Praca z dziećmi z zespołem Downa była dla mnie lekcją pokory

Praca z dziećmi z zespołem Downa była dla mnie lekcją pokory
(Fot. pl.depositphotos.com)

Zawsze podchodziłam do danego ucznia całościowo i tak, by nie zatrzymywać się na jego ograniczeniach - mówi Cecylia, która przez szesnaście lat pracowała w szkole specjalnej jako nauczyciel religii z uczniami z zespołem Downa. Dziś mówi, że każda lekcja religii była nie tylko spotkaniem nauczyciela religii z uczniem, ale również spotkaniem z Bogiem. Jak podkreśla, praca w szkole specjalnej była dla niej lekcją pokory.

Cecylia przez szesnaście lat pracowała jako katecheta w szkole specjalnej z dziećmi i młodzieżą z różnym stopniem niepełnosprawności. Jej podopiecznymi byli uczniowie z różnym stopniem upośledzenia intelektualnego i fizycznego, z opóźnieniami rozwojowymi, zaniedbani wychowawczo, z mózgowym porażeniem dziecięcym, dzieci i młodzież z autyzmem, a nawet niedosłyszące.

- Praca z tymi dziećmi była moim powołaniem. Jako katechetka starałam się przekazywać im dar wiary, który sama kiedyś jako młoda osoba otrzymałam od Boga. Dziś myślę, że ta głęboka dyspozycja wewnętrzna we mnie właśnie do takiej pracy była Bożą łaską - mówi dziś.  

DEON.PL POLECA

Szczególnie zaproszona czuła się jednak do pracy z osobami z zespołem Downa. Pracowała z nimi w szkole w ramach katechez indywidualnych, kiedy wychowankowie mieli przy tym również dodatkowe choroby współtowarzyszące, a także w małych 5-6 osobowych grupach. Uczyła religii dzieci i nastolatków w ramach programu „Szkoła Życia”, który jest dedykowany uczniom z zespołem Downa w wieku licealnym.

Przyznaje, że kiedy podejmowała pracę w szkole specjalnej, nie było wówczas systemowych rozwiązań edukacyjnych ani dopasowanych programów nauczania dla nauczycieli w szkołach specjalnych, tym bardziej dla nauczycieli religii. - Katecheci nie mieli doświadczenia w pracy z osobami niepełnosprawnymi. Wszystko musieliśmy robić od początku - podkreśla.

Stworzony program nauczania uczniów z zespołem Downa różnił się od programu nauczania w normalnej szkole. Tu zwracało się bardziej uwagę na lata i etapy nauczania, przysposobienia do życia niż na następujące po sobie co roku klasy.

Katechetka podkreśla, że zarówno w pracy katechety czy nauczyciela, było bardzo ważne, by blokady rozwojowe podopiecznych nie przysłaniały samych uczniów i by konkretna niepełnosprawność nie zniechęcała pedagogów w podejmowaniu tej szczególnej pracy każdego dnia.

- W mojej pracy starałam się zauważać po prostu człowieka. Kiedy staje się w oko w oko z niepełnosprawnym, mając przed sobą zebrany na jego temat opis specjalistów, co oczywiście jest konieczne i daje pewien rodzaj wglądu jego historię i jego rodziny, ocenę sprawności umysłowej danego ucznia, to nie daje to jednak pełnej wiedzy o nim. Nie możemy danej osoby zamykać w kręgu tych danych - mówi.

Cecylia dodaje, że kiedy spotykała w swojej pracy nauczyciela religii z osobą dotkniętą zespołem Downa, okazywało się, że w pracy z osobami z trisomią kierunkowe wykształcenie i nabyta wiedza nie zawsze wystarczały, a ważniejsze stały się inne wartości i umiejętności. - To wszystko okazywało się niewystarczające, bym mogła wejść z moim uczniem w dialog i by on mógł poczuć się bezpiecznie i dobrze przy mnie, a wreszcie bym mu mogła mówić o Bogu - dodaje.

- Było to dla mnie lekcją pokory, ponieważ wiedza w pewnym momencie, okazała się wręcz niemożliwa do przekazania - podkreśla i dodaje, że choć z zewnątrz mogło się wydawać, że jej praca nie dawała wymiernych efektów, to mogła natomiast pomóc danej osobie w rozwoju emocjonalnym, który stał się podstawą nauczania o Bogu i przekazywaniu wiary.

- Moja praca jako nauczyciela religii to było spotkanie z drugim, często bardzo potrzebującym człowiekiem, który sam nie był sam w stanie uświadomić sobie swoich potrzeb, również tych religijnych. Ta możliwość spotkania się dwóch osób, była dla mnie podstawą do dalszej pracy. Dzieci się rozwijały, stawały się ufne. Zmniejszał się dystans między nami, tworzyły się serdeczne więzy. Mogłam im mówić o Panu Bogu, o tym, jak się objawia człowiekowi w historii Kościoła przez postaci różnych świętych, w Piśmie Świętym w Słowie Bożym i to się udawało - dodaje.

A uczniowie byli różni i dużym wyzwaniem była również  ich integracja w jednej, choć małej grupie. Również dlatego, że oprócz wrodzonych barier, pochodziły z różnych rodzin. Od głęboko patologicznych, do normlanych rodzin.

- Niektóre dzieci nie chciały w ogóle mówić. Kiedy czuły się dobrze, to się do mnie po prostu uśmiechały, dały się wziąć za rękę. Dla niektórych z nich prawdziwym wyzwaniem było wyjście z domu do szkoły. Czasami naszym wspólnym osiągnięciem było to, że mój wychowanek wytrwał do końca danej lekcji - mówi.

- Starałam się być zawsze otwarta i czujna na potrzeby takich osób, ponieważ tylko w ten sposób mogłam liczyć na ich otwartość, a tym samym ich duchową przemianę przez rozwój uczuć religijnych - podkreśla.

Katechetka podkreśla, że obecnie szczęśliwie bardzo zmieniło się postrzeganie osób z zespołem Downa, ale nie było tak jeszcze 25 lat temu i dodaje, że praca z nimi była przywracaniem im godności, którą często z powodu swojej niepełnosprawności utraciły.

Jednak praca nauczyciela religii to coś więcej niż bycie dobrym pedagogiem, czy przestrzeń do spotkania z drugim człowiekiem. To również poznawanie Boga i spotkanie z Nim. - Chciałam przekazać tym dzieciom Miłość Bożą, Pokój, a także opowiedzieć, choć często w okrojonych treściach historię biblijną. Wiem, że na tych lekcjach był Bóg - podkreśla Cecylia.

- Siłą integrującą grupę była wspólna modlitwa, śpiew i nieustanne próby rozbudzania wznioślejszych potrzeb religijnych wśród dzieci, jak miłość do Boga - dodaje.

Praca Cecylii wychodziła również poza szkolne mury i miały bardzo konkretny wymiar. Kobieta przygotowywała również swoich wychowanków do sakramentów, organizowała wycieczki do kościoła. - Przygotowywałam je do chrztu, czasami już ja jako kilkuletnie dzieci, do bierzmowania - mówi i dodaje, że to odróżniało tę lekcję od innych przedmiotów.

Podkreśla, że dobro ofiarowane uczniom wraca. Przemieniało nie tylko ich, ale również ją samą. - Dało mi radość, kiedy patrzyłam, jak te dzieci się zmieniają. Mnie również dawało to poczucie satysfakcji i wewnętrznego dopełnienia - dodaje.

-  To mnie bardzo budowało, mimo że ta praca powodowała we mnie ogromne zmęczenie, to rekompensatą była radość tych dzieci. Wiem, że uczniowie lubili spędzać ze mną czas, który był dla mnie lekcją pokory - mówi.

- I chociaż nauczanie o Bogu osoby z zespołem Downa wymagało ode mnie dużej elastyczności i wrażliwości, to jako katecheta zachowałam - myślę i nie straciłam z oczu tego, co było w tej pracy najważniejsze, czyli przekazywania Dobrej Nowiny, tego, że każde z nich jest wyjątkowe w Jego oczach i kochane przez Boga - stwierdza.

- Życie tych dzieci nie wymknęło się Bogu z ręki - podsumowuje katechetka.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Bartosz Rajewski

Ostatni i rozstrzygający głos ma Słowo.
abp Grzegorz Ryś

Bóg jest. Trwa przy nas, choć w tym pandemicznym czasie chaosu, niepewności, a dla wielu również przejmującej samotności, stał się Kimś bardzo dalekim. Czujemy się obco...

Skomentuj artykuł

Praca z dziećmi z zespołem Downa była dla mnie lekcją pokory
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.