Zanim zaadoptujesz odratowanego kota

Do domów tymczasowych trafiają koty po przejściach - wyrzucone, chore, zdziczałe. Przygotowanie takiego kota do adopcji trwa nieraz miesiące. (fot. ♀Μøỳαл_Bгεлл♂ / flickr.com)
Barbara Matoga / slo

Ogłoszenie o kocie, który szuka domu ukazało się w porannej gazecie. Chętnych było sporo, choć kotka była niemłoda, a i urody dość pospolitej. Ostatnia osoba zadzwoniła wieczorem.

- Pokochałam tę kotkę od chwili, gdy zobaczyłam jej zdjęcie - powiedziała. - Ale przez cały dzień zastanawiałam się, czy będę dla niej dobrym domem. Bo mieszkanie mam małe, mieszkam sama i pracuję, więc kotka przez kilka godzin dziennie byłaby sama...

Dla domu tymczasowego, który poszukuje domów dla swoich podopiecznych takie wyznanie jest sygnałem, że trafił się odpowiedni człowiek. Zwłaszcza, że w czasie rozmowy, a następnie wizyty przedadopcyjnej potencjalna opiekunka dokładnie wypytywała o upodobania kotki, o to, co lubi jeść, jak znosi samotność, co należy jej przygotować, a nawet poprosiła o adres zaufanego weterynarza. I zaakceptowała warunek, by nie wypuszczać jej z domu, a okno zabezpieczyć, żeby kot z niego nie wypadł. W ten sposób Musia, zabiedzona kotka koczująca od lat pod krzakami, znalazła wspaniały, troskliwy dom.

Dobrych ludzi, którzy poruszeni kocim nieszczęściem pragną przygarnąć zwierzaka, na szczęście nie brakuje. Jednak wciąż zbyt mała jest wiedza o potrzebach kota i o warunkach, w jakich powinien przebywać, by żyć długo i bezpiecznie. W rozmowach z osobami chętnymi do adopcji zwierzęcia pojawiają się więc liczne nieporozumienia. - Ja chcę dać kotu dom, a pani wydziwia tak, jakbym miała adoptować dziecko. Chce się pani pozbyć tego kota, czy nie? - słyszą często tymczasowi opiekunowie. Tymczasem problem polega na tym, że nie chodzi o "pozbycie się kota", ale o znalezieniu mu dobrego domu.

DEON.PL POLECA


Do domów tymczasowych trafiają koty po przejściach - wyrzucone, chore, zdziczałe. Przygotowanie takiego kota do adopcji trwa nieraz miesiące. Na początku konieczna jest wizyta u weterynarza, który oceni ogólny stan zwierzęcia i przeprowadzi testy na choroby wirusowe oraz badania krwi, które wykażą, w jakiej jest kondycji. Wykryte choroby wymagają leczenia. Kot musi być też odrobaczony, następnie zaszczepiony, wreszcie poddany kastracji, bo żaden odpowiedzialny dom tymczasowy nie odda zwierzaka, który w przyszłości może zostać rozmnożony, powiększając skalę kociego nieszczęścia. Wyjątkiem są tu małe kociaki; w ich przypadku do zabiegu kastracji musi zobowiązać się nowy opiekun. Nie trzeba chyba dodawać, ile czasu i pieniędzy pochłania taka działalność.

Mało kto zdaje sobie jednak sprawę ze skali poświęcenia, jakiej wymaga ratowanie zabiedzonego kota. I stąd zdziwienie, a nawet oburzenie, gdy tymczasowy opiekun pyta o warunki, jakie potencjalny dom może mu zapewnić. - Nie wypuszczać kota z domu? To nieludzkie, nie będę więzić stworzenia w czterech ścianach - słyszą nieraz wolontariusze, natychmiast po opowieści, że poprzedni kot zginął pod kołami samochodu. Zabezpieczyć siatką okno lub balkon? - Nie będę mieszkać w więzieniu, a przecież kot spada na cztery łapy - pada odpowiedź, choć z rozmowy wynika, że osoba ta mieszka na wysokim piętrze i kiedyś kot z okna wypadł.

Chętni do adopcji mają także swoje wymagania. Pragną gwarancji, że kot zawsze będzie zdrowy, że nie zniszczy mebli i firanek, nie podrapie dziecka, nigdy nie nabrudzi poza kuwetą. Niektórzy domagają się także dostarczenia wraz z kotem pełnej wyprawki - posłanka, transportera, miseczek, kuwety. Tych, którzy zdają sobie sprawę, że dom tymczasowy już poniósł poważne koszty opieki nad kotem i proponują ich zwrot jest - niestety - niewielu.

Niektórzy z oburzeniem reagują też na wiadomość, że kot jest lub będzie musiał być wykastrowany. Mity na temat "okaleczonych" przez kastrację zwierząt, które po tym zabiegu robią się "leniwe, otyłe i nieszczęśliwe" są w społeczeństwie nadal bardzo silnie rozpowszechnione. Racjonalne argumenty - o powiększaniu kociej bezdomności, o nowotworach, które grożą niewysterylizowanym kotkom, nawet o niemiłych zapachach, jakie rozsiewa niekastrowany kocur - do wielu osób nie docierają. A w przypadku kotów o wyjątkowej urodzie, np. modnych ostatnio rudzielców czy też przypominających rasowe, chętni do adopcji wręcz oznajmiają, że chcą dorobić się równie ładnych kociaków. Nad tym, co z tymi kociakami stanie się później, jakoś się nie zastanawiają.

W rozmowach ze zgłaszającymi się po zwierzaka poważnym problemem bywa stwierdzenie, że "kotek ma być prezentem". Zdarza się bowiem, że obdarowany nie jest takim upominkiem zachwycony, a dziecko, które dostało żywy prezent, nie potrafi się z nim obchodzić - i zostało np. podrapane. Trudne bywają też rozmowy z osobami starszymi, które zaplanowały adoptowanie młodego kota lub kociaka. Sugestie, że kot może przeżyć opiekuna i zostać porzucony przez rodzinę są - ze zrozumiałych zresztą względów - przyjmowane jako obraza. Ale i o tym tymczasowy opiekun kota musi także myśleć.

Kolejnym punktem zapalnym w rozmowach z chętnymi do adopcji kota jest propozycja wizyty przedadopcyjnej i podpisanie umowy. Oba te elementy nieraz są traktowane jako wyraz braku zaufania i ingerowanie w prywatność. Ludziom trudno zrozumieć, że nikt odpowiedzialny nie odda odratowanego kota w nieznane miejsce, że chce sprawdzić, czy to, co przekazano w rozmowie telefonicznej jest zgodne z prawdą. A umowa adopcyjna niesie za sobą nie tylko obowiązki adoptującego - takie, jak zapewnienie kotu wyżywienia, opieki weterynaryjnej i możliwości dowiadywania się o jego los. Daje także prawo oddania kota do domu, z którego został wydany, jeśli nowy opiekun z jakichś powodów nie poradzi sobie z pupilem. Chodzi więc o to, by niechciany zwierzak nie trafił do schroniska lub na ulicę.

Kuriozalne propozycje typu: "proszę przesłać kota pocztą" lub "o karmieniu nie będę rozmawiać, bo kot będzie mieszkać w stodole i łowić myszy" albo "wezmę tego kota, bo kolorystycznie pasuje mi do mieszkania" nie zasługują nawet na komentarz. Choć wcale nie należą do rzadkości.

Nie traktujmy więc pytań ludzi, którzy szukają domu dla odratowanego kota, przeważnie ofiary ludzkiej głupoty, bezmyślności lub okrucieństwa, jako przejawów złośliwości czy dziwactwa. Koty bywają wydawane do domów wychodzących, jeśli okolica jest bezpieczna, a teren ogrodzony. Trafiają też do ludzi, których nie stać na karmę z najwyższej półki, ale mogą dać zwierzęciu schronienie i miłość. Zabezpieczenie okien, choćby metalową moskitierą, zwiększa także bezpieczeństwo dzieci i chroni przed dokuczliwymi owadami. Wysłuchując pytań i zastrzeżeń tymczasowego opiekuna pamiętajmy, że chodzi mu tylko o jedno - by kot, który ma za sobą dramatyczne przejścia trafił wreszcie do kochającego i odpowiedzialnego człowieka.

Źródło: Zanim zaadoptujesz kota

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zanim zaadoptujesz odratowanego kota
Komentarze (2)
20 czerwca 2011, 13:53
Dzikie koty należy zostawić samym sobie. Nie ratować ich, nie zabierać do domów, bo ich naturalnym środowiskiem jest świat zewnętrzny. Dlatego na przyszłość niech autor, zamiast szukać chętnych do adopcji kota, pomoże niedożywionym dzieciom, bo one naprawdę potrzebują pomocy.
PW
Puchatek w kitlu
17 czerwca 2011, 20:59
Zanim powiesz sakramentalne tak,a potem wrzucisz obrączki do ścieków-wiedz, że  " nie warto się żenić"