Ludzie bez telewizora
Zamiast śledzić na ekranie sportowe rozgrywki, sami idą poćwiczyć. Zamiast wzruszać się losami bohaterów telenowel - wolą przeżywać własne życie. Po prawie pięćdziesięciu latach panowania telewizora w polskich domach, coraz więcej osób uważa go za rzecz zbędną.
Odbiornik miał stanąć w salonie. Przed przeprowadzką do nowego mieszkania starannie wybrali dla niego miejsce na największej ścianie. Elektryk przygotował gniazdko. Postanowili, że wyszukają model dopasowany stylem i gabarytami do nowoczesnego wnętrza. - Mijały miesiące, a my ciągle mieliśmy inne, pilniejsze wydatki. Aż pewnego dnia uświadomiliśmy sobie, że telewizor nie jest nam do niczego potrzebny. - opowiada Krzysztof Jastrzębski, prawnik, dyrektor w jednym z państwowych urzędów.
Rodzina Anny Pleskot zrezygnowała z oglądania telewizji w podobnych okolicznościach. Stary odbiornik się zepsuł. Przyszedł fachowiec, obejrzał go, podrapał się po głowie i stwierdził, że nie opłaca się reperować. Pleskotowie przystąpili zatem do zakupu nowego odbiornika. - Zastanawialiśmy się nad wielkością i kształtem. Czy powinien być w czarnej, czy kremowej oprawie? Trzydzieści cali czy większy? Plazma czy ciekłokrystaliczny? Odwiedzaliśmy sklepy z elektroniką, przeglądaliśmy katalogi. Upłynął miesiąc, potem drugi. Aż w końcu mąż sam zaproponował: A może zrezygnujemy z telewizora? - opowiada Anna. Bez wahania przystała na tę propozycję. Bez telewizora żyją już pięć lat.
- Bezpośrednio po studiach wyjechaliśmy do Anglii. Powróciliśmy do mieszkania bez telewizora, za to z dzieckiem. Ktoś oddał nam telewizor z odzysku. No i kiedy go włączyliśmy, przeraziliśmy się. Dopiero wtedy dotarło do nas, jak wiele podczas naszej nieobecności się zmieniło. To, co obecnie emitują stacje, nie ma nic wspólnego z tym, czego od telewizji oczekujemy - czyli informacją i rozrywką na przyzwoitym poziomie. Uznaliśmy, że w takiej sytuacji telewizor wędruje do kąta. Pozostał tam do dziś. - mówi Katarzyna Głowacka, matka pięciorga dzieci, mieszkająca w Józefowie pod Warszawą.
Dla Jarosława Kiejana, informatyka z Warszawy, decydująca dla decyzji o rozstaniu z telewizorem była wizyta u lekarza: - Po dziesięciu godzinach pracy przed komputerem wracałem do domu, sadowiłem się w fotelu i rozpoczynałem zapping, czyli spacer po kanałach. Tak dla odprężenia, aż do zaśnięcia. Budziłem się nad ranem z pilotem w ręku i jazgotem telewizora w głowie. Aż okazało się, że mam poważne problemy z nadwagą i nadciśnieniem. Postanowiłem, że nie będę czterdziestoletnim inwalidą. Pożegnałem się z dawnymi nawykami. Telewizor oddałem jako pierwszy - znajomym na działkę.
Tak jak Jastrzębscy, Pleskotowie, Głowaccy czy Kiejan żyje coraz więcej z nas. Z badań przeprowadzonych jesienią ub.r. przez MillwardBrown SMG/KRC wynika, że w Polsce obywa się bez telewizora już 700 tys. gospodarstw domowych. Do jego braku przyznają się m.in. pisarze Andrzej Stasiuk i Krzysztof Varga, reżyser Mariusz Treliński, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, szef radia Wnet Krzysztof Skowroński oraz prof. Grzegorz Kołodko. Architekci, informatycy, prawnicy, politycy i artyści. Swoistą modę na nieoglądanie tworzą głównie ludzie młodzi, dobrze wykształceni i dobrze zarabiający.
"Dotychczas uważało się, że brak telewizora w domu to wręcz patologia. Tymczasem dzisiaj przy rekrutacji osób do naszego badania znalezienie młodych osób z telewizorem okazało się trudne." - komentowała w mediach Julia Izmałkowa, właścicielka firmy Izmałkowa Consulting.
Ci, którzy z telewizji zrezygnowali, uważają, że więcej na tym zyskują, niż tracą. - Nie zaprzątamy sobie głowy tym, co podają w mediach prorządowych. Wiadomości szukamy w Internecie. Sami wybieramy strony, do których mamy zaufanie. Nie ulegamy propagandzie. - przekonuje Katarzyna Głowacka.
- Zawsze myślałam, że mam podzielną uwagę. Mogę przecież zmywać i oglądać. Prasować i słuchać, co się na świecie dzieje. Telewizor miał być jedynie dodatkiem do innych czynności, które w domu i tak trzeba wykonać. A jednak - kiedy pracowałam przy włączonym telewizorze, raz po raz moją uwagę zakłócał przekaz. Odrywałam wzrok, by zobaczyć, co się dzieje. Uwagę przykuwały zwłaszcza wrzaski, na które instynktownie reagowałam podenerwowaniem. - wspomina Anna Pleskot.
- Od czasu do czasu oglądamy coś, kiedy jesteśmy u znajomych. Łapiemy się na tym, że z całej telewizyjnej oferty najbardziej podobają nam się reklamy. I wtedy utwierdzamy się w przekonaniu: Jak to dobrze, że nie mamy telewizora. - uśmiecha się Krzysztof Jastrzębski.
Jarosław Kiejan twierdzi, że ma lepsze samopoczucie, nie mówiąc już o poprawie zdrowia. Zamiast gapić się po nocach na transmisje i retransmisje meczów, wstaje o piątej rano i przebiega 10 km.
Oglądanie telewizji utożsamiane jest z zachowaniem stadnym. "Nie mam telewizora odkąd zacząłem studiować" - opowiadał niedawno "Rzeczpospolitej" aktor Tomasz Kot. - "dlatego żyję bez ciśnienia, jakie wytwarzają newsy. Zdałem sobie sprawę, co to znaczy, kiedy kręciliśmy film w hotelu. Wieczorem usiadłem z pilotem i zacząłem skakać po kanałach. W każdym serwisie informacyjnym wałkowane były te same trzy tematy. Kiedy następnego dnia zszedłem na śniadanie, zauważyłem, że wszyscy z mojej ekipy dyskutowali na jeden temat - jakby ktoś ich zaprogramował!".
Ci, którzy nie poddają się dyktatowi mediów elektronicznych, częściej chodzą do kina, bywają w teatrze, czytają książki. Więcej czasu poświęcają na rozmowy.
Anna Pleskot, jak twierdzi, odzyskała słuch: - Wcześniej wiedziałam tylko, czy muzyka gra czy nie gra. Z czasem nauczyłam się odróżniać jej rodzaje, teraz często jestem już w stanie zidentyfikować wykonawcę. - mówi z satysfakcją.
Ci, którzy często oglądają telewizję, nawet nie zauważają, jak bardzo oglądane na ekranie przygody bohaterów zastępują im realne życie. - Byłem zdumiony, kiedy usłyszałem dyskusję koleżanek śledzących perypetie postaci z telenoweli. Orientowały się w najdrobniejszych szczegółach życia bohaterów, opowiadały o tym barwnie, namiętnie, z zaangażowaniem. Jakby to, co zobaczyły na ekranie, przydarzyło się im samym. - opowiada Jastrzębski.
- Tam, gdzie telewizor jest włączony non stop, zanika kontakt między ludźmi - twierdzi Anna Pleskot. Kiedy trzeba przekrzykiwać głosy z tła, nie można skupić całej uwagi na rozmówcy. To powoduje, że kontakt jest uboższy. Nie obejmujemy percepcją drugiego człowieka.
Osoby, które telewizję porzuciły, korzystają z nowszego medium - Internetu. Są aktywni na portalach tematycznych, przeglądają strony komentatorów, do których mają zaufanie. Czasem sami prowadzą blogi. - To interaktywny kontakt ze światem. - śmieje się Anna Pleskot.
Wątpliwości, czy telewizor nie jest jednak niezbędny, powracają jednak, kiedy w domu pojawia się dziecko. - Nasza córka jeszcze nie poszła do przedszkola, więc na razie bajki ogląda w laptopie i traktuje to jako normę. - opowiada Jastrzębski. Ale i tak nad telewizor - oglądany na przykład u dziadków - przedkłada kontakt z ludźmi.
Głowaccy z kolei zgromadzili bogatą filmotekę i raz na tydzień organizują z dziećmi seanse kina domowego. - To jest prawdziwe święto. Poprzedzają je przygotowania popcornu, ciasta, znosi się krzesła do sali projekcyjnej. Oglądamy sprawdzony repertuar. Pozycje wartościowe, a nie to, co ktoś akurat postanowił wyemitować w telewizji. - opowiada Katarzyna Głowacka. I tylko ubolewa, że wielu z popularnych kiedyś pozycji polskiego kina - jak choćby "Panienki z okienka" - nie można kupić.
Ci, którzy nie mają telewizora, żałują czasem Teatru Telewizji czy niektórych programów emitowanych przez TVP Kultura lub Kino Polska. Podkreślają jednak, że powstrzymując się od gapienia w migający ekran, zyskują czas. A ten zawsze można wykorzystać bardziej pożytecznie.
Agnieszka Rybak jest dziennikarką i publicystką "Rzeczpospolitej"
Skomentuj artykuł