Toksyczna relacja matki i córki trwa już 40 lat
Córka mówi z wyrzutem: "Uwięziłaś mnie tutaj". Matka odpowiada: "Nikt cię nie zmuszał, tkwiłaś tu z własnej woli". Czczenie przeszłości i robienie reliktu ze swoich zranień grozi każdemu z nas.
"Jeśli chcesz zobaczyć, co jest za drugimi drzwiami, zamknij najpierw za sobą pierwsze. Nic dobrego nie przyjdzie ci ze stania w przeciągu" G. O’Donovan
Myślę, że te słowa trafiają do każdego, kto jest na rozdrożu, kto stoi przed ważnymi decyzjami. Jak to w życiu bywa, praktyka zwykle nie jest tak gładka jak najpiękniejsze nawet cytaty. Wybór oznacza stratę, a strata wymaga przeżycia żałoby. To nie jest miłe.
Przypływ i odpływ. Wznoszenie się i upadanie. Przyjmowanie i oddawanie. Krzyk i milczenie. Dwa przeciwstawne stany, ale przecież należące do tego samego życia. Przez większą część mojego żywota już sama myśl o stracie napawała mnie lękiem. Dar to dobro - w jakiekolwiek formie - a jego strata to zło. Bardzo wyraźnie i ostro to widziałam i definiowałam.
Broniłam się przed zmianami rękami i nogami, naiwnie zaklinając rzeczywistość. Nie pomogło, i straty nie ominęły również mnie. Pośród wielu większych czy mniejszych utrat, przyszła taka, która w moim mniemaniu równała się śmierci. A jednak przeżyłam, przez długi czas nie dowierzając, że życie może toczyć się dalej. Trudno mi było się rozstać, też z tym co już nie żyło.
Pielęgnowanie martwoty nie jest specjalnie rozwojowe, ale oznacza bycie w tym, co znajome. Wypłynięcie na nowy ląd oznacza ryzyko. Pójdź za mną - słowa Jezusa też nie dają w tym względzie poczucia bezpieczeństwa, nie mam mapy "reszty mojego życia". Droga jest odkrywana kawałek po kawałku. Im bardziej Mu ufam, tym lepiej jestem wyposażona na kolejny etap wędrówki. Brak decyzji o tym, żeby iść dalej i nie oglądać się za siebie sprawi, że utknę w jakimś korytarzu.
W swoim czasie bardzo mocno przemówiła do mnie historia dwóch kobiet, matki i córki, brawurowo zagranych przez Jessicę Lang i Drew Barymore. Po raz pierwszy życie mało znanych krewnych Jackie Kennedy świat ujrzał w 1975 r. w dokumencie braci Maysles. Słynni dokumentaliści weszli do posiadłości Szare Ogrody i spędzili z paniami Beale trochę czasu.
Trudno uwierzyć, że to co oglądamy, naprawdę ma miejsce. Mieszkańcami doprowadzonej do ruiny posiadłości na peryferiach Nowego Jorku, oprócz dwóch ekscentrycznych pań, są dzikie zwierzęta. W domu pozbawionym prądu, bieżącej wody, tonącym w śmieciach, odciętego od świata chaszczami i zaroślami, panie Bouvier Beale popijają herbatę z porcelanowych filiżanek ubrane w futra z norek. Zdają się nie zauważać, że obok nich na podłodze koty załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne.
Fabularna wersja tej historii pomaga zrozumieć, jak doszło do tego, że życie dwóch eleganckich niegdyś arystokratek toczy się w jednym z kilkunastu pokojów ogromnej willi. Co takiego się wydarzyło, że zdają się nie widzieć, iż w domu nie ma już służby, przyjęć, wystawnych kolacji?
Starsza z kobiet w wyniku życiowych rozczarowań - nieudanego małżeństwa i niespełnionego marzenia o karierze artystki estradowej, postanowiła zostać w przeszłości. Tyle, że czas rządzi się swoimi prawami (to trochę tak jak utknąć na ruchomych schodach). Do swojej alternatywnej rzeczywistości wciąga swoją córkę. Tkwią w toksycznej relacji przez 40 lat. Pod koniec filmu padają słowa pełne wyrzutu: "Uwięziłaś mnie tutaj". Matka odpowiada: "Nikt cię nie zmuszał, tkwiłaś tu z własnej woli".
Czczenie swojej przeszłości, robienie reliktu ze swojego zranienia grozi każdemu z nas. Często występuje to w zakamuflowanej formie. Jestem przekonana, że przez ten film Bóg mi powiedział: Idź i rozpraw się z bożkiem przeszłości. Zarówno wolność jak i więzienie jest przede wszystkim w tobie.
Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Agnieszki Banaś, która pracuje jako doradca rodzinny w Jezuickim Centrum Pomocy Psychologicznej i Duchowej - Manreza
Skomentuj artykuł