jest agresją, przemocą - rani, krzywdzi, poniża, może doprowadzić do negatywnych zmian w psychice, nerwic i innych chorób. Często osoby, które wychowały się w domu, w którym krzyczano, mają skłonność do takich zachowań w życiu dorosłym. Krzykowi trzeba powiedzieć stop i pracować nad sobą, bo miłość do małżonka i dzieci wymaga pracy nad sobą.